Poetry

sylwester jasiński
PROFILE About me Friends (1) Poetry (38)


sylwester jasiński

sylwester jasiński, 12 september 2010

Wyścig


Chodźcie wszyscy, tu siadajcie,
opowieści posłuchajcie.
O rolniku co się "zowie",
choć niewiele miał on w głowie,
ale serce wciąż waleczne
i w oborze krowy mleczne.
Dnia pewnego, przy chałupie,
na ogłoszeniowym słupie
ukazała się wiadomość,
podpisane - wójt jegomość.
Pies w oddali zaskowytał,
chłop nasz na głos to przeczytał:
"Wszem i wobec się ogłasza,
tutaj stoi wola nasza.
Wielki wyścig się odbędzie,
ksiądz dobrodziej w jury będzie.
Chodzi mianowicie o to
by nie ścigać się piechotą.
Dosiąść każdy może wszystko,
od źrebaka, po słonisko.
Przy kościele start was czeka,
potem mostek, pod nim rzeka,
w tył na lewo zawrócicie,
rzekę brodem przekroczycie,
obok sklepu za remizą,
niech was nasze oczy widzą,
czy tam który drań zepsuty,
nie chce przemknąć gdzieś na skróty.
Od remizy do ratusza,
potem poczta, kino "Grusza",
dalej prosto, każdy trafi,
tam już okna są parafii
i to wszystko, bez urazy,
powtórzycie ze trzy razy!
Meta będzie przy kościele,
macie czasu - dwie niedziele"
Przeczytawszy o nowinie,
opowiedzieć chce rodzinie.
Pobiegł zatem do chałupy,
wchłonął najpierw talerz zupy,
zwołał wszystkich tak jak leci,
matkę, ojca, żonę, dzieci,
wszystkim z nimi się podzielił
i zwierzęta im rozdzielił !
Żona z dziećmi świnię weźmie.
Ojciec na kogucie siędzie.
Matka w ojca jest drużynie,
ma na zapęd dać ptaszynie.
Nasz bohater, co się "zowie",
wyścig wygrać ma na krowie.
Czasu jeszcze dwa tygodnie,
więc by stanąć w szranki godnie,
trzeba zacząć już trenować
by ze wstydu się nie chować.
Świnia trening ma biegowy,
kogut musi mieć siłowy.
Rolnik z krową też uparcie,
wskoczyć na nią ma na starcie.
Rozpęd nabrał już w chałupie,
skoczył - zniknął w krowiej dupie.
Ta z uwięzi się zerwała,
z jeźdźcem w dupie poleciała,
lecz nie zmartwił się tym wcale,
wyszedł stamtąd, ćwiczył dalej.
Tak minęły dwa tygodnie,
został tylko jeden problem,
co w nagrodę planowano?
O tym wkrótce napisano.
Pierwszy dostać miał śrutówkę,
konia, byka i jałówkę.
Drugi - wieprzka, trzy koguty
i na zimę nowe buty.
Trzeci wygrać miał zegarek
i w kopercie groszy pare.
Nadszedł dzień wyścigu wreszcie,
gwarno było w całym mieście.
Przybywali zawodnicy,
zjazd to z całej okolicy.
Wszyscy pięknie przyodziani,
kolorowi, słońcem zlani.
Część na koniach, część na bykach,
część na kotach, psach, indykach.
Były inne też zwierzęta,
jakie jeszcze? Kto spamięta?
Przybył także nasz chłopina,
za nim żona, zuch dziewczyna.
Dzieci przy niej roześmiane
do świniaka przywiązane.
Obok ojciec gna koguta,
w rękach szabla i szpicruta.
Matka też z nim paraduje,
na ptaszynę wymachuje.
Każdy uśmiech ma witalny,
Każdy strój oryginalny.
Rolnik, buty z ostrogami,
kolt, kapelusz z balonami.
Żona - śliczna krakowianka.
Dzieci - Zorro i barmanka.
Ojciec – ułan, matka - wdowa
do żeniaczki znów gotowa.
Tak zjawili się na starcie,
przepychając się zażarcie,
żeby stanąć w pierwszym rzędzie,
tu zwycięstwo pewne będzie.
Zanim jednak to nastąpi
z krótką mową wójt wystąpi.
Parę słów na przywitanie,
jedno, drugie, trzecie zdanie...
Z tekstem szybko się uwinął
i do startu znak już daje(koń tam komuś dęba staje!)
W koło się zakotłowało,
tabun kurzu wywołało.
Każdy ruszył wnet z kopyta,
linia startu całkiem zryta.
Straszny chaos, zamieszanie,
trwa do przodu przepychanie.
Rolnik- batem, w prawo, w lewo,
jaki świetny kowboy z niego.
Żona z dziećmi na świniaku,
krzyczą głośno - "pędź warchlaku".
Ojciec - wierzchem na kogucie,
matka za nim w jednym bucie,
bo gdzieś drugi zapodziała,
jak koguta poganiała.
Widać mostek niedaleko,
pędzi nasz chłopina przeto.
Pierwszym musi być bez zwłoki,
gdyż most niezbyt jest szeroki.
Sztuka mu się ta udała,
krowa głośno zaryczała(muu!).
Reszta walczy ramię w ramię,
świniak wypchnął z trasy łanię.
Kogut także się przedziera,
z tyłu matka mu doskwiera.
Wpadli razem na most wąski,
górą przeleciały gąski,
lecz zostały wyrzucone,
bo latanie zabronione.
Z brodem też nie było łatwo,
rolnik przemknął całkiem gładko,
ale inni z tą przeszkodą,
mieli kłopot, jak to z wodą.
Świnia ostro hamowała,
żona przez bród przeleciała.
Dzieci były przywiązane,
więc na jazdę wciąż skazane.
Świniakowi tyłek zlały,
brodem rzeczkę pokonały.
Matkę swoją pozbierały
i przed siebie znów pognały.
Kogut zderzył się z sarenką
powożoną przez płeć piękną,
lecz on od niej był silniejszy,
był na brzegu przed nią pierwszy.
Opowiadać dalej mało
ilu jeźdźców się skąpało,
ale był tam jeden - wiecie?
Co na końskim jechał grzbiecie.
Bród pokonał - wcale, wcale,
jak nasz rolnik, doskonale.
Konia batem atakuje,
za rolnikiem galopuje.
Dalej sklepik i remiza
i w oddali ratusz widać.
Potem poczta, w herbie trąbka,
tu listonosz zsiadł z gołąbka,
a za pocztą, kino właśnie,
kaczor został na seansie.
Tak to kończą okrążenie,
podsumujmy prowadzenie.
I już widać, kto jest z przodu:
krowa, konik, świnia, kogut.
Z tyłu reszta ciut odstaje,
pędzą kupą, co sił staje.
Druga runda jakby z górki,
pod dyktando pierwszej czwórki.
Tylko szewc na kocie w butach,
został w sklepie na zakupach.
No i w drugiej tej odsłonie,
zdublowano wszystkie słonie.
W taki sposób to pomału,
dochodzimy do finału!
Publika się przekrzykuje,
każdy swego dopinguje.
Trzecia runda się zaczyna,
wciąż prowadzi nasz chłopina.
Koń nie daje za wygraną,
i dogania krowę zgrzaną.
Widząc rolnik zagrożenie,
szybki ruch, jak oka mgnienie,
róg naciska, to nie kpiny,
lecą z pod ogona miny.
Koń cwałuje w lewo w prawo,
przeskakuje miny żwawo,
lecz tych min jest coraz więcej
i przed brodem na zakręcie
koń okrutnie się pośliznął,
razem z jeźdźcem, w drzewo gwizdnął.
Tak też konia się pozbyto,
co za szybkie miał kopyto.
Teraz świniak drugi w szyku,
kogut trzeci - "kuku-ryku”
W takiej oto kolejności,
w wielkiej glorii i radości
przekroczyli linię mety,
kogut martwy padł niestety.
Nikt się jednak nie przejmuje,
matka rosół ugotuje.
Pora już na dekorację,
słychać gwizdy i owacje.
Niech się tylko wyszykują,
brudne buty wypucują.
Podium czeka, wójt już woła,
tłumy ludzi wzdłuż kościoła.
Rolnik krowie podziękował
i na podium wskoczył gibko,
pierwsze miejsce zajął szybko.
Żona dzieci odwiązała,
weszła bez nich, stoi sama.
Miejsce trzecie, całkiem gładko,
zdobył ojciec razem z matką.
Zewsząd ciągną delegacje
i składają gratulacje,
bo już dawno tak nie było,
by rodzinie się zdarzyło
zdobyć wszystkie trzy nagrody!
Zapraszają do gospody!
Uczta będzie tam do rana,
to rodzinna jest wygrana.
Na tej uczcie też ja byłem,
wino, wódkę z nimi piłem,
a na uczcie co widziałem?
Jeszcze wam nie opisałem.
Kto jest jednak ciut ciekawszy
musi czekać na ciąg dalszy!
 


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 17 september 2010

Dzieciństwo


Jakże często powracasz do tamtych dni,
kiedy wszystko było tak proste.
Spijałeś nocą niewinne sny,
a w sercu zawsze nosiłeś wiosnę.
 
Przytulny hałas rozbawionych dzieci.
Zabawy w "berka", w "podchody",
w  "chowanego".
Na buziach zero kłamstwa i szczere uśmiechy,
nie wstydzę się gdy mówię, jak mi brak jest tego.
 
Podrapanych kolan , wspinaczek na drzewa,
bójek w piaskownicy o piaskową  "babkę".
Wspominasz zerwane jabłko, które dopiero dojrzewa
i za brudne odzienie krzyczącą dobrotliwie Matkę.
 
Cięgi zebrane za złe stopnie w szkole.
Pogubione klucze co mieszkań chroniły.
Jazda wokół placu na jednym tylko kole,
dzwonki do sąsiada, ot tak dla głupiej zmyły.
 
Pomysłów tysiące i powietrze świeże,
spóźnionym wracałeś często na wieczerzę.
Po dobranocce szybko zasypiałeś,
zgadując we śnie miejsca, które za dnia odwiedzałeś.
 
Dzieciństwo, to jest coś, co posiadamy
i choć różnie bywało, to jednak wracamy
do tych dni beztroskich, sami dobrze wiecie,
że od dzieciństwa nie ma nic lepszego na świecie!
 


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 23 september 2010

Wiosna


Jesień chłodem nas przytłacza,
dni szarością swą okrywa.
Czasem błyśnie resztką lata,
lecz je szybko deszczem zmywa.
 
Zima lodem wszystko skuwa,
mrozem szyby dekoruje.
Dzień za krótki, noc za długa,
każdy wiosny oczekuje.
 
Z wiosną budzi się nadzieja.
Z wiosną budzi się uczucie.
Zieleń przyobleka drzewa
i wiosenną śle nam nutę.
 
Już pierwiosnek ją usłyszał,
zarumienił się kwitnąco.
Zziębłe krzewy rozkołysał,
wita rozbudzone słonko.
 
Ptaki trelem nutę niosą,
przekazując wieść dokoła.
Trawa wita wiosnę rosą,
jakby łzami, lecz wesoła.
 
Bo w tej pieśni ciepło drzemie,
bo z tą pieśnią miłość wschodzi.
Któż z nas o tym jednak nie wie?
Z wiosną wciąż jesteśmy młodzi.
 
Bukiet życia się rozwija.
Bukiet życia promienieje.
Wiosna szczęściu zawsze sprzyja.
Wiosna rodzi wciąż nadzieję!


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 25 september 2010

Biesiada

Narrator;
            Rok się zbliża ku końcowi,
            Rząd do obrad się sposobi.
            Temat jakże obstukany
           wszystkim wokół dobrze znany.
            O frekwencję w sejmie chodzi,
            czy to starzy, czy to młodzi
            na obradach nie bywają,
            huczne nocki odsypiają.
            Na to jedna tylko rada,
            tu potrzebna jest biesiada.
            Nie trza szukać gdzieś lokali,
            zrobią ją w sejmowej sali.
            Nic nikomu nie ubędzie,
            za to Sala pełna będzie.
            Zaproszenia wypisali,
            lecz nie wszyscy je dostali.
 
            Nadszedł dzień biesiady wreszcie,
            gwarno było w całym mieście.
            Przed pałacem, jakby w zmowie
            są posłanki i posłowie.
            Kiedy tylko drzwi otwarto
            ruszył szturm na pałac wartko.
            
             Strażnicy:
             Pokazywać zaproszenia,
             kto ich nie ma - dowidzenia.
 
            narrator;

            Prawie wszyscy się dostali,
            byli tacy co zostali,
            bo nie mieli zaproszenia,
            jak ten świat się szybko zmienia.
            Został Miller i Kwaśniewski,
            Lepper też tam się nie zmieścił,
            żeby śmieszniej było mili,
            też Wałęsę odprawili.
            
            Lepper  ;
            Chodźcie chłopy, szans nie mamy,
            chociaż se po podglądamy.
           Tam są okna na parterze,
           co ja gadam? Sam nie wierzę.
 
           Wałęsa;
           Ja tam panie też nie wierzę,
           ale przyznam wam się szczerze,
           że popatrzę też z ochotą,
           jak pieniądze idą w błoto!
 
           Miller  ;
          Paparazi !  Mus się chować,
          gdzie to okno Andrzej? Prowadź.
 
          Narrator:
          Tak też szybko się zwinęli
          i do okna pobieżeli.
 
          Kwaśniewski;
          Kurde - przecież to jest poronione,
          szyby w oknie zamrożone.
 
          Lepper;
          Ty tu Olek nic nie gadaj,
          tylko chuchaj i odmrażaj,
          bo my wszyscy dobrze wiemy,
          że twój odór, to nie dżemy.
 
          Narrator:
          Sprawnie poszło odmrażanie,
          rozpoczęli podglądanie.
 
          Kwaśniewski;
          Za mównicę konfesjonał?
          Będzie spowiedź? Niech ja skonam.
 
          Wałęsa ;
          To jest budka disc - jokeja,
           ksiądz dyrektor płyty zmienia.
           Znawca to jest wyśmienity,
           ma najlepsze w kraju płyty!
 
           Miller ;
           Andrzej , co tam robi Begerowa?
           Już do tańca jest gotowa?
 
            Lepper ;
            Obiecali dać jej owies.
 
            reszta rzecze:
            Co ty powiesz? Co ty powiesz?
 
            Wałęsa;
            Zimno tutaj jakoś wszędzie
            trza po flachę skoczyć będzie.
 
            Miller;
            Olek chyba jest najmłodszy,
            to niech skoczy - dawać forsę.
 
            Lepper ;
            On wie lepiej, bez urazy
           po czym są najlepsze gazy(chłe chłe chłe).
           Uczył się na Ukrainie
           już się z tego nie wywinie.
 
           Wałęsa;
           Kiedyś zalazł mi za skórę,
           ale co tam - damy w rurę,
           zapomnimy o niesnaskach
           pogadamy se o laskach.
 
           Lepper ;
           Mnie tam tylko jedna w głowie!
           Marszałkowska - to wam powiem.
 
           Miller;
           Cicho głąby - tu biesiada,
           właśnie senat się rozsiada,
           już Cugowski się pudruje
           do śpiewania się szykuje.
 
           Wałęsa;
           Grzechu tam go powstrzymuje,
           każe siedzieć, podszturchuje.
 
           Lepper ;
          Ja do Grześka nic tu nie mam,
           tylko sobie myślę nieraz,
           że na bakier my z pogodą,
           pory roku nas tu zwodzą?
           No bo chłopy co wy na to?
           Liście spadły - przyszło Lato.
 
           Miller;
           Andrzej, Zawsze u nas było przecie,
           że i latem są zamiecie!
 
           Wałęsa;
           Dobra chłopy, po szczeniaku,
           Olek przyniósł nam po kwachu.
 
           Lepper ;
           Dobre to jest jak cholera,
           mózg porządnie sponiewiera.
 
           Olek;
           Patrzcie, Donald z Lechem się kreują,
           jak się tańczy pokazują.
 
           Miller ;
           Ale jaja! To jest para !
 
           Lepper :
          Jaja kacze? - Pokaż zaraz !
 
          Miller ;
          Tak se tylko powiedziałem,
          nie o jajach tu myślałem.
 
          Wałęsa:
          E tam, znów się pewnie będą wadzić,
           który w tańcu ma prowadzić.
 
          Olek ;
          Donald - Lechem poniewiera,
          Lechu zły jest jak cholera!
          Ze dwa razy go obrócił,
          prawie na podłogę rzucił.
 
          Miller ;
          Ale Lechu też spryciula,
          wali głową Donka w gula.
 
          Lepper ;
          A gdzie barek? Widzi który?
          Co wlewają sobie w rury?
 
          Wałęsa;
          Oni coś lepszego mają
          i do kwachów nie siadają.
          Bez obrazy Olku drogi,
          o alkohol mi tu chodzi.
 
          Olek ;
          Wiem to, wiem to Ty mój Lesiu
          kiedyś rzekłbym Ty obwiesiu.
          Teraz kumple my od flachy,
          w górę serca - wiwat kwachy!
 
          Miller ;
          Cisza bracia - wzrok na salę,
          któż tam rusza się ospale?
 
          Lepper ;
          Aaa, to Kalisz, człowiek duży.
          Jam mu kiedyś już wywróżył,
          jakby Kalisz był na diecie,
          głód by znikł na całym świecie!
 
          Miller ;
          Sam w tanecznym wygibasie?
 
          Lepper ;
          Która go obejmie w pasie?
 
          Olek;
          Tam Drzewiecki z Kopaczową,
           sport to zdrowie - tańczą z głową.
 
           Wałęsa ;
           Patrzcie tutaj, robią węża,
           Komorowski mistrz oręża
           laską sprytnie wymachuje
           ciągnie węża i jodłuje.
 
           Miller;
           A za wężem na doczepkę
           ktoś tam ostro skrobie rzepkę.
 
           Lepper ;
           To Kurowski - ten gagatek
           zawsze jeździć chce na gapę.
 
           Wałęsa ;
           Kurde! Olek!  Masz coś jeszcze?
           Bo mam myśli coraz śmielsze.
           Trzeba wypić znowu kwacha,
           niechaj dymi ostro czacha,
           może w kuchni drzwi otwarte
           prześliźniemy się ukradkiem.
 
           Olek ;
           Lechu! Stary przyjacielu
            próbowało tego wielu,
            lecz nikt jeszcze nie dał rady,
            chyba?  Jeśli trwają tu obrady?
            Wtedy "sztuka" tu się liczy,
            biorą nawet tych z ulicy,
            żeby ludziom móc pokazać,
            że do pustki się nie gada.
 
            Miller ;
            Bardzo dobrze powiedziane,
            kwachem będzie to oblane.
 
            Lepper ;
            W górę serca! Ech bratanki,
            my staniemy jeszcze w szranki
            niech do walki kwach prowadzi
            on nas nigdy już nie zdradzi.
            Powrócimy na tę grzędę,
            wtedy to dopiero będzie.
            Też zrobimy tu libacje,
            ich wyślemy
na wakacje.
 
            Wałęsa ;
            Dobrze prawisz mój Andrzeju,
            dawaj pyska Ty twardzielu!
 
            Narrator;
            Długo jeszcze tak prawili
            nawet nie zauważyli,
            że biesiada się skończyła,
            krew gorąca była w żyłach
            i do walki ich powiodła....
            poszli w miasto - czwórka zgodna.
 
            Z planów rządu nic nie wyszło,
            po biesiadzie wszystko prysło.
            Pusto było znów na Sali,
            wszyscy nockę odsypiali !
 
autor: Sylwester Jasiński(szalony dziadek)2008


number of comments: 0 | rating: 4 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 24 august 2010

Dotykając miłość

Ujrzeć,  nie oznacza dotknąć.
Dotknąć to oznacza ujrzeć.
Choć spojrzenia są wymowne,
dla dotknięcia chciałbyś umrzeć.
 
Kto już tego pokosztował,
ten bogatszy jest o dotyk.
Niech nie myśli że zwariował,
bo to działa jak narkotyk.


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 27 september 2010

Lato

Zachwycony słońca wschodem,
tęsknisz za dotykiem lata.
Wiosna pachnie jeszcze chłodem,
jesień z zimą się przeplata.
 
Z każdym jednak dniem dojrzewa,
słońce wschodzi co dzień wyżej.
Pieszcząc ciepłem nas rozgrzewa,
już do lata co raz bliżej.
 
A gdy przyjdzie na nie pora,
zieleń wokół je przywita.
Roztańczonych marzeń sfora,
w których siła nie spożyta,
z latem w sercu ci rozbłyśnie,
a zakwitły przecież wiosną.
Pragnieniami się zachłyśniesz,
nadziejami, które rosną.
 
Dookoła wszystko pachnie,
dookoła wszystko śpiewa.
Zmęczon życiem nikt nie zaśnie,
obudzony trelem z drzewa.
 
Pola łanem otulone,
złotym zbożem pozdrawiają.
Złotym kłosem są zdobione,
miłość tuląc  wciąż szeptają.
 
Jak to latem szumi morze.
Jak to latem wzdycha dusza
i jak można wzniecić zorzę,
która barwy swe rozdmucha.
 
Tam gdzie serca uniesienia,
tam gdzie kryją się marzenia,
tam gdzie nawet w oku mgnienia,
są pragnienia do spełnienia.
 
Któż chce latu drzwi zamykać?
Któż chce lato wyrwać z myśli?
Wiosną szczęście można schwytać,
latem się na pewno ziści.


number of comments: 0 | rating: 5 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 1 october 2010

Lustro


Jakież proste urządzenie,
ileż prawdy jednak drzemie
w powielanych tych odbiciach,
chciałbyś spytać lustra dzisiaj.
 
Lustro, lustro powiedz przecie
któż piękniejszy jest na świecie
od zmęczonej mej facjaty
pełnej myśli wciąż kudłatych?
 
Nie oszukasz , prawdę powiesz,
choćbym nie wiem co miał w głowie.
Ty na ziemię mnie sprowadzisz,
lecz mi w niczym nie doradzisz.
 
Zimnym sercem poczęstujesz
i pocieszyć nie spróbujesz,
boś Ty takie urządzenie,
co sprowadza nas na ziemię...
 


number of comments: 0 | rating: 3 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 26 january 2014

Pojednanie

A już zdawało się być blisko
ale to chyba jakieś fatum
bo tak szybko wszystko prysło
zaznaliśmy zimy latem

Przyznaję się do wszystkiego       

Przyznaję się do miłoći
Przyznaję się do kochania
Przyznaję się do pragnienia

Kto pomoże mi poukładać życie
w korowód pełen radości?
Kto pomoże mi trwać
bym nie stracił swej tożsamości?

Tęskniąc za tobą odliczam czas
ile jeszcze nam pozostało wspólnych dni?
Ile jeszcze jest siły w nas
by spełnić jeszcze za życia nasze sny?

Miłość, kochanie i pragnienie
tylko tyle mogę ci ofiarować
bo to nie jest zabójstwo na zlecenie
ale pomysł na to, jak się nawzajem szanować!


number of comments: 0 | rating: 1 | detail


  10 - 30 - 100




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1