Belamonte

Belamonte, 2 september 2012

Praca (Przystań Zbawionych)

biedny staruszek
tato czemu przyszedłeś zapłakany pod izbę wytrzeźwień
latem któregoś maja
po złego syna

ile lat ci zostało do śmierci?
chyba 13
13 lat Parkinsona
chciałem cieszyć się życiem

w kobietach jest mniej ciepła niż w jednym Twoim oddechu
teraz ja sam jestem Twoim oddechem
mam obrazy w głowie i w domu
dzieci przed wodospadem
to rozłożone uda kobiety, to plemniki
to tak jak z formami
bo ja przypadkiem widzę ptaki, twarz dziewczyny w tramwaju
a one są moim Ojcem

bo robakom niszczę przystanie
tylko dlatego że tak chce tradycja
ale one są i tak nicością, chwilowym przebłyskiem...
a moja praca to jedyny dowód
że żyję i jestem człowiekiem

nie szukam ciszy snów i ciemności
przynoszę świeże kwiaty i owoce
a też jestem nicością...
siecią pająka zachwytu
oddechami pod wodospadem
formami ostatecznymi, ruszającą się tonią, nie snem
w zanurzeniu gdzie nurt gromadzi się, drży
przed zabójczym spokojem biegu rzeki

widzę tam przez formy, widzę formy, czuję w nich
pociągają mnie w przyszłość, w dobre czyny
lub odchodzą  jak jesienne liście

To Przystań Zbawionych


number of comments: 2 | rating: 9 | detail

Belamonte

Belamonte, 15 august 2012

Niepewność Boga

- myśli o Niepewności Boga
naznaczonej pięknym dramatem balsamu wiary
co może jest po trosze zwycięstwem, kłamstwem
gestem rozpaczy przed upadkiem w przepaść, ocaleniem godności
starzejącego się człowieka, który chce uwierzyć

- więc zaczyna wierzyć (subiektywny wytwór cierpiącego egoisty)
ale może tym sposobem odkrywa coś
co go łączy z innymi, co jest wspólne
a czego wiara jest tylko różnym (subiektywnym) symbolem

- w duszę jabłoni, sen, w reinkarnację
odrodzenie się w drzewie
powrót do niego każdej słonecznej jesieni – gdzie, kiedy –
toczy się mała rzeczka w kotlinie
po której falach płynąłeś do taty, pachniało siano
a na wzgórzu pośród drzew mieszkał rogaty, kozi bożek

- a mama miała do nas dotrzeć z zimnym piciem
ale nie znalazła drogi i ten dzień upłynął w oczekiwaniu
więc można tam iść dzisiaj i jutro szukać cieni wśród traw
które Niepewność Boga zawiesiła w oczekiwaniu


number of comments: 2 | rating: 8 | detail

Belamonte

Belamonte, 1 february 2013

Oddech ostatni

Dużo ważnych egzaminów życia nie zaliczyłaś. A gdy od początku idzie źle nie można spokojnie żeglować dalej. Powinno być inaczej. Taki obiekt zaczyna sobie to z czasem uświadamiać, przypominać, żałować, rozumieć - czuje się słodko i źle, a świat czeka - w czasie i istnieniu nic się nie zmieniło. Nadal masz przed sobą szczyty gór, za górami krainę szczęśliwą Sindbadzie...

To z jednej strony dobrze, że zostają nam jeszcze spóźnione inicjacje i wiara w Dojście Do Siebie. Uparte choróbska i pokonywania lekarzy - pseudobogów przesilają się wciąż na drodze ozdrowieńca odrabiającego zaległości życia. Droga - nasza nisza w świecie - na której są właściwe jej zadania do rozwiązania...

Nie lubię tanich egzaltacji, jestem robolem zwykłym, moge sie napić wódy, pożartować o babach, moge się zakochać i przekonać o fałszu, a potem znowu iść do przodu, aż się okręt zatrzyma, płatki śniegu zaczną opadać, spokojnie, spokojnie, uspokajać się będzie umysł skrawka terenu ziemi, przyciskać trawy do granitowych płyt, ból odchodzić z ostatnim najwolniejszym oddechem Nagrody, wreszcie w naturalnym stanie - Na granicy - wśród odzyskanych snów zmieszanych z robactwem Ziemi...

Uwolnienie okrętu, za przykładem spadających płatków, za przykładem toczących się idealnych kół po zboczach równin, gdzie między  kośćmi zwierząt hula wiatr, gdzie w szczeliny ziemi wsiąkają igły promieni...

Za przykładem rozpędzonych, rozproszonych, niknących w oddali Napisów...

Myślenie obrazami spoza jaskini, wieczny odpoczynek, bycie w materii, stanie się ptakiem, wodospadem, spokojem pustkowi, bezbolesną ciszą zmierzającą do zapłodnienia i rozwiązania...

Wydychając...
Spadając...
Czekając...


number of comments: 3 | rating: 7 | detail

Belamonte

Belamonte, 12 august 2012

Dojrzałość

Nigdy nie będę miał wieku
Jestem wieczny
Nigdy  już nie będę stary, nie poznam życia
Wieczny szczeniak

Ale także ponure myśli
niespodziewane
w bezczasie, w głowie mi się roją
Myśli o śmierci, stracie ojca, wojnie
błyskawicach rakiet przecinających niebo
wiecznej monotonnej równinie bez końca
rzeczywistości co jest jak smród, od którego trzeba uciekać
gdy rozrzednie opar snów
Niepewności Boga

Jestem więc stary
Ale jestem też dzieckiem
Dziękuję Ci Losie za ten nieokreślony wiek
Za nieśmiertelność
Mogę przemawiać do wszystkich
Bo naprawdę ja już się nie zmienię !


number of comments: 6 | rating: 7 | detail

Belamonte

Belamonte, 8 december 2012

Ballada o kapciu

Jestem starym kapciem
O rozlazłych szwach
Co po polach biegał
I se fruwał w las

U zbiegu rzek i brzegu spojrzenia
Był najodważniejszym
Dzieckiem wszechpromienia

Pana nosił w sobie i na łóżku kładł
Sam posłusznie legnąc na podłodze
Czasu szmat

Nie zazdrościł samicom ani wielkim ulicom
Wieżą ciśnień i pluszowym misiem trochę chciał być
Oraz Bogiem
Lubiał pot i kurz i wilgotny stan
Z czasem się pojawiających plam

Nie bał się człowieka i z nim raźno szedł
Na spotkanie tęcz i gór i rzek
Bo w swej wyobraźni duszę w sobie miał
Najuczciwszą duszę jaką widział świat

Wyścielone marzeniami puste wnętrze kapcia
Niesie jego pana
Taka z chmurami, źdźbłem trawy i wiatrem Rozmowa
Przytulanka do dusz i pluszowych misiów

Skąd brał nadmiar życia tego nie wie nikt
Z jakiej rany na odwrocie dni
Rozszczelniły mu się szwy Przyszły ciężkie dni
Pana swego zwiódł na fałszywy próg

Ludzkie pot i łzy
Siostry bliskie Ci
Upodobniasz się
Tracisz zdrowy sen

Pan mię zostawił na brzegu morza
Rozgadał się kapeć Uciekinier Z Fabryki
Duszo mojej duszy
Za jakiś czas będę się napełniał deszczówką

Jedna perła na sto równowag
Jedna wieża ciśnień na sto wampirów z Pizy
Jeden nadmiar na sto wylanych dzbanów -
To Harmonia osiągana przez serce Zbawiciela

Nie zakupię i nie założę kapci nowych dwu
Poczekam...

Jestem Który Był
Jestem Który Będzie

Wyścielone marzeniami puste wnętrze kapcia
Niesie jego pana
Znów...


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 2 october 2012

Przebudzenie (Credo utraconej czystości)

Alkohol zrzuca skórę, zrzuca maskę, odsłania prawdę
czyni spontanicznym, uwalnia
Więc powinienem zrzucić skórę
Musi się przecież pojawić prawdziwa radość
odnaleźć dziecko
Otrzeźwieję, obudzę się
Poznałem zło, więc mogę być szczęśliwy
Tylko muszę z powrotem odnaleźć niewinność
bo jak na razie zło mnie trzyma i nie puszcza
Będę wtedy mógł być trzeźwy, stawiać kroki wzwyż
i upijać się na słodko i z umiarem
Będę wolny i bardziej świadomy


number of comments: 2 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 13 august 2012

Blokada (drzazga)

To ma być wesołe, że jakiś facet mówi do mnie jak do kretyna?
Wszystko tkwi we mnie? Wszystko tkwi na zewnątrz?
Gdzie jest drzazga. No we mnie. Gdzieżby. Ale dlaczego tkwi.
Dlaczego jej nie wyjmuję. Skąd się wzięła. Ze mnie, czy z poza mnie.
Tak i tak.
Nie, to naprawdę nic nie pomaga.
Powinienem wyśpiewać wszystkie swoje potrzeby, o których milczę.

Witaj maszyno szczera
moja młodzieńcza depresjo
ludzie i pająki
wspólnie sobie ustalali obyczaje, powtarzali się wciąż, bo byli niechętni
pracy zapamiętywania, bo to jest blokada


number of comments: 4 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 17 august 2012

Podążania

zieleń wciska się między mury
czerwień między ciała
biel pustyni drżącymi palcami
sen powietrzem
ktoś prowadzi swój pług przez kości umarłych
i błękit przez oczy żywych

aleje rozpraszają lecz dają nowe życie
tak odchodzą dobrzy
studnie i korytarze miast duszą duszę
kurczą rozmiar do zaniku
łąki zagłębiają oczy w szczegóły piękna
ono rośnie kosztem żywego stworzenia

wieczór czerwieni, poranek mlekiem się mieni
istotna zmiana tła, wspinają się kwiaty na górę życia
pędzel snu oczyszcza intencje, przestawia zwrotnice
doskonali boski język, wytwarza surogaty słów i
świadomości
we Śnie zobaczyłem Piękno
czułem ból Tej, Która Jest Pełna Znaczeń

rzeka porywa nawet rybę, nawet ptaka
słońce i rzeka byli przed nami
więc jak można czcić niepewne bóstwa naszych snów
choć to naszych i ich snów rozmowa
jeden się przed drugim chowa
dokonuje się fuzja i przepołowienie
lecz z brudem nie wchodzi się do Świątyni

lubię iść gdzieś nie wiadomo po co
bo wydaje mi się, że dojdę w piękne miejsce
lubię iść z rana w Las milczący mroczny
choć może czekają tam śmierci przygody
i już nie skrzydła motyla na kwiecie zobaczę
ale coś rzuci mi się na plecy z powietrza
z mroku, spod sufitu pogańskiej katedry
ale z czasem zamieniam się w wilka
myśliwego dziwnego czujnego
a chociaż nie wiem gdzie znajdę łoże dla gromady snów
jak komary lecących za mną
jestem szczęśliwy

pola wyrzucą cię prosto w kosmos
ku gwoździom i kłom gwiazd
zamienią w strzygę, upiora, nauczą biegu
który się nie kończy

każdy nowy kwiat jest cudem
górą życia
ale tylko stare wiersze są dobre

drzewo życia płynęło w krwi Adama i Ewy
zjedli jakąś Projekcję
by ani nie żywi ani nie martwi
mogli się plątać w sieci i pragnąć
tego chciał wąż
i pająk

czasem robie to, co muszę, a nie to, co chcę


number of comments: 0 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 19 july 2012

Przedświt

zjawiły się na ściółce punkty światła
w prześwitach listowia na ciemnej leśnej drodze
wiodącej do chaty z dziada pradziada niezamieszkanej
do zbiegu moich czucio-myślo-wrażeń i świata

w kulach światła leżą Angeliki i Bradamanty
ni kobiety ni mężczyźni ni dzieci - istoty
w kokonach embriony ciasno skurczone śpiące
muzyka cichych szepczących organów nie budzi a dociera
do duszy

dusza komunikuje się z aurą a aura udziela jej siebie
wzajemnie się sprzęgają w miejsce, kontakt mistyczny,
mimowolny, wzniosły
jest cicha godzina, wszystko na granicy
dzienni nie powstali, nocni się położyli, rozejm

dwie, sto armii uszanowało godzinę świtu
płyną kokony światła z ciałami dziewic, w bluszczach, jaszczurkach
igliwiach, roślinnych i martwych przedmiotach i żywych
połączonych mistycznie, bez słów i ciał

czy to istnieje? czy wyobraźnia wnika w promień czy
promień wnika w wyobraźnie? obrazy senne
tworzą się gdzieś poza granicami
wielkość nie istnieje, odległość nie istnieje

to drżące pyłki treści, ozdrowienie i nasycenie
nie jestem sam, oczy wyciskają swoją wolę
ktoś ukradł mi energię, byłem słaby
muszę powstać, mam szczere zamiary i swój prawdziwy kształt

jem te kule, wchodzę w te kule
dusza nie zna granic
z Syna na Ojca odzyskany wzrok
czekająca obecność samotnej głuszy
teraz jestem częścią tego miejsca


number of comments: 1 | rating: 5 | detail

Belamonte

Belamonte, 20 august 2012

Czujny sen (Żagiel 2)

człowiek jest myślącą trzciną
a wiatr karmana jej nie złamie
nie tylko myśli nie tylko jest giętki
i ustawia żagiel myślą
a ten żagiel to on
  
    ale także żagiel który się zużywa
    i łopocze szaro na tle burz i ciszy
    pełen dziur i łat
    jeśli on to żagiel

a ten żagiel ma też mięśnie
które nie mogą przesłonić giętkości
bo wiatru karmana nie zmienisz
ale siła tych mięśni to cud chwały
dzięki sile napina się i nie poddaje
do pewnej granicy
a nie zna jej dobrze nikt

    a co jest statkiem?
    statkiem jest ta chwila, to zamknięcie, ten świat
    on płynie w nim a w nim on
    to Bóg poddany przeznaczeniu
    nie do końca
    bo jest myślącym żaglem

ustawienie jest kluczem, giętkość i opór
krzyki majtków, myśli kapitana, nacisk lin
noc, dzień - są tylko tłem
więc w którym momencie wybieramy?
myślę że cały czas
rezygnacja to też wybór

    ten czujny żagiel musi odpoczywać śniąc
    a śniąc nie może przestać czuwać
    ustala kierunki poznaje granice zanurzenia
    gwiazdom i wiatrom przychyla się w toni snu
    otwiera i kontaktuje


number of comments: 1 | rating: 5 | detail


10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1