20 february 2017
Flordenathia (cz.I)
I.
...llllera, pudło!-mnę w ustach przekleństwo, niczym gumę do żucia, krzywię się, jakby nagle zmieniła się w kawałek starej opony.
Celuję i... trach! Rozstrzelana szyba rozpada się na ostre płaty. Przyciągam kubeł na kółkach, kładę na nim ramę o obstukuję resztę tłucznia. Słabo się trzyma, zwietrzały kit był naprawdę do kitu. Potem, schylony, wybieram z trawy szklaną miazgę. Mordapsia wlepia we mnie wzrok, oblizuje się. Pewnie myśli, że znalazłem coś do żarcia, żabę, lub mysz i nie chcę się podzielić smakołykiem.
Zostały trzy okienka do zamordowania. Wynoszę ze stodoły kolejne, zakurzone jak diabli. Pięć lat, odkąd zmieniłem na plastiki, stały tak bez sensu i tylko zajmowały miejsce. Nie chciało się wcześniej marnować, ale jak coś nie przydało się tyle czasu, to nie przyda się nigdy. Niektórzy ze starych, drewnianych ram budują szklarnie, ale ... po cholerę mi ona? Po pierwsze- sam bym jej nie zrobił, trzeba by komuś zapłacić, po drugie- co będę w niej uprawiać? Samogwałt? Na dwa- trzy krzaki pomidorów nie opłaca mi się bulić z pięć stów na szklarnię, kupować nasiona, nawozy, babrać się w ziemi. Z resztą- jestem nieekologiczny, mimo iż mieszkam na wsi- nie znoszę owoców i warzyw.
Mleko prosto od krowy, kaszanka, biały ser, w ogóle wszystko domowej roboty uważam za syf do n-tej potęgi. Kocham kawę, papierosy, konserwanty, alkohol, zagęszczacze, substancje smoliste, alkaloidy, glutaminiany sodu, wszystko co kaloryczne, niezdrowe, żrące, trujące i wrzodotwórcze.
Gdybym był mieszczuchem stołowałbym się wyłącznie w fastfoodach. A tak, ponieważ do najbliższego mam 60 kilometrów w jedną stronę, sam jestem sobie pułkownik McDonald- Sanders, moje piętrowe majonezowo- jajeczno- boczkowe kanapki mają więcej kalorii niż roczny zapas kiełków, sucharów, musli i całego ścierwa, jakim głodzą się wegetarianie, weganie i inni miłośnicy anoreksji, a którego nie dałbym nawet świniom.
Kurwww... Serce znowu się odezwało. Jakby ktoś kopnął, albo uderzył młotkiem w klatkę piersiową. Skutek nadużywania wspomnianego kawulca, regularnego picia trzech kubków ,,szatana" dziennie. Nie dość, że zęby mi zżółkły i wyglądają jak u bobra, czy nutrii, to jeszcze to- kroi się stan przedzawałowy w wieku dwudziestu ośmiu lat, czy co?
Opieram ramę o spichrz, sprejem rysuję ,,tarczę" na szybie. W zasadzie bardziej wygląda to na kobiecą pierś z wielką brodawką, ale co tam.
Wiatrówka to najlepszy zakup w życiu, durne sto pięćdziesiąt złotych, a zabawy na całe lato. Najpierw, jak na wsioka i ,,redneck'a" przystało, skazałem na karę rozstrzelania puste butelki po wódce (po piwie nie- zwrotne!). Na paru amerykańskich filmach widziałem, jak czarnozębi, mieszkający w przyczepach kempingowych bezrobotni żule robili tak samo, tylko ostrą amunicją. Tu, niestety nie Teksas i prawdziwą broń mają jedynie gangsterzy i - w porywach- policjanci. Wiatrówa koło normalnego karabinu, czy sztucera nawet nie leżała, to żałosna namiastka. Atrapa męskości, jak dildo na szelkach używane przez lesby i impotentów.
Po flaszkach przyszła kolej na niepotrzebne okna. Ale i one się kończą. Złośliwy czorcik, psotne licho podszeptuje mi dokonanie bogobójstwa, świętokradczego zamachu na figurę Maryi-Jokera. Ojciec Gelta, sąsiada, jest starym dewotą. W latach siedemdziesiątych postawił w ogródku (przy szosie, by wszyscy widzieli ogrom jego wiary) kapliczkę z gipsową Matką Syna Człowieczego. Słońce przez dekady sprawiło, że farba wypłowiała, więc jakiś czas temu dziadunio zabrał się do amatorskiej renowacji Panny Nad Pannami. Z odmalowaniem kubraczka na niebiesko poszło w miarę gładko, lecz jeśli chodzi o twarz- pan Bolesław poległ na całej linii. Ciepły i miły uśmiech Rodzicielki Zbawiciela został potraktowany wściekłą czerwienią, od ucha do ucha. Maryja wygląda teraz, jakby chciała powiedzieć ,,Why so serious?". Żeńska wersja Heatha Ledgera, którego zamknięto w cementowo- kamiennej grocie. Półkolisty bunkier, gdzie stoi Błogosławiona Między Niewiastami robi przygnębiające wrażenie. Dom, grobowiec, pomnik i mauzoleum w jednym.
Przyznaję, odkąd mam śrutówkę chodzi za mną myśl, by rozwalić głowę figurze. Ale nie chce mieć kłopotów z prawem, w tym zdewociałem kraju jeszcze dostałbym surowy wyrok bez ,,zawiasów" i co? Nie uśmiecha mi się trafić do puchy i mieć nasrane w papierach przez tak szczeniacki wybryk. Czas dorosnąć.
...No kurde, znowu nie trafiłem! Chyba za daleko stoję.
Podchodzę bliżej, na odległość, z jakiej ślepy pijak trafiłby bez trudu. Kuźwa, jak ja potrzebuję osiągnięć, choćby tak bzdurnych.
Poczucie własnej wartości leży i kwiczy, sam nie wiem, czemu. Kompleks niższości to mało powiedziane. Pierwszy z brzegu przykład- rower a sprawa Florka.
Złapałem w nowym góralu gumę. Zdarza się, nie ja pierwszy i nie ja ostatni przywlokłem się na kapciu. Co zrobiłby normalnie myślący człowiek? Kupił i założył dętkę. Ale nie ja. Już trzeci tydzień jeżdżę do Biedronki (oczywiście po wódkę) na komunijnym składaczku Wigry 3. Maluśkie kółeczka, siodełko, na którym mieści się jedynie pół zadu, no po prostu wzbudzające politowanie rachityczne toczydełko. I naginam tym dziewiętnastoletnim gratem trzydzieści kilosów dziennie, najczęściej na kacu, jakbym chciał się skompromitować, upokorzyć, ukarać sam nie wiem za co. Podświadomie mam się za pariasa, trędowatego, pokrytego liszajami weneryka. To dziwactwo chyba będzie postępować, może niedługo w ciuchlandzie kupię damskie ubrania, by przechodnie prychali śmiechem na mój widok, może zrobię coś równie dziwnego, byleby każdy miał mnie za durnia, kretyna, idiotę. Czuję na plecach oddech groteskowego szaleństwa, makijaż klauna gotujący się w porach. Niedługo wybije na powierzchnię. Jeszcze chwila, moment, parę dni i będzie cyrk.
Nie mogę dociec, co leży u podstaw duchowego masochizmu, chęci bycia gorszym. Przecież, do diaska, wszystko ze mną w porządku, nie przeżyłem gwałtu, przecwelenia, porwania, tortur, nie jestem ofiarą przemocy domowej, więc czemu zachowuję się jak błazen, intuicyjnie potrzebuję, by pluto mi w twarz?
Doszło nawet do tego, że przestałem oglądać pornosy. Nie mogłem patrzeć na dominujących facetów. Chyba przerzucę się na filmy sado- maso i będę sobie wyobrażać, że to ja jestem tym gnojonym, pasywnym kolesiem.
Azjatki już mnie nie kręcą, nawet w marzeniach. Czułbym się w ich obecności jak- najdelikatniej rzecz ujmując- psia kupa. Piękne, szczuplutkie, skośnookie laski pewnie nawet nie chciałaby splunąć na kogoś takiego jak ja.
Przestałem szukać dziewczyny. Raczej potrzeba mi baby, grubej, wytatuowanej, chamskiej i wulgarnej maciory, która biłaby, robiła sceny zazdrości, zmuszała do bezwzględnego posłuszeństwa. Tak! Obleśna, otyła domina, kobieta- kat.
Żeby włożyła skarpety w pysk, wzięła wałek do ciasta i zrobiła mi nim z tyłka jesień Średniowiecza.
Oczywiście nie wolno by mi było płakać. Znoszenie tortur z uśmiechem na ustach!
Resztki godności, poczucia własnej wartości zdeptane i obsikane przez stupięćdziesięciokilową matronę w lateksowym kostiumie (o ile produkują tak w wielkich rozmiarach). Honor wyrzucony na gnój przez babsztyla z pejczem.
II.
Po,,morderstwie" ostatniej szyby siadam na rowerek, zakładam plecak i w drogę! Wóda sama się nie kupi i nie wypije.
Wdepnę za sklep, może znajdę jakieś flachy po winie. Ogarnął mnie szał zabijania. Wiatrówkowe drapieżnictwo.
Mijam Kościół pod wezwaniem Świętego... no... Niby moja parafia, a zapomniało się. Od bierzmowania nie byłem ani razu, dla bezpieczeństwa.
Bez kasku lepiej tam nie iść, by nie spotkało nas to co hrabiego von Braniszewskiego w XVII. wieku.
Hulaka był z niego i rozpustnik straszny; a przy tym okrutnik. Gwałcił niewiasty, a nawet małe dziewczynki, palił wsie, torturował kogo się dało.
Ale raz przefajnował- podczas libacji w pałacu jego eminencji kardynałowi przywalił czymś ciężkim w łeb. Czaszka purpurata pękła, mózg wypłynął.
Wszetecznik zarzekał się, że to nie on, winę zwalił na jednego ze swych sług, rzekomo wyznawcę Złego.
Z niewinnego nieszczęśnika darto pasy, a hrabia podczas mszy na kolanach przed ołtarzem przysięgał, że jest kryształowo czysty, a jeśli to on- niech Bóg go natychmiast skarze.
Pech chciał, że pod koniec sumy z przerdzewiałego gwoździa urwał się wielki, wczesnośredniowieczny krucyfiks i naturalnej wielkości spróchniały Nazarejczyk runął na von Braniszewskiego. Dziesięciocentymetrowe ciernie z korony wbiły mu się w oczodoły.
W konwulsjach, przeszyty niemalże na wylot hrabia wyjęczał tylko ,,wola Twoja, Panie" i zmarł. Gałki oczne wisiały na żyłkach.
Ludziska, ogarnięci religijną manią nie dali rodzinie pochować zbrodniarza w kościele. Leży ponoć na niepoświęconej ziemi, bez nagrobka, jak pies.
Tyle legenda, ile w niej prawdy- nie wiem. W każdym bądź razie dokonującemu vendetty Jezusowi przybito odłamaną rękę i wisi do tam tej pory. Czeka na nowe ofiary. Dlatego wolę trzymać się z daleka od wszelkiej maści świątyń. By nie kusić losu.
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012.
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga