19 march 2025

Ciało, z którym by się chciało

Cz. VII z cyklu "Życie Marcela jako nieustanne unikanie pokus"

+18

Do Lublina pojechałem nocnym pociągiem. O świcie byłem już w dzielnicy, gdzie zajmowaliśmy połowę bliźniaka. Kiedy otwierałem furtkę, dostrzegłem na sąsiednim podwórku pana Stefana wychodzącego do pracy. Zobaczywszy mnie, splunął pod nogi i odwrócił się, nie odpowiadając na moje pozdrowienie.

Nie zdziwiło mnie to. W sumie miał rację. Zawiodłem na całej linii. W Sylwestra miałem zająć się jego pupilem - dać mu przygotowany zastrzyk uspokajający, zanim zaczną się fajerwerki, i ogólnie pilnować, by nic mu się nie stało. Niestety, impreza, która odbywała się tego roku u mnie, rozkręciła się za wcześnie i nikt nie pamiętał o kundlu pałętającym się pod nogami. Tankowaliśmy równo i do północy wszyscy byli nawaleni w trzy dupy, a Krystian nawet zaliczył atak histerii, gdy ze zmoczonym łbem wpadł do pokoju, drąc się wniebogłosy, że ktoś chciał go utopić.

- Klapa od sedesu spadła ci na łeb, debilu! - wybełkotał Arnold i walnął mu w udo strzykawką ze środkiem uspokajającym dla Maksa. To był szczyt głupoty. Niestety, nie ostatni.

Później zaczęły się fajerwerki i wszyscy wyszliśmy przed dom (tylko Krystian spał jak zabity), no i stało się to, co nie powinno się stać. Arnold rzucił petardę, a Maks chciał ją aportować. Dalej już wiadomo. Niewiele zostało po czarnym kundlu z sąsiedztwa. Wszyscy wytrzeźwieliśmy w jednej chwili, ale było za późno. Dziewczyny podsunęły pomysł, by szczątki Maksia wynieść na ulicę i upozorować, że przejechał go samochód, ale w rezultacie zakopaliśmy go w zaspie i trzymaliśmy się wersji, że zaginął bez wieści. Niestety, zaraz po Nowym Roku śnieg stopniał i … do dziś nie mogę darować sobie tej bezdennej głupoty.

Zamyślony otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Znany zapach wypełnił nozdrza. Anka musiała jeszcze spać, bo w domu panowała kompletna cisza. Zajrzałem do jej pokoju przez otwarte na oścież drzwi i stanąłem jak wryty.

W łóżku obok nagiej Anki spała równie roznegliżowana dziewczyna z tatuażem na pośladku. Nie widziałem jej twarzy, bo leżała na brzuchu. Prawą nogą obejmowała władczo moją siostrę, a spod uniesionej ręki, wplątanej we włosy Anki, wyglądała całkiem zgrabna pierś. Poczułem, że w moich spodniach robi się za ciasno. Szybko zamknąłem drzwi i poszedłem do łazienki zmoczyć głowę, by zacząć trzeźwo myśleć.

Obudził je hałas, który zrobiłem. Najpierw do salonu weszła Anka w różowym szlafroczku jak z burdelu w Koluszkach i zaczęła się mętnie tłumaczyć. Wyjawiła mi, jak na spowiedzi u księdza proboszcza, że jest zakochana w Ukraince, którą poznała na warsztatach fotograficznych, gdzie postanowiła nauczyć się robić profesjonalne zdjęcia i w rezultacie rozkręcić fotograficzny interes. Ołena, bo tak miała na imię dziewczyna z łóżka, rozbudziła w niej miłość do filmowania lustrzankami. Nauczyła, jak znaleźć oprogramowanie i pluginy do montażu filmów. Im dłużej nawijała i podawała fachowe nazewnictwo, tym bardziej nie rozumiałem, o czym do mnie mówi. W końcu pojawiła się Ołena, naga jak ją pan Bóg stworzył. Stanęła przede mną bez żadnego zażenowania i powiedziała krótko z lekkim, wschodnim akcentem:

- Kochamy się.

Patrząc na jej bosko wyrzeźbione ciało, zapragnąłem, by nie było to stwierdzenie faktu, dotyczące jej relacji z Anką, tylko pytanie skierowane do mnie, na które odpowiedziałbym: „tak”, nie unikając pokusy.
Poinformowawszy mnie o miłości do mojej starszej siostry, ruszyła w stronę łazienki, a ja, wpatrzony w jej pośladki, nie rozumiałem, dlaczego nie mogę czegoś z tym zrobić.

- Jest piękna, prawda? – wyrwała mnie z zamyślenia Anka.
- Zajebiście – westchnąłem i zagryzłem wargę.

Zjadłem z dziewczynami śniadanie i choć Ołena była już ubrana, wciąż miałem przed oczami jej sprężyste ciało. Nie mogłem na niczym skupić uwagi. Wydawało mi się, że feromony krążą w powietrzu i osiadają na grzankach, brzegu kubka, że są wszędzie i jeśli nie wyjdę z domu, wpełzną do ust, do gardła, a może nawet do rozporka i będzie po mnie. Zrobią ze mną wszystko, co zechcą, bo ja będę leżał, kwiczał i prosił o jeszcze.

Skierowałem rozmowę na bardziej rzeczowe tory i przestałem wgapiać się w usta Ołeny, które nie wiedzieć czemu, wciąż były wilgotne i rozchylone. Dowiedziałem się, że matka dostała szału, kiedy zobaczyła to, co ja dzisiejszego ranka. Wściekła się jak nigdy w życiu i zrobiła niezłą demolkę, a wezwane pogotowie zabrało ją prosto do wariatkowa, bo chciała uszkodzić boskie ciało kochanki swojej córki. Nie umiałem wyobrazić sobie matki w takiej akcji, bo oprócz wiecznego przygnębienia, nie widziałem u niej od lat żadnych emocji.

Kiedy Anka brała prysznic, a ja zmywałem po śniadaniu, poczułem przy prawym uchu słodki oddech Ołeny.

- Nie masz nic przeciwko temu, że jestem z twoją siostrą?

Zesztywniałem. Odwróciłem się gwałtownie, zobaczyłem brązowe oczy dziewczyny wpatrzone we mnie w napięciu, jej rozchylone usta, do których przywarłem w jednej chwili i natychmiast odskoczyłem jak oparzony, bo ugryzła mnie boleśnie. Przeklinając coś po ukraińsku, wybiegła z kuchni. A ja stałem dalej jak palant, nie wiedząc, co zrobić z rękami i myślami, które atakowały mnie ze wszystkich stron, jak te feromony fruwające w powietrzu.



Koniec cz. VII




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1