Belamonte, 6 june 2012
starorzecza i wstęgi żywe ku źródłom biegnące
wczorajszy bieg rzek
wodospad jutra
rzeka nie zna swego wodospadu
zagubienie linii ręki w wieczorze
celu życia w podróży
spłoszone i skomplikowane bańki mydlane
zapach kwiatów których już nie ma
i wołania wieży radia
echa przyszłych zdarzeń, atom znikąd
zabłąkany wojny nowej śmiech
której jeszcze nie ma
i nie było
w teraz jest wszystko co było
i prawie wszystko co będzie
płynąc ku prawie
stajemy się prawie prawi
jednostka głupia i dołączona w klęsce do wieży
narody tworzy ślepe i przerażone
oprócz narodu wojny ze śmiercią
co mieszka w gniazdach ciepła
w bólu rusałek krzewiących sny zmarłych
najwyraźniej wole a raczej prawa nieba
widać w insektach a najmniej w istotach wrażliwych
chociaż tyrania ma w sobie coś boskiego
i sadyzm i masochizm
w sercach pokoje czułości i krzyże poświęceń
zbudował nowy nosiciel maski spokoju
nowe labirynty, zamknięci w przepływie krwi
prorocy mistrz bunt życia
miłości Bóg, wyrzutek, prawie wolny
musi i chce wrócić
w ptaszkach, delfinach, ludziach
skłonności altruistyczne
trud pomagania sobie i porozumiewania się
bo samemu źle, nie bo się opłaca
niebo się opłaca śmiercią dla życia
w teraz jest wszystko co było
i prawie wszystko co będzie
płynąc ku prawie
stajemy się prawie prawi
Belamonte, 15 june 2012
naturalnie czyli w wolności przekroczyć granicę jak martwy lub słaby posłuszny prawu pyłek
żywa jest śmierć w liściach i ludziach pokornego serca
śmiech dziecka i prukanie przez sen starca to natura
ucieczka gazeli z miejsca zbrodni i jak stado zabiega drogę jednemu ze skazańców
i te jego wołania w pustkę...
i te odpowiedzi narcyzów pochylonych nad potokiem
nadnaturalny horror w naturze - człowiek
śpiący i martwy daje się prowadzić, ufa, o nic nie pyta
idzie tak samo za samicą jak promieniem księżyca - dlaczego? -
takie są tunele zmysłów
zagrzebani w ciele żywego trupa, pomieszani ze sobą
nadzy pod prysznicem godzinami pieszcząc swoje ciała
odzyskujemy utracone ja, z którym nic nie można zrobić
oprócz przypomnienia marzenia nasienia o kochankach
- z czego kiedyś były przygody, zachwyt i przyrost żywej masy -
na pustej widowni idei tej kultury
stając się coraz pustszym i pokornym
nie potrzebując już żadnej widowni oprócz Lustra
ciało pod prysznicem, ubranie na łóżku
broda do ogolenia, tłuszcz na brzuchu - atrybuty ja pozaprysznicowego czekają
teraz są tylko marzenia, czyste migawki ze świata snów
spływają z magazynu do butli
-
marynarz rzuca się na rejs, porzuca klatkę
w której otępiali tkwią i już całkiem naturalni... Zombi
prowadzeni za rękę przez strach i życzliwość sąsiadów
nie psychopatyczni i nie paranoidalni
takie osiedle otoczone przez wilki, ze swoimi obrońcami i wojskiem
niedługo - ci obrońcy i wojsko - oni jeszcze nie wiedzą co to znaczy
grunt utracić pod nogami - strefa mroku jest im obca -
są naturalni jak marynarz - marynarz umie się puścić
zwierzęta u wodopojów tęsknie zasypiają
mogą być takie bo już są przecież nieżywe
jak październikowa mgła połowiczne
ciągła graniczność
rozbudzona świadomość wypchnęła mnie
w sferę bezgraniczności - w sferę możliwości wszystkiego -
niebezpieczeństwa utraty tej resztki naturalności jaka ludziom została
żyję śmiercią pełnej świadomości bez posłusznych tuneli zmysłów
bez zdolności zapomnienia o starym płaczu nadaremności - Króla Leara, Niobe
to musiało się kiedyś zrodzić - Reanimator
"światło Bardo Chwili Śmierci"
brak uczuć, brak snu i głód trzewi
super chirurg racjonalista uśpił móżdżek i podwzgórze
rozkład nie jest przeszkodą
gnijąca forma życia opanowuje świat
w oczach żółte światło, w żyłach trupi jad
jedzą co wydalają, nie znają granic
robaki na nich żerują, robaki mają instynkt
żyją z gnicia, wiedzą czego im trzeba
w pomroce lasu odcięty żywy dwunożny stwór
chwyta dźwięk syren, być może "nie ma już świata"
być może spadły bomby, zaatakowały obce formy życia
albo wzburzone morze - Atlantyda
i jeszcze noc w której nie wiesz czy wstając
dojrzysz jezioro wody czy ognia, drzewa czy zombi
czy będziesz uciekał, chował się do dziupli, czy gonił
dziecko z siekierą by je pożreć - mity o tym opowiadały -
że wszystko może lec w gruzach - Apokalipsa
i ci zamknięci - oni są szaleńcami poza naturą
nie są prowadzeni, są rozbudzeni, przelała się czara
ludzkiej wytrzymałości, zgody na świat możliwości
wejścia do pracy czy wypadnięcia na rejs
wola bycia panem poza motywacjami
z daleka patrzący na kłótnie, wojny, miłości i siebie -
kroczący w martwym krzyku w bezkształt i zanik -
Hamlet, Makbet, Edyp, Mirosław z Lublińca
-
żywa śmierć to coś innego niż martwe życie
zachowana chronologia i bilans całości
dając się prowadzić śmierci żyją
umierają dając się prowadzić życiu
spokojne, poetyczne, martwe jak wiatr
żywe jak kamień, ze swymi kośćmi śniącymi sen
wierny, leczniczy, głęboki
już od początku
a my z naszą świadomością śmierci
nie umiemy umrzeć ani żyć
nie umiemy się dać prowadzić
wyrwani ze snu - taka natura czujna -
jak zające, płochliwa, rozpustna
żeglująca w ciała bez miłości
żądza doprowadzona do nudy i przesytu
lęk do odrętwienia obrazem
mającej nadejść zgnilizny i choroby
przesadzony człowiek
nie da się do nich zbliżyć - do Ludzi
bo gdy umierasz co dzień i wysyłasz SOS
to wszystko pozwala się omijać i omija się i ględzi
o wzajemnym zrozumieniu, tak wiele potrafią sobie nie dać
mierzą ci parametry życiowe, ale czytać z urządzeń dobrze nie umieją
i urządzenia mają do dupy
połowa ciebie czy trzy czwarte, i tak reszta może iść do pracy
i pozdrawiać się jak dobry trup z dobrym trupem
chociaż już nienawidzisz niektórych z nich
a wynaturzenie się z siebie marynarza
zatarasowanie przejść do jaskini
terapia przestrzenią
zmieszanie się z niebem
jej gnicie w moim sercu może powstrzyma...
...bo inaczej to chyba chce zostać Zombi
Belamonte, 16 june 2012
jezioro nie obejmuje mnie delikatnie
drogi się rozmgliły
mój demon obudzony nie ścierpi dłużej buntu
nie ścierpi dłużej pokory
wspominania wątpienia
wybór bez nazw wybór niewyboru
-
przybity przez siebie samego
kontemplować chce ogólne zarysy piękna
już kiedyś świadomość uwolniła się z tej klatki
przez dowcip okrucieństwo ciekawość i szalone piękne łzy
jak się przezwyciężę by żyć jeśli nie mam w swej naturze przezwyciężeń
jak się sprężę do śmiechów
-
wojna u podstaw
wybuch daje się słyszeć przez całą drogę smutku i radości
od węzłów i rozlewisk trzeba odejść by stawić czoła swemu końcowi
i żadna mądrość nie znaczy tu nic
skurczone ciałka giną
pożerane żywcem przez kota nicości
-
demonie mój kochany
dzisiaj wczoraj odkryty albo w dziecinnym pokoju
gdy oczy pełzały po przedmiotach konstytuujących moje ludzkie ja
dlaczegóż nie porwały mnie wilki
piaskuny, niedźwiedzie, Bóg
gdy jeszcze nie było za późno
pójdę na pomost dużo ciał
płomienie słońca
uśmiech nie dla mnie przechwycony w locie
Belamonte, 27 may 2012
ciągła świadomość
szukanie cieni, powiek, straty jej nieposiadania
zagubienie w aurze, florze, faunie
kształtach, przypomnieniach tej pierwszej
przewiny, ogromne perspektywy utraty
to posiadanie duszy
niewłaściwa droga szatana przez wieki
ciągnąca się wędrówka ludów
w bród przechodzenie, rzucanie się na dzidy, na potwora ze snu
mądrzy starcy głupi po latach zdobywania wiedzy i erudycji
to posiadanie duszy
zaklinacze węży
użytkownicy wioseł i rzęs
błądzące echa godziny jedności
wygnanie długie i przewrotne
niezużyte do końca namiętności
wygaszone
wypuszczone na wody, słowa, słońca
szeroka linia błękitu
i pigułka życia w Wąwozie Kryszny
to posiadanie duszy
strumienia starej liny
mieszkańca sensu w języku, w drodze
Boga, w prawie światów, w prawie kwiatów
w dalekościach, ale z nami ciągle, z winą, brakiem
to posiadanie duszy
przedłużam gesty węży, pająków, motyli
ubieram się
królowe na zakupach jaźni
łagodnie rządzą poddającymi się łagodnie
smutnie zarzucam ręce na poręcz
szal na bal, ucztę na śmierć
rozczarowanie na nic
to posiadanie duszy
inny świat, świat chcenia bycia przedłużeniem czyjejś woli
silniejszej i oczywistszej
i zawsze z boku, rozpatrywaniu prostoty męskiej negacji pozoru
na rzecz chłodnej analizy głębi przedmiotu, ha, ha
utraty wzroku, umożliwiających życie gwoździ
życie sworzni, żywoty pań swawolnych
żywoty słów z państwa idei bezcielesnych, nie...
to posiadanie duszy
jednak męczące i jednak ruchome
i nie czuję się jakoś, jakiś, jak
to moje posiadanie duszy
jak skowyt bez duszy
bo to skowyt nagiej duszy
maligna
no może i śpiew
Belamonte, 19 june 2012
Żeby skończyć ostatecznie
to wiele jest zagadnień co trzeba wyśnić
przetrawić rozwiązać
ale jeśli zajmujemy się nimi w oddaleniu od praktyki
znika jakikolwiek sens życia
na cóż rozwiązywać coś jeśli nie przyda się w życiu
nie pomoże zdobyć obiektów pragnień
Tak, dopóki toczy się gra i my w niej gramy o coś z życiem
nasze życie ma sens
Jeśli nie można użyć tego co się śni, przemyśliwa,
rozwiązuje - zanika rozwiązywanie, myśl, sen
Bo po co?
Zasada: pragmatyzm określa sens życia
sens marzeń to widok na ich realizację
grozi gorycz, cała sfera problemów zastępczych
diety, psychoanalitycy, modlitwy
wybaczanie i proszenie o wybaczenie
I co z tego jeśli nie można przez to tak naprawdę
dorwać się do życia
Grozi gorycz jeśli takie praktyki życia wewnętrznego i zewnętrznego
jeśli nasze sny
nie dają się użyć
Śmierć nie przekreśla sensu Mówię to z prostotą
Mi wystarcza że sny się ziszczą w połowie
Więc cóż śmierć Jest spełnienie doczesne i koniec
Dla mnie to ma sens chociaż może jest bez sensu
Tak że ze śmiercią sobie poradzę
Ale ze ścianą niemocy nie.
Belamonte, 22 june 2012
wszedłem w krople
wniknęłam w modlitwę nieba
pod rozpostartym niebem rozpostarte chwile Ziemi
krótkie urywane oddechy pcheł i pająków
oddechy pantofelków i wierszy
dywany łąk i miast
..i nagle spada deszcz i nagle spada światło
przez 5 miliardów lat
to marzenie błękitów i szczęście wielkiego wachlarza smutków
młodzi Bogowie wypierający starych
Bogowie życia prawdziwego, wydostającego się z kiełków pszenicy
z bagien, krzyków konania i z pustyń
kiedyś sen tych miliardów dotrze do kresu
może do celu
a może celu i kresu nie będzie dla tej pieśni
tego omdlewania tej rezygnacji tej walki
dla życia - tej słabości
dusze żyją w wodzie, w skale, w ziemi
ognie - ogień więc jest Ojcem
wędrówka ogni
duszne pokoje wpadają w piekła i nieba
i odnajdują się po wiekach pod tym samym parasolem nad morzem
w rękach się trzymając i oczami głaszcząc
uszami, mackami, skafandrami
oddechami myślami aurami.. nogami
obejmując
zawsze jakieś odległe wspomnienie
zabłyśnie w ruchu formie poznaniu
sądy zmartwychwstania ukrzyżowania i bachanalia
akty strzeliste nienawiści i miłości
okrągłości upadłe wschodu
medytacje wyjścia medytacje wejścia
spłoszone światy
echa
odbicia
korespondują
marzą..
Belamonte, 17 may 2012
może oni kiedyś
postawią nowe granice
albo nauczą się żyć bezgranicznie
nie boli mnie tak jak kiedyś
brak prawdy
każdy przetrwać chce - stroje temu służą
naśladownictwo, udawanie, trochę miłość - to natura
istoty o których olśnień już miałem kilka, niewyczerpane
te co służą ciała estetyce, czyste dziwki
japońska sztuka kochania
zostaw na boku czułość, zawieś
Czy żeby dobrze zrobić stół potrzeba zasad moralnych?
Czy żeby dobrze użyć ciała potrzeba...
albo tchórz, wylewający się jad dominacji i odwetu
na chorej matce, ojcu, dziecku
w obliczu personifikacji niemocy
głowa w piasku, ucieczka
ale wstręt z dystansu pojęty i odczuty -
lęk przed lustrem pokonuje chęć spoglądania w nie
ja - zmęczony sobą tchórz transcendujący
człowieczeństwo to odwaga ujmowania się za skrzywdzonymi
zrozumienie konieczności poświęcenia
spalenia się by żyć, otwarcia by twierdza upadła
ten obrońca to tchórz, poddający się to eksperymentator
ruchomy cel, obraz rozbiegany
prawda każdej chwili
dziecko - człowiek w ruchu
kontrola z przepastnych głębin bożych
coś raz poznanego co rządzi - Belamonte -
stracony w ciężkiej chorobie
niestracony ideał w sercu i pamięci silnego
władca, wyniesiony ponad tłum
bezkrólewie to rozpad
on chciał tylko byś przedłożył ideę życia nad przetrwanie samych flaków i złudzeń
a raczej byś stale czuł i wiedział to co on
musisz się z nim zlać w jedno
rodzice ze snu patrzą smutno, gdy krzyczysz by dali ci klucz
do jakiegoś mieszkania
a ty już dawno się wyprowadziłeś
ale się nie wyprowadziłeś
nie poprzestawiałeś duchowo
słabi ludzie potrzebują kozłów ofiarnych i Bogów
muszą dać sobie klucz
uspokajasz się gdy wspominasz ich spojrzenie
Belamonte, 17 july 2012
"Cóż to znaczy,
Gdy jesteś tutaj..."
Ale spanie jest ważne zawsze,
I jedzenie, a już picie to dopiero.
A brudny kochanek, któż to widział,
A więc mydło też jest potrzebne.
Tak, ale o tym się nie myśli,
Gdy się jest zakochanym -
No wiem, że dla ukochanego lub kochanka
Bardzo się czyścimy, ale o tym nie myślimy -
Chociaż dlaczego nie miało by się o tym myśleć
I organizować całego życia po dostąpieniu
Wyróżnienia miłości, w miłości,
Przez miłość, dla miłości...
Od pyłku do gór, wszystko,
Bo nawyki się przenoszą
Na bazie przyjemności.
Na delikatnym płynie do prania "dreft" obrazek
Matki świętej i czyściutkiego niemowlęcia
W żółtym kaftaniku.
Namydlam długo ciało kobiety
I mam z tego przyjemność.
Jezus bierze chrzest.
Jezus daje chrzest.
Małpki się iskają.
Papużki się skubią.
Proszę się umyć przed jedzeniem, po jedzeniu,
Przed miłością, po miłości,
Przed śmiercią i po śmierci.
Może kochać to być czystym, świeżym,
Chłonnym jak gąbka.
Bez tego i miłości i rozkoszy zbraknie.
Gdy się dba o siebie i o innych
To jest prawdziwa miłość.
Świata można nie rozumieć,
Ale trzeba się tak odnosić do Niego
Jak ukochany z kochankiem do siebie.
Tak trzeba o Niego i o siebie dbać.
Upiększać się wzajemnie.
Przymierzać suknie na czystą duszę.
Powinno nam zależeć.
Gdy już jesteśmy sami i nie ma z nikim kontaktu, to myć nam się nie chce, dbać o siebie, bez przyjemności nawyk zanika, bez tej miłości - aktu dbania o nas, o kogoś - znika życie. Gdy uważam się za zero.
Nie wiem czy rozum to jest zło, czy uczucia - i to jest potrzebne by być i to. Czasem i uczucia odzielają nas od kogoś (prezerwatywa uczuć).
Mój nawyk został przeniesiony. I z uczuciami raz walczyłem, raz z książkami, raz z mędrcami, raz z tym, raz z owym by ten kontakt powrócił.
Myłem się, oj myłem i nadal uprawiam mycie bez kontaktu, bez miłości, choć mniej.
Jak tego zaniecham to znak, że można mnie dobić.
Dopowiem jeszcze, że kiedy czasem głaszczę się po głowie wieczorem przed zaśnięciem to robię to jak mama i czuję jej obecność.
A może to żona mnie pogłaszcze czasem.
Belamonte, 4 june 2012
tak się tylko przyglądam
kochają się od wczoraj, dziś zblakli
niezłe wzruszenie członka, ależ połączenie puzli
czułe słówka, zarobi na życie, ich domy się stykały
rodzice znali
pielgrzymki do świętych miejsc
tłumy na wybiegu
mozaiki to piramidy znużonych cywilizacji
motyle kwiaty - żeby się dobrze jadło
w lęku panicznym
połowa na wodzie, połowa w wodzie
wiatr deszcz śnieg w lędźwiach
zawiśnięcia w opadzie żagli
pochwalić się nowymi piersiami, "swoimi" piersiami
łapanie wiatru
przechodzą, obcierają krzesełka, wgniatają ziemię
na świątynnych kamieniach ślady łez
- Przygnębia mnie tłum. - "Przywiązujesz się do ludzi. "
tylko domki i leżaki są w tym trwałe
jak się skupić na kolejnej twarzy?
po co? utopić to w szklance
jutro będą szli znowu
- Ja nie wstaję.
- Trawienie zastąpiło dążenie.
nagły zryw do żagli
zachwyt kolorami zachodu
zryw i zachwyt
- Przecież płyniemy Razem.
drzeworyt radosny
Czy jego ostatnia droga też była taka?
- Tato, a on wziął Moją Kaczkę.
- Oddaj Jej Kaczkę.
Każdy mężczyzna musi mieć Swoją kobietę.
Każda kobieta musi mieć Swojegomężczyznę.
motylek, ważka, kafelek w ubikacji na wzór bizantyjski
winogrona pną się w górę, wzrost owocu
pochód rdzy i śmierci, pochód flaków wyrwanych rybom
co głosu nie mają jak dzieci i poeci
gdy skończy się urlop klatka się zamknie?
miłości tych ludzi to najgorsze klatki
myśl o śmierci na dobre zagnieżdżona
niektórzy nie wiedzą gdzie idą
potrzebni są organizatorzy wypoczynku
myśl o prawdziwej miłości wypierającej samotność
miłość wypiera sprawiedliwość i chaos
staruszka zdana na leżenie i opiekę
To jedno uczucie nowym Bogiem niech się staje.
Zrodzone we wspólnej walce Słowo.
Osiąść na jakimś kafelku, na źdźble trawy,
na cipce eksplodować, kulką Potockiego się bawić,
chwytać sny, może to sny chwytają sny
Może to przodkowie się powtarzają
może to fale się przelewają, a życia truchleją
i ludzie swe Dole urzeczywistniają
Nikt nie spocznie póki się nie zniszczy, nie zabije
nie ukryje pod powierzchnią, nie zaśnie w końcu
Stąd te pozdrowienia gwiezdne, mrówcze, kamienne
nie wiadomo kto do mnie kiwa i kto we mnie kiwa
ręką i komu, gest, sens gestu, chcenie, życie
Chcenia - oto cała marna mądrość.
A może to greccy Bogowie, ich dialog w nas,
życie uczuć i myśli - obiektywność psychiczna.
Ten co siedzi i się patrzy wcale jakoś bardziej nie jest.
Zawsze największą nocną rozpacz budziło we mnie to,
że nie mogę wziąść udziału w znikomości ruchu.
duchy rojów w zaświatach bliższych i dalszych
komunikacje komunie i święte wojny
Lekarze wyleczą nas ze wszystkiego.
żegluga ku końcu ja
w pełnie ja, w pełnie uśmiechu i wypukłości bioder
w pełnie śmierci
ciągle zrzucać skórę, maskę
jak z rana nocny strój
Tylko demony żyją naprawdę.
Stać się demonem.
Belamonte, 12 august 2012
co chwilę spryskiwanie się wodą lub jej unikanie
raj utracony w bieli, spokój, pustka
oczyszczanie z bieli
zapadnia
podpieranie ścian
życie to głód życia
muszla wypełniona oceanem
zrywam w kółko obręcze
co na skroniach zakłada wiatr
przez most dążę
i w jaskini siedzę
wyciągnięte ręce modlitwy
to przedłużenie wycia wilka i konwulsji plazmy
okręgami studni przygnieciony wzrok
pijawki myśli na ciele
sprawdzanie stanu bielizny, pościeli
to pewnie nerwy się poplątały i zgubiły wątek
cięciwy gotowe wystrzelić w noc
w węźle duszy
nocy i płomienia, wrzasku i cienia, rzeki i lata, matki i kata
wina i przeciągu, gniewu i pociągu
kości i wiatru
w uścisku, w przeplocie, w locie
w przejściu
wasze ścieżki i moje skrzyżowały się
pośrodku tej figury tkwię ja
nad pustym brzuchem gitary
wyrzucającym dźwięk przy szarpaniu owych strun
aż pudło rezonansowe gitary serca przemówi -
życie jest przedłużonym umieraniem
Belamonte, 7 may 2012
Dziwna czujność Ślady
Odtwarzanie się wzajemne
Zdobywanie informacji
... przez wiatry, deszcze, zwierciadła, wgłębienia
i powierzchnie wypukłe
atak klonów i mózgów owładnięcie
szukanie równowagi, celu, drogi
wytracenia drżeń poziomów
uspokojenia w świecie
jego elementu drogi mocy
celu wewnętrznie zdeterminowanego
do zrealizowania nieprzewidywalnego
na zewnątrz
jestem w świecie
jestem poza światem
kolorowe motyle zostawiają mnie
na pastwę wiekuistej
błękitności nieba...
mary ptaków rozpierzchają się
jak ławice niebieskich ryb
nieuchwytne w locie
uchwytne w znieruchomieniu
Kiedy wiedzą o sobie więcej -
w locie czy na ziemi?
Kto z nas wie więcej o świecie?
Czy wiedząc o sobie wiem o świecie?
Wiem od zewnątrz czy od wewnątrz?
dla siebie w locie istnieją też
czuwają gdzie będzie co jeść
czują na sobie spojrzenia jastrzębia
bez tego zjadła by ich gołębich głodów głębia
bez samic nie ponawiały by groźnych gestów
są duszą co tu mieszka ze mną
nie rozumiemy się za dobrze
ale lepiej niż człowiek nielot i człowiek latający
w locie zdają się jednak być ograniczonej poczytalności
czuję ich
zdradzę ci tajemnicę
nas też ktoś myśli i czuje
nie można czuć tylko siebie i o sobie wiedzieć
jakaś część świadomości staje się wspólnym udziałem
ja wiem o nim więcej niż on o sobie
a on wie o mnie więcej
obserwujemy się gdy zwalniamy
przenikamy
gdy ktoś szaleje uważamy za niego
gdy śpimy nasi przyjaciele jedzą nas
boska świadomość transcendująca
gdyby była całkiem obca nie wnikła by w nas
mam w sobie oko proroka
tak samo wyświetla się
tłum wychodzący z metra, z nieba
spadający kurz
powtórka
powidoki, wyraźny wir wróbli
ze szczytu widok grzbietów, pląsy prądów
rzecznych
w błękicie
w śmieciach fale energii stają się świadome
płacz kobiety jest buntem który podejmują
wszyscy rycerze tego świata
dziki ruch, wieczna matryca rozpuszczająca
uzdatniaczka matka
samobójcze wyroki losu z własnej ręki
by zakwitł śmiech dziecka w rozmowie liści
duch drzewa lampy
napada odchodzi, a gnicie
muliście pieści, gasną myśli, sugestie
cierpiące pozy patyków, gałązek, papierków, szkieł
materia zbuntowana zasypia
elementale, aury
triumfuje subtelność, zanik
niewidoczność
sen
Belamonte, 10 august 2012
to będzie moja wirująca maczuga
sto świec wbitych w gniazdo os
zasklepia otwory, dopala się
do góry nogami płonąc i po bokach
ruch ognia w kierunku centrum, dymu do góry
stearyna kapie i czego nie porwie otchłań
będzie uchwytem
wieczorem, którego nie było
odcina się nerwowe napięcie pomiędzy mózgiem
a ciałem krystalicznym skrępowanego zwierzęcia
nicość wypełnia przestrzeń
znikają sieci i powietrzne korytarze
nie gram w cygana z fatum którego nie ma
na 10 piętrze Pan Bóg rozdaje autografy
rano buduję co minutę od nowa swój wizerunek
z okruszyn chleba, drobin żalu, pyłu spojrzeń
łyków piwa
akwamaryny sensu i kukurydzy
wraz z prehistorią brzozy i jej polifonią
rusza maszyna, osy, windy i wiertarki dnia
z morza wynurza się Wielka Ośmiornica
i chwyta lecący samolot
ciąg dalszy nastąpi
Belamonte, 9 may 2012
Nagle niebo wali się na głowę
W świecie gdzie ją chłoszczą a mnie głaszczą
Sensy obce gwałcą Walka to suka
Kubek w kwiatki pociesza
Stacja benzynowa z racji zażyłości z nią też
Powietrza jeszcze nie skalał demon czasu
Ani demon upału Jest błękitne
Widzę jak oddychają drzewa
Rosnę dzięki gładkości skóry pluszowych misiów
Dzięki jaskółkom
Dzięki wędrówce słońca na tafli wody
To mnie pociesza
Lecz lęk budzą jestestwa pełne życia
Kształty przedmiotów to ich dusze
Dogadują się bezwiednie
Lecz ryby i ptaki i ludzie prują przestrzeń
I psują siebie nawzajem
Belamonte, 8 august 2012
nad płaszczyzną świateł w owym mieście
błyskawica
lotem jaskółczym przemykam
wchłonięty
gromadami snują się przechodnie
degenerują w grupkach na podwórkach
ukulturalniają w lożach i na sofach
bomb snu w dole mało
piękne jest miasto
obce
zamykam oczy we śnie
głowę porwał jastrząb
nogi pląsają daleko
gdy ołów walczy z jastrzębiem o głowę
niech zapłonie stos
gdzieś tak głęboko jak na szczycie góry
otwartej agrafki lot
samoloty i pociągi
przez ludne wolne przestrzenie
drzazga
maczuga
lot
Książe obudzony obrotami Ziemi
udał się na bal
otwiera spuszcza nad miastem
z żołądka i głowy przemienionej
lecą cienie
flaki
bomby
łączy się ze snami mieszkańców
nie wiadomo czego chcą burze błyskawice
wiatry deszcze śniegi
sny
Belamonte, 12 may 2012
Te oczy i usta pociągnąć za sobą
spocząć - nad palem, nad kamieniem, nad bólem przeszłości -
nad wszystkim co bolało
ze wszystkim co bolało
być wchłoniętym
a równocześnie wchłonąć na własnych zasadach
dzięki odbiciu
Szczęście nowych chorób
odsunęło ścianę i zastąpiło, pomoc destrukcji
boska strategia
... gnicie droga choroby
droga życia bez nazw
sen czas szczyty i doły
droga zdrowia...
Odejście bliskich i ten jej milczący fałsz
drętwienie i drżenie Nowa ściana?
Co będzie kuracją?
ograniczone życie przełamuje tamę
raz na jakiś czas, przyleganie do świata własnych granic
dynamizmu duszy - trwale było by zdrowiem -
i można by zostać kotem, psem, jastrzębiem, Bogiem, ale..
zaczarowane miejsca i myśli - projekcje - ściągają z drogi życia
wewnątrz musi być jakiś chory atom, chory Bóg, chore wspomnienie
czciciel przejęty zgrozą rytuałów
kar, sugestii, nie przez siebie odkrytych znaczeń
przylegania do matryc, przywiązania do złud
choć stare choroby się wyczerpują, zostaje nawyk patrzenia wstecz
łagodny bieg wsteczny czasu, za mały kontakt z zewnętrznością
tylko gnicie się rozwijające poszerza klatkę
życie bez węzła nie dla Ciebie, znudziło się
atakowanie starych jest niebezpieczne i wtedy...
pojawiła się nowa choroba, nowa miłość, nowy ból
znów żyjesz, odczarowywujesz, liczysz nawet na -
wyjście, ustalanie wartości, znaczeń, sycenie zmysłów,
odkrywanie dróg do gwiazd, przez chwilę bez nazw,
by potem móc skojarzać od nowa
Tak to już jest, że z szalonych dróg do gwiazd
lądujemy znów na ziemi, w ciele, przywiązani, przygnieceni
Ale napięcie ku przyszłości utrzyma zdrowy stan
Naprawdę nie chciałbym ruszać tego mego ja
chociaż chciałbym się zmienić
Cywilizacje, wojny, terapie grupowe -
skupiają nas, system więzi - Poza tym,
jest raj komunii
Choroba to zatrzymany ruch, albo ruch wsteczny, dryfowanie z mocą
Walka to wyzwolenie energii
Niszczyciel Śiwa, Tworzenie, które zabija
Droga bez nazw
Czasem dusza wchodzi w podtunel, w odgałęzienia
w szalone wiry Nie określisz fazy
Choroba jest rozpadem więzi
Więzi pozorne - to też choroba
Autentyczna więź jest też wolnością
W ciele wreszcie się objawiła fizycznie psychiczna skaza
Moja choroba, wiedza, więź
Belamonte, 28 july 2012
Wszystko jest ciągłością
prosta linia, biegnijmy wraz z nią, linia której nie ma
wnętrza głów, tutaj zima, mróz, odchody na trawie
Może to nie musi być linia prosta cały czas, wystarczy że przecina na wylot
Umarłem, zniknął sen, zabiła go dziwka i zabił go rój wieprzy udających ludzi
ciało modli się do księżyca, liście spadając potrącają struny liry
dziwka na obramowaniu w futrze, ani sublimuje, ani nic - takie coś w istocie
albo wokół istoty - takie prawo pustki, pasożytnictwo
czysta pięta depcze węża, twarz wyraża spokój
ale wszystko jest ciągłością
i dlatego potrzebne są rytuały przejścia
byłem dzieckiem, miałem myśl, miałem wilgotne ręce i strach przed Bogiem,
a także ból, wyrzuty za zawody poczynione starszym
i ponure wieże, na które się wspinałem dla rozkoszy
wygarbowana skóra ducha, ulotnił się przodek
czarno - czerwona szachownica
Jest też rudy włos u innych, jest ręka Ojca w trzewiach
Ja zniknąłem
poskładać to lustro, by znów niewolnicy nosili wodę w Egipcie mych myśli
przerwane studia nad nieśmiertelnością duszy, ucieczka ciała bez snu
kosmici wysłali informację - Uwolnić Erosa
w zakładzie dla obłąkanych Nowy Chrystus został uśpiony
a wszystko jest ciągłością
lata szczęścia w lata smutku przechodzą faraonie, pył po ziemi, nowa Ziemia,
dzieci na huśtawkach, pusty plac, łąka - nic się nie bój -
tu pająki przyjaciele na szmacie w łazience i na ścianach rozpinają sieci gwiezdne,
w których nie doświadczymy kary zbawienia, łapią innych w nie nie wpadając
niedosięgnięte niczym drobiny bez poezji
potem maszyna się wspina, ruch metaliczny - użyteczny - nieużyteczne obudzenie, dalej...
niewiasta marzy o dziecku, ucho wypuszcza mnie w mrok nocy, listowie drzew szemrze
- wszystko jest ciągłością
potem szereg głów z myślami i szereg atmosfer w domach
anioły Wendersa mają szerszy ogląd, Lucyfer strącony na kolejną planetę
ścierwo znów, znów twarz dziecka, znów twarz kobiety
sceny seksu, znów konający
wszystko jest ciągłością
potężna symfonia śmierci i życia
handel energią, walka, a w tym wszystkim ciągłość -
pocieszenie dla filozofa widzącego wielkie koła
w dół i w górę
nic nie umiera w ciągłości
bez zarysów nagłe przejścia
przerażający inny wszechświat - nie - niemożliwe
to tylko trup psa na łące w lecie
-
miłość stapiająca wszystko za sobą, nienawiść stapiająca anioły i demony w jedno
śmierć i życie, rozpacz i radość, czystość i brud, wszystko ma jakieś ciało
kłamstwo jest najczęściej maską żarłocznego egoizmu
prawda to czasem czyste okrucieństwo, miłosne uniesienie na skrzydłach
dobro to czystość, czy kłamie, czy nie
prawda to wnętrze
purytanie przegrali, wszystkie rzeczy przechodzą łagodnie w siebie
sąsiedztwo bez świadomości, sąsiedztwo, które nas zjada,
w które chcę się zapaść, w którym moja dusza zamieszka, w której przetrwam
mocą marzeń i energią atomów
wraz z resztą
muszę wierzyć w jakąś nieśmiertelność
-
myśli są wnętrzem, myśli są prawdziwe
ciało ma ustalony zakres kompatybilności z myślą
u dziecka jest właściwie równoważność
wyraz jest bezpośredni, niezafałszowany
na początku nie szuka się granic
nie dyskutuje nad pierwszeństwem akcji i reakcji
organizmu i środowiska, myśli i ciała
myśl wyraża się poprzez ciało w reakcji na bodziec lub odgórnie
każdy z nas pamięta, każdy powoli staje się aktorem
ciało służy maskowaniu
czasem myśl maskujemy inną myślą, przed sobą, przed innymi,
czasem myśl wirus maskuje się przed nami,
środowisko naciska cały czas, a my już niczego nie wiemy - to cudowne -
a przecież myśli są niejednorodne, dlatego ciało to z czasem wielkie kłamstwo,
wielki labirynt - im dalej od pierwszego nieświadomego zetknięcia
myśli i środka wyrazu (mieszkania),
a obu ze środowiskiem zewnętrznym (światem, łonem)
maski teatru japońskiego Kabuki wywlekają te pierwsze uczucia
pewnie jest też tam maska Kłamcy, jedyna maska wśród masek
chyba najbardziej obleśna, złożona, zagmatwana, cielesna, nienawistna i wielowarstwowa
kłamstwo też ma swoją prawdę
a jeśli każdy myślogest zapisuje się w pamięci po to byśmy tam sięgali, grali
żyjemy pamięcią i tylko pamięcią
przecież już dzieci mają pamięć gatunkową organizmu zanim wykształcą osobistą,
zanim będą odgórnie sobą kierować
może nawet to pamięć żywej materii
jesteśmy młodsi od robaków, mamy mózgi złożone, ale przecież wszystkiego z ery nędzy i mroku nie zapomnieliśmy
ale na szczęście jest też uśmiech dziecka, nowa karta
-
Więc pamiętasz - to twój bunt, to twoja ciągłość,
przywiązanie do dawnej bezpośredniości, dostęp do prawdy szczęścia
Jestem aktorem Jestem Rycerzem Pamięci
pierwszego zetknięcia, marzeń, gestów
Jestem niewolnikiem pierwszych zachwytów
Jestem wierny
Nie chcesz zgwałcić Czasu i Zmian, ale nic na to nie poradzisz
że stałeś się Rycerzem Pamięci
W ciągłości drzemie anioł, w końcu Ciągłość to Pamięć, ale też Wyróżnienie
Zaufaj życiowej sile
Nie pozwólmy umrzeć pięknym gestom
Niech się odbijają w jakichkolwiek zwierciadłach
Może to nienadaremnie
Moje ciało chce pomagać
Moje ciało chce pomocy
Belamonte, 21 may 2012
Przed zaśnięciem trzeba poszukać w głowie
- pustej ale jasnej - mniej znudzonych sobą obrazów
myśli nie o sobie
widoków pocztówkowych, ujęć przypadkowych
potężnych jak katedry, otwartych jak areny
miejsce gdzie usiadł motyl
Wracają i są głosami wołającymi na puszczy
- byle nie o sobie, to męczy i znów nie dyscyplinuje mięśni do wygodnej pozycji -
szczur szukający klatki
Okręt na mieliźnie jest lepszy
stary zamek, jak brat, lub "obcy, który czasem kocha cię nad brata"
drzewa, które szepczą nad rzeką
przepojone miejsca na ryby, nie tylko rybami
raczej zanikaniem, które nie jest śmiercią
"starzy żołnierze nie umierają, oni rozpływają się w nicość"
... Zostawiła mnie, bo jestem Nikim - ta i oni wszyscy
Cały świat wie, że jestem Nikim
Przekona się - ale to ja ją zostawiłem,
jest wredna, nieszczera, będę sławny, nie będę,
śmierć mnie dopada, O!, zaczęło się umieranie...
Wreszcie zasnąłem myśląc, a raczej widząc
swój bieg w pola z dzieciństwa
psa goniącego cień jastrzębia
Tak, tam było powiedziane, a...
No to teraz trzeba iść w te dale
w te pocztówki, obrazy, z filmów, książek
żeby zasnąć
Sen to zapomnienie o swym ja
Tchórzostwo to brak szacunku dla samego siebie
Zasypiając opuszczam się
ale nie pastwię nad sobą
jak szczur w klatce
Pewnego razu rzeka zasłoniła przede mną obcą osobę
i rozmawiałem z nim jak równy z równym
bo szum blask i zapatrzenie w spławik
sprawiły, że zostały tylko odezwania na odezwania
dorzucanie opowieści do legendy o Eldorado Ryb
cichych, wielkich, milczących
błyskawicznie atakujących, porywających...
My je wszystkie złapiemy...
Belamonte, 29 may 2012
może kiedyś została mi przekazana tajemnica
wyszeptana i zdradzona liściom komuś czemuś
przez łzy przez siostrzyczkę
gdy o bramy bólu łamałem kości
szeleściło złoto w blasku ogniska
płynęło ciało przyszłości przyjaźni
łez i szczęścia
odparowanych śmierci duszy
obojętności i dumy
odpychających rąk i spojrzeń
uwolniona łabędzica
przyjaźń bez miejsca na Ziemi
miłość i zawód mojego taty
nie chcę pieniędzy, nie chcę od was niczego
nigdy nie złapie już nikogo za rękę
o pewnych rzeczach nie trzeba było śnić
tylko je robić
czekałem na start
pamięć ćwiczyłem od dzieciństwa
by sobie przypomnieć
słodki ciała jęk, syren nocnych zew
ogromu ból, wiosnę kolebki myśli
na Ziemi
pomiędzy liśćmi morzem fontanną i oczami
rozpięta tajemnica
odprężenia
pokochania się
przylgnięcia mchu
zamykania oczu
wygładzania twarzy
rysowania własnych kraterów na księżycu
linii papilarnych snów
życia
Belamonte, 18 november 2012
Nie ma dla mnie czasu, nie ma czaru, tylko obszar głodu, tylko łóżko przyjaciel nocnych tortur (świadomości oddalenia)
Jako Pająk Głodu od środka chcę budować galaktykę więzi, Oni czekają, są we mnie
, wspaniali wrogowie i przyjaciele z czasów gdy wierzyło się w szczęście - zaparkowałem amfibię na lęku lustrzanym - przecież pustką oddycham, niewiarą w szczęście wpajaną -
Nie znam ich
, nie znam sposobów na życie, jestem martwy, tak chce Biblia
, po ulicach można spotkać włóczące się, dość płodne tutaj, prawicowe niazaspokojone rozkręcone bestie - w ich pokojach męczyć się będziesz jak z duchami piekieł - a szedłem na łąkę, lekkim krokiem od środka, zachęcałem blond włosy i psiaka ze zdjęcia byśmy poszukali świerzych zapachów - a to się zmieniło - ześlizgnęło -
Podejmuję próbę, oby nie torturować obecności co już są - może tym razem zjawią się niezaprzeczalnie zapisani, niezaprzeczalnie wybrzmią, nie wmówią mi grzechu moje chore myśli, nie cofnie się ślimak, łania znajdzie drogę do nieba, otoczą mnie moje ręce, głowy
, oczy, lustra, dendryty z mózgu rozrosną się na niebie, wyjdę z siebie
, ptakiem, statkiem, żeglugą, będę zasypiał obok niej i budził się przy niej
, nieudane dni się pojawią, tragedie, żal, życie i pełnia, nowy lęk, łóżko będzie przyjacielem nocnych rozkoszy (niemożliwości)
, otworzę drzwi na słońce i ujrzę cały wachlarz ludzi, bestii i gadów
, co w mojej sieci będą przebierani jak gruszki ulęgałki w obecności prawdziwej, w ideale szczęścia
, żywego uwikłania całym sobą
, więcej lgnięcia niż wstrętu
i siły, okrutnej dobrej siły...
Belamonte, 10 august 2012
Bolesne przebudzenia ze snów bardziej pięknych i realnych niż życie
Spójrz wbity w poduszki. Oto słońce,
a ty jesteś martwy, milczysz
śpisz i śnisz piękny sen o lecie
pogrążony w nim całym sercem
Martwisz się, że cień gór na jeziorze
stoki, mały pełny ryneczek, karczma
rzeka, śluza, wędki, butelka wina
dziewczyny w krótkich sukienkach
ciała, które jestem gotowy zaczepiać
ciała gotowość na życie
zostaną stłamszone po przebudzeniu
Usłysz, to wiosna woła mnie
słyszę ptaki co śpiewają dla sztuki
by torturować nienarodzonych aniołów
Chcę wieść życie anielskie
Anioły są pierwsze, dopiero zawiedzione
zamieniają się w demony
Belamonte, 9 august 2012
świty szaleństwa
gospody płaczu, opatrznościowi dziadowie i dziewczęta
ptaki, które znają twoje myśli o poranku
i płaczą z tobą aleje
w ciebie biegną labirynty, wschody i zachody słońc
- gdzieś na stronie zgubiłem magiczny klucz do mojego życia -
wiosna, która błądzi z tobą po strychu
i odkurza bruzdy obrazów
szukamy, na pewno widzieliśmy coś
co umknęło naszej uwadze
a było dowodem na istnienie Boga
- pragnę poznać tą Prawdę -
pociągi lipca gnają przyprószone kwieciem akacji
żyją
nigdy się nie zestarzeją
wszyscy bliscy już w nich są
i z dziś i z wczoraj i z jutra
i ze snu i z jawy
Belamonte, 13 august 2012
Niewidoczny brak wód
Piękne są ptaki o wschodzie księżyca. Wieczne są barwy naszych snów. Miły jest spokojny dzień i zakorzenienie. Brak zbędnych słów, tylko te najpotrzebniejsze: ” Kocham cię, pomóc ci?’’ itd. Także sztuka. Ale wszystko na spokojnie. Uciekłem wnet stamtąd. Ale przecież chyba nie miałem racji.
Potem szukałem odpoczynku. Długo, starannie układałem się do snu. Pisałem pamiętniki z podróży. Wynajęli mnie aniołowie bym nosił ludziom łzy. Wnet to porzuciłem.
Potem byłem adeptem sztuki. Spijałem łzy i krew z ciała Chrystusa. Biegałem za nim po polach. Ale Bóg okazał się być gnijącym kawałem mięsa. Tylko jego ryk przez wieki jeszcze po jego śmierci biegł za mną po łąkach, tych pełnych beztroski łąkach z dzieciństwa.
Ale teraz śmiech, teraz nic. Rzeczywistości na zawsze cię porzucam, nie chce cię już znać. Zresztą ja nie wiem , co to jest rzeczywistość. Będę chwytał sny.
Belamonte, 17 july 2012
noc ze śmiercią życie pożera
słodki biznes się rozpościera
diabel szuka świata
ból rodzenia w nicość ulata
wchodzą miłośnie w uda rodziny ogni
śmiechy na łąkach chęci zatraty
szybują, rezygnują, jedzą, myślą, czują
do wyjścia żeglują
głód spina się ku granicom
ku odległościom i namiętnościom
odnajdzie łania drogę do nieba
dziecku i psu rękę podać trzeba
w środku na szczycie dogania nas małość gór
dumny silny samotnik dokonuje cudu
mimowolne ruchy warg na widok lodów
pająk głodu powstałych z martwych
każdej duszy podróż ku gwiazdom
złożone ręce prośby modlitwy szczęścia
rozpaczy rozmowy
zużywanie się wszystkiego
nawet życia wolnego
pająk światła gnije
życie osiada na wolnych orbitach
kształt butelki to głód wody
życie to głód życia
ciała to przygody,
wody, ognia głody,
które pożerają mnie, aż zanikam,
gdy ich sens się urzeczywistnia
tylko dzięki mnie
muszla wypełniona oceanem
ciemne zasklepienia bólu hostii świętej
gnicie czystości w mym sercu
sen przeprowadza
bezpiecznie ku oczom dnia
zgarniam surowe blizny oczami dniem nocą
wylęknione zwęglone wylęgnięte
w mglistą wilgoć
w ślad za uciekającym dniem
za jutrzenką z nocy gnicia dążę
w poranne mgły szczęścia
ludzie nie są całkiem przezroczyści
to magazynki kilku naboi
filtry do kawy czarnej nocy
samobójcy zabójcy ofiary i święte krowy
ukształtowane raz na wieczność
na końcu trzeba rzucić się w otchłań
bo koło wiecznego powrotu jest ogromne
odnawia się pająk światła i głodu
po platońskim roku
przez te rury mkną demony
dzieci przyciskały sobie płuca
i tak zobaczyłem śnieżenie wieczności
koła się toczą, zdobyte punkty wyjścia poza
opuszczanie koła za kołem, ta jedna myśl to tyczka
wędrowiec, koło najszersze
mediator przepaści, pokonanie bólu
wirus zdrowia, madiator pomocy
Ale i tak wszystko należy do rzek
i przyszłości...
na końcu DNA w Robocopie
wyruszy w kosmos z Księgą Żywych i Umarłych
by doskonalić się wśród istot niemarnych
Belamonte, 6 july 2012
jak biec to tylko na oślep
kochać wiatr
nie widząc granic
tylko czując
bo tylko tak drży ziemia
i płynie krew
z przepaści zakrytej zasłoną
na oślep do końca bez końca
w rozmiary ogromne
w zanik i wściekłość absolutne
do mgły do wolności śmierci
i do zmartwychwstania
bez planów płynie rzeka
bez celu grzmi
bezinteresownie matka karmi dziecko
bez lęku wojownik uczestniczy w bitwie
bez sensu pisze się wiersz
i krzyż nas znajduje na oślep
i piękno którego dotykamy
i czyste - nieprzefiltrowane...
a szczęście i rozkosz to błędni rycerze moi
oplata bluszcz bramy cmentarzy
w zwierzętach wypala się święty ogień
żeglarze szukali nowych lądów i dni
żyli w rozmowie z bezkresem pragnień
z pełnią Boga na pustyni życia
trzeba w zawikłaniach
wzajemnych ukąszeń zwolnień
przeniknięć pozostać otwartym
na nieskończoność
posłuszeństwo to wolność absolutna
szalona mądrość
wojny są bezkresnym wrzynaniem się w siebie
opór podnieca
lecz lęk pęta
jak bać się to tylko
w oazach ostrożności
tam śmierć pożera od wewnątrz
nosi naszą twarz
niewidomi składają się w ofierze
bóstwom przerażenia
a ja chcę jak ogier biec w step
jak żyła złotej krwi
torować sobie przejście
zewsząd tutaj
i dalej przed siebie
potrącając o strunę którą jestem
bezinteresownie to na oślep
jak dziecko
Belamonte, 8 october 2012
beztroska słoneczna
na czyjś koszt, światło rozpościera i przenika
w kolorze piwa i słomy, uparzgnięci na lato
na wyświatlanych filmach lasy, kajaki, czyjaś parasolka
słomkowy kapelusz, huśtawki
odgłosy kur w zagrodach, żółte ślepia jaszczurek
świergot ptaków
na plecionce wzór, to ja i moje wyprawy do jarów
do rozpryskujących obrazy i dźwięki i myśli domów
w naturę lękowe zanurzanie w nicość
promień dzierga w szczegółach, w dal rzeźbi
pogania stwory do szukania swego cienia, rozrywa się na strzępy ciał
ja się przemieszczam, one się przemieszczają
wola życia się przemieszcza
w potoku zanurzona ręka Ojca ratuje dziecko
kapelusz popłynął
świat zwinął się w kapeluszu
świat jest ze słomy zbudowany
śmierć ustępuje chwilowo, nie zagarnia widoków myśli przyszłości
ciała są żółte, napój klarowny pozwala widzieć
wszystkie modulacje światła, widać, czuć, słychać
ciężar powiek, zbiegi plecionki rzek, na oczach, na włosach, na kapeluszu
ból przywiązania, rysa pierwszej miłości, lekkość płynie w dal
pod światło wygląda jak stary koc dziadka
prześwity szałasu, pora na cień, na podwieczorek
puszczanie latawców, wilgotnienie, spotykanie się rąk, spojrzeń
stolik pokryty mrówkami, rozlany sok
pejcz bykowiec ostroga kłótnia grzmot deszcz
przyszłość lub przeszłość, plecionka niezrozumiała
czysta, wytchnienie w skwarze
ona i ja nachyleni ku sobie
w siebie wnikający, niezatrwożenie niczym
należymy do siebie, do wątku, do kapelusza
nosimy go na głowie, pod światło w szklance go widać
wielkie wymaganie żeby płakać i się śmiać
i spełniać wiatrakom sny
i bez straty odchodzić, przechodzić
w bezczuciu smutku? w braku ulotności?
nie, w tym zagrzebani jak myszy i robaki
jak w liściach jeże
a potem już wśród robaków mnie jedzących zasypiam
rzeka porywa słomiany kapelusz
co jest do przeżycia w łożu, czemu odwrotność nasycać trzeba
w słowie jest dużo żuków i wspomnień
żegnania się i jej twarz i moja zanikająca
a włosy jej są właśnie słomkowo rude
na ostatnim moście krzyczy ktoś z kim się rozstaję
i w ten splot wchodzą włosy słońce
sieć zmarszczek, brąz oczu, plamki na dnie oka
rzeka niesie słomkowy kapelusz
Belamonte, 19 november 2012
oddam boską cześć lgnięciu
dopłynę do niego, obejrzę się z jego pokładów w rejsie
w okręgach się zbliżę, niech zwali i skusi i będzie żaglem
w który dmuchać będę i prostować i giąć się
dobijać do bram przewrócony na wskroś, na wyrost, na wspak
doczołgany, doprowadzony, przypchany, przyciągnięty
rozkochany w zagięciach boskiej tkaniny
szwach ubrań, przerwach, łączeniach, uskokach
w nieskrępowanej grze cieni
śmiertelnie życiowo
rozpłynąć się w tych nicościach w których mieszka Bóg
rozlać malinowym sokiem
w szczeliny ognia, w szczeliny samego siebie, szczeliny światła
gdzie mieszka wstyd i tęcza
gdzie wraz ze zmianą kształtów pojawia się tysiąc i jeden dusz
do przyjaciół podążyć dalekich
do głowy ptaków
do chropawej skóry drzew i samic
do doskonałego dnia pełnej świadomości
do czasu, czasów i połowy czasu
w głębie szatana, rozniecić żar
Belamonte, 20 may 2012
lęki odkształcają trajektorie dążeń
pustych do bezcelu wypuszczonych zwierząt
mrzonek zamarzniętych w bursztynowym oku
ciśnienia pochodzące z głębi, racjonalne i nieracjonalne
obrony przed rozsypką w pył podjęte przez nasze komórki
myśli wyciśnięte z mózgu szaleńca
dążącego do piękna spoczynku
sytuacja - rozdwojenie, ty przeczysz już sobie w sobie
tchórz w tobie dostaje spazmów, powstrzymuje torpedę
mknącą do przodu Angelikę
marę nocy, pociąg ku nieskończoności
ku miłości i radości, w tobie drzemią wątpliwości
obcych gości, podświadomości
co chce cię złapać za włosy, przytrzymać
byś nie atakował słońca nad grzbietem rekina
smutna dziewczyna
dlaczego nie dałeś krzyża, dlaczego
oni cię chronili z twierdzy
nie panujesz nad wyobraźnią
nie boisz się czegoś, boisz się o siebie,
więc boisz się niczego
złudy, to nie ty się boisz, to ty się boisz
nie dojdziesz do celu, nie postawisz jej drinka
Aids, mordobicie, wrażliwiec, asceta, pedał
papież, leń, Bóg, mięśnie, wyobraźnia
stwory z głębin
który z nich jest tobą, ten co dąży do czegoś
tylko On, tylko na nim trzeba się koncetrować
jego żywić złudzeniami
nurkiem nieskończoności jesteś
bratem zemsty
oszczepem wiary i namiętności
hartem wypuszczonym ze smyczy
cele są niejasne, ale dążenia do nich rzeczywiste
niczego nie wiesz, wiesz tylko że chcesz
siebie z czymś połączyć lub rozdzielić
strzała i tchórz, mgła...
Belamonte, 14 may 2012
"Hej, miłego wieczoru
Na Jowisza to chyba jestem za cieńki
Już dawno przyciągnąłbym księżyc
Ja się nadaję na wpatrzone w księżyc oko
i głaszczące go promienie
Na wilka i lunatyka
księżycowego błazna
wpatrzonego w lunetę"
Na opłacanie, na branzlowanie
niedokończenie
na małżeństwo
bo na pełny cykl, obieg wokół Słońca mnie nie stać
tylko zastępowalne chwile i przedmioty, udawanie
rozmarzenia, przypomnienia, zapatrzenia w podobieństwa
bo znalazłem się na zewnątrz strumienia
Wejście było by życiem, którego objawialne rekwizyty przewidywalne ogólnie
zjawiały by się nieprzewidywalnie w szczegółach, nagle: dziecko, kłótnia, pies, dom
rzeczpospolita boska
Ale mnie wyrzuca, wyrzuciło, wyrzucili, wyrzuciłem się - nie wiem
Może nadzieja na romans z nikąd -
został przecięty węzęł gordyjski mojej czterdziestki
gotowość w niegotowości osiągnąłem -
Może jakoś inaczej - ja jestem raczej sympatyczny, są prace codzienne
są zżycia z czasem, z ludźmi, z przyrodą...
Może kiedyś się okaże, że ja w tym jestem, że w ruchu gwiazd, wody, ognia, roślin
i w rozkoszy bliskości autentycznej z kobietą też uczestniczę,
że Ona to ta jedyna, przy której dokonała się komunia, z którą dokonała się -
w ogóle, że się dokonała - a niech tam, jakakolwiek
Tak trudno porozumieć się z kimś poprzez Erosa
Po nocy upojnej nastaje ranek trzeźwej świadomości
zdziwienia decyzjami Boga, odwrót
Jestem z kimś bliskim, wiernym, szczerym...
Ciekawe jak szybko będę się od dziś rozpadał
KONIEC
Belamonte, 5 october 2012
są chwile toku życia zdarzeń, wielkie koła
zahaczają i porywają nas i rośliny
coś się myśli, coś się wyśpiewuje, przetacza przez duszę
należa do tego śmierci i urodziny, ale życie to życie
i jego wzrok w śmierć niech nie sięga, każdy rachunek jest na teraz
na wielkie połączenie, w chwilę potem gdy znikasz, żyje pamięć i ślad
ale winniśmy zaraz przylgnąć do gładkiej powierzchni góry i darniny
rzucając w przepaść Do Widzienia !
wejść w wodospad, w koła zataczane przez zmysły, ciała, sny
okrucieństwo chwili, okrucieństwo prawdy
miłosierdzie bez wyrzutu, egoizm uświęcony
brutalność cielesnych funkcji, trening zbrodni i miłości
dla oddechów, dla chwil zachwytu w bliskości, w szacunku dla poświęceń
kobiet, psów, dzieci błądzących i nie kłamiących
bo jest to coś do czego należę wbrew prawu czarnych i białych kłamców
tylko kocham i nienawidzę
tylko sprężenie ciała w obronie
tylko próby pocałunków
tylko wspominania chwil podarowanych nam
przez dążenie oczu, przez dążenie zranionej duszy
przez te zmarszczki wokół oczu, ogień świetlisty w śmiechu
przez żywą część świata w nas rozpiętą wyobraźnią i czułością
nie analizować już nigdy, najpierw zdobyć
potem się odnieść krytycznie
ileż tych ścian do przebicia, ileż tych kół co się spotykają
okręgów wzbudzonych, królestw, światów, przez te ściany się przebiłem w amfibii
muszę na chwilę poczuć je wszystkie, jak przebiegają i nikną we mnie
w pustce, na horyzoncie
w koronach drzew na niebie
przez chwilę sztuk tysiące, lina, przepaść
krótkie uchwycenie historii świata, siebie, potem...
Belamonte, 10 may 2012
Okna patrzyły martwo
Martwe przedmioty zatrzymały okręt
dążący ku mnie
Jeszcze nie odmienił się Los
Czy to były dzieci ogień czy motocykliści?
Do mnie jednak kamienie zaczęły się uśmiechać
Uwrażliwione błonki skór
Na styku dłoni iskra
Zdobywają o mnie informacje
Jestem ważny dla chmur i puszek piwa
dla noży i kobiet
Odbijają przychylnie szukając sposobów
by zapaść w sen
Sen rzeczy które wzajemnie się zagubiły
zapominając o wyodrębnieniu
Życie to sen który śni nas
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
23 may 2024
The Saga Of BreakupSatish Verma
22 may 2024
2205wiesiek
22 may 2024
Światło i cienieJaga
22 may 2024
Na końcu świataJaga
22 may 2024
Playing ChessSatish Verma
21 may 2024
The TrialSatish Verma
20 may 2024
Za ciepło się ubrałaJaga
20 may 2024
Leaves Are Changing ColorsSatish Verma
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma