sam53, 8 stycznia 2024
dzień za dniem z poezją
noc rozjaśniona wierszem
nieskończone sny opowiedziane nad ranem
nieśmiałe słowa chwytające za serce
fascynacja rozbudzona wiosną
w jednej chwili pomyśleliśmy o ogrodzie w kwiatach
całowały nas gladiole i kosmosy
dotykały róże bez kolców
biegaliśmy w deszczu
pomiędzy ogromnymi talerzami słoneczników
w tysiącach słońc miodnego lipca
w chmurach perseidów upalnych sierpniowych wieczorów
z nadzieją na dojrzałe soczyste jabłka
jesienny spacer we dwoje
.
dziś przy kawie
obiecałem pójść za twoim głosem
Sztelak Marcin, 8 stycznia 2024
Można by wspomnieć o słońcu
lub księżycu
powoli spadającym w toń,
jednak tylko czerń w różnych odcieniach.
Nawet nie widać
niknących kręgów aby przypomnieć sobie
o przemijaniu
albo porozmyślać o sensie istnienia.
Można jedynie za pomocą dłoni
lewej sprawdzić
czy prawa jest odpowiednio zaciśnięta
w pięść.
Ewentualnie z wolna przesunąć
po twarzy,
niezbyt dobrze znanej,
chociaż niezaprzeczalnie własnej.
Można też głośno wyartykułować
liczne zdania,
co i tak nie zmieni zewnętrza,
a i wewnątrz
wszystko będzie mniej więcej
takie samo.
Woda pozostanie wodą, czerń
zamieni się miejscami z inną czernią.
Prawa ręka opadnie bezwładnie,
z otwartej dłoni wyleci
ostatnie,
już zupełnie niepotrzebne, westchnienie.
Marek Gajowniczek, 8 stycznia 2024
Jutro martwą cię zobaczę
i wciąż nie wiem jak to zniosę?
Może już się nie popłaczę.
Żegnaj - szepnę cichym głosem.
.
A Twój spokój serce zmrozi
zimnym chłodem białych róż.
Trudno, stało się, odchodzisz.
pozostał mi Anioł Stróż.
.
Razem z Nim na życia progu
w pieśń zmienimy mą tęsknotę,
bom Cię wcześnie oddał Bogu,
nie myśląc jak z nią żyć potem.
.
Szukać Ciebie każe dusza,
w mrocznych snów ciemnej dolinie.
Usłysz swego Orfeusza
i wspomnieniem zostań przy mnie.
.
Na ulicach ślizgawica.
W niej orszaków barwnych gwar.
Wybacz... już mnie nie zachwyca
widok przytulonych par.
Świat spowiły mgieł zasłony.
Rwie korony wiatrów splot.
prosto w oczy zadziwiony
patrzy uparcie nasz kot.
kb, 7 stycznia 2024
dzisiaj - być wolnym
od filozoficznego zadęcia
nad mocnymi stronami
skoro w południe ktoś potrafił
nie zniszczyć trawnika
równie dobrze o północy można nie ulec
natrętnej myśli o piciu
gdy na murach ostrzegają napisy
jest jakiś wybór
chociaż na przykład „(...) ty stary rowerze”
brzmi obrazowo płytko jak „boże spraw
by mi się chciało tak jak
się nie chce”
do wybuchu weny więcej nie trzeba
dla pewności najlepiej uderzyć
spoconym czołem
w serce innej
/ innego gamonia
Arsis, 6 stycznia 2024
Czekam w cieniu. Ty, wychodzisz ze światła. Cała w świetle, w świetlistej aureoli.
Wychodzisz. Wyłaniasz się. Zstępujesz…
Jestem ukryty w cieniu
pod powałą
ciężkiego mroku.
Widzę ciebie. O, jakże wiele widzę!
Czy ty płoniesz?
Zaiste, jakbyś płonęła rojem gwiazd, które mżą miliardami iskier
na twojej długiej do samej ziemi, mniszej czarnej szacie.
Idziesz powoli, rozjarzając witraże,
wiszące płótna obojętnych twarzy…
Ja tu czekam na ciebie od zawsze, w misterium nocy,
w rozgorączkowanej melancholii
nacierających zewsząd zwidów i mar.
Czemu tak płoniesz?
Ciągniesz kometarny warkocz
swoich długich włosów,
przybywając z lodowatej pustki kosmosu.
Jesteś tu jeszcze?
Czy to tylko
o tobie wyobrażenie?
Twoje długie włosy
rozciągnięte w czasie niczym warkocz Andromedy…
Migoczące refleksy
schodzą z łukowatego sklepienia,
na kamienną posadzkę,
na pełne naskalnych malowideł ściany…
W chóralnym śpiewie organów, w akordach, w strumieniach ponownego stworzenia…
Stajesz na środku przed ławami pełnymi skrzydlatych cieni.
Rozkładasz szeroko ramiona cała w czerni i w czarnej na głowie infule.
I w tej biskupiej kreacji odchylasz się powoli w tył,
wywracając z jękiem białka zamglonych oczu.
Osiągasz potęgę orgazmu, w którym nie ma zmiłowania,
tylko galopada, galopada, galopada, coraz intensywniejsza, nieubłagana galopada…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-25)
***
https://www.youtube.com/watch?v=IJp9JTVKGxU
Arsis, 6 stycznia 2024
Jest tutaj tyle czasu. Za dużo jest tego czasu, który wiruje i kłębi się w oceanie powietrza.
Nadciągający mrok idzie polami,
nadciąga szeptem w podmuchach szeleszczącego wiatru.
Wiesz, chciałbym wyśpiewać,
wyśpiewać głośno.
Wyśpiewać
chrapliwym
głosem….
Wyśpiewać!
Płyniesz tu.
Płyniesz
wewnątrz niczego, wewnątrz,
w podziemiu, w ziemi. Wewnątrz niczego…
Wieje chłodem ten przeciąg trzaskający jakimiś dalekimi drzwiami. I wspina się
po ornamentach pozrywanych tapet, które liżą mnie czule po twarzy.
W deszczu wirujących płatków spopielonego czasu, co opadają na zamknięte powieki,
na brwi, włosy, coś się do mnie przymila i łasi. Mruga porozumiewawczo w oparach absurdu.
…
Przechodzą obok mnie. Idą pojedynczo albo parami.
Wychodzą ze ścian,
wchodząc na powrót w ściany.
Skąd to się nagle tu wzięło?
Nie
wiem.
Z szerokich mankietów peleryn do samej ziemi
wystają ich kościste palce kościstych dłoni…
Idą powoli i w pochyleniu.
Klekoczą
kośćmi szkieletów…
Zamykam
oczy.
Zaciskam
mocno powieki…
To się przejawia pod postacią kalejdoskopowych wizualizacji zmieniających płynnie
swoje niepojęte gorączką kształty.
Zapomniałem, gdzie to było.
Z pewnością, gdzieś tutaj albo nigdzie…
Nie pamiętam miejsca tego upadku.
Nie pamiętam tego uderzenia meteoru…
Gdzie ty jesteś?
Nie.
To ja wołam
do samego siebie,
aby odzyskać
swoje odbicie w lustrze.
Wznoszę oburącz napełniony kielich pod światło wiszącej lampy, pod czujnym wzrokiem
mistrza ceremonii.
Tej piekielnej nocy. W tej piekielnej otchłani,
co kłębi się we mnie, co szumi i szeleści,
i postukuje cicho w ciemnych kątach opuszczonych pokoi…
Tak sobie mówię do samego siebie,
próbując zagłuszyć
te westchnienia sennych widm,
jakby mniszej modlitwy.
Coś do mnie mówią, nie-mówią.
Coś szepczą w meandrach mojego mózgu.
I patrzą tymi białymi oczodołami
w białych czaszkach jakichś pradawnych ptaków.
Ich wydłużone dzioby
jak maski
średniowiecznych lekarzy,
przechadzających się nocą
po ulicach zadżumionego miasta.
Idących powoli z pochodniami w rękach,
oświetlając puste bramy i puste okna, puste place, puste…
Ktoś tu umarł straszliwą śmiercią samotności, w malignie zapomnienia…
W srebrzystej poświacie zimnej nocy spirala schodów. Wytarta , błyszcząca poręcz…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-24)
***
https://www.youtube.com/watch?v=0VR178NCTCM
Arsis, 6 stycznia 2024
Spójrz, ja tu, ty, gdzie indziej… Ty, gdzieś tam, ty, gdzieśkolwiek, gdzieś…
Spójrz, nie ma już nic, albowiem jest tylko nic,
gdzie nic jest w tej właśnie nicości, jedynej
takiej…
Nie wiem, dokąd iść, tak jak się idzie
w noc bezkresną, w mrok i chłód.
Nie wiem. Już nic nie wiem.
Powiedz mi, czy ty mnie…
Dobrze, jeśli nie chcesz nic mówić, milcz.
Milcz w tej ekstazie oczekiwania, w tym bezlitosnym pulsowaniu czasu,
który dudni w żyłach, w głowie i w sercu, i który…
Czy
ty
mnie…
Nie dostrzegasz mnie,
mrużąc załzawione
od wiatru oczy.
Albo dostrzegasz,
tylko udajesz niewidzenie.
Na tych polach zasnutych mgłą ze stogami siana,
z przekrzywionym płotem wokół samotnego domu…
Kto
tu
jest?
Kto?
Opuszczone to wszystko i ciche
tą cichością zagnieżdżoną
w ślepym kącie sanktuarium.
Wiesz, ja się
zmieniłem
od tamtego czasu.
Jestem jak ten brodaty faun,
co klęczy na brzegu
i przegląda się w spokojnym nurcie rzeki
na podobieństwo pochylonego, starego drzewa.
Dokąd tak idę
w tym zapamiętaniu?
Idę, bo szukam, przechodząc przez bramy z mgieł i powietrza.
Zbieram rozrzucone na polu dawne momenty niczym ziarna życiodajnej gleby.
Czy
ty
mnie,
powiedz.
Czy ty…
Przedzieram się przez niepotrzebne nikomu zagaje
W chłodzie, w mroku, w oblepiającej mnie
miękkim całunem wilgoci, jakby pocałunkiem.
Szum. Na liściach szmer
padającego deszczu.
Na drodze, na rozmokłej ziemi. Na rozmiękłej…
To wciąż szumi, w uszach.
Sam już nie wiem,
co jest realnym
spostrzeżeniem rzeczy,
a co fantasmagorią potrójnego wniebowstąpienia we śnie.
Sam już
nie wiem.
Ale jak mam wiedzieć i co?
Kiedy ty, kiedy tak…
Czy ty mnie, powiedz. Czy ty…
Widzę zapłakane oczy mojej umarłej już matki,
kiedy idzie polami, kiedy tak idzie serpentyną dróg.
Skąd
ten
płacz?
Ona wie.
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-13)
***
https://www.youtube.com/watch?v=eFGp_OHlFzc
sam53, 6 stycznia 2024
ogród zbudził się w bieli - zima śniegiem wzeszła
zaplątane w listopad schowały się liście
dwie kałuże ślizgawki nie myślą o deszczach
chociaż jedna do drugiej okiem nieraz błyśnie
roziskrzyły się gwiazdy w srebrzystych paprociach
tak jak kwiaty na szybach w regularnych wzorach
pewnie krukom i wronom znów się śniła wiosna
całym stadem zleciały - czy choć na nie pora
sople wiszą u dachu - strącam je jak z wiersza
w chłodzie drżą metafory - śnieg skrzypi pod butem
tylko wiatr gra jak wariat jakieś smutne scherca
mnie przy tobie z miłości innym za pokutę
Sztelak Marcin, 6 stycznia 2024
Znaki zodiaku spoglądają z ironią
na poranne starania o otworzenie oczu,
pościel wciąż pęta kolejny dzień,
który zaświtał, jak zwykle od niechcenia.
Cała droga mleczna i ja, odrobinę skonsternowany
fragmentami snu osiadłymi na ścianie.
Z trudem zbierając jawę porozrzucaną tu i tam
niestabilnie sunę wraz z wskazówką
rozregulowanego zegara.
Uparcie tykanie ma lepszy wpływ na pamięć
niż bezładnie porozrzucane zdjęcia.
Bez znaczenia, skoro w rondlu wrze
wczorajszy dekokt na śniadanie.
A wszechświat i tak ma gdzieś wszelkie
starania, obojętny doskonale.
Więc doczekać do zmroku i znowu sumować
odległe punkciki dawno umarłych gwiazd.
Takie irracjonalne zadanie wymyślone w zastępstwie
liczenia baranów. Conocna papka majaków i słów.
Kosmos zredukowany do monotonnego mamrotania.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
29 listopada 2024
2911wiesiek
29 listopada 2024
Andrzejkowy pocałuneksam53
29 listopada 2024
0026absynt
29 listopada 2024
Fatamorganaabsynt
29 listopada 2024
Wnoszę prośbędoremi
29 listopada 2024
biżujeśli tylko
28 listopada 2024
IkarJaga
28 listopada 2024
2811wiesiek
28 listopada 2024
czarno-biała pareidoliasam53
28 listopada 2024
"być kobietą, byćabsynt