6 sierpnia 2012
Zapis
Podobał mi się jeden drukarz. To przecież było oczywiste. Ale niewiele mogłam się spodziewać, tylko tę trochę intymności.
Drukarze rano spali, a po południu mieli sjestę, wieczory były na pogaduchy, a praca nocą. Wszystko z powodu konspiracji. Drukarnię ja i mąż ulokowaliśmy w zabudowaniach. Sypialnia, kuchnia i duże pomieszczenie, gdzie ustawiono powielacze
Z drukarzem, w którym się zadurzyłam, Pawłem, chodziłam na spacery. Wiedział, że nie jest mi obojętny i stałam się jego powiernicą..
Ta jego wielka miłość, o której mi opowiadał była córką znanego pisarza i żoną opozycjonisty. Nie widzieli się od miesiąca. Pewno tęsknili obydwoje.
Jej mąż wyjechał do Paryża, była sama, ta okoliczność musiała być dotkliwa, wiedziała przecież gdzie jest Paweł, ale przyjechać tu nie mogła. Więc zostawałam ja. Opowiadanie mi o tamtej sprawiało mu przyjemność. Dość perwersyjną? Może.
Ekipa Nowej drukowała Zapis. Nie wchodziłam do zabudowań, które oddaliśmy na drukarnię. To był męski świat pełen nieładu, brudnych skarpetek, stosów papieru do spalenia, bo druk powielaczowy zbyt często okazywał się nieczytelny. Do naszego domu przychodzili posiedzieć na fotelach przed telewizorem, zjeść jajecznicę na kolację. Nic innego nie można było kupić, wieczne kłopoty z cukrem, kawą. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy w takim gronie. Pewno jakieś nowiny z frontu walki. Ale ostrożnie. Pomimo tego, że dobrze się przecież znali, zdawało im się, że nawet wśród znajomych lepiej nie mówić dużo. Zbyt wielu było podejrzanych. Ci, którzy u nas byli, być może ufali sobie, ale i tak na pewno nie do końca. Mnie wystarczyła obecność Pawła, jego życzliwe zainteresowanie. Nie miałam szans na nic poza jego bliskością i rozmową. A jednak. Któregoś dnia spotkany przypadkiem w korytarzu objął mnie i przytulił. A innym razem, kiedy siedzieliśmy nad rzeką zapytał, czy nie przeszkadza mi, że jest Żydem. Ja tylko się roześmiałam, bo wydawało mi się, że każda odpowiedź, a szczególnie taka – o nie, a skądże? co ty? – byłaby bezsensowna.
To nie był jeszcze stan wojenny, esbecy na pewno wiedzieli o drukarni. Drukarze to stali ich podopieczni, wyśledzić nie było trudno, ale esbecy zachowywali się dyskretnie. Jednak interes trzeba było zwinąć. Numer Zapisu był gotowy. Zaczęło się pakowanie. Wiedziałam, że to koniec.
Jednak coś jeszcze miało się wydarzyć. Szeptali o tym między sobą. Wreszcie Paweł powiedział, że i ja powinnam w tym uczestniczyć. Mąż? Nie. On nie ma przecież czasu i nie interesuje się literaturą, a to chodziło o spotkanie pracowników Nowej z wielkim poetą. Emigrantem. Mogłam być tylko gościem.
Szczęśliwa z powodu tego zaproszenia obeszłam komisy w mieście. Kupiłam sukienkę. Ładną.
Wszystko już było spakowane i drukarze nie nocowali. Tego dnia przyjechali specjalnie po mnie. We Fiacie 125 siedziałam obok Pawła i wydawało mi się, że jesteśmy razem. Prawie wszyscy wywodzili się z tej dzielnicy, która była jak gdyby siedliskiem opozycji. Tam było to spotkanie. W prywatnym mieszkaniu. W starej kamienicy. Wysoko. Paweł mnie prowadził. Szłam i szłam po schodach, a potem to wnętrze zatłoczone niemiłosiernie i Paweł zniknął. Ale ktoś inny się mną zajął. Było nawet siedzące miejsce na kon tiki. To niewygodny mebel. Co z tego? Koło mnie ramie w ramie siedział Wielki Człowiek. Oczywiście nie zwracał na mnie uwagi stale czymś zajęty. Ktoś się dosiadł. Wielki Człowiek przysunął się jeszcze bliżej, a ja poczułam dotyk rękawa jego sztruksowej marynarki. Tego dotyku nie zapomnę. Robiło się coraz ciaśniej. Czekaliśmy na gościa. Rozglądałam się. Gdzie Paweł? I nagle go zobaczyłam z nią. Szczęśliwy, zaaferowany. A ona? No cóż? Jej twarz i postać również postanowiłam zapamiętać.
A potem, po mowach powitalnych i czytaniu wierszy, kiedy wielki poeta porozdawał autografy na szarych książeczkach zapełnionych drobnym, nieczytelnym drukiem i kiedy zebrani wysłuchali koncertu barda opozycji, ja nie znając nikogo, a więc z nikim się nie żegnając, zeszłam samotnie z marmurowych schodów i ze ściśniętym sercem, z żalem powędrowałam na przystanek.
W tych dniach drukarze wszystko od nas już zabrali, został tylko powielacz. Zepsuty. Niekompletny. Nie widywaliśmy już nikogo. Drukowali gdzieś w innym miejscu. A zimą – wiedzieliśmy - zgarnęli ich do Białołęki, bo był stan wojenny.
Cała ta sprawa zwolna stawałaby się legendą gdyby nie nieoczekiwana akcja SB najwidoczniej nakazana z góry. Po roku od pobytu u nas drukarzy (już byli na wolności), gdzieś tam, na Rakowieckiej postanowiono jednego dnia wyłapać wszystkich opozycjonistów. Nas też musieli mieć na oku, bo pojawili się o świcie, zrobili wielogodzinną rewizję szukając powielacza (mąż go przezornie zakopał), a potem zabrali nas na przesłuchanie. Mówiłam, że o niczym nie wiem, bo nie wiedziałam o niczym, to bardzo mi ułatwiło postawę nieugiętą, nawet w obliczu gróźb, wydaje się rutynowych. To ja dowiedziałam się od bezradnych wobec mnie esbeków, rożnych ciekawych rzeczy o tym i o owym. Taka metoda. Niech wie,( to znaczy ja), że tamci wcale nie są święci. Nie wierzyłam.
Zawieźli mnie na dołek. Też rutyna. Nie dla mnie. Byłam podekscytowana. Trasa długa, jechaliśmy i jechaliśmy nie wiadomo gdzie. Okazało się, że na Żoliborz. Tam, w jakimś pomieszczeniu milicjant siedzący za stolikiem zabrał mi zegarek, wydając pokwitowanie. Zaprowadzono mnie do celi. Śmierdziało. Śmierdziało grzybicą stóp. Potem się przekonałam, że to koce. W celi siedziało kilka kobiet. Przywitałam się ze wszystkimi mówiąc dzień dobry, ale nie było odpowiedzi. Nie było też pryczy, tylko coś w rodzaju podestu i te koce. Usiąść, czy się położyć? Przykryć się tym? O nie. Więc rozejrzałam się dyskretnie. Kobiety dość przeciętne, jak na ulicy, jak w tramwaju. Nieufne. A kiedy przycupnęłam pośrodku tego podestu i w pewnej chwili odwróciłam głowę zobaczyłam dziewczynę Pawła. Siedziała oparta o ścianę z podkurczonymi nogami. Czymś zajęta. Czytała. (Pozwolili jej zabrać książkę?) Podniosła głowę i popatrzyła na mnie z takim uśmieszkiem ledwo ledwo. Poznała. Ja również się uśmiechnęłam. Przysunęłam się do niej i powiedziałam głośno, to przecież nie tajemnica, że zgarnęli mnie po rewizji. Znaleźli to i owo. Resztę zadrukowanych kartek niedbale zakopanych w dołku. Od razu doszłyśmy do porozumienia. Opowiadałam jej gorączkowo, co się stało. Ją też zabrali. Siedzi tu od rana. Poznała te kobiety, jest z nimi zaprzyjaźniona. Jedna z nich bardzo zdenerwowana, bo zostawiła w domu dziecko. Została zaaresztowana, bo na jej adres przychodziły paczki. Z za granicy. Odbierał je znajomy. Była też prostytutka. Innych nie pamiętam.
Wydało mi się trochę dziwne, że ja i ta dziewczyna Pawła, tylko we dwie, same wyjdziemy na spacerniak, ale byłam z tego zadowolona. Zobaczę jak to jest. To wszystko działo się pod koniec czerwca, a więc wieczorem wciąż było jeszcze widno.
Niewielka przestrzeń, prawie studnia, nad głową siatka. A ona nagle ożywiona zaczęła mnie wypytywać o tę rewizję, była ciekawa co znaleźli, a ja się rozgadałam i powiedziałam jej o wszystkim. O powielaczu, którego nie znaleźli, bo zakopany jest w ogrodzie. O darowanych przez drukarzy książkach, które zabrali w pudle. Część została. Nie wiem o czym opowiadałam jeszcze, bo byłam rozgorączkowana. O przesłuchaniu? Chyba tak. Nie pamiętam jak potem minęła noc. Leżałyśmy pokotem na podeście na tych kocach i czymś w rodzaju materaca. Chyba spałam. A rano dali nam razowy chleb i jakiś płyn bez cukru.
Po śniadaniu zabrali ją na przesłuchanie. Nie była tym przejęta. A mnie skrócili pobyt z czterdziestu ośmiu do dwudziestu czterech. I wypuścili po południu.
Jadąc do domu pomyślałam nagle – co ona tam robiła ? I czemu ze mną w jednej celi?
22 grudnia 2024
fantazjeYaro
22 grudnia 2024
2212wiesiek
22 grudnia 2024
śnieg w prezenciesam53
22 grudnia 2024
Błogosław nam Boże Dziecię!Marek Gajowniczek
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta