M.W. Bonk, 9 grudnia 2015
Nie lubię gdy trawi mnie tłum
Połknięty zawinięty zwój
Podpisany w piwnicy zamknięty w słój
Jedna suma wszystkich sum
W korytarzu myśli sen mi się przyśnił
Białe światło czy czarna dziura
I tak skończysz jako konfitura
I boli głowa od natłoku myśli
Myślę słowo więc jestem
Słowem mówię w mej głowie
Więcej widzę w milczeniu niż w mowie
Każdy głupiec to powie
Nie słowem a gestem
Mówią że byłem i jestem to i będę
A ja patrzę i widzę i nie chcę
Jak przecinek w zdaniu o szturmie na twierdzę
Choćbym myślał i mówił i chciał to i tak nie zdobędę
Sam sobie samemu wchodzę w ten system
Tysiące takich samych sobie roi się w głowach
W jednym rzędzie różnych istnień
Sami sobie w okowach westchnień
M.W. Bonk, 11 listopada 2015
Dni coraz krótsze bledną o wschodzie
I mnie jakby mniej
Ginę i roztapiam się w przestrzeń
Jak cień rzucony w pochmurny dzień
Spod porzuconych liści wynurza się opowieść
Skrywana dotychczas bezszelestnie w mojej głowie
O tym, co było i już nie będzie
O tych, co byli lecz czas połknął ich we śnie
Błądzę w oparach gęstej mgły
W labiryncie bez drzwi
Nie ma dokąd iść
Melancholia łapie za pysk
Za chwilę spadnie deszcz
Osierocić mnie z łez
I tylko pół litra czeka na mnie w domu
Szepcze do ucha, że warto
Że w ciszy, po kryjomu
Zjechać szklaną windą na samo dno
M.W. Bonk, 14 kwietnia 2015
Słońce budzi kolejny dzień
Mała czarna i gorzka parzy podniebienie
Szósta rano a ja już wszystko wiem
Na dole róże a na górze sklepienie
Chmura myśli pędzi przez głowę
Jak ławica ryb na rafy koralowe
Powietrze pachnie świeżo skoszoną
Idealnie pod błękitem zieloną
I byłoby pięknie
I było cudownie by
Gdyby nie uczucie że coś zaraz pęknie
Co okrada z resztek sił
Co nie pozwala w pełni być
Wylewa się ze mnie
Wylewa się gęste
Wylewa codziennie
LEEE-NIIIIS-TWOOOOOO
M.W. Bonk, 25 marca 2015
O mdłości przyprawiała ta biel antyseptyczna
Powietrze zaczęło tracić wartości odżywcze
Płomień żarówki dogasa w korytarzu
Już cię nie spotkam
Chyba że odwiedzisz mnie na cmentarzu
O młodości
gdybym tylko mogła spróbować raz jeszcze
Ten przenikliwy ból
Jak walka na otwartym polu z siarczystym deszczem
Chryzantemy nie zakwitną tej wiosny w ogrodzie
Ale wiem
że zostawisz je na moim grobie
Już się nie boję
Bo chociaż to nie tylko zły sen
To przecież są światy inne niż ten
M.W. Bonk, 16 marca 2015
Jestem samotnym rewolwerowcem
Polejcie mi whiskey
Świat moim grobowcem
To mój sen, który się ziścił
Jestem samotnym rewolwerowcem
Kroczę po jałowej ziemi
Z koltem pod czarnym prochowcem
Gdzie już nic się nigdy nie zmieni
Daj się nieść fali
Nie masz nic do stracenia
A świat niech się wali
To niczego nie zmienia
W mojej wieży samotności
Samotnie stojącej po środku światów
Nie ma miejsca dla żadnych gości
Jestem sam w tej pętli czasów
Zepsucie szerzy się jak choroba
Fałsz leje się strumieniami
Nie tędy wiedzie droga
Ja idę poboczami
Daj się nieść fali
Nie masz nic do stracenia
A świat niech się wali
To niczego nie zmienia
M.W. Bonk, 14 lutego 2015
To ja, to ja
Zaspałem na świat
Moje opóźnione przyjście
Zostawiło mi tylko jedno wyjście
Od dzieciństwa wychowany w nienawiści nauczono mnie liczyć tylko korzyści
Bez trosk i skrupułów przedzieram się przez rzesze tłumów
Przez okno patrzę jak inni ludzie toną w tego świata brudzie
Od małego byłem nieznośnie spokojny
Jednak w szkole nabawiłem się poważnych obrażeń głowy
Teraz mówią o mnie w mieście, że „chyba musiał wrócić z wojny”
Jeśli masz z tym problem to zapraszam do zabawy, jestem gotowy!
W mojej męskiej torebce na przybory niezbędne trzymam gaz pieprzowy
To ja, to ja
Zaspałem na świat
Mój pierwszy grzech to ociąganie
Ale ja tak bardzo kocham spanie
By nadrobić owe dni stracone w matki łonie
Żyj ę w dwóch miejscach jednocześnie
W jednym woda zamarza, w drugim ogień płonie
Oh, gdybym tylko zbudził się wcześniej!
Każdego dnia tuż przed południem wznawiam systemy życiowe
Zaspokajam potrzeby i przenoszę się w życie cyfrowe
Chroniony tajemnicą haseł jestem silniejszy niż w realnym czasie
Za pomocą siły perswazji jestem w stanie uciec się do każdej fantazji
Zamknijcie wszystkie okna i schowajcie się po kątach
Krzyż w prawym górnym rogu pokoju wszędzie przypomina o nieuchronnych końcach
Oto ja, to ja
Spóźniony na świat
Może gdyby nie zmieniony znak zodiaku
Miałbym ograniczony dostęp do obydwu światów
Teraz świat goni do przodu, a ja z nim na piątym biegu
Łokciami zataczam coraz szersze kręgi
Zrobię wszystko byle z dala od nędzy
To ja, to ja
Zgubiłem dzień, dwa lub pięć
Zrobię wszystko by nadrobić ten czas
Zrobię wszystko by oszukać śmierć.
M.W. Bonk, 25 sierpnia 2012
Jesteśmy parą tańczącą na tafli gorącej kawy
Rozgrzani do czarności zahartowani białym chłodem
Przepełnieni tą urokliwą goryczą czasem mieszamy ją szczyptą słodyczy
Wmieszani w wir szukamy równowagi
Poimy się nią wzajemnie – łyk po łyku
Przepełnieni ciepłem już w drodze do przełyku
Lecz krótka jest ta droga od zachwytu do skowytu
Tak łatwo oparzyć się z niecierpliwości
Uleganie emocjom powoduje wewnętrzne obrażenia
Nie śpiesz się! Poczekaj aż fusy usną na dnie filiżanki
Ciemność łagodnie je kołysze mrucząc kołysanki
Aż z mlecznej poświaty nie wynurzy się przynęta
Ta cisza, ten spokój – to największa zachęta
Nie wzburzeni falami powoli kończymy nasz taniec
Rozmywamy się i nikniemy
Jak kamienie rzucone na szaniec.
M.W. Bonk, 4 listopada 2011
Już mnie nie piecze, gdy się cieszę
Zapominam, że gdzieś w tle było źle
Jak po przebytej chorobie, wyszedłem ze snu
Z tej pościeli w grobie
Za kotarą wspomnień gdzie konferansjer zawsze jest pijany
Przyodziewam kostium, kładę make-up, staję się rozpoznawany
Jeszcze chwila i wyjdę na scenę
Cień nareszcie oderwie się od ściany
Przygotujcie gromkie oklaski
Jeśli nie, cóż, obejdzie się bez łaski
Nazajutrz będzie głośniej od bomb
Wieści rozchodzą się szybciej niż tanie buty
Już widzę jak mnie krzyżują bez możliwości pokuty
Krzyczą i skandują jaki z niego głąb
Szydzony, oskarżony, uznany za winnego bóg wie czego
A niewiarygodnie mi lekko i nie żywię urazy
Nie ma tego dobrego bez pomocy złego
Niech napawają się smakiem odrazy
To prawda co mówią -
Życie maluje przedziwne obrazy
Czasem pragniesz wyskoczyć z płótna i trochę się rozmazać
Bo bez wiatru nie ma ekstazy
M.W. Bonk, 29 września 2011
Nie panuję nad tym, poddaję się
Przerosła mnie sytuacja – jedyne wyjście, ewakuacja
Zostawiam otwarte drzwi i wychodzę jak gdyby nigdy nic
Za błazeńskim uśmiechem z sąsiedniego podwórka kryje się
śmieć
Nie będę go sprzątał – i tak dobiegnie końca
Dobiegnie przed zachodem słońca.
I już bez słów odnoszę się do sytuacji
Chcesz, to zadaj mi ból i tak już mnie nie trafi
Za kotarą wielkiej obojętności kryje się świeca gorejąca
zachłannością
Bierz jeśli chcesz, nieobarczony bezkarnością
Jakbyś pytał, nie ma potrzeby
Jestem zaraz pod powierzchnią gleby.
M.W. Bonk, 27 sierpnia 2010
Ojcze drogi
Oto ja, Twój syn ubogi
Podziel się majątkiem, nie bądź sknera
Przecież wiesz, każdy zaczyna od zera
Tyś na początku sam jak palec we wszechświecie
Teraz jam samotnie jak kostka w klozecie
Jeśliś dobrym ojcem to obdarzysz mnie krociami
Jeśli nie, to zobaczysz jak kolejny Twój syn się marnotrawi
Nie, to nie groźba stary pierniku
Nie mniej jednak ostrzegam,
Mam już głowę w piekarniku.
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
22 listopada 2024
niemiła księdzu ofiarasam53
22 listopada 2024
po szkoleYaro
22 listopada 2024
22.11wiesiek
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga