Belamonte

Belamonte, 9 february 2013

Burza

zbiera się od lat
dawno przeszła
oddychała śmiercią i malutkimi pyłkami
zwierząt biegiem
prężącym się dzieckiem
wirem skał i powietrza

dziś smukliła grzbiet kota, ciśnienie na wyżynach podniosła
zgubiła pantofelek
odtąd pająki szukają księżniczki w podróży doślubnej

jutro się zagęści w szklance osad, będzie purpurowa suknia nieba
potopiła narody w soplu lodu
kłębi się kolorytem uczuć
Wielka Rodzina

wyruszyli pielgrzymi nicości do gwiazd
w oczach Ziemi odbitych w moich
cały sen zszedł na Nową Ziemię ukształtowaną Bożą Ręką
unicestwiony na tarasie wygłasza proroctwo męki mrówek
konających w zawieszeniu

pomiędzy promieniami a ciekawością okrutnej dziewczynki i jej wiernego psa
a mną a rzeką a winem a latem a Bogiem, jej dziadkiem...
przez balustrady wychylenie w mrok Grobowca Lovecrafta
gdzie wijące się macki żywych trupów głaszczą plecy
zimny śluz

przebiegają wyładowania po chmurach, po rześkich lasach
dziś zawsze jutro wielkie OKO i jego sny spływające na Ziemię
kiedy ja śnię i snom każą się materializować wole niczyje
bożych krówek węży niepokój powietrzny
ziemi utrata w przesileniu burzy
ponowne osiadanie poziomów, powrót na najniższe orbity
bazy i przyczółki silnych mężczyzn i kobiet utrzymane
wyłonił się zmierzch nad jeziorem

szczupak płynie martwy, rzeka przeniknięta wolą światła
zabiłem go błyskiem który chciał pożreć jego mózg
który stworzył mój mózg
wpadła mu śmierć którą chciał pożreć do gardła
ja byłem jej posłańcem a ptaki ogłaszały zwycięstwo
wiecznego powrotu życia
taki Los stało się chwila

Dagmara pięknie zatańczyła na 35 leciu w Gminnym Ośrodku Kultury
wróciło wszystko do normy w tych tańcach niespokojnych duchów po burzy
do wieloocznej ferii barw w spokoju dnia

...i tak te odbicia w genie, ten zapis świata
wpływa w rozwarte kobiece uda
jak ciąży nie przerwią może odnajdzie się
Czysta Rozkosz w tym wszystkim
w dziesiątym pokoleniu Buddów

przypomnienie chwili -
dwuletnia Maja łapie wijącego się węża z drewna
ukręca mu głowę i rzuca na podłogę
bez chwili zastanowienia


number of comments: 6 | rating: 5 | detail

Belamonte

Belamonte, 12 august 2012

Dojrzałość

Nigdy nie będę miał wieku
Jestem wieczny
Nigdy  już nie będę stary, nie poznam życia
Wieczny szczeniak

Ale także ponure myśli
niespodziewane
w bezczasie, w głowie mi się roją
Myśli o śmierci, stracie ojca, wojnie
błyskawicach rakiet przecinających niebo
wiecznej monotonnej równinie bez końca
rzeczywistości co jest jak smród, od którego trzeba uciekać
gdy rozrzednie opar snów
Niepewności Boga

Jestem więc stary
Ale jestem też dzieckiem
Dziękuję Ci Losie za ten nieokreślony wiek
Za nieśmiertelność
Mogę przemawiać do wszystkich
Bo naprawdę ja już się nie zmienię !


number of comments: 6 | rating: 7 | detail

Belamonte

Belamonte, 9 october 2012

Angela Braun

Dziewczyna Hitlera, albo o ...
                O ciele i duszy, życiu, pogańskich przejawach złudzeń

Angela Braun myje usta w kremie
pisze listy w języku Suahili
dzikie plemiona sprzedają jej ziarna, sperme
i żebra ze zwłok gigantów

Angela Braun fruwa, je, targana za włosy
krzyczy, biega po lesie, spływa na kawałku kory
dymi z rumowiska skał
wyłania się z mrowiska
krąży po ziemi w pociągach
zamiata wiatrem jak warkoczami
Jako deszcz widziała nasiona w ziemi
ziarna w kłosie, pchły w sierści i krew
na trotuarze, a jako promień słońca...

zgniotła ją ręka pary i grawitacja słońca
pustynia ją ogłuszyła, a trawa oślepiła
mrok ją porzucił, ubrania ją zjadły
porasta blizną na małym skrawku nieba

na rzęsach osiada i drży rosa
w blasku świecy gaśnie powoli wzrok umierającego,
twarz, zawrotne drgania gałek ocznych
zastygają w bezruchu
ślad życia odszedł, pozostało tylko
odbicie świecy w źrenicy
jezioro tonie w zmierzchu
łany zbóż falują
pochylane w swej żółci ku ziemi
jakby szeptały sen złoty rzeki o zasypianiu, wietrze
zapominaniu
                        
                             Żywa dziewczyna poprzetykana śmiercią

Żywa dziewczyna żegluje w łodzi swych kości
dziewczyna robot, anioł maszyna
dziewczyna z drewna, Ewa Braun
jest jej obojętna ludów męka
jęcząca utracjuszka Hitlera, kochanica mordercy -
pisze to martwy, powierzchownie żywy
od czasu do czasu wybuchający trup
zostający trupem nadal po tych atakach
zabójczej czułości
Nawet Hitler ma prawo do swojej namiętności
Anioł z gówna, Anioł z drewna, Anioł
zbierający pieniądze, Anioł kupiec
                            
                             Zagadka życia

Uda rozchylone i wysunięte z tyłu
poza oparcie krzesła, kobiece uda
jej sierść, jej czepek na włosy, jej siateczka
na wzgórek łona, mokra
nasączona
tamujesz krew tamponie, kobieta puszcza
sok jak pękające winogrono
łabędź spija ją, sperma na ustach
pierś falująca

Traktuj mnie jakbym była workiem!
Tak. Tak.

odbyt, otchłań --
zagladam w cienie nocy, gdzieś tam
gdzie zagubił się wilk syty i owca cała
gdzie zagubił się znaczek pocztowy i
stężały pączek róży

łój z głowy, naślinia włosy, wilgotny
tampon, gąbka jej sromu
dziurki peruk, obrączki, pierścienie
nanizane na nitki włosów, lub otoczone
przez rureczki włosów
( martwa przestrzeń pocięta przez budulec
włosów pozostaje sama dla siebie
nieskończonością komplikacji i podziałów
możliwości,
jest też medium dla włosów, z którego
materia włosów wybiera dla siebie formę,
w której to przestrzeni może tworzyć formę,
gdyż tylko w przestrzeni jest ona możliwa )
włosy martwe, włosy rosnące w dół
do mózgu, do środka, włosy hipotetyczne,
potencjalne, asymetryczne, odwrócone skóry
wilkołaków
stare odwrotne puste strony przestrzeni
włosy cienie, odbicie włosów
interpolacja na zewnątrz, czy do wewnątrz
wypchane zwierzęta, świecidełka,
eksponaty, pierścionki na palcach
 - zabrakło życia w jelicie, tam już
nie ma kału,
tylko zabobonny bród

                                     Symulacja trupa, czyli marzenia o życiu

Oddaliłem się od ciebie już daleko,
za siódmą górą za siódmą rzeką
ty stawiasz kroki w bruzdy ziemi, ja
twoje stopy zapominam
ty zbierasz pieniądze na ziemi ( złote
świecidełka? )
A ja na stronach w poczuciu zapomnienia
o realiach życia, w niegodnej nadziei,
chełpliwej, w niepewności,
w chaosie słów
zajmuje się wyławianiem bransoletek
z przełęczy, pieczary odbytu - niebytu
Ratuje się pisząc wiersze
których nie rozumiem, w pustce
symulując bicie w dzwony
w nieznanych kaplicach, na nieznanych
ulicach, w nieobecnych łzach,
w nieogranych rolach
pod ogromnymi sklepieniami niebios
wszystkich planet

ciała barwnych krzyków

Żeby tak się przebudzić do jeszcze jednej
gry o słowa ( nie mam siły odkrywcy )
Więc gdzie ja się pcham, powinienem
budować babki w piasku, rzeźbić,
głaskać i kształtować piach ( marny Pan Bóg )
Niepotrzebnie się oderwałem od tej czynności

                            Bród i ubóstwo ( wyrażania uczuć przeżyć )
                            lądujące od czasu do czasu
                            w seksie i kolorach, he he

oczyścić się, przylgnąć całą powierzchnią ciała
do jej piersi, oczu i zakazanych miejsc
otworzyć flakoniki z pachnidłami
przeczytać dla rozrywki kronike wypadków w gazecie
do porannej kawy
zerwać pieczęcie przesyłek pocztowych
wynieść graty, przeglądać w gazetach
codzienne lokalne rewelacje
położyć się na śniegu, marmurze
chłonąć bez dreszczy i obaw duszny deszcz sierpniowy
w lekkim stroju Adama
nie pamiętając o dziurach, palach,
topielcach, rozpadlinach, minach
przelać krew, wygrzać się na słońcu, żyć
dla niej, tylko dla niej
Kurwa, zespolić się i rozkołysać,
popłynąć w łodzi mych kości,
w mym zdenerwowaniu, w orgaźmie,
w rozdygotaniu, rozkoszy, w kroku
W objęciu nogami mocno, mocno
lampy i szyn tramwajowych, pala, jej talii
( nie wiem, ta chęć obejmowania nogami
to troche homo )
w ruchach, na niej, w niej

Chuj, Gówno, Samotność

słońce oświetla krzewy i bratki tak
że żółkną, stając się
nierzeczywiste, widoki ciał na drugim
brzegu,
skwar znaczą przebudzenie, to mnie
porywa
w rozkład, rozpad, ciszę, seks, miłość
gnać, biec, ja widzę, że świat nadal tu jest
przemyka za oknami pociągu zlewajac się
w bezkształtną miazgę
czekam na znak
mogła byś mnie uczyć jakich chcesz
przyjemności
wynikających z jedzenia, czy wydawania pieniędzy
bo co ty właściwie lubisz, mnie to obojętne,
czy to się świeci, czy to żyje
czy jestem kibicem Rakowa i mam
zapierdolić kibiców Lecha:
- Słuchaj daj złotówke - nie masz - lepiej daj
- sprawdze a jak znajde u ciebie forse
to jest cała moja- słyszysz huju itd. , przypierdalać się
mam po pijanemu do ludzi? Tego chcesz?

Nie odrywajcie mnie od babek piaskowych! he he!

genialny malarz wziął  kubeł farb i
wylewa je po kolei na płótno, żółte słońce
pręgi na skórze
daj wyrysuję ci tatuaż, smoki, fontanny,
pociągi, kwiaty, które pamiętam
wściekłe chlapnięcie
daj wyleję na ciebie wiadro pomyj,
uruchomie kolorowe reflektory

                                Fascynacja ciałem

chłostane nędzarki, agonalne ciała żebraków,
pożywiające się w stołówkach, powoli, bezsensownie,
śmierdzące
porzucone, znieważone, wystawione na
sprzedaż, kawałki mięsa, zdeprawowane,
zniszczone, rozbestwione, czekające
na wejście w nie
zaniedbane, wykorzystane, bezwolne, bezwładne
kochane, żałosne, pięknie chore

                       Alkohol czyli zagadka tożsamości

skóra głowy poprzetykana gładko spiętymi
czarnymi włosami, ich rozkwitem,  ich życiem
w jej życiu, jej zrywem w jej apatii,
jej krwią pełną piwa, która ją niesie ponad nią samą,
przenosi ponad zagrodami dla bydła, wygnańców,
zesłańców, grzeszników
w szum sal, w objęcia
z dala od matki, teraz już wroga
kobieta dojrzała jak napęczniała śliwka,
stara pomarszczona jak zasuszona śliwka
z dala od barier i zakazów, z dala od
mostów i kładek ponad przepaściami
nad największymi górskimi szczytami
w otchłani,
cała w jednym zrywie, mówiąca jednym
głosem, zjednoczona, przemieniona,
wyzwolona
pocisk namiętności,
z dala od siebie sprzed paru godzin
bo to nie ona, to jest ponad nią,
jest ponad własnym wahaniem i wrażliwością
ponad mieliznami, nie poddająca się ocenie

                            Polot czyli , nie o rozum przecież chodzi ( o mnie )

z dala od bioder i sutek, od tańca i muzyki,
od przyjaźni i objęć, od pocałunków i zmierzchów,
od dziewiczych lasów i dziewcząt
z dala od zagród i falochronów
i magmy i soczystości i kości
operując nadgarstkiem w szczękościsku by
uprzejmie namalować dla mnie kościół
z bransoletką na ręce i kości i śmieci,
śmietnik pełen ludzkiego ścierwa, obozy
koncentracyjne i komore spalania silnika
rakietowego i psa połykającego żwir i
wiadro z wodą i wodza zwierzcej armii
odbytnice, ha ha, ośmiornice
odwrotne puste strony, zapuszczone motory
ciężarówek, benzyna wycieka z nich do rzeki
lśni w słońcu zawiesina kolorów
odjazd karawany po złoto, do Afryki
przez morze, przez wodospady, kręte uliczki

korodują fale, świecą odpryski

                             Wszechobecność, duch

wmalowała mnie w kilimy i makaty ze złota
gdzieś w orientalnym miasteczku
na ścianach przędza jedwabnika, z której
wykluwa się obrazami, więzi się w nich
na starym kominie zacieki stworzyły jej obraz
i chmury płynące łagodnie na wietrze
i cętkowana skóra węża, pantery i pióra
wszystkich egzotycznych ptaków

                        Natura samiec

ziarnka pustyni, sekunda po sekundzie
miliony ociekających łez, całe wodospady
wielotonowe bloki powietrza i pyłu spojrzeń
i szmery snieżnych płatków, igiełki nocy
zawładnęły jej snem,
odebrały jej tlen, miłosny życia tren,
woalkę panny młodej mrówki skalały odwłokami,
a czułki motyli zagłaskały białka oczu do czerwoności,
pyłek srebrzysty nocnych ciem osiadł na masce twarzy,
odwróconej w jego nocne wołanie
Zaczyna dusić się tym ciężarem zachłannych
rąk i ust wtłaczjących jej oddech
z powrotem do piersi
egoistyczny samiec złożony na jej brzuchu
i piersi śpi
wywierany przez niego nacisk nie pozwala jej
napełnić piersi oststnim haustem powietrza
poruszyć się
kona w miłosnym śmiertelnym uścisku
bezwolna, poddająca się

wmalowała mnie w rozpadający się dom,
płomienie
zapłakane twarze wiosny i niemowląt
ogniom podobne i górom
dymy kadzideł
tropy ściganych jeleni
rozkrzyczana wypłakuje się na moim ramieniu
topi się w rzece, ryby ucinają jej ręce,
światło zabrało jej pół twarzy
a ja opiłem się mszalnym winem
i wypadam w ślad za nią w ramiona fal
dusimy się krzycząc
ubrana w habit zakonnicy chce usidlić rzekę,
oddychać pod wodą, rzuca się do utraty tchu
histerycznie jęcząc, próbując kopulować z wodą
odradzam się, odgradzam w palącym wstydzie
na oczach jęczącej utracjuszki, która próbuje
rozerwać mi serce swoim żądłem

                              Zakończenie ( śmierć )

A Angela Braun na starym gobelinie,
gdzie jelenia dopada polowanie,
gdy pije oststkiem sił wodę ze strumienia,
jest rzęsą tego jelenia, trzciną
przygniecioną jego kopytem,
perlistymi kroplami w jego gardle,
jego krzykiem,
spokojem drzew przyglądających się temu,
ale głównie jest błyskiem słońca w jego oku,
sierści, jego rzęsą.. tak jego nic
nie wiedzącym światem przeznaczonym
na zapomnienie, który nic o tym jeszcze nie wie,
ale rosa i słońce już wiedzą, ale
rosa i słońce są na rzęsie, więc
ten świat ucieka, uciekł, a polowanie przylatuje,
ale jeleń już nic nie czuje, krzyki jeźdźców i
ujadania psów dochodzą z daleka
bawi się piłką, wspina po górach, pływa
razy i ugryzienia psów nie bolą
A teraz nagle to wszystko wraca do
jego świadomości i czucia
Co za chaos, zgiełk... - straszne...,
ale rzęsa nic o tym nie wie,
rzęsa na niebie, odwłok ważki zanurzony
w rzece.


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 28 july 2012

Wszystko jest ciągłością

Wszystko jest ciągłością
prosta linia, biegnijmy wraz z nią, linia której nie ma
wnętrza głów, tutaj zima, mróz, odchody na trawie
Może to nie musi być linia prosta cały czas, wystarczy że przecina na wylot
Umarłem, zniknął sen, zabiła go dziwka i zabił go rój wieprzy udających ludzi

ciało modli się do księżyca, liście spadając potrącają struny liry
dziwka na obramowaniu w futrze, ani sublimuje, ani nic - takie coś w istocie
albo wokół istoty - takie prawo pustki, pasożytnictwo
czysta pięta depcze węża, twarz wyraża spokój
ale wszystko jest ciągłością
i dlatego potrzebne są rytuały przejścia

byłem dzieckiem, miałem myśl, miałem wilgotne ręce i strach przed Bogiem,
a także ból, wyrzuty za zawody poczynione starszym
i ponure wieże, na które się wspinałem dla rozkoszy
wygarbowana skóra ducha, ulotnił się przodek
czarno - czerwona szachownica
Jest też rudy włos u innych, jest ręka Ojca w trzewiach
Ja zniknąłem

poskładać to lustro, by znów niewolnicy nosili wodę w Egipcie mych myśli
przerwane studia nad nieśmiertelnością duszy, ucieczka ciała bez snu
kosmici wysłali informację - Uwolnić Erosa
w zakładzie dla obłąkanych Nowy Chrystus został uśpiony
a wszystko jest ciągłością

lata szczęścia w lata smutku przechodzą faraonie, pył po ziemi, nowa Ziemia,
dzieci na huśtawkach, pusty plac, łąka - nic się nie bój -
tu pająki przyjaciele na szmacie w łazience i na ścianach rozpinają sieci gwiezdne,
w których nie doświadczymy kary zbawienia, łapią innych w nie nie wpadając
niedosięgnięte niczym drobiny bez poezji

potem maszyna się wspina, ruch metaliczny - użyteczny - nieużyteczne obudzenie, dalej...
niewiasta marzy o dziecku, ucho wypuszcza mnie w mrok nocy, listowie drzew szemrze
- wszystko jest ciągłością

potem szereg głów z myślami i szereg atmosfer w domach
anioły Wendersa mają szerszy ogląd, Lucyfer strącony na kolejną planetę
ścierwo znów, znów twarz dziecka, znów twarz kobiety
sceny seksu, znów konający
wszystko jest ciągłością

potężna symfonia śmierci i życia
handel energią, walka, a w tym wszystkim ciągłość -
pocieszenie dla filozofa widzącego wielkie koła
w dół i w górę
nic nie umiera w ciągłości
bez zarysów nagłe przejścia

przerażający inny wszechświat - nie - niemożliwe
to tylko trup psa na łące w lecie

-

miłość stapiająca wszystko za sobą, nienawiść stapiająca anioły i demony w jedno
śmierć i życie, rozpacz i radość, czystość i brud, wszystko ma jakieś ciało
kłamstwo jest najczęściej maską żarłocznego egoizmu
prawda to czasem czyste okrucieństwo, miłosne uniesienie na skrzydłach
dobro to czystość, czy kłamie, czy nie
prawda to wnętrze

purytanie przegrali, wszystkie rzeczy przechodzą łagodnie w siebie
sąsiedztwo bez świadomości, sąsiedztwo, które nas zjada,
w które chcę się zapaść, w którym moja dusza zamieszka, w której przetrwam
mocą marzeń i energią atomów
wraz z resztą
muszę wierzyć w jakąś nieśmiertelność

-

myśli są wnętrzem, myśli są prawdziwe
ciało ma ustalony zakres kompatybilności z myślą
u dziecka jest właściwie równoważność
wyraz jest bezpośredni, niezafałszowany
na początku nie szuka się granic
nie dyskutuje nad pierwszeństwem akcji i reakcji
organizmu i środowiska, myśli i ciała

myśl wyraża się poprzez ciało w reakcji na bodziec lub odgórnie
każdy z nas pamięta, każdy powoli staje się aktorem
ciało służy maskowaniu
czasem myśl maskujemy inną myślą, przed sobą, przed innymi,
czasem myśl wirus maskuje się przed nami,
środowisko naciska cały czas, a my już niczego nie wiemy - to cudowne -
a przecież myśli są niejednorodne, dlatego ciało to z czasem wielkie kłamstwo,
wielki labirynt - im dalej od pierwszego nieświadomego zetknięcia
myśli i środka wyrazu (mieszkania),
a obu ze środowiskiem zewnętrznym (światem, łonem)

maski teatru japońskiego Kabuki wywlekają te pierwsze uczucia
pewnie jest też tam maska Kłamcy, jedyna maska wśród masek
chyba najbardziej obleśna, złożona, zagmatwana, cielesna, nienawistna i wielowarstwowa
kłamstwo też ma swoją prawdę

a jeśli każdy myślogest zapisuje się w pamięci po to byśmy tam sięgali, grali
żyjemy pamięcią i tylko pamięcią
przecież już dzieci mają pamięć gatunkową organizmu zanim wykształcą osobistą,
zanim będą odgórnie sobą kierować
może nawet to pamięć żywej materii
jesteśmy młodsi od robaków, mamy mózgi złożone, ale przecież wszystkiego z ery nędzy i mroku nie zapomnieliśmy
ale na szczęście jest też uśmiech dziecka, nowa karta

-

Więc pamiętasz - to twój bunt, to twoja ciągłość,
przywiązanie do dawnej bezpośredniości, dostęp do prawdy szczęścia
Jestem aktorem Jestem Rycerzem Pamięci
pierwszego zetknięcia, marzeń, gestów
Jestem niewolnikiem pierwszych zachwytów
Jestem wierny

Nie chcesz zgwałcić Czasu i Zmian, ale nic na to nie poradzisz
że stałeś się Rycerzem Pamięci
W ciągłości drzemie anioł, w końcu Ciągłość to Pamięć, ale też Wyróżnienie
Zaufaj życiowej sile
Nie pozwólmy umrzeć pięknym gestom
Niech się odbijają w jakichkolwiek zwierciadłach
Może to nienadaremnie

Moje ciało chce pomagać
Moje ciało chce pomocy


number of comments: 5 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 13 august 2012

Blokada (drzazga)

To ma być wesołe, że jakiś facet mówi do mnie jak do kretyna?
Wszystko tkwi we mnie? Wszystko tkwi na zewnątrz?
Gdzie jest drzazga. No we mnie. Gdzieżby. Ale dlaczego tkwi.
Dlaczego jej nie wyjmuję. Skąd się wzięła. Ze mnie, czy z poza mnie.
Tak i tak.
Nie, to naprawdę nic nie pomaga.
Powinienem wyśpiewać wszystkie swoje potrzeby, o których milczę.

Witaj maszyno szczera
moja młodzieńcza depresjo
ludzie i pająki
wspólnie sobie ustalali obyczaje, powtarzali się wciąż, bo byli niechętni
pracy zapamiętywania, bo to jest blokada


number of comments: 4 | rating: 6 | detail

Belamonte

Belamonte, 20 may 2012

Strzała i tchórz

lęki odkształcają trajektorie dążeń
pustych do bezcelu wypuszczonych zwierząt
mrzonek zamarzniętych w bursztynowym oku
ciśnienia pochodzące z głębi, racjonalne i nieracjonalne
obrony przed rozsypką w pył podjęte przez nasze komórki
myśli wyciśnięte z mózgu szaleńca
dążącego do piękna spoczynku

sytuacja - rozdwojenie, ty przeczysz już sobie w sobie
tchórz w tobie dostaje spazmów, powstrzymuje torpedę
mknącą do przodu Angelikę
marę nocy, pociąg ku nieskończoności
ku miłości i radości, w tobie drzemią wątpliwości
obcych gości, podświadomości
co chce cię złapać za włosy, przytrzymać
byś nie atakował słońca nad grzbietem rekina
smutna dziewczyna

dlaczego nie dałeś krzyża, dlaczego
oni cię chronili z twierdzy
nie panujesz nad wyobraźnią
nie boisz się czegoś, boisz się o siebie,
więc boisz się niczego
złudy, to nie ty się boisz, to ty się boisz
nie dojdziesz do celu, nie postawisz jej drinka
Aids, mordobicie, wrażliwiec, asceta, pedał
papież, leń, Bóg, mięśnie, wyobraźnia
stwory z głębin

który z nich jest tobą, ten co dąży do czegoś
tylko On, tylko na nim trzeba się koncetrować
jego żywić złudzeniami
nurkiem nieskończoności jesteś
bratem zemsty
oszczepem wiary i namiętności
hartem wypuszczonym ze smyczy
cele są niejasne, ale dążenia do nich rzeczywiste
niczego nie wiesz, wiesz tylko że chcesz
siebie z czymś połączyć lub rozdzielić
strzała i tchórz, mgła...


number of comments: 4 | rating: 1 | detail

Belamonte

Belamonte, 19 june 2012

Zasada pragmatyczna

Żeby skończyć ostatecznie
to wiele jest zagadnień co trzeba wyśnić
przetrawić rozwiązać
ale jeśli zajmujemy się nimi w oddaleniu od praktyki
znika jakikolwiek sens życia
na cóż rozwiązywać coś jeśli nie przyda się w życiu
nie pomoże zdobyć obiektów pragnień
Tak, dopóki toczy się gra i my w niej gramy o coś z życiem
nasze życie ma sens
Jeśli nie można użyć tego co się śni, przemyśliwa,
rozwiązuje - zanika rozwiązywanie, myśl, sen
Bo po co?
Zasada: pragmatyzm określa sens życia
sens marzeń to widok na ich realizację
grozi gorycz, cała sfera problemów zastępczych
diety, psychoanalitycy, modlitwy
wybaczanie i proszenie o wybaczenie
I co z tego jeśli nie można przez to tak naprawdę
dorwać się do życia
Grozi gorycz jeśli takie praktyki życia wewnętrznego i zewnętrznego
jeśli nasze sny
nie dają się użyć
Śmierć nie przekreśla sensu Mówię to z prostotą
Mi wystarcza że sny się ziszczą w połowie
Więc cóż śmierć Jest spełnienie doczesne i koniec
Dla mnie to ma sens chociaż może jest bez sensu
Tak że ze śmiercią sobie poradzę
Ale ze ścianą niemocy nie.


number of comments: 4 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 15 june 2012

Cmentarze zwierząt (martwe życie)

naturalnie czyli w wolności przekroczyć granicę jak martwy lub słaby posłuszny prawu pyłek
żywa jest śmierć w liściach i ludziach pokornego serca
śmiech dziecka i prukanie przez sen starca to natura
ucieczka gazeli z miejsca zbrodni i jak stado zabiega drogę jednemu ze skazańców
i te jego wołania w pustkę...
i te odpowiedzi narcyzów pochylonych nad potokiem

nadnaturalny horror w naturze - człowiek
śpiący i martwy daje się prowadzić, ufa, o nic nie pyta
idzie tak samo za samicą jak promieniem księżyca - dlaczego? -
takie są tunele zmysłów

zagrzebani w ciele żywego trupa, pomieszani ze sobą
nadzy pod prysznicem godzinami pieszcząc swoje ciała
odzyskujemy utracone ja, z którym nic nie można zrobić
oprócz przypomnienia marzenia nasienia o kochankach
- z czego kiedyś były przygody, zachwyt i przyrost żywej masy -
na pustej widowni idei tej kultury
stając się coraz pustszym i pokornym
nie potrzebując już żadnej widowni oprócz Lustra

ciało pod prysznicem, ubranie na łóżku
broda do ogolenia, tłuszcz na brzuchu - atrybuty ja pozaprysznicowego czekają
teraz są tylko marzenia, czyste migawki ze świata snów
spływają z magazynu do butli

-

marynarz rzuca się na rejs, porzuca klatkę
w której otępiali tkwią i już całkiem naturalni... Zombi
prowadzeni za rękę przez strach i życzliwość sąsiadów
nie psychopatyczni i nie paranoidalni
takie osiedle otoczone przez wilki, ze swoimi obrońcami i wojskiem
niedługo - ci obrońcy i wojsko - oni jeszcze nie wiedzą co to znaczy
grunt utracić pod nogami - strefa mroku jest im obca -
są naturalni jak marynarz - marynarz umie się puścić

zwierzęta u wodopojów tęsknie zasypiają
mogą być takie bo już są przecież nieżywe
jak październikowa mgła połowiczne
ciągła graniczność

rozbudzona świadomość wypchnęła mnie
w sferę bezgraniczności - w sferę możliwości wszystkiego -
niebezpieczeństwa utraty tej resztki naturalności jaka ludziom została
żyję śmiercią pełnej świadomości bez posłusznych tuneli zmysłów
bez zdolności zapomnienia o starym płaczu nadaremności - Króla Leara, Niobe
to musiało się kiedyś zrodzić - Reanimator
"światło Bardo Chwili Śmierci"

brak uczuć, brak snu i głód trzewi
super chirurg racjonalista uśpił móżdżek i podwzgórze
rozkład nie jest przeszkodą
gnijąca forma życia opanowuje świat
w oczach żółte światło, w żyłach trupi jad
jedzą co wydalają, nie znają granic
robaki na nich żerują, robaki mają instynkt
żyją z gnicia, wiedzą czego im trzeba

w pomroce lasu odcięty żywy dwunożny stwór
chwyta dźwięk syren, być może "nie ma już świata"
być może spadły bomby, zaatakowały obce formy życia
albo wzburzone morze - Atlantyda

i jeszcze noc w której nie wiesz czy wstając
dojrzysz jezioro wody czy ognia, drzewa czy zombi
czy będziesz uciekał, chował się do dziupli, czy gonił
dziecko z siekierą by je pożreć - mity o tym opowiadały -
że wszystko może lec w gruzach - Apokalipsa

i ci zamknięci - oni są szaleńcami poza naturą
nie są prowadzeni, są rozbudzeni, przelała się czara
ludzkiej wytrzymałości, zgody na świat możliwości
wejścia do pracy czy wypadnięcia na rejs
wola bycia panem poza motywacjami
z daleka patrzący na kłótnie, wojny, miłości i siebie -
kroczący w martwym krzyku w bezkształt i zanik -
Hamlet, Makbet, Edyp, Mirosław z Lublińca

-

żywa śmierć to coś innego niż martwe życie
zachowana chronologia i bilans całości

dając się prowadzić śmierci żyją
umierają dając się prowadzić życiu
spokojne, poetyczne, martwe jak wiatr
żywe jak kamień, ze swymi kośćmi śniącymi sen
wierny, leczniczy, głęboki
już od początku

a my z naszą świadomością śmierci
nie umiemy umrzeć ani żyć
nie umiemy się dać prowadzić
wyrwani ze snu - taka natura czujna -
jak zające, płochliwa, rozpustna
żeglująca w ciała bez miłości
żądza doprowadzona do nudy i przesytu
lęk do odrętwienia obrazem
mającej nadejść zgnilizny i choroby
przesadzony człowiek

nie da się do nich zbliżyć - do Ludzi
bo gdy umierasz co dzień i wysyłasz SOS
to wszystko pozwala się omijać i omija się i ględzi
o wzajemnym zrozumieniu, tak wiele potrafią sobie nie dać
mierzą ci parametry życiowe, ale czytać z urządzeń dobrze nie umieją
i urządzenia mają do dupy
połowa ciebie czy trzy czwarte, i tak reszta może iść do pracy
i pozdrawiać się jak dobry trup z dobrym trupem
chociaż już nienawidzisz niektórych z nich

a wynaturzenie się z siebie marynarza
zatarasowanie przejść do jaskini
terapia przestrzenią
zmieszanie się z niebem
jej gnicie w moim sercu może powstrzyma...

...bo inaczej to chyba chce zostać Zombi


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Belamonte

Belamonte, 7 june 2012

Wszystko jest we wszystkim (stara umywalka)

Osa ma w sobie wściekłość słońca
Chwast mądrość węża
Jaszczurka złość ryby i przenikliwość powietrza
Ja mam wiarę przodków
Przodkowie ból końca świata
Poranki żal do Boga
Zmierzch nadzieję zmartwychwstania
Ropa energię starych drzew
Kopalnie rud wabiące głosy dla narodów

Narodziny i śmierć podają do nas swe twarze
Ręce modlitw konają co noc
Oczy mgławic plują nam w twarz

Bogacze utracili dobra w zamkach
Samotni są pełni przyjaciół oddanych wokół
Złość opuszcza ciało Wchodzi w osę
Dogania rącze jelenie i wraz z nimi
Odpiera ataki na cnotę rozwiązłą pięknej kurtyzany
Łani z ulicy przegranego życia
Bo oto atakują nauczyciele sędziowie moralni
I inne bestie

Z każdym słowem oddechem spojrzeniem
Wykrwawiał się coraz bardziej Ośmieszał
Kiedy myślał że realizuje swoje marzenia
Aż zasnął na dnie wulkanu
Znów od nowa dojrzewają nasiona krwi i chlorofilu
Zarodki mózgu i pieczary ożywione wilgocią
Miłosnego skurczu

Przedzieranie się energii przez świat na drugą stronę
Pomiędzy pustką skurczoną a pustką wolną
Paniką a orgazmem
Życiem a śmiercią
Głodem a sytością
Pomiędzy życiem w pałacu ojca a uśmiechem pod drzewem
Modlitwą w ogrodzie a zmartwychwstaniem
Wszystko zostało rozdane
Nic nie zostało utracone
Powrót córki marnotrawnej w bogactwa
Wracający z głodu miłości w pokorze po resztki
Dostająca wszystko

Nogi umyte w starej umywalce w ośrodku wczasowym
W górach nad morzem za pięćdziesiąt lat lub sto lat wstecz
Słodkie nogi Angeliki Odnaleziona książka z moimi wierszami
Zmartwychwstanie w aurze smutnego pięknem końca początku
Wśród śmiechów dzieci na koloniach
Wśród zmartwychwstałych
Dróg przejścia Róż
Skupisk wolnych fontann
Żywych muszli
Filtrów wszechświata
Znów


number of comments: 3 | rating: 4 | detail

Belamonte

Belamonte, 1 february 2013

Oddech ostatni

Dużo ważnych egzaminów życia nie zaliczyłaś. A gdy od początku idzie źle nie można spokojnie żeglować dalej. Powinno być inaczej. Taki obiekt zaczyna sobie to z czasem uświadamiać, przypominać, żałować, rozumieć - czuje się słodko i źle, a świat czeka - w czasie i istnieniu nic się nie zmieniło. Nadal masz przed sobą szczyty gór, za górami krainę szczęśliwą Sindbadzie...

To z jednej strony dobrze, że zostają nam jeszcze spóźnione inicjacje i wiara w Dojście Do Siebie. Uparte choróbska i pokonywania lekarzy - pseudobogów przesilają się wciąż na drodze ozdrowieńca odrabiającego zaległości życia. Droga - nasza nisza w świecie - na której są właściwe jej zadania do rozwiązania...

Nie lubię tanich egzaltacji, jestem robolem zwykłym, moge sie napić wódy, pożartować o babach, moge się zakochać i przekonać o fałszu, a potem znowu iść do przodu, aż się okręt zatrzyma, płatki śniegu zaczną opadać, spokojnie, spokojnie, uspokajać się będzie umysł skrawka terenu ziemi, przyciskać trawy do granitowych płyt, ból odchodzić z ostatnim najwolniejszym oddechem Nagrody, wreszcie w naturalnym stanie - Na granicy - wśród odzyskanych snów zmieszanych z robactwem Ziemi...

Uwolnienie okrętu, za przykładem spadających płatków, za przykładem toczących się idealnych kół po zboczach równin, gdzie między  kośćmi zwierząt hula wiatr, gdzie w szczeliny ziemi wsiąkają igły promieni...

Za przykładem rozpędzonych, rozproszonych, niknących w oddali Napisów...

Myślenie obrazami spoza jaskini, wieczny odpoczynek, bycie w materii, stanie się ptakiem, wodospadem, spokojem pustkowi, bezbolesną ciszą zmierzającą do zapłodnienia i rozwiązania...

Wydychając...
Spadając...
Czekając...


number of comments: 3 | rating: 7 | detail


10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1