Adam Pietras (Barry Kant), 13 lutego 2024
(Motto: I shall know as I am known - st. Paul, Apostile of nations)
(Motto: Człowiek to tylko kilka mikrogramów Miłości.)
A.
I.
World is made to wait.
II.
Love the Tomb,
kiss the deepest longing -
dysphoric universe
by Night.
III.
M. - Lilith killed (...).
B.
Jedzie samochodem
przycieła sobie drzwiami płaszcz
ubłociła buty
znowu ja obesrał ptak
kupiła paczke chusteczek
wyjeła portfel z teczki
wybrała sie do fryzjera
streczy ja obrzygana penera
znowu jej nie stac na fajki
nie za bardzo wierzy w bajki
lubiła Walta Disneya
szcześliwie unikneła wiezienia
teraz z kolei czyta Idiote
planuje (...) na sobote
II.
Gościu miał np. Lincolna, ale skończyło sie paliwo - i wysadził sie razem z samochodem w powietrze.
III.
Na ta chwile wszystko wydaje mi sie po prostu zasłona. Zasłona zasłania. Ale po co? Jestem prawie pewien, że to gra.
C.
I.
Geofferey is (...)
- hanging hangman on blue wall
Geofferey is (...)
- your silent thoughts his only call
Geofferey is (...)
- he cannot be depressed
Geofferey is (...)
- he cannot be obsessed
Geofferey is (...)
- realized in atom
Geofferey is (...)
- false's his predistigation
Geofferey is (...)
- something as predestination
Geofferey is (...)
- it's just an accident
Geofferey is (...)
- it's just an accident
D.
I.
When you're sad
I'm glad
When you die
I get high
II.
Who are you?
- Oh, I am a symbol...
Where do you live?
- Oh, nowhere...
What are you?
- Nah, nah, nah, nah, nah...
What are you?
- Nah, nah, nah, nah...
D.
- Mogłabyś zostać świętą dowolnej religii.
- Ależ ja bardzo kocham ból. To tylko lęku nie da się pokochać.
***
Kick me...
Adam Pietras (Barry Kant), 12 lutego 2024
I live inside a letter
Of things that doesn't matter
I pray to bare blue wall
In rhytm of rock and roll
Faces speak of things so certain
Someday I'll become fertile
Bloody stories in my head
I should be long dead
Sztelak Marcin, 12 lutego 2024
Dwa plus dwa
daje dowolną, byleby nierzeczywistą liczbę.
Poza nawiasem, tak czy inaczej, wszystko
równa się nieskończoność.
Słońce wciąż jest na minusie
jeśli chodzi o wschody, zachodzi przeciętnie
o zero koma siedem razy więcej.
Adam ciągle ssie kciuk, Ewa twierdzi,
że liczba Pi jeszcze nie istnieje
i dlatego świat jest płaski,
przypalony naleśnik z serem.
Zresztą łatwo wyliczyć jego objętość,
wystarczy zebrać ziemię
do odpowiedniego wiadra.
Na razie wąż nie symbolizuje, jabłoń
usycha, najwyższy kręci głową
zagubiony w obliczeniach sumy
gwiazd i aniołów w szklance.
Jeszcze nieznanej herbaty,
do tego wrzącej o kilka stopni powyżej
temperatury topnienia lodowców.
sam53, 12 lutego 2024
światło pojawia się jak naga kobieta w wyobraźni
która nad ranem urodzi słońce
już o świcie rysuje kontury lasu na horyzoncie
w zasięgu ramion zostawia wciąż mroczne fiolety
zaznacza na niebie znikającą Mleczną Drogę
pełne piersi Wenus przewiązane kokardą Moebiusa
okrywa siną poświatą pierwszej zorzy
która z każdą chwilą staje się bardziej różowa
zastygłe chłodem nocy chmury nabierają wyrazu
zapędzone w dal cummulusy oddychają zamglonym powietrzem
te bliższe pęcznieją bielą
gotowe ruszyć z wiatrem w nieskończoną wedrówkę
słońce jak niemowlę najpierw wysuwa głowę
dzieląc rozbłysk równo na wszystkie strony
w dłoniach nagiej kobiety gaśnie świeca
w jej rudych włosach błyszczą promienie
ciemność schodzi powoli do Hadesu
sam53, 12 lutego 2024
póki jesteśmy należymy do tego samego świata
jak sosny brzozy jałowce
zapracowane mrówki w mrowisku
powietrze między nami tlen dużo tlenu
.
wołamy się po imieniu
spowiadamy z życia
wypatrujemy boga wiosny
szukamy ciepła matki
równie dobrze lubimy i słońce i deszcz
ktoś nas nauczył żyć
gdy pierwszy schodził z drzewa
ostatni wpisywał kody sztucznej inteligencji
kochaliśmy się na pamięć
może dlatego nie ma komu powiedzieć
przepraszam
Arsis, 12 lutego 2024
Gdzieś w blasku słońca, w rozmigotanej zorzy gorącego lata. Czekasz u stóp strzelistej topoli
zamknięta ramionami obcego cienia, w szeleście liści…
Na skraju czasu, na skraju widzenia biała smuga po odrzutowcu.
Znowu mówię do samego siebie, wsłuchując się w swój własny oddech i szept
tak jakby we śnie.
I mgły z łęciny płyną nisko polami, nad łąkami płyną daleko,
za las.
W zapachu skoszonej trawy.
Byliśmy tu. Jesteśmy. I jesteśmy wciąż…
Choć coraz dalej nam
do tej woni igliwia,
kiedy sen rozpływa się i taje.
Czy ty mnie
kochasz?
Czy kochasz?
Ja kocham. Czy wiesz? Powiedz mi. Powiedz…
Nasłuchuję. Nie słyszę…
Mimo to widzę coś w tym twoim przelotnym spojrzeniu. Jakieś niedookreślenie.
Błysk.
Cokolwiek znaczy.
Śniłaś mi się i śnisz, śniąc wespół ze mną.
Choć śniąc osobno,
wiem, że jesteśmy razem..
Idziemy…
I gdybyśmy mogli tak iść jeszcze w tej ciszy nadciagającego zmierzchu,
w której słońce płonie czerwienią.
Chciałem jakoś inaczej,
prościej.
Lecz, cóż inaczej,
kiedy miłość rozdziera serce.
I nie wiem cóż mam jeszcze, cóż jeszcze…
Lęgną się pod płotem czerwone maki. A między sztachetami blask jaśnieje
w tej oto godzinie,
w której wiatr tarmosi liście łopianu.
W otwartych szeroko oknach opuszczonego domu niewidzące spojrzenia przeszłego czasu.
Skrzypienie drewnianych schodów od czyichś kroków.
Czyich?
Twoich?
Moich?
… niczyich…
Przekrzywiona weranda
z rattanowym
stolikiem i krzesłem.
Coś stuknęło
o blaszaną konewkę
w rozpełzłej przy ziemi koniczynie.
Wśród malw i anemonów. W kosmosie podwójnie pierzastym…
(Włodzimierz Zastawniak, 2024-02-12)
***
https://www.youtube.com/watch?v=Y9FIBhCcC-A
Tomek i Agatka, 12 lutego 2024
Powiesiłam obraz na ścianie,
ogromny - od sufitu do podłogi, na nim
kruk jak żywy, siedzący na gałęzi,
która wchodziła wprost w zamkowe okno.
Połyskujące czernią aksamitne pióra,
lśniące tak, jakby zebrały w sobie całą wilgoć.
świadek wielu moich łez.
przysięgłabym, że im więcej mojego smutku,
tym więcej wilgoci na obrazie.
Widział jak wariuję,
jak rwę włosy z głowy,
jak nie radzę sobie
z tymi wszystkimi emocjami w środku.
Zapalam świecę - nieprzebrana ciemność,
z obrazu migoczą oczy,
chcę im się przyjrzeć z bliska,
bo odkrywam w nich czułość spojrzenia
kruczego chłopca, za którym tak bardzo tęsknię.
Z przerażeniem zauważam,
przybliżając świecę zbyt blisko,
że kruk ma wypalone oczy.
Świeca wypada z rąk,
komnata płonie,
ognistość wszelka wokół,
ale nie czuję płomieni,
tylko czułe muśnięcie na karku,
prawym ramieniu,
z którego zsuwa się koronkowa lamówka
obrzeża wydekoltowanej sukni.
Jak to Ty, szepczesz mi z tyłu głowy,
tak że czuję ciepły oddech
u samej nasady włosów:
przywołał mnie twój smutek
już pora, nie zwlekajmy.
Namaluj dla mnie kruka -
wyszepczę po wybudzeniu,
zaskoczysz mnie jeszcze tej nocy.
W spojrzeniu Białego Kła,
ukryjesz całego siebie.
Tomek i Agatka, 12 lutego 2024
muskam delikatnie twoją dłoń
prześlizguję opuszkami po płytce paznokci
sprawdzając jak bardzo są śliskie
to wtedy zagnieździ się w nas ciepło
gdy domkniesz wszystkie moje drobne palce
we wnętrzu swoich dłoni
przyciągniesz do policzka
aż rozchyli się płatek po płatku
pod czułą rzęsą serdeczna łza
miękko opadnie wachlarz
spróbuję zatrzymać na dłużej
pieszczotę pod powieką
to na niej zbudujesz mój spokój
Tomek i Agatka, 11 lutego 2024
ściśle związany warkocz zapęcznieje pod palcami
prześlizgną się po nim
w tę i we w tę, we w tę i z powrotem
i jeszcze i raz
aż zapiszczy z uciechy
mała mysz
powtórki załaskoczą
omskną się wszędobylskie opuszki, zatańczą rzęsy
figlarne oko złapane w odbiciach
zatriumfuje radośnie
o mój rozmarynie
zanuciłbyś
rzęsy były? paluszki były?
o ustach wspomnieć należy nie więcej niż tyle,
że ile razy zwinny język po ciepłych, miodnych
zatoczy koło, tyle razy przemknie po zębach,
by po chwili uwypuklić pąs policzków
żar to najlepsze słowo, by określić,
co rozpali się w główce pełnej fantazji
Agatka zwiąże warkocz
najściślej jak potrafią niecierpliwe palce
oczko za oczkiem dopełni w kłos
kiść - tyle zgarnie męska dłoń,
z tego, co dojrzeje w słońcu
ale najpierw mały promyczek
oko zmruży, nauczy się jak
ujarzmiać blask
zaczerwieni się wreszcie lico w lico
i kiedy cała w oczach będzie pysznieć
aż do schrupania zarumienionych policzków
odnajdzie zaobrączkowanego kruka do pary -
chłopca najbardziej niecierpliwego
Tomek i Agatka, 11 lutego 2024
przytul się ptaszku na gałęzi
wiatr buja światem
tam w dole żaden list czy listonosz
nikt nie doniesie puste gałęzie
o liść ostatni się nie upomni
żaden przechodzień
przytul się ptaszku
wilgoć nadchodzi tajemną porą
ktoś wyciął serce i przebił strzałą
szeptał przysięgę
ścieżkę za ścieżką prześwietli księżyc
zanim się znajdzie dwoje kochanków
pod wspólnym niebem
z gałęzi listek ostatni spadnie
przytul się ptaszku
pod szczodrym niebem
wśród mchu tęsknota uwiła gniazdo
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
28 listopada 2024
2811wiesiek
28 listopada 2024
czarno-biała pareidoliasam53
28 listopada 2024
"być kobietą, byćabsynt
28 listopada 2024
Bliskość nie oznacza akceptacjiabsynt
28 listopada 2024
0025absynt
28 listopada 2024
0024absynt
28 listopada 2024
bo jak wtedy jest nas wszędzieEva T.
28 listopada 2024
Medyczna kołomyjaMarek Jastrząb
28 listopada 2024
krzyżberbelucha
28 listopada 2024
Wahanie (czekanie)Belamonte/Senograsta