Arsis, 6 stycznia 2024
Czekam w cieniu. Ty, wychodzisz ze światła. Cała w świetle, w świetlistej aureoli.
Wychodzisz. Wyłaniasz się. Zstępujesz…
Jestem ukryty w cieniu
pod powałą
ciężkiego mroku.
Widzę ciebie. O, jakże wiele widzę!
Czy ty płoniesz?
Zaiste, jakbyś płonęła rojem gwiazd, które mżą miliardami iskier
na twojej długiej do samej ziemi, mniszej czarnej szacie.
Idziesz powoli, rozjarzając witraże,
wiszące płótna obojętnych twarzy…
Ja tu czekam na ciebie od zawsze, w misterium nocy,
w rozgorączkowanej melancholii
nacierających zewsząd zwidów i mar.
Czemu tak płoniesz?
Ciągniesz kometarny warkocz
swoich długich włosów,
przybywając z lodowatej pustki kosmosu.
Jesteś tu jeszcze?
Czy to tylko
o tobie wyobrażenie?
Twoje długie włosy
rozciągnięte w czasie niczym warkocz Andromedy…
Migoczące refleksy
schodzą z łukowatego sklepienia,
na kamienną posadzkę,
na pełne naskalnych malowideł ściany…
W chóralnym śpiewie organów, w akordach, w strumieniach ponownego stworzenia…
Stajesz na środku przed ławami pełnymi skrzydlatych cieni.
Rozkładasz szeroko ramiona cała w czerni i w czarnej na głowie infule.
I w tej biskupiej kreacji odchylasz się powoli w tył,
wywracając z jękiem białka zamglonych oczu.
Osiągasz potęgę orgazmu, w którym nie ma zmiłowania,
tylko galopada, galopada, galopada, coraz intensywniejsza, nieubłagana galopada…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-25)
***
https://www.youtube.com/watch?v=IJp9JTVKGxU
Arsis, 6 stycznia 2024
Jest tutaj tyle czasu. Za dużo jest tego czasu, który wiruje i kłębi się w oceanie powietrza.
Nadciągający mrok idzie polami,
nadciąga szeptem w podmuchach szeleszczącego wiatru.
Wiesz, chciałbym wyśpiewać,
wyśpiewać głośno.
Wyśpiewać
chrapliwym
głosem….
Wyśpiewać!
Płyniesz tu.
Płyniesz
wewnątrz niczego, wewnątrz,
w podziemiu, w ziemi. Wewnątrz niczego…
Wieje chłodem ten przeciąg trzaskający jakimiś dalekimi drzwiami. I wspina się
po ornamentach pozrywanych tapet, które liżą mnie czule po twarzy.
W deszczu wirujących płatków spopielonego czasu, co opadają na zamknięte powieki,
na brwi, włosy, coś się do mnie przymila i łasi. Mruga porozumiewawczo w oparach absurdu.
…
Przechodzą obok mnie. Idą pojedynczo albo parami.
Wychodzą ze ścian,
wchodząc na powrót w ściany.
Skąd to się nagle tu wzięło?
Nie
wiem.
Z szerokich mankietów peleryn do samej ziemi
wystają ich kościste palce kościstych dłoni…
Idą powoli i w pochyleniu.
Klekoczą
kośćmi szkieletów…
Zamykam
oczy.
Zaciskam
mocno powieki…
To się przejawia pod postacią kalejdoskopowych wizualizacji zmieniających płynnie
swoje niepojęte gorączką kształty.
Zapomniałem, gdzie to było.
Z pewnością, gdzieś tutaj albo nigdzie…
Nie pamiętam miejsca tego upadku.
Nie pamiętam tego uderzenia meteoru…
Gdzie ty jesteś?
Nie.
To ja wołam
do samego siebie,
aby odzyskać
swoje odbicie w lustrze.
Wznoszę oburącz napełniony kielich pod światło wiszącej lampy, pod czujnym wzrokiem
mistrza ceremonii.
Tej piekielnej nocy. W tej piekielnej otchłani,
co kłębi się we mnie, co szumi i szeleści,
i postukuje cicho w ciemnych kątach opuszczonych pokoi…
Tak sobie mówię do samego siebie,
próbując zagłuszyć
te westchnienia sennych widm,
jakby mniszej modlitwy.
Coś do mnie mówią, nie-mówią.
Coś szepczą w meandrach mojego mózgu.
I patrzą tymi białymi oczodołami
w białych czaszkach jakichś pradawnych ptaków.
Ich wydłużone dzioby
jak maski
średniowiecznych lekarzy,
przechadzających się nocą
po ulicach zadżumionego miasta.
Idących powoli z pochodniami w rękach,
oświetlając puste bramy i puste okna, puste place, puste…
Ktoś tu umarł straszliwą śmiercią samotności, w malignie zapomnienia…
W srebrzystej poświacie zimnej nocy spirala schodów. Wytarta , błyszcząca poręcz…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-24)
***
https://www.youtube.com/watch?v=0VR178NCTCM
Arsis, 6 stycznia 2024
Spójrz, ja tu, ty, gdzie indziej… Ty, gdzieś tam, ty, gdzieśkolwiek, gdzieś…
Spójrz, nie ma już nic, albowiem jest tylko nic,
gdzie nic jest w tej właśnie nicości, jedynej
takiej…
Nie wiem, dokąd iść, tak jak się idzie
w noc bezkresną, w mrok i chłód.
Nie wiem. Już nic nie wiem.
Powiedz mi, czy ty mnie…
Dobrze, jeśli nie chcesz nic mówić, milcz.
Milcz w tej ekstazie oczekiwania, w tym bezlitosnym pulsowaniu czasu,
który dudni w żyłach, w głowie i w sercu, i który…
Czy
ty
mnie…
Nie dostrzegasz mnie,
mrużąc załzawione
od wiatru oczy.
Albo dostrzegasz,
tylko udajesz niewidzenie.
Na tych polach zasnutych mgłą ze stogami siana,
z przekrzywionym płotem wokół samotnego domu…
Kto
tu
jest?
Kto?
Opuszczone to wszystko i ciche
tą cichością zagnieżdżoną
w ślepym kącie sanktuarium.
Wiesz, ja się
zmieniłem
od tamtego czasu.
Jestem jak ten brodaty faun,
co klęczy na brzegu
i przegląda się w spokojnym nurcie rzeki
na podobieństwo pochylonego, starego drzewa.
Dokąd tak idę
w tym zapamiętaniu?
Idę, bo szukam, przechodząc przez bramy z mgieł i powietrza.
Zbieram rozrzucone na polu dawne momenty niczym ziarna życiodajnej gleby.
Czy
ty
mnie,
powiedz.
Czy ty…
Przedzieram się przez niepotrzebne nikomu zagaje
W chłodzie, w mroku, w oblepiającej mnie
miękkim całunem wilgoci, jakby pocałunkiem.
Szum. Na liściach szmer
padającego deszczu.
Na drodze, na rozmokłej ziemi. Na rozmiękłej…
To wciąż szumi, w uszach.
Sam już nie wiem,
co jest realnym
spostrzeżeniem rzeczy,
a co fantasmagorią potrójnego wniebowstąpienia we śnie.
Sam już
nie wiem.
Ale jak mam wiedzieć i co?
Kiedy ty, kiedy tak…
Czy ty mnie, powiedz. Czy ty…
Widzę zapłakane oczy mojej umarłej już matki,
kiedy idzie polami, kiedy tak idzie serpentyną dróg.
Skąd
ten
płacz?
Ona wie.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-13)
***
https://www.youtube.com/watch?v=eFGp_OHlFzc
sam53, 6 stycznia 2024
ogród zbudził się w bieli - zima śniegiem wzeszła
zaplątane w listopad schowały się liście
dwie kałuże ślizgawki nie myślą o deszczach
chociaż jedna do drugiej okiem nieraz błyśnie
roziskrzyły się gwiazdy w srebrzystych paprociach
tak jak kwiaty na szybach w regularnych wzorach
pewnie krukom i wronom znów się śniła wiosna
całym stadem zleciały - czy choć na nie pora
sople wiszą u dachu - strącam je jak z wiersza
w chłodzie drżą metafory - śnieg skrzypi pod butem
tylko wiatr gra jak wariat jakieś smutne scherca
mnie przy tobie z miłości innym za pokutę
Sztelak Marcin, 6 stycznia 2024
Znaki zodiaku spoglądają z ironią
na poranne starania o otworzenie oczu,
pościel wciąż pęta kolejny dzień,
który zaświtał, jak zwykle od niechcenia.
Cała droga mleczna i ja, odrobinę skonsternowany
fragmentami snu osiadłymi na ścianie.
Z trudem zbierając jawę porozrzucaną tu i tam
niestabilnie sunę wraz z wskazówką
rozregulowanego zegara.
Uparcie tykanie ma lepszy wpływ na pamięć
niż bezładnie porozrzucane zdjęcia.
Bez znaczenia, skoro w rondlu wrze
wczorajszy dekokt na śniadanie.
A wszechświat i tak ma gdzieś wszelkie
starania, obojętny doskonale.
Więc doczekać do zmroku i znowu sumować
odległe punkciki dawno umarłych gwiazd.
Takie irracjonalne zadanie wymyślone w zastępstwie
liczenia baranów. Conocna papka majaków i słów.
Kosmos zredukowany do monotonnego mamrotania.
kb, 6 stycznia 2024
podstarzali uciekinierzy
od emocjonalnych kobiet
zaczynają za nimi tęsknić
gdy wydeptana podłoga
przestaje chłonąć szmer
ociężałych kroków
jakby w drodze
do podniebnej poczekalni
altruizm chciał wyprzedzić
zgorzkniałość
o siwy włos
kończy się nieumiarkowane
podjadanie przekwitłej manny
w przeddzień wiecznego
bólu brzucha
Adam Pietras (Barry Kant), 6 stycznia 2024
Niedziela.
Żaluzje nie wpuszczają
Słońca.
Ani nie słychać dziś ptaków.
I nic nie koncetruje się.
Może na tym jak włosy porastają
Ciało.
Na tym jak słychać rozmowę z ulicy.
Na tym jak kropla spływa po skórze
Na czarny fotel.
Poza tym nie ma przecież nic, bo
Świadek myli się z natury rzeczy.
sam53, 6 stycznia 2024
nie budź myśli kiedy szronem drży dzień dobry
sen o tobie na firance się zatrzymał
w środku nocy ktoś za oknem świerki okrył
proszę nie mów że wróciła śnieżna zima
białym szalem rozłożyła się na płotach
czuję się jak w cudnej bajce - mój najdroższy
w roziskrzonych słońcem płatkach chcę cię kochać
niechaj piękna sen z firanki nam zazdrości
otuliłabym cię sercem szczerozłotym
rozświetliła cyrkoniami każdy ranek
w tym szaleństwie chcę przy tobie trwać jak motyl
a nie z piątku na sobotę
ach Kochanie
Adam Pietras (Barry Kant), 6 stycznia 2024
Na tle nieskończonej białej kartki
Próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie
Na sekundę wejrzenia.
Na nic jeziora i jaskółcze kręgi
Choć oglądam je codziennie
W swojej melankoliji.
Jakże piękne są drogi dębu
I pszczół
Ja jednak noszę inną wątpliwość.
Yaro, 5 stycznia 2024
niegdyś nie wiedziałem że
cisza boli zaciśnięte usta
słowa na uwięzi
przecież tyle do powiedzenia
łokciami mierzę przestrzeń
między oknem a starym fotelem
na szybie rosa
niebo też samo sobie
czasem zagrzmi
rozświetli mrok błyskawicą
czasem słońce
na wargach od alkoholu opuchniętych
cieszę się chwilą w amoku
przez ułamki wyrwane siłą
często łzy goszczę na policzku
czasem przyjdzie komornik mnie odwiedzić
zabiera wszystko co mu pod rękę
takie małe tornado
innym razem listonosz
z wiadomością niekoniecznie ważną
nade mną myśli jak plac na łysinie jasnej
z pustego nawet żydowski król nie naleje
w moim świecie samotność kilka marzeń
no i ten oto wiersz
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
29 listopada 2024
2911wiesiek
29 listopada 2024
Andrzejkowy pocałuneksam53
29 listopada 2024
0026absynt
29 listopada 2024
Fatamorganaabsynt
29 listopada 2024
Wnoszę prośbędoremi
29 listopada 2024
biżujeśli tylko
28 listopada 2024
IkarJaga
28 listopada 2024
2811wiesiek
28 listopada 2024
czarno-biała pareidoliasam53
28 listopada 2024
"być kobietą, byćabsynt