Dominic Butters

Dominic Butters, 15 february 2014

Mrs. Pearl

Była kapryśna, wciąż gubiła klucze
w połamanych szpilkach, tuż za oknem szósta
zimowym porankiem, trwoniliśmy duszę,
a kiedy pisałem, pisałem jej usta.
 
Gotowała noce, że aż palce lizać
parującą kroplą po lustrze, wciąż siebie
chcieliśmy bardziej jeść, kąsać, przegryzać,
a kiedy pisałem, pisałem na niebie.
 
Czasami znikała, choć to żadna nowość
przyszła rozmazana wokół tajfun świszczał
ogarnij się wreszcie! masz nie równo z głową!
a kiedy pisałem, zdawała się bliższa.
 
Sypiała od ściany, choć częściej szeptała
zaplatając w pościel kolejne godziny
wtedy tak obłędnie wiła się i drżała,
a kiedy pisałem, pisałem dla chwili.
 
Wypalała dreszcze, każdym swym oddechem
rumieniąc się przy tym jak zielone jabłko
z tym swoim niewinnym, udawanym śmiechem,
a kiedy pisałem, pisałem na własność.
 
Zdzieraliśmy gardła igłą na winylach
aż każdy utwór dochodził do szczytu
przymrużone oczy, niewyraźny miraż,
a kiedy pisałem, ginąłem z zachwytu.
 
Przeczytałem wszystkie jej podskórne wersy
przez kark, biodra, wydmy ponad sploty kości
każdy pełną garścią, mocniejszy i głębszy,
a kiedy pisałem, pisałem z chciwości.
 
I gdy tak cicho prosiła o czułość
traciłem rozum - żądza ponad ciałem
oddałem wszystko, strzał! jęk, mur, szał, runął!
bo kiedy pisałem, to dla niej pisałem.
 
Tylko wianek pereł i te szpilki Twoje
leżą na podłodze, nad pustką tli światło
to mi pozostało po Tobie... znów roję?
bo od kiedy milczę jestem sam nad kartką.


number of comments: 8 | rating: 10 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 september 2013

Preludium

Przyjedź do mnie bo mam całą stertę płyt
przy których można czołgać się
między dywanem komodą i pralką
dodatkowo znam setki powodów 
które wymyślę na poczekaniu
tylko po to by nie pozwolić Ci zasnąć do 
popołudniowego śniadania
 
Zatrzymam wszystkie milimetry lat
by wydłużyć każdy o całą
zapomnianą wieczność 
a wtedy będziesz mogła tylko w mojej koszuli
o czwartej czterdzieści 
paradować po wybiegu,
błyszczącym od fleszy mych źrenic
 
Gdyby deszcz tłukący o szyby 
potrafił spełniać cuda
tak jak spadające kawałki mlecznej autostrady
to pewnie nie nucił bym teraz
do szarej popielniczki 
porannego niemego preludium
 


number of comments: 7 | rating: 8 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 august 2014

Pranie

Za dużo palę znów e-papierosa
za oknem stalowe niebo tańczy walca
próbuję beblać coś o Twoich oczach
słyszę jak za ścianą wiruje już pralka
 
Pszeniczny Birbant, można się nim najeść
ostatnio znów jakoś jest bardziej jesiennie
robi się tak pięknie, że można oszaleć
za ścianą tłucze prania pełen bęben
 
Mam dziurę w zębie, byłem zrobić rentgen
o dziewiątej rano czekałem na dworcu
znów słucham soundtracku z „Atlasu...” codziennie
za ścianą pralka kręci się na odwrót
 
Chyba się ogarniam, przynajmniej próbuję
osobno... wbijam to sobie w mą głowę
nie chcę się obudzić, że znowu coś psuję
za ścianą pralka znów zasysa wodę
 
Przesypiam już noce, no dobra, w połowie
ale to i tak dla mnie dosyć spory wyczyn
w pracy świat zwariował, kiedyś stracę zdrowie
pralka znów wiruje, drży, warczy i syczy
 
Dla pewności wydałem wszystko lekką ręką
mam jednak nadzieję, że u Ciebie lepiej
tylko nasza cisza wkurwia mnie nieziemsko
a pralka jak pralka ciągle się telepie
 
Już tak nie wybucham, spytaj Dominica
chodź tu kurwa! dalej! powiedz jej jak jest!
szlag! gdy jest potrzebny zawsze musi znikać!
znasz go, mniejsza o to, sama z resztą wiesz
 
a poza tym żyję... mogłabyś być blisko
jak najęty tęsknię, jak z nut nadal kłamię
wiersz miałem Ci pisać, jak zwykle nie wyszło
Czekaj! Piszczy potwór! Spadam... wieszać pranie


number of comments: 7 | rating: 8 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 3 january 2015

Dwa światy

Kiedyś los postawił przed sobą dwa światy
gdyż i tak jedno z drugim miało się nie spotkać
potem pchnął nas ku sobie, oczy nam zawiązał
bo przecież już dawno spisał nas na straty
 
Staliśmy tam sami, prosząc by się mylił
Migoczący lazur i uparty heban
Wiodłaś mnie ścieżkami północnego nieba
jakbyś chciała zagłuszyć nasz niemy pesymizm
 
Potem już inaczej patrzeć nas nauczył 
Wśród różnych definicji znaleźliśmy szczęście
Mnie uwikłał w komnaty, między cienie rzucił
 
Tobie przy nadziei dał co najcenniejsze
Dlatego wiem, że głupotą byłoby dziś wrócić
by rozwiązać oczy i sprawdzić czy jeszcze...


number of comments: 6 | rating: 7 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 26 october 2013

Tarany

„Komnaty Cieni”
 
POEMA
 
„Tarany”
 
Poeta:
Serce ruszyło, pierś już rozogniona
szept z ciał połączonych przez skórę ucieka
splecione ręce, ściśnięta przepona...
 
Kasja:
O Jezus Maria! Trafił się poeta!
 
Poeta:
Zamknij się! przecież nie za to ci płacę
to raczej nie nowość że po tobie piszą
nie znasz mnie jeszcze gdy cierpliwość stracę
więc wij się i pracuj rozpalaj mnie ciszą.
 
Gdy ludzki duch krwawi najlepsza osłoda
kryje się w doświadczeń fizycznej chciwości
będziesz kim zapragnę to moja nagroda
chwila ukojenia, twojej uległości.
 
Dlatego tej nocy wybrałem twe imię
bo wciąż jest w twych oczach niewinność zamknięta
uwolnię ją słowem, a potem zabiję
staniesz się nicością, staniesz się...
 
Kasja:
...wyklęta?
 
Poeta:
...beztętna, lecz żywa, pośród zdechłych wersów
wyrwana z kontekstu, zimna jak me zdania
pozbawiona ciepła, tak odległa sercu
nie zdołasz nic poczuć, będziesz...
 
 
Kasja:
...niekochana?
 
Poeta:
...jak mania w mych dłoniach, owładnięta tekstem
będziesz drżeć w pragnieniu, błagając o więcej
rozdartym w swych ustach, szczytującym jękiem
na kolana padniesz, przed moim...
 
Kasja:
...mów głębiej
 
Poeta:
...talentem dosięgnę, najdzikszą zachciankę
nierytmicznym oddechem, stworzę jej realność
twoje ciało wpędzę w obłędu pułapkę
byś ujrzała prawdę, byś ujrzała...
 
Kasja:
...światłość!
 
Poeta:
...marność! Noce komnat, zapomniane cienie
tu pośród rynsztoków rodzą się artyści
poznasz niemoc bólu, zwierzęce cierpienie
tu rodzą się wiersze, rodzą się...
 
Kasja:
...dociśnij
 
Poeta:
...me myśli, ich krocie, mnożące się roje
rozbiegane mrowiska, bijące z ciśnieniem
ławice, watahy, toczące wciąż boje
słowa w mojej głowie są jak ja, mym pieniem
 
szkieletem, podporą, konstrukcją znaczenia
fizycznym świadkiem, mojej obecności
krótkim błyskiem bycia, dowodem istnienia
twardszym od spiżu obrazem trwałości.
 
spisanym, zagranym, wykrzyczanym Jestem!
namalowanym, wyrzeźbionym w wiekach
potwierdzającym oddychanie sensem
niezbitym pejzażem, bytności człowieka!
 
pulsem rozbieganym, przez serca membrany
tłoczony żyłami, na odwrót, wbrew nurtom
chciwością smaganym, przez wersów kurhany
by wbić swe tarany w nadchodzące...
 
Kasja:
...zrób to!
 
Poeta:
...jutro nocą sądu inicjacji iskrą
dymem zwiastującym, narodziny ognia
dudniącą nachalnie, detonacji myślą
która wszystko trawi, jak żywa...
 
Kasja:
...do końca!
 
Poeta:
...pochodnia, w mych dłoniach, galaktyczne mleko
karływy palone, gwiazdozbiór wymarły
zwiędły laur na skroniach, wyżej już nie wzlecą
dziś każdy skreślony, zapomniany...
 
Kasja:
...wystarczy!
 
Poeta:
...na tarczy leżą w rzędzie połamane pióra
roztopione skrzydła gdyż byli za słabi
synowie Dedala, pogrzebani w chmurach
chociaż sedno mieli pod swymi stopami.
 
Kasja:
Ranisz!
 
Poeta:
Do granic gdzie błądzić nigdy nikt myślał,
gdzie błyski ich kopii nigdy nie dosięgły
wzlecieli na próżno, utracili kryształ
stworzyli krzyk słaby, bez wiary, ...
 
Kasja:
...przeklęty!
 
Poeta:
...giętki jak osika, drżąca przed otchłanią
która była tylko, wietrznym szczytu pyłem
Do granic gdzie krok dzieli by sprostać wyzwaniu
za gardło przywlekę emocji...
 
Kasja:
...odpłynę!
 
...lawinę rozpędzę z tych błękitnych krańców
miotąc ich spróchniałe wysuszone kości
przebiję skorupę, kotwicząc cna łańcuch
i sam bez milionów spojrzę w twarz...
 
Kasja!
...litości!
 
Poeta:
...ciemności na proch zetrę ostrokół osierdzia
wyryję inicjał nad propylejami
zasiądę na tronie, czerń złem się zwycięża
dzierżę w ręku czeluść!
Ja!
Książę...
 
Kasja:
...krwawi!
 
Poeta:
...Tyranii wydźwignę niewzbudzony eter
wystrzelę go z piekieł by rozbrzmiewał trupi
ryk nocy rozciągnę nad zgasłą planetę
samozwańczy bękart pokalanej...
 
Kasja:
...dusi!
 
Poeta:
...sztuki co korynckie deptała sumienia
nieproszonym gościem zakończyła gusła
rozdzieliła głogu żałobne kwilenia
siniąc swą goryczą słowikowi...
 
Kasja:
...puszczaj!
 
Poeta:
...usta twoje Kasjo nie uraczą słońca,
słona struga przetnie ich łkającą...
 
Kasja:
...zginę!
 
Poeta:
...linię poprowadzę od końca do końca
palce dla bogów mocząc w krwawym...
 
Kasja:
W Imię...
 
Poeta:
...winie twej odstąpię, miejsce po prawicy
triumfalne igrzyska smagane mym batem
gdzie każdy kto tulił się do twej miednicy
wytoczy swe pieśni przez rodzonym bratem,
 
bo byłaś im matką, domem dla tych głupców
ślepą piastunką pierwszego płonienia
przenosiłaś góry natchnionego kruszcu
by w skale wykuli swe wieczne więzienia.
 
Powstaną poeci...
 
Kasja:
Nie wytrzymam więcej!
Zakończ! Nie chcę! Błagam!
 
Poeta:
...rozognieni bitwą,
 
Kasja:
To boli! Upadam!
 
Poeta:
bo byłaś ich pięknem,
kwitnącą poezją, a stałaś się
 
Kasja:
...dziwką.


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 september 2013

Wypełnieni nocą

Iskrzące spojrzenia nastrojonych dźwięków,
naciągane kluczem strun cicho mruczących,
pozbawieni wstydu i wyzbyci lęku,
odkryliśmy jabłko, interwał kuszący.
 
Palce niespokojne, po gryfie szukają
kształtów wyrzeźbionych na wrażliwym ciele,
nucąc melodię, nową i nieznaną,
chłoniemy bliskość, mając jej tak wiele.
 
Płynie ton za tonem, wspólnego oddechu,
dotyk za dotykiem, rosnące w takt brzmienie,
muśnięcie niebios, flażolet uśmiechu,
struny to taniec, czy warg Twoich drżenie?
 
Rumiane policzki, bicie przyspieszone,
szept w żyłach gęstnieje, w jednej wspólnej skali,
skronie pulsujące i oczy zamglone,
biegamy po nutach, w sobie zasłuchani.
 
Między akordami łapiemy marzenia,
co wirują w głowie ze wzburzoną mocą,
ukrywając w dłoniach niewinne pragnienia,
po raz kolejny wypełnieni nocą.


number of comments: 4 | rating: 7 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 september 2013

Wiecznie młodzi

Ślady stóp na złotym piasku
błękit nieba nad głowami
słońce, księżyc w końcu miną
zostaniemy kiedyś sami
 
Wszelkie szepty, które znamy
dni zimowe i te letnie
wątłe iskry naszych spojrzeń
wszystko zniknie i wyblednie
 
Pogubimy gdzieś swą wiarę
utracimy nasze siły
zapomnimy swych uśmiechów 
nic nie będą już znaczyły
 
Wytracimy pragnień rozpęd
zatracimy swe istnienia
zrozumiemy tak na prawdę
że to świat, nie my się zmienia
 
Kiedyś w końcu czas nasz pryśnie
przyjdzie nowy duch przyszłości
jedno pozostanie wiecznie
my - marzenie o wolności!
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
niedojrzali, tacy sami
uwierzymy w swą historie
mając życie za plecami
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
w naszych sercach które biją
którym podcinamy skrzydła
które nigdy się nie wzbiją
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
łapiąc w płuca wdech z nadzieją
prosto w niemoc, wykrzyczymy
Dum, a potem Spiro Spero!
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
doskonale znasz tę prawdę
bo choć bardzo byśmy chcieli...
wiecznie młodzi już na zawsze
 


number of comments: 4 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 september 2013

Rozpędzona noc

Sto dwadzieścia pocałunków
na jeden oddech, 
Sto osiemdziesiąt uderzeń
na dwa serca
trzysta sześćdziesiąt galaktyk
w cztery oczy.
Mkniemy do siebie autostradą
porozrzucanych ubrań
łapczywego dotyku
z premedytacją rozjeżdżając
bezbronne zakazy, nakazy
Nie ważne!
Zatankuj do pełna, 
ja ukradnę wino, 
Przecież cała rozpędzona noc
przed nami!


number of comments: 4 | rating: 5 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 3 november 2013

Alibi

Przytargałaś z katarem kolejny Listopad, 
zapamiętałem cię wczoraj, dziś jak ćpun łapczywie
nieudolnie, błagalnie, nieskładnie na opak
bazgram papilarnie, twe usta na szybie,

i leje znów mocniej, pewnie tak do rana
bo tutaj chodniki nie szepczą krokami.
Co nam pozostało? spacer, głuche zdania
które wiatr roznosi pomiędzy włosami?

Pożółkłe liście, mocniej poszarzały
plączą mi się w sercu, jak Twoje źrenice
chyba nie potrafię już udawać skały,
bo kropla w kroplę widzę twe odbicie.

Spływasz po kartce, delikatne dłonie,
których nie poznałem, boję się oddychać
bo z każdym haustem, coraz bardziej tonę
i bardziej od deszczu boję się że znikasz.

Znów łapię się na tym... Tak! nie powinienem,
że wers, za wersem, stoisz za plecami.
Co nam pozostało? Żyć ciągle złudzeniem,
tuląc się tekstem zamiast spojrzeniami?

Wymyślę cokolwiek, że, nie wiem... przepadli,
zdmuchnął ich huragan, albo inne dziwy,
dostali do głowy, jesień lub kataklizm,
bądź bardziej trywialne, żałosne alibi.

Zabił ich szaleniec, niech igły szukają
w stogu ludziach tłumów, pod parasolami,
porwało ich UFO, wynajęli balon
i do dziś zostali pomiędzy chmurami,

albo nie! Mam lepsze! Nigdy nie istnieli,
choć nikt nie uwierzy w podejrzane fatum,
śmiertelny wypadek? Może zapomnieli,
jak trafić do domu, do swych własnych
światów.

Poszli szukać Yeti, chcieli dojść na biegun,
podróż autostopem z pożyczonym groszem,
kierunek wyprawy powierzyli niebu.
Powiedz, że Ty wierzysz, w te banały,
proszę!

Ponoć odwyk pomaga. Odstawić i przespać,
zmusić się, wytrzymać, choć to bez znaczenia,
bo za każdym razem gdy próbuję przestać,
od miękkich tęsknot brnę w twarde
pragnienia.


number of comments: 4 | rating: 8 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 11 september 2016

List do ***/9

Dryf mię zawiódł nad widnokrąg, który obcym wiatrom służy
Wszystkie przemierzone mile za mą rufą myśli kłębią
przelewają przez relingi i prawidło stare szepczą:
"Nie znajdziesz Pereł na brzegu, musisz w antracyt zanurzyć..."

Rozłąka nazbyt przewlekła, nie zaznałem na nią leku
Bajdewind ciska Cię w oczy, wspomnienia niezapisane
Mapy kończą się w tym miejscu, a dalej? Rozpoczyna nieznane
lecz jeśli klątwa chce nadal władać musi żywcem zedrzeć z deku!

U bram horyzontu wyobrażeń, co w nie wpadnie nie przenika
Nie przewidział tego Beaufort, lont od tęsknot rozbuchany
Nasz czas tyka, choć klepsydra ma zawsze dwa rożne oblicza

nie uchroni już przed niczym, bom i tak dawno przegrany...
A-hoj Szczury! Wstawać! Psia mać! Kurwa! Tu mówi Kapitan!
Cała na kurs! W niebyt! Hisować! Ciąć balast! Wyruszamy!


number of comments: 3 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 14 march 2015

Wyczuleni

znał jej pociąg do tych liter które on miał zawsze w głowie
ściskała jak kamień w ręku resztki wspólnego przekleństwa
uśmiech chyli się nieznacznie wirując na jednym słowie
będę wodził Cię złudzeniem byś została już w tych wersach
 
po Twej szyi spłynę taktem w pół zdania na głuchą pauzę
by zacierać oddechami między ustami granicę
i nazwij to wszystko narwanym naiwnym wariactwem
lecz zdradzają Cię nabrzmiałe łaknące tekstu źrenice
 
szeptem o krok od szaleństwa wyłudzę Twoje natchnienie
i nasycę swą szorstkością mając Cię na pastwę losu
naszkicuję na Twej skórze nasze nieistnienie
bo choć przecież nieprawdziwi dobrze wiesz jak masz to poczuć
 
drżącą ciszą strącasz krople mieszając z zapachem nocy
oparta o ściany warg zdajesz się bardziej bezbronna
lecz mając Ciebie przed sobą coraz trudniej jest Cię spłoszyć
bo zbyt blisko nam z o do e w wyrazie historia
 
wyczuleni na kształt szczelin między iluzją a kartką
Perłowe pragnienie ciepła i bezpański ciężar Cieni
bo te słowa nam wyszły chyba aż za bardzo
gdyż to przez nie chronicznie jesteśmy zmyśleni...


number of comments: 3 | rating: 5 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 14 february 2015

Królowa Śniegu

Wiatr roznosił drobne płatki opadając śnieżna kołdrą
wszystkie barwy jednej nocy na czerń i biel pozamieniał
zasypiałem i budziłem się z twarzą wlepioną w okno
czekając aż w końcu przetniesz kąt mego pola widzenia
 
Lecz horyzont wiecznie milczał za jego nierówną linią
kryła się jakaś tęsknota której nie umiem wyjaśnić
jeśli wersy też przysypie i po drodze gdzieś zaginą
wiedz, że nigdy nie chciałem byś o mnie musiała się martwić
 
Wyruszyłem zostawiając resztki zdrowego rozsądku
tłukąc do swej głowy prośbę by raz jeszcze ciepło poczuć
Nim spostrzegłem świat się rozmył, roztarłem skrawkiem nasz kontur
nieświadomie tracąc kontrast sykiem bólu w lewym oku
 
Chwilę później stała obok, miękkim głosem wprost do ucha
szeptała mi piękne baśnie, którym nie byłem w stanie się oprzeć
Ja i Ona... a ostrożność? Stała się nad wyraz głucha
jakby chciała bym odwlekał w nieskończoność dla niej wiosnę
 
Obiecała przeprowadzić przez urwiska złudnych szlaków
bym mógł znaleźć swoją ścieżkę prowadzącą wprost do Ciebie
Nie widziałem nic poza nią ani też mijanych znaków
tak zniknąłem w srebrnych saniach nie patrząc więcej za siebie
 
Dziś wołać mogę do woli lecz odbijam się od echa
zdarłem gardło na tych kartkach by przekuć emocje w słowa
wszystkie kształty mróz zatrzymał, zaczarował w martwy letarg
gdyż jedyną odpowiedzią są zmarznięte ciszą pola
 
Stałem się nadwornym błaznem, słowikiem zamkniętym w klatce
by ku uciesze gawiedzi wywlekać na wierzch wnętrzności
Znam tylko błagalne modły, które powtarzam jak mantrę
bo im szerzej mnie omijasz tym bardziej jestem spokojny
 
Nigdy więcej nie patrz w oczy nie chcę byś wpadała w ich próżnię
nie ma w nich już krzty tej iskry, która kiedyś w nich się tliła
gdyż mam przekrwione spojówki zapatrzone w szklaną pustkę
którą zaczynam oddychać, która w serce mi się wrzyna
 
Chciałbym znów ślepo w nas wierzyć, łudzić się, że nie mam racji
lecz zbyt ostra krawędź lustra rozpruwa resztki nadziei
Nie mam siły patrzeć w gwiazdy, być swoim cieniem z okładki
bo cokolwiek bym napisał to i tak już nic nie zmieni
 
Dziś te ściany są zbyt zimne by przepuścić nikłe światło
i zbyt grube byś usłyszeć mogła wszystkich szeptów moich zdania
W tym pałacu z lodu jestem dla niej tylko kolejną zabawką
Dlatego nie powinnaś już Gerdo szukać swego Kaja...


number of comments: 3 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 8 september 2016

List do ***/8

Nie ma we mnie kropli czucia prócz pustkowia abisalu
Różę wiatrów mogę dać Ci w zamian za bijące trzewie
Słów tok staje się nieznośny, a krok pewny siebie
odkąd wyzbyłem się lęku, emocji i szalup...

Poskąpiono im odwrotu, doku, dla mojej kotwicy
Butna zgraja martwych Cieni z bezdusznym furiatem
W mojej głowie tylko chwiejba, narwany kilwater
gdyż na ukojoną flautę nie mogę już liczyć...

Jak powracający koszmar... moje notoryczne kłamstwo
Eskapistyczna pułapka, okręt po niebie z papieru
najpierw Ściany, teraz Dechy, tak mijam się z prawdą

wierząc perłowej legendzie, trzymając kurczowo steru
Bo jeśli te maszty padną, to niech ciągną z sobą na dno
gdybym miał już nigdy więcej żywy spotkać Cię na brzegu!


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 17 november 2014

Nie pozwól...

Ze smakiem kawy przychodzisz zbyt łatwo
poranek gorzej, ale nie w tym rzecz...
Nie pozwól mi mówić, przecież wiesz czego chcę
jeszcze nie zdążyłem podnieść nawet zasłon
 
Równie dobrze jak Ty kocham mgłę jesienną
powinienem od razu dopić ją do końca...
Nie pozwól mi mówić, bo zacznę roztrząsać
i znowu wyleczę Tobą swą bezsenność
 
Nie pozwól mi mówić, spraw bym był niemową
Nim znów wyląduję na skraju szaleństwa
Nim znów czuć coś zacznę tłukąc w ten mur głową
 
i znów Ciebie stracę, zapomnę, lub przećpam
Nim znów prosto w oczy będziemy łgać słowom
które są przepustką do naszego gdzieś tam...


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 september 2013

Nakłam

Nakłam prosto w serce, tak bym Ci uwierzył
bym mógł patrzeć na słońce nie bojąc się światła
jeśli trzeba będzie, nazmyślaj na siłę
by nasza historia przestała być martwa.
 
Dajmy jej początek, zarys bez kierunku
bez akcji, statystów, bez planów na lata
niepotrzebnych wątków, bez zbędnych dialogów
stwórzmy ją sami, dla siebie, bez świata.
 
Zniknijmy po prostu, tak teraz, do kiedyś
do rana, do jutra, do świtu, do zawsze
rozpłyńmy się w nagle, pryśnijmy jak bańki
błyśnijmy jak krople, dwie istoty jasne.
 
Miejmy się za bardzo, że bardziej się nie da
toczmy nieprzerwanie naszych sumień bitwy
balansujmy na linie, ryzykując wersy
stąpając po lodzie na krawędziach brzytwy.
 
Nakłam prosto w serce, bo sobie nie wierzę
namieszaj mi w życiu, raz jeszcze, od nowa
nie chcę chyba wiele, odrobina ciebie
podaruj mi uśmiech, Twe oczy i słowa.


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 14 july 2016

List do *** /4

Zapomniałem liczyć dni już, wszystkie zabrały te fale
Dziś mój pokładowy dziennik przelewać możesz przez palce
Jeszcze kilka? Kilkanaście? Aż w końcu tylko okładce
będę mógł zanucić szanty, o których milczą bulaje...

Jeśli nadal czekasz żagli, błagam! Nie przestawaj wołać!
Dali już nie mogę ufać widząc Twe odbicie w toni
Krzycz cokolwiek! Chcę usłyszeć! Choć na próżno ucho goni
gdyż każdy odgłos pochłania wszechogarniająca połać...

Co noc ślę do Ciebie listy, za którymi ślad się zrywa
Może któremuś omyłką los oszczędzi doli zgubnej
z ładowni nikną butelki, większość dryfuje po niwach

by na koniec wstecznym prądem, rozbić się z jękiem o burtę
Z każdym trzaskiem wciąż się łudzę, że być może Twój przypływa
lecz nim zdołam podnieść sieci, wyławiam jedynie pustkę...


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 14 august 2016

List do ***/6

Noc ma Twe niesforne loki zaplecione w ostrze dziobu
i roztaliowaną suknię, poszarpany tren na wietrze
spojrzenie utkwione w szafir, usta hebanowa czerwień
której niesłyszalne wersy cisną się do mego progu

Znów mnie włóczy tuż nad krawędź, wierząc, że przypomni Ciebie
i gdy zagląda przez ramię, błagalnie chce złamać fikcję
lecz jej galionowe rysy, obojętne są i zimne
jak te cztery strony świata, które martwe są bez Pereł

Nie umiem ustać na pokładzie, gdy wraz z nią na przekór gwiazdom
i miotam się w swej głowie, szaleniec! oddechy do dechy...
Na trzysta sześćdziesiąt pięć dni, żaden już na lądzie, przepadło!

Skazany na tę szkaradną łajbę i błędne, rozchwiane oko lunety
Powiedz czy prócz tej świecy, gdzieś tam... tli się jeszcze światło?
Czy to tylko bełkot rumu i ja... usilnie zawodzący sonety?


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 3 may 2015

List do ***

Stekiem bzdur, błagań i skomleń tegom jest obrazem
majaczenia i iluzji postacią stworzoną z Cienia
bezsensowną tekstu linią, która wsiąka tak jak tatuaże
między nieistotne dzisiaj banalne pragnienia
 
Potargane mam uczucia nie potrafię ich już wydrzeć
jest w nich ta kropla nadziei, którą z ust się tylko spija
i nim świtem nas rozdzielą, nim zacznę znów z nimi istnieć
jeszcze ostatni raz księżyc niech nasze dusze upija
 
Niech przelewa srebrną gorycz przez swe nierealne kształty
by dogasające gwiazdy choć na moment jeszcze wstrzymać
Tańczmy! nim w ten nieskończony przestwór znów rozwinie we mnie maszty
i zacisną się me pięści na cum wygłodniałych linach
 
Pozwól ostatnie dać wersy, a nie będę prosił o więcej
Wirujmy bez cna rozsądku wokół niewidzialnej osi!
Mimo, że nie mam już szansy by ta noc trwała nam wiecznie   
bo już słyszę jak ich łopot nadciąga w przedsionki
 
Gonią upomnieć się o mnie, przykuć stary ster do dłoni
bo są na niebie i ziemi rzeczy których nie da się zawracać
Z naiwną pełnią spokoju pozostańmy śmiesznie nieświadomi
nawet jeśli wiesz, że ja i tak nie mam już gdzie wracać
 
Aż za bardzo pokochałem ten rozkołysany Szafir
i choć nie mogę uchronić nas przed nadchodzącym wschodem
zapomnijmy, że poranek słonym chłodem latarnię wygasi
że znów Ciebie mi zabierze i sam wyjdę w pełne morze
 
Już nie zatrzymujmy kroków uciekając władzy słońca
nim wszystko stanie się jasne i opadnie żar w tawernie
Trzymaj mnie i nie wypuszczaj, niech dziś grają nam do końca! 
a Ty chwilo trwaj boś przeklęta! piękniejszej nie będzie!


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 26 june 2016

List do *** /3

Dobrze znałem konsekwencje, wagę słów Tobie spisanych
Wszystko czym wtedy żyliśmy pozostało na mieliźnie
Moja wachta na tych dechach, była tym jedynym wyjściem
które miało raz na zawsze zatrzasnąć za mną ich bramy

Stała się mym nowym domem rzuconym w otchłań odmętu
Pośród fal, sztormów i lęków, do których dawno przywykłem
Za każde Twoje wspomnienie, spłacam tu bajońską lichwę
próbując utrzymać w ryzach, by w pełni nie stracić sensu

Każdy dzień na niej przekleństwem... ciągnącym się po horyzont
którego ramy i ogrom nakreśla bezdenna pustka
Stały kurs wyznacza kompas... Dziś to nic nie warty przyrząd!

Wypycha mnie na powierzchnię, bym na przekór dotrwał jutra
Każdy dzień na niej bez Ciebie spędza sen bezduszną bryzą
bo gdy tylko ląd dostrzegę, napełnia w przeciwną płótna...


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 1 july 2015

Ten Testament

Mas Epoko bądź mi stosem, jeśli padnę u stóp matni
Pogrzeb całą pamięć o mnie, gdy w swym boju poznam ciszę
Kiedy nie będzie odwrotu miej litość ból zadać ostatni
bym nie wisiał u bram Twoich jak gnijący szmat liter.
 
Nieś bezbłędnie wrogie żądze, martwej stali wrzącą krawędź
Prowadź celnie przez zaparte cięciw rozjuszone strzały
Nakieruj je wszystkie na mnie, jeśli sam nie będę w stanie
by ostatnim co zobaczę były wciąż w górze sztandary.
 
Przykryj mnie gradem płomieni lecz nie pozwól dobyć słowa
bym nie zdążył stojąc w ogniu, zostawić pomnym elegii
Zabierz po mnie każde zdanie, by siać mogli tylko piękno w głowach
już nie musząc pośród Cieni szukać natchnionej materii.
 
Straw rozdartą resztkę wiary, by przestała wieść mój oręż
Wycisz niestrudzone ostrze, które łaknie trzebić gardła
Zdmuchnij ciało! Zatrać ducha! ...abym zniknął, a nie poległ
i klęski mego okrzyku nie usłyszał nigdy Parnas.
 
Rozprosz co po nas zostaje; pustkę wolną puść od smutku
Zakryj wydeptane ścieżki, ulotnij z Komnat nadzieję
Jeśli zbłądzą tu jej skrzydła rozwiej powód do frasunku
by nie znalazła mych śladów czyniąc swoimi te ziemie.
 
Bliskim sercu daj wytchnienie; powij nowe w nich wspomnienia
Zamień kiry w brzask niezłomny, by nie nosili tęsknoty
Obróć w pył im ludzką słabość, by wiedzieli że nie czułem cierpienia
gdym ostatnie ciosy spijał karmiąc Twe płonące oczy.
 
Szedłem gdzie było pisane dobrze znając Twoją cenę
Ufając do granic sile, która za nic ma swą nicość
Przeto zapomnij w nich troski kiedy będą chcieli odkupić rzewnieniem
gdyż nie posyła się trąb w niebo odchodzącym banitom.
 
Rzuciłem na szalę los swój oblekając lęk w strof zbroję
Jedynie kres mym ustankiem... Niech to będzie im pociechą
bo miałem tę czelność w sobie, która zaciskała wciąż mocniej rękojeść
bym nie przestawał iść dalej w walce o swój własny etos...
 
Przyjdzie moment, gdy zamilknę pieczętując ten Testament
Będę świadom powinności wypalając raz na zawsze
Bowiem kiedyś wszystek umrę i proch ze mnie nie zostanie
Ale klnę Cię! Mas Epoko! Pókim żyw jest, póty spokojnie nie zaśniesz!


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 september 2013

Interpretacje

władza, kwiat upadku, cień popołudniowy
wąż, pachnące ciasto, na szyi zacięcie
za grosze, pieczony jogurt biedronkowy
telefon przy uchu, no i masz zajęcie
 
wybieraj do woli, lecz szukaj uważnie
myślisz znam zasadę, otworzyłem zamek
tu kolejny psikus, wytęż wyobraźnie!
bo te drzwi przed Tobą nie mają swych klamek
 
przywilej największych, wygnanie, schronienie,
grzech, stygnący lukier i męska udręka
stojący kubeczek na półce w przecenie
lub przebłysk geniuszu w naszych ludzkich rękach
 
przestawiaj jak klocki, do góry nogami
myślisz rozwiązałem! koniec mojej pracy
znów się rozminąłeś z interpretacjami
szukasz za daleko, wszystko masz na tacy
 
umarł, niech żyje! ucieczka, czas zbiorów 
pożądanie, cynamon, plaster papierowy
mały lub duży wersje do wyboru
schowany w kieszeni w etui piankowym
 
dziel, łącz i dedukuj, pokonaj swą słabość
pozwól by fantazja odnalazła światło
bo po to jest przecież, żeby dawać radość
przeczytaj raz jeszcze ja nakłuję jabłko.


number of comments: 2 | rating: 9 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 10 october 2014

Nie podchodź...

“I don't like what I am becoming
Wish I could just feel something”
 
 
Nakłamię Ci znów, tylko tak jeszcze
potrafię utrzymać się w pionie
Wiem, czekaj... daj tylko dokończyć
kiedyś i tak na pewno to zrobię
Nakłamię Ci znów, tylko tak jeszcze
umiem patrzeć w Twe oczy
choć chcę zburzyć tę ścianę, wyrzygać atrament
to nadal za bardzo kocham światła nocy
Czerń kroczy przeze mnie i wyję znów w pełnię
Nie mogę przestać... nieważne, zapomnij…
Milczenie nie boli, da znieść się - oddzielnie
tak jak da żyć się ponoć bez smaku endorfin
Pociągnij mnie siłą do odpowiedzialności
rozlicz mnie z wersów, wiem… gadam bez sensu
bo wciąż stoję w miejscu, choć raz oprzytomnij!
I przeprowadź proces na otwartym sercu…
Za każde kłamstwo i za każdą nadzieję
Za każde naiwne niespełnione spojrzenie
To tylko pieprzenie! Dziś już nic nie mamy
Nie chcę ułaskawień, wolę być skazany
Znienawidź mnie! Zagłusz! Zabij co zostało!
Wolę byś dla mnie nie istniała… Mam w dupie przegraną
Wciąż to samo i chyba jestem już tym znacznie zmęczony
siedzę na ławie oskarżonych, sam... bez linii obrony
 
Potrzebuję Cię dziś... przyjdź, krzycz!
Bezwiednie tak sunę na wietrze
Zbyt mocno... spadam!
Potrzebuję Cię byś... wyjdź, bo dziś
Zaciekle biegnę w to miejsce
Nie podchodź... błagam!
 
Obiecam Ci znów, choć z dnia na dzień
staje się  to coraz bardziej banalne
Mogłabyś stworzyć ich listę i brzmi to żałośnie
ale wiem, że tak wypadłbym marnie
Obiecam Ci znów… nie musisz nic mówić…
Który to raz z kolei?
Czy prócz sentymentu, przerażenia i lęku
nic nas nie łączy już dziś? Więcej dzieli?
Uciekam znów w słowa, chcę reanimować
i nadal w nie wierzę... masz rację, to chore!
Chcę zacząć od nowa, umiem tylko rujnować
bo wciąż nie potrafię przestać być potworem
Znów pójdę przez miasto ze słów swych hałastrą
byleby nie zasnąć, jestem światłem zgasłym
wspomnieniem rozdartym, żyję pod tą maską
Przeklęta symfonia jak by grał ją sam Haydn!
Dobrze wiesz kim jestem -  ja i czarna przestrzeń…
Jeszcze, zamilcz… jeszcze! Przestań, chcę więcej…
To moje powietrze, to pomaga w ucieczce
dam się zarżnąć w tym tekście, zostaw mnie w tym piekle!
Nie rzucaj mi liny, bo nie mam już siły  
zacierać śladów mych zbrodni
Chcę Cię znów tu mieć teraz, nie mam nic do stracenia
Pozwól im strzelać! Zapomnij…
 
Potrzebuję Cię dziś... przyjdź, krzycz!
Bezwiednie znów sunę na wietrze
Zbyt mocno... spadam!
Potrzebuję Cię byś... wyjdź, bo dziś
Zaciekle biegnę w to miejsce
Nie podchodź.... błagam!
 
Musisz uciekać… Na to nie ma lekarstw
Nie możesz już zwlekać… Pamiętasz?
Nie mów, że to przeszłość, że to ot tak odeszło
bo boję burzy, którą on rozpęta...
Musisz uciekać… w końcu mu się uda
Nie można powstrzymać wewnętrznego ognia
Muszę zniknąć… zaufaj! Nie możesz mu ufać!
Zanim się rozpocznie… Nie idź, proszę… Zostań!
Cisza mnie przytłacza, znowu się zatracam
czuję w głębi siebie... Stój! Nie powinienem...
Teraz wiesz dlaczego zawsze wzrok odwracam?
Stałem się ich częścią, stałem się ich cieniem...
To moje komnaty, jakbym przećpał opiaty
przyniosłem Ci kwiaty… po prostu chcę tylko...
Znów wracam w zaświaty, widzę świat przez kraty
rozjebię pół chaty... w końcu mnie wyniszczą…
Pozostawiam zgliszcza, wciąż chcę nas odzyskać
zbyt dużo mówię, nie chcesz poznać prawdy...
To jest jak blizna, to nie jest czas wyznań
ostatnia szansa… I tak jestem martwy…
Wbij mi nóż w plecy, zamknij drzwi za mną
jutro na schodach nie znajdziesz już ciała
Nie ufaj mu nigdy! Przysięgnij! Zgaś światło
Muszę tylko wiedzieć czy wtedy….
 
Potrzebuję Cię dziś... przyjdź, krzycz!
Bezwiednie znów sunę na wietrze
Zbyt mocno... spadam!
Potrzebuję Cię byś... wyjdź, bo dziś
Zaciekle biegnę w to miejsce
Nie podchodź.... błagam!


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 27 november 2016

Nad Kuchenką

Za pasem grudzień, a już szkli... Zaspana skrzy obojętność
Moja bezsenność gwiżdże nade mną, też chce być w tym wierszu
Mróz pędzlem przywarł do szyb i lśni, jakby był nie na miejscu
Bezczelnie z łóżka wywlekł mnie dziś, piejący krzyk nad kuchenką...
 
Wrzątek zaparzonej mgły zamienił urwane sny w Twą obecność
Świeżo zmielony aromat kołyszący się w powietrzu
Niewypierzona w pół zdania myśl i cała masa argumentów
przez które kolejny łyk, skraca tę naszą odległość...
 
Poranna kawa, szelest kartki i bit, lekko uchylone drzwi
i jeśli stanęłabyś teraz w nich, nie dokończyłbym tekstu...
Zasłonami wpuściłbym świt, w cholerę, w kąt, rzucił w mig!
 
By już do ucha móc nucić Ci puentę dla dwóch następnych wersów
Bo to są właśnie te dni, kiedy budzisz i w słowa włazisz do krwi
i wtedy nie potrzebuję już nic, prócz Ciebie obok i atramentu...


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 november 2016

Bonnie i Clyde

Przypałętał nas durny wiatr, na próżno ławom tłumaczyć
Mimo najszczerszych intencji... Ciągle na nosie nam grał
Choć szczeniacki był to fakt, dalej wieje tak jak wiał
lecz nie można go wszak dotknąć, usłyszeć, ani zobaczyć...
 
Nie ma nań sąd paragrafu, choć on w sprawie jest bezsprzeczny
Cóż... dla takich jak my nie ma adekwatnych kar i krat 
Wciąż na wariackich papierach i niech wali się świat!
Wzajemnie, wspólnie, na dwa... gdyż odbiło nam do reszty
 
Jak Bonnie i Clyde, ekscentryczny świr i Pereł charme
i kiedy patrzę w Twe oczy Madame, mam tę pewność...
Rozbroję każdy słowny bank, pognamy hen w siną dal
 
by nieprzerwanie z liter układać naszą nową codzienność
Garściami ile się da! Nie znajdą i za milion lat!
Bo tylko z Tobą mogę kraść, to czego nam nigdy nie wezmą


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 march 2015

Zielony dla Ciebie

Zawsze brakowało nam szczęścia na puentę
zazwyczaj ze strachu, że drugie zacznie jednak słuchać
myślałem, że daję Ci wszystko co mam najcenniejsze
lecz w zbyt wielu nieskończonych szukałem Cię sztukach
 
Zacząłem się gubić już w nieswoich twarzach
każdą muszę teraz skreślić, wydrzeć zmazać lub przepisać
mam ich więcej niż pięćdziesiąt lecz spraw bym już żadnej nie musiał zakładać
bo określać, to z Wilde'a znaczy ograniczać
 
Tylko czarny kubek przed piątą gdy blady dzień wstaje
śmiało za to mógłbym oddać listy z szuflady na wiersze
i obiecać już nie ciągać Cię do naszych niedorosłych bajek
 
bo wiem, że i tak mnie poprosisz bym nas ukrył tam jeszcze
zielony dla Ciebie, jajecznica ze świtem i uśmiech przez ramię
nie miałem serca Cię budzić, śniłaś, gdy wyszedłem...


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 23 october 2016

List do *** (Dominica)

Mówią, że wystarczy iskra, by wzniecić co w nas daremne, by to co ciemne rozświetlić
by oswoić lęki, by przelać gdzieś z głębi te niewysłowione dźwięki, na deski... 
Malowałem sztuk Twych freski, chaotyczną linią kreski pod kopułą makabreski sklepień nieba... 
Czuć tu jeszcze zapach drzewa, setki zdań z nich nadal śpiewa i ta niezmienna potrzeba ich bliskości… 
Od euforii w bezsilność dni, aż po skrzyżowane kości, krąg emocji… co nie czas ich już wszystkich przytoczyć 
lecz w pędzie można przeoczyć, to co przez nas szeptem kroczy, potem pozostaje broczyć w jej majestat… 
Gdy duszę przepełnia bezmiar, na nic nie zostawia miejsca, pojawia się ta bolesna, słów ekspresja 
Żyłem na skraju szaleństwa szukając kojenia w wierszach, tonąc co rusz w Twoich wersach, przekonany… 
że tylko te zimne ściany będą lekiem na me rany, pozwolą wnieść nad kurhany martwych nadziei 
Jednak co leczy też dzieli i im dalej w tej zawiei, tym trudniej potem zamienić, słowa w czyny...
bo kiedy wszystko tracimy, nie dbamy już o godziny, wszystko co w sobie nosimy traci wartość 
Zbyt długo byłem zabawką, Twoją mocą wykonawczą, dziś pokażę Ci jak łatwo znaleźć światło.. Csssyt... Zapałką 
Wyzbyłeś mnie wszelkich uczuć… Czy potrafię jeszcze Kochać? Przestałem szlochać, potem wierzyć, pokazałeś czym oddychać 
Nie patrzę w lustro i za siebie... Ile jeszcze mam stworzyć Ci twarzy?! Kolejne bohomazy! Których dzisiaj nie da się rozczytać...
Chciałem jedynie jej pisać, resztę miałeś wziąć na siebie, miałeś w potrzebie gdy upadnę, zmienić matnię w jasną barwę...  
Zamiast tego dałeś armię, czerń i kartkę, nią na starcie, odebrałem sobie szansę… wątłą szansę, na empatię 
Oddałem Ci lata pragnień, mil i walkę, w której akcję, przez wyparcie wzmagał płomień 
Dziś nasz The Globe trawi ogień… Gdyż to ja jestem autorem! Ty aktorem! Komodorem w mych sonetach 
Chodź tu! Czekam! Na tych dechach! Wrak człowieka… Popatrz w oczy! Patrzy w ich pełnie!
Wbity w nie heban wymieszany z purpurą, co krzyczy mą naturą, której nie chcesz... 
Dobrze wiem, gdzie Twoje miejsce… Zwarte kleszcze...? Dno bezdenne? To Twa przestrzeń! Tyś jej źródłem 
Tym skwierczącym próchnem, tym kurtyny suknem, tym naiwnym głupcem w mej pustce 
Wpuściłem do serca Jutrznię, napęczniałe bije spuchłe, skute lodem topi ból ten, w moich wieńcach 
Tłucze w piersi, dźwiga ciężar, skołatane łaknie piękna, dłoni ciepła, rytmu szczęścia wspólnych membran... 
Każdy skurcz nabiera tempa... Gdzie siła Twego przekleństwa? Gdzie tchórzu Twoja poezja? Twa Tragedia? 
Wszystko to spełzło na bredniach… Dziś wiem, to zwykła ucieczka! W moich rękach jest ta Perła, której szukasz... 
Szewc chodzi w podartych butach, Kapitan tylko po trupach lecz ten nad kartką ma dłuta… Już rozumiesz? 
Dla Cieni nie zbiją trumien, znajdą jedynie popiół ich sumień, a ja? Rozpłynę się w tłumie, pośród gapiów 
Nim poczujesz oddech strachu, nim przez gardło przejdzie -  Ratuj! Będę w pół drogi do światów, które kiedyś… 
Zostawiłem dla tej sceny, pozwoliłem aby w niebyt, pociągnęły mnie w te treny… Pamiętasz? Horyzont wyobrażeń... 
Choć nie uniknę poparzeń, warto... dla jej Szafirowych marzeń... Boś stekiem bzdur, błagań i skomleń... tegoś jest obrazem.


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 20 october 2016

Sama jakoś

Nie czekałem jej w tym roku, sama jakoś bez pytania...
Zdążyłem połowę przespać, nim odkryłem jej obecność 
Popołudnia już są krótsze, a poranki częściej ziębią
bo w tym roku choć kolejna, trudniejsza jest do oddania
 
Październik szkicuje dachy, siąpiąc jesienny atrament
Zasypia na parapecie ołowiana cisza Breslau 
Chyba trochę już mniej obco, chociaż dzwonka nadal nie znam...
Który rodział? Cztery lata, szósta klatka, szóste mieszkanie
 
Wieczorami, gdy zgiełk milknie, spływa deszcz po Titanicach 
a przez zaciągnięte okna bezimiennie zerkają pokoje
Co rusz, któryś drga firankę, pojawia się, albo znika
 
zmieniając kształt, ton i barwę, nasycenie i nastroje 
Wciąż tak bardzo się dziś boję cokolwiek Ci znów napisać
Lecz jak miałbym jej nie ufać, że gdzieś pali się też Twoje?


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 19 june 2016

Test Tape Numer Siedem

Przyjechałem tu po dyplom, zdławić ból i znaleźć szczęście...
Plan poszedł w pizdu i nie mów nic już... Butters wypisał receptę
Rozwiał obiekcje, dał w łapy lejce, bym mógł każdą lekcję nadrobić
Trzy i pół roku później stoję znów tu gdzie, los miał mnie szturmem... Rozbroić
Mam strzępy zbroi, wiarę spod Troi, a we mnie się goi popękana ściana
Wpisana w te arkana, o których nie uczy drama, tętnicą okablowana membrana
Na twarzy mam wyraz chama i w chuj ich do spisania! Dobrze wiesz co te zdania dla mnie znaczą
Ciężką tyrą i pracą klepię je już na akord choć i tak wiem, że za to... Nie płacą
Nie umiem być dyplomatą... To kontrakt z prolongatą, wystawiany tym wariatom co pod kreską
Nazwij mnie socjopatą, choć z CV'ki amator, daj arkusz i długopis, a rozpętam piekło!
Tekst skorelowany z presją, żebrać za nie to zdzierstwo, czas jest ceną niepojętą dla głupoty
By utrzymać na nie popyt wylewam ostatnie poty, cisnę uparcie zwroty i to nawet nie za zwroty
Spełniam funkcję asymptoty... Krzywa ja versus hajs? To idiotyzm! Co wynika z prostoty rachunku
W dzień, noc, na posterunku, dwa cztery w tym rynsztunku, przez autopsję bez ratunku do fechtunku
Noszę w sobie blizn, ran, multum, tego nie podliczysz w słupku, kopie rozrywane w wiór, gnój! Na potęgę!
Dostałem nie jedną cięgę, teraz z marszu widzę więcej, doświadczenie rośnie we mnie... Jest pełniejsze
To ekspansja przez awersje, bo dopiero gdy coś jebnie, chwytam pułap, stąpam pewniej, trafiam celniej
Wydeptałem sobie to miejsce z żółtodzioba, aż po ekstrem, przeszedłem twardą selekcję... nie sukcesje
Dlatego każdy na setkę, nie przelewem... Prosto! Sercem! Atramentem... To mój Test Tape numer siedem
Zdarte gardło przez pacierze do dudniącej ciszy w eterze, szlifowane po literze na papierze
Wyklejam nimi pręgierze, możesz łoić ile wlezie, jeśli ulży... Kurwa! Szczerze? Bierz za frajer..
Bo tego co to mi daje nie przełożę Ci na miarę... To flow! Skill! To poszło w parę! W pełną skalę!
Chuj! Przeczytasz, albo wcale... Bo to trochę jak murale, staniesz, bądź też pójdziesz dalej... Moja strata
I choć nie mam na lokatach tego co się mieć opłaca, odłożyłem tutaj w ratach... Wszystkie lata
Nie raz gryzłem piach na matach, dziś to procentuje, wraca, bo choć lubię się zatracać w swych emocjach
Twardo trzymam się tych podstaw, na dwóch połamanych łokciach, by dać radę i móc sprostać... Się nie poddać
Całym sobą czuję w kościach... Wykrzyknik! Szept wielokropka... Rytm w tych poszarpanych zgłoskach, ich fakturę
Tchem Ci w lot wyrecytuję, każdą frazę wspartą chórem, każdy werset cięty piórem... Nie żartuję!
Żadnego z nich nie żałuję, coraz grubszą noszę skórę, jestem gburem, ładuj kule! Taki mam sznyt
I nim stwierdzisz, że to shit! "Too long story, didn't read" Skumaj! Mam za co jeść i żyć... Odpuść kwit!
Będę do utraty sił... Do usranej z nimi gnić! Padać na ryj, by wciąż iść! Oto moje Let it Be... z nadgarstka
Bo nie potrzebuję majka, mogę nawinąć do gwiazd wam, a cappella na kartkach level masta... Łapta!
Przestałem liczyć na farta, niech inni szukają w zdrapkach, ściskam mocno przyszłość w garściach... Mam kontrolę
Pierwszy na otwarte pole, zawsze gdy walczę o swoje, to przez mą zaciekłą wolę... Nie spierdolę!
Dziś nie stoję przed wyborem... Mieć czy być? To przecież chore! Każdy aspekt ma swą rolę... Tak już bywa...
Obowiązków wciąż przybywa, z dnia na dzień mi dnia ubywa, bo choć drugi leży odłogiem sam za masło się nie wyda!


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 27 july 2016

List do ***/5


Zostawiłem Cię na brzegu... Powiedz jak przełknąć to zdanie?
gdy noc podchodzi pod burty czekając mnie na pokładzie
Mam je prowadzić w te szkwały, przeciw kolejnej armadzie
którą zatopię wbrew sobie zamieniając w litą skałę...

Mówią, że czas wiąże blizny... w szczególności te żeglarzy
Obojętny grymas tęsknot wyrzeźbiony słonym wiatrem
Szept fal wypełnia Twą pustkę, krąży jak sęp tuż nad masztem
wszelki krzyk zbywając ciszą, niezmiennie trwając na straży

Zostawiłem Cię na brzegu, by zwrócić im słowo dane
Przypływ rozmył Twoje ślady, dni i mile łącząc w węzły
Zaprzedałem dechom duszę w zamian za nasz jeden taniec

o którym wie tylko księżyc, my i pijane ściany tawerny...
Wieczna toń morskiej tułaczki za Twój spokojny poranek
bom kapitan martwych Cieni z klątwą szafirowej Perły


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 26 august 2016

List do ***/7

Sól wypłukała z dna rany, czerń oplotła w swoje sidła
ostra brzytwa, której tonąc łapie się naiwny głupiec
Grotmars wysyła sygnały... Ci co nie zdołali uciec
bowiem biada nieszczęśnikom, których wiatr przed bukszpryt przygnał

Nader łatwo do apatii przyzwyczaja tych dech brzemię
Twe istnienie z gorzką prawdą przez czas mi przecieka
Sam już nie wiem… Ile we mnie jest jeszcze z człowieka
któremu portowe dzwony świtem zgasiły nadzieję?

Z furt działowych rozgrzmiewają na mój rozkaz kolubryny
wilki morskie, szpad psubraty, postrach dumnych galeonów
Na rejach zorane szmaty! Nad głową sterane liny!

Brasy potargane strzępy! Wanty nie trzymają pionów!
W ogniu salw, ryku załogi, jęku fal, swądu padliny...
Stoję z grabieżczym uśmiechem bez serca, Ciebie i domu


number of comments: 1 | rating: 3 | detail


10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1