szybcia, 5 june 2014
Weszli na scenę i tam pozostali
O kilka zwierzątek mniej ale są
Bez Kozła Chomika Hipopotama
Już zapomnieli o co im szło
W cień kilku odeszło robiąc kariery
Inni próbują się wyżej wspinać
Wyżeł i Kaczor nie zejdą ze sceny
Co się skończyło znów się zaczyna
Goryl nakreślił wizję przyszłości
Piany przybywa a piwa mniej
Byle wygodne gniazdo wymościć
Jak kto odpadnie wózek pchać lżej
Historia ciągle nam się powtarza
Wkrótce kolejna ćwiartka pęknie
Sztuczne podziały naród sam stwarza
Pół kipi jadem a pół uklęknie
Lew razem z Dzikiem żegnali Gawrona
Lis o nim też już nie mówi źle
Droga wciąż przecież biało czerwona
A każdy zwierzak tak samo łże
szybcia, 15 march 2014
cuchnie hipokryzją
wdzięczność dla słońca że pali
nieba że deszczem wymywa kamienie
życzenia szczęścia dla tego co zabił
namacalne zabrał a zostawił wspomnienia
cuchnie tchórzostwem
niesprawiedliwość ślepo akceptować
ukrywanie w zaciśnietych powiekach
milczeć kiedy przez skórę wyciekają słowa
ucieczka w smierć żeby nie czekać
szybcia, 15 march 2014
czy to jeszcze ja ?
cień ściele się jak dawniej
przyklejony do stóp
czy to deszcz czy łza ?
pogłębia bruzdę na czole
potok martwych słów
znienawidzona
krople ciszy zabijają milczeniem
uwięzoną w ciele duszę
zagłodzona
niezaspokojonym pragnieniem
sumienie chce zagłuszyć
czy to jeszcze ja ?
kolor oczu jakby ten sam
ale swiatłem przygaszony
dziwnie obca twarz
w zapadniętych policzkach
wstydem rozpalonych
szybcia, 15 march 2014
Kamień zawsze kamieniem pozostanie
Mimo pieszczot słońca i wiatru oddechu
Nie odpowie, bo jest głuchy na wołanie
Nie odwzajemni, bo zimny do szczętu
A jeśli nawet komuś uda się go podnieść
Z czasem jednak czuć będzie jego ciężar
Ciepło pochłonie, lecz szybko zapomni
Od kogo je dostał lub komu odebrał
Dlatego wszyscy omijają duże kamienie
Jedynie na chwile na nich przysiadając
Gdy coś nie ma duszy nic go nie odmieni
Zostanie gdzie był mchem porastając
szybcia, 1 march 2014
systematycznie dorzucała beta blokery
po jednej
do pudełka w kształcie serca
gdy całą garść popije słodką cherry
znowu zajaśnieje w oczach tęcza
upita w sztok bólu nie poczuje
pewnie ni jednej łzy nie uroni
w tle SDM śpiewa Stachurę
i już cicho
już dobrze
już się się broni
a ja ?
myślę że też tak bym chciała
wyparować jak eter
poddać się i uciec
wyjść i położyć się obok swego ciała
bezsilność i rezygnacja
to takie ludzkie
tylko po co przyspieszać co nieuniknione
życia i tak niewiele
w tych chudych ramionach
twarz ze wstydu schowałam w dłonie
spojrzałam na krzyż
po coś Ty Jezu za nas na nim skonał?
szybcia, 28 february 2014
Patrzę na nie jak na postaci
W szeregu
W równych odstępach stojące
Ogławione pośród szarych pól połaci
Nastroszone włosy
Wdowie loki opłakujące
Popękane pnie
Pomarszczone i dziuple puste
Może tam właśnie miały serca
Niegdyś płonące
Odnajduję w nich twarz schowaną w lustrze
Z opuszczonymi rzęsami
Niczym wierzba płacząca
szybcia, 27 february 2014
Przewracam myśli jak strony czasopisma
Sen nie przychodzi a serce się tłucze
To już niedługo-kto by pomyślał ?
A chciałam się jeszcze życia nauczyć
Wiem, że nie warto znowu próbować
I tak nie zdążę i nic już nie ułożę
Na mojej brzozie pohukuje sowa
Kompletują dla mnie narzędzia i noże
Kiedy przetną rozwarstwione włókna
Powoli będę się zbierać w zaświaty
Słyszałam dziś piosenkę dość smutną
Że po śmierci się dostaje najpiękniejsze kwiaty
szybcia, 26 february 2014
jeszcze nie teraz
pewnie nie prędko a może wcale
ale jeśli kiedyś przyjdzie taka chwila
może się okazać
że aż tak się oddalę
by wspominając pomyślisz
czy w ogóle byłam
szybcia, 26 february 2014
Szafrany nieśmiało głowy podnoszą
Tchnieniem wiosny łaskotane
Już nie szronem tknięte, ale rosą
Promienne takie i pożądane
Żeby tak móc być takim kwiatem
Odpornym na kaprysy świata
Gdy nawet przymrozek swoim haftem
Chwilami jeszcze dziury łata
Choć raz do roku słoneczne płatki
Rozchylać aż do przekwitnienia
Pod stertą liści w cieniu huśtawki
Zły czas przeczekać
Pieszcząc wspomnienia
szybcia, 25 february 2014
to ta moja bujna wyobraźnia
wyidealizowała do granic bólu
obraz który gdy nagle pojaśniał
ujawnił tylko plamy i dziury
wolałam ich nie dostrzegać
tłumacząc za każdym razem
światłem co cienie rozlewa
a dzieło nie jest bohomazem
on pręży się i rzeźbi cudnie
wtapiając w tło ram pozłacanych
pięknym chce zostać na płótnie
choć w samouwielbienie odziany
szybcia, 22 february 2014
Bezdomna
Chowa się w swoich czterech ścianach
Z kątów już wymiotła snów pajęczyny
Na słabych zdaniach jak cień się słania
Oczami śledząc sennie mijane godziny
Bezsilna
W ramionach kryje głowę przed ciosem
W pięściach ściska niedostrzegalny opór
Nie płacze i nawet o litość nie prosi
Na pniu złożyła pragnienia pod topór
Bezduszna
Swego serca głosu już słuchać nie chce
Wie przecież że o nią nikt nie zawalczy
Słowo orężem nie jest w jej ręce
By oddać co czuje ich nie wystarczy
Bezczelna
Żebrać śmie jeszcze o łagodny wyrok
Za winy niechcący nie popełnione
Byleby tylko ten ból już minął
Żeby wyruszyć w tę ostatnią stronę
szybcia, 20 february 2014
dlaczego to robisz nie mam pojęcia
przecież mnie znasz i powinieneś wiedzieć
że nie znam niestety tego zaklęcia
dzięki któremu zapomnę ciebie
boli myśl że nie zobaczę cię już nigdy
ale chcę żyć choćby cichutko i spać spokojnie
kiedy wreszcie myśli ciszą zastygły
powracasz dźwiekiem wywołując wojnę
skoro już nigdy mamy się nie spotkać
to wspomnienie i zdięcia muszą ci wystarczyć
nie chcę znowu robić z siebie idiotki
łudząc się że tym razem ty o mnie zawalczysz
szybcia, 18 february 2014
tysiącem decybeli przemówiła cisza
na pół rozpłatując pnie stuletnich drzew
przenikliwy pisk każdy kamień słyszał
z najmniejszej szczeliny wypłynęła krew
uwolniła nurt zamarzniętych rzek
rozścielając mgłą psychodeliczne sny
ryby wyskoczyły na spękany brzeg
ze skrzeli się wydobył przeraźliwy krzyk
manekiny wyszły z wystawowych ram
raniąc martwe stopy drobinkami szkieł
popękały dzwony nutami ciężkich gam
zapłonęły pojedyncze pasma mgieł
………………………………………………………………
i nagle znieruchomiał czarno biały tłum
zabrał głos otwieranych powiek szum
szybcia, 15 february 2014
świt czerwienią horyzont maluje
a wiatr nagimi gałęziami szarpie
zanim złe sny nad kawą przeżuje
znikną na dzień gorgony i harpie
smutek bezwiednie miesza z fusami
żeby przetoczyć kartkę kalendarza
jakimś zajęciem lęki omamić
nim zmartwychwstaną nocą niczym Łazarz
szybcia, 11 february 2014
jeśli nie zdążę
bo serce dziwnie tak niespokojne
bezradnie ramiona rozłożę
co powiem
kiedy wyślesz po mnie
złamałam się jak suchy patyk
pod ciężarem jednej kropli deszczu
ona sama niewiele znaczy
ale spadając uderzyła w najczulsze miejsce
co ci powiem jeśli nie zdążę
kiedy zapytasz
kiedy spojrzysz gniewnie
że mało miałam czasu
Boże
co ja ci powiem
na prawdę nie wiem
szybcia, 10 february 2014
co to tak puka
spoglądam w okno
to nie deszcz
coś jednak stuka
nie śpię
szukam i słucham
tak jakby kapała krew
stuka miarowo
jak krople sekund
tętno gonione strachem
od pustych ścian odbite słowa
nocy na przekór
kroki anioła
co czarnymi łzami płacze
szybcia, 9 february 2014
czy to już ta ostatnia kropla
czuję że nie udźwignę więcej
ktoś tuż przed szczytem ukradł stopnie
jak wspiąć się po tej tasiemce
ni to jedwabna nić
ni pajęcza
widoczna jedynie w blasku słońca
ale niebo zbyt długo mrokiem jęczy
utknęłam
tuż przed drogi końcem
co się odwlecze i tak nie ucieknie
ile jeszcze
dwa trzy miesiące
nabrzmiałe jak balon
wkrótce pęknie
dostrzegę ją
i zsunę po niej ku zielonej łące
szybcia, 9 february 2014
deszcz wściekle policzki kaleczy
stopy oblepił ciężkim błotem
wiatr tylko się rozwścieczył
nie mogąc mnie zmusić do powrotu
szukałam najczarniejszej czerni
oczu suchych bez cienia błysku
nie słyszę już dzwonów kościelnych
ich lament zatrzymał się nad urwiskiem
w rozpadlinach leżą tylko strzępki
co lepsze kawałki w diabelskim kotle
spojrzałam w oczy, lecz te oślepły
a moje przemarzły i zmokły
szybcia, 9 february 2014
nie chce wracać do domu
kłaść się do łóżka
i czekać
i myśleć że znowu
wróci ten sen
co duszę z nie j wywleka
słońce co łaskotało przez szyby
schowało się za wzgórze
zmierzcha powoli
wróci do domu na niby
okrężną drogą
gdzie w latarniach tylko oczodoły
konieczność zaprowadzi
bo trzeba się umyć
przebrać
nic na to nie poradzi
podjęła wyzwanie
wiedziała że może przegrać
szybcia, 6 february 2014
Czy jest co ratować, gdy nie ma czego szukać?
W kilka chwil przemknęły cztery pory roku
Niedokończone płótno zamarło na sztalugach
Chcących go utrzymać w niepewnym rozkroku
Nagły przeciąg zrzucił je z hukiem pod nogi
Pod podeszwą zmieszała się czerń z czerwienią
Ślady farby jednak dużo łatwiej zmyć z podłogi
Niż oczyścić obraz by barw swych nie zmienił
Pozostały plamy nie do wywabienia
Pędzel lichego malarza stworzył bohomazy
Zostały tylko błędy nie do naprawienia
A w pamięci tylko nienamalowane obrazy
szybcia, 5 february 2014
skoro boli
to znaczy że coś było
jakiś żar
płomień
może nawet miłość
skoro boli
to chyba dobrze
bo coś zostało
mała garstka wspomnień
boli nadal
i drąży
rana się nie chce zagoić
jestem zmęczona
bo za długo boli
szybcia, 4 february 2014
odchodząc zabrał słońce z mojego nieba
oczy wszystko widzą tylko w dwóch kolorach
z wiatrem przysłał tylko żegnaj i przebacz
słowa co ranią i brzmią tak samo jak wczoraj
zeźlone niebo nie sypnęło nawet śniegiem
rozgościł się księżyc ze wstydu wyzuty
pełnia za pełnią z bladych gwiazd szeregiem
zasiedział się grudzień i styczeń i luty
może któryś kolejny odbierze mu słońce
przyklei do błękitu na stare miejsce
lato już nie musi być jak minione gorące
pragnę tylko światła niczego więcej nie chcę
szybcia, 3 february 2014
w samotności ławki
i bezruchu nagich drzew
w gasnących oczach latarni
w dostojnych wzgórzach
które dotknął śnieg
w ptakach które nikt nie karmi
zamilkły tęsknoty
zeskorupiał ból
i ogień czas przygasił
słów niewypowiedzianych
dotkliwy szum
wymowniejszy niż puste wyrazy
szybcia, 1 february 2014
Stoję maleńka na zbiegu wielkich dróg
Zatykam uszy chce mi się krzyczeć
Ale usta zasznurował przenikliwy chłód
Zaciskam powieki żeby nie widzieć
Na pomoc
Krzyczę całym ciałem
Boże pomóż
Chyba zwariowałam
W środku zimy bezśnieżnej szukam kwiatów
Prześladowana ich mdłym zapachem
Na rozstaju dwóch różnych światów
Przerażona mieszaniną czerni i szkarłatu
Na pomoc
Krzyczę całą sobą
Boże pomóż
Bo to świat zwariował
szybcia, 30 january 2014
w wielu miejscach pośród wielu dróg
bez trosk pomimo pogody różnej
bez Boga-bo i po co mu Bóg
sprężystym krokiem wędruje podróżny
bywa że zatrzyma się na chwile
ze źródła się napije czystej wody
obudzi śpiące na kwiatach motyle
twierdząc że miłości szuka –nie wygody
ani swoich ani cudzych uczuć nie analizuje
co nowym było z czasem nie daje radości
niestałość nowych doznań poszukuje
lecz chcąc być kochanym
godnym być trzeba miłości
szybcia, 30 january 2014
Ulice i ścieżki lekko śniegiem przysypane
Pod cieniutką taflą lodu leniwie się porusza
Wiara w znoszony łachman bólu odziana
A słońce delikatnie do przebudzenia zmusza
Twarz ma bladą umęczona błękitem
Niebo nocą płonie granatowym ogniem
Lustro oczu w pył kryształu rozbite
I cień ławki nad rzeką nie chce zapomnieć
Cała reszta jednak popycha delikatnie
Iść każe by dawne uczucie nowym stłamsić
Bardzo chciałaby wyrwać się z tej matni
Lecz wie że ognia ogniem nie da się ugasić
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
30 april 2024
Justice PureSatish Verma
29 april 2024
AmnesiaSatish Verma
28 april 2024
Pan pokląskwa w ostatnichJaga
28 april 2024
CompromisedSatish Verma
27 april 2024
Uśmiech z trawkąJaga
27 april 2024
By KissesSatish Verma
26 april 2024
2608wiesiek
26 april 2024
The EntitySatish Verma
25 april 2024
2504wiesiek
25 april 2024
QuartzSatish Verma