3 march 2017
Kiernoz cz IV. - OSTATNIA
Plusk! Moje wielkie ciało wychlapuje prawie całą toksyczną ciecz. Nie jest gorąca, absolutnie nie parzy, ani nawet nie szczypie. Ten gigantyczny gar to przecież jaskinia. Biorę głęboki wdech, nurkuję. Z pękniętego brzucha wypływa płetwal błękitny i świeżo wyremontowany Titanic.W ciągu jednej chwili przyjmuje taką dawkę narkotyku, że niemal zaczynam świecić.Zmieniłem się w napromieniowaną herdewinem żarówę. Grota jest dość przytulna, można by się w niej nieźle urządzić, wypompować wodę, wstawić meble. Szmer. Krążycie wokoło, nieme dziewczynki. Każda z was ma mrowisko miedzy udami. Nigdy nie urodzicie zdrowego dziecka, jesteście skazane na wstydliwe zakopywanie wadliwych egzemplarzy, półsynków i półcórek, które były sierotami zanim przyszły na świat.Gardzę waszym chłodem, wyniosłością, podniecam się młodym brudem. Codziennie dostajecie menarche, po udach spływa czerwony miód. Pod wieczór jesteście przekwitłymi staruszkami, zapominacie czym jest seks. Wasze, pożal się Boże, dzieci, to bezsensowna układanka.No już, straszna i zajebiście urocza, groźna dziewczynko, ty w wielu odmianach, gatunkach, mnożąca się, ty- duplikat, mrzonka, no dalej- ściągaj maskę. Zerwij fałszywą skórę i pokaż ile jest w tobie z Czarnuli, jej partnerki, ze zwariowanej psiary, a ile z mojej zmarłej matki. W jakim procencie twoje DNA pokrywa się z DNA zmyślonych, papierowych kobiet, co zaczynają i kończą życie w bloku rysunkowym, okaleczone przez mój brak talentu. Składasz się przecież z przygłupiej sędziny w wielkich brylach, która uparła się by mnie surowo ukarać, z głupiej lali bawiącej się w pociągu phlotorolą, z gimbusicy z McDonalds'a. Niemal co noc biegnę za twoim cieniem, lustrzanym odbiciem. A jesteś tak blisko, kryjesz się w odwrotnej stronie rzeczywistości. Wystarczy patrzeć wspak, by cię dostrzec. W tym nieszczęsnym tonięciu, w prześladujących snach do których przywykłem, próbuję odnaleźć ukryte metafory. To przecież jeden wielki, stuzwrotkowy wiersz. Poezja więzienno- pedofilska, liryka gwałciciela spod celi. Kamień wrzucony do sagana kwaśnej zupy, mucha wpadła do oceanu. Kiedy tak zastanawiam się, w ciągu ułamka chwili, zachłystując się odurzającą cieczą- widzę jak wyciągają się ku mnie lasy rąk. Dłonie- chwasty należące chyba do suchotników, pomarszczone palce starców, szpony brudasów z niezmywalną żałobą, piąstki kilkulatków, paznokietki ślicznotek, ręce ruskich matron z niezliczonymi pierścionkami, spracowane łapy roboli. Chcą mnie abortować na siłę.Nie! Przestańcie ciągnąć! Próbuję wrzeszczeć, ale nierozpuszczone grudki herdewinu zatykają usta. Przecież mi tu dobrze! Zleciało się pół zakładu karnego. Co ja bredzę! Prawie całe województwo. I szarpią, każdy w swoją stronę. Nie mam siły ich prosić, pogodzony z losem daję się rozwlec. Jak padlina wyłysiałej diwy. Mogłem protestować do usranej śmierci, dławiąc się dragami i kwasem miałem guzik do gadania. Klawisze za wszelką cenę starali się urwać mi głowę, odkręcić ją, współosadzeni zaś, nie wiedzieć czemu nabrali ochoty na moje kończyny dolne. Co takiego widzieli w nogach (może to podofile- fetyszyści stóp?), że chcieli je zabrać? Wszechdziewczynka, przemieniona we wszystkie kobiety świata, zajęła się genitaliami.Chyba przedawkowanie wywołało atak lęku kastracyjnego, podświadomej paniki, że jakaś trzynastolatka o stu twarzach przyjdzie i pozbawi mnie fiuta. Co też w psychice siedzi...A potem, rozerwany na wiele kawałków i zakopany pod lasem, potem rozmawiałem z matką. Była osłabiona, niedawno opuściła szpital. Nie miała za złe, że wyrzuciłem większość jej ubrań, kosmetyki, dokumenty. To zrozumiałe, przez parę lat myślałem, że nie żyje. Kajałem się, że po co, durny wsadziłem łapy do jej szuflad i szaf. Wszystko mogło spokojnie czekać aż wróci, okaże się ze głupie pielęgniary pomyliły osoby, lekarz w pijanym widzie wystawił omyłkowo akt zgonu. Takie rzeczy zdarzają się przecież codziennie, niekiedy ludzie przez dziesięciolecia wegetują na korytarzach, albo są przerzucani z oddziału na oddział podczas gdy nikt nie chce przyznać się do błędu, ani tym bardziej wyprostować sprawy. Konowały! Zgłosisz się do nich z błahostką typu katar, terminalny rak czy złamanie palca, a zaraz zrobią z ciebie umarlaka. Co gorliwsi wezwą pracownika przyszpitalnej kostnicy, by odprowadził ,,klienta" do przytulnej lodóweczki. Chyba właśnie tak było z mamą. Odbył się nawet pogrzeb, widziałem ją leżącą w trumnie. Pic na wodę, ordynator zorientował się, że zaszło nieporozumienie i przebrał się. Albo oddelegował kogoś z personelu. Nie sczaiłem się, miałem zapuchnięte od łez oczy. a teraz okazuje się, że to była ściema!Co? Jaki? Boże, mamo, wywaliłem prawie wszystkie twoje rzeczy a ty mi robisz prezenty? Komórka? Przecież wiesz, że nie potrzebuję.Dobrze, jak będę w podróży i coś się stanie... Bo wszyscy od dawna mają...Dziękuję. Phlotorola- renomowana marka. Wykosztowałaś się.XVII. Brak zasięgu.Spadł deszcz i zmył nas. Z przepastnego brzucha nadciągnęła burza. Przez trzydzieści trzy koszmarne sekundy padało kwasem i wrzącym herdewinem.I wyschły światy. Moje nasienie, śluz i krew menstruacyjna trzynastoletniej zmorki, cały zapas wina ,,Honet". Wyparowały morza. Czarnula Z Domu Wariatki, choć praktycznie się nie znaliśmy, przyszła na mój pogrzeb. Oczywiście przywlokła niczym zarazę swoją partnerkę.Bezczelna gówniara z McDonald's kupiła nowy telefon. Ojciec, by nie być kompletnie samotnym, przygarnął psa- ludożercę z niewyłapanych sfor, jakie swego czasu rozbiegły się po okolicy. Pamiątka po pierwszej damie polskiej piosenki- kundel, co ogryzał jej psujące sie ciało. Fuj.Zwierzaczki Florka również trafiają pod ziemię. Czarny jak smoła Nergal zadołowany razem z łańcuchem. Kiciul zabity przez starego. Obsesyjnie i bez powodu nie znosi kotów. Paranoik widzący w tych przesympatycznych stworzonkach samo zło, wcielone diabły, spluwający przez lewe ramię gdy jakiś futrzak przebiegnie mu drogę. Prosta zależność: kto nie kocha zwierząt ma zły charakter.Twarze na rysunkach zaczęły zmieniać się w trociny. Odkąd na pożal się Boże pogrzebie zadołowano moje nadżarte kwasem kości, jest ich coraz mniej. Bledną, stają się przezroczyste, jakby jakaś tajemna siła łączyła tych wszystkich spartolonych ludzi ze śmiercią ich stwórcy, szpetnorysownika.Karykaturzysta- amator zabiera do krainy cieni owoce swej pracy. Kolory wsiąkają w papier. Niedługo pozostanie wyłącznie jeden- ecru. A potem- płatki mydlane, skamieniały i pokrojony śnieg, resztki mojej wyobraźni. Postacie staną się suchym, wręcz gorącym lodem., łąki porosną plastikowym mleczem.Wiązankę podobnych, odsączonych z barwy kwiatów przyniosła Dorota. Na wstążce nie było żadnego napisu. Miłość, która nie miała prawa się zacząć, fantazje bez cienia szans na realizację, mrzonki wylęgłe się w jamie brzusznej, tłuszczowe chciejstwo. Otyły mitoman nawracający seksem, tragedia podczas pracy w więzieniu... Czy to rzeczywiście się zdarzyło? Cholera, nie doczytałem gruzińskiego romansidła. Już nie dowiem się, jaki los spotkał nieszczęśnika Saparszwilego. Może stalinopodobny Wisarion wziął się w garść, ocknął z miłosnego ogłupienia, zajrzał w portki o dotarło do niego, że jest mężczyzną? Może po tym wiekopomnym odkryciu spił się okrutnie winem ,,Honetenszwili" i wykrzyczał nadętej piczce, ze rzyga już umizgami, łaszeniem się, ma głęboko gdzieś niekończące się zaloty i wóz abo przewóz- ,,dajesz", albo wypieprzaj, utop się w Morzy Czarnym.To byłoby coś! Niespodziewany zwrot akcji! Znormalnienie. Józka znów zamknęli za niepłacenie alimentów. W XXI. wieku wstyd ,,wpadać", być niewolnikiem fiuta, ofiarą własnej spermy. Ale jego sprawa, nie będę się wtrącać. z resztą- jak? Kto posłucha rad nieboszczyka? Zostało mnie parę kilo, tatusiek od siedmiu boleści poskąpił nawet na pełnowymiarową trumnę, bo po co, on i do dziecięcej się zmieści.Tak więc leżę w bieluteńkiej trumienusi jak dla pięciolatka.Od momentu wypadku znielubiłem ojca. Z wielu powodów. Nie oczekiwałem, że będzie zdruzgotany, rwać resztki włosów z głowy, że uroni choćby jedną łzę. Mógł się chociaż zasmucić, to byłoby na miejscu, wskazane, takie... ludzkie. A on wziął buty. Za życia śmiałem się, że mam czarcie kopyta. Nosiłem numer 46. Staruszek zakłada dwie pary skarpet do posynowskich traperów. Nie zdążyłem zbyt dużo się w nich nachodzić. Solidne, wojskowe obuwie. Komandosi Specnazu, czy Navy Seals nie powstydziliby się takiego. A, niech nosi na zdrowie. Mi już niepotrzebne. Stopy, jak i resztę ciała w postaci gęsto- płynnej wylali do kanalizacji. Przeherdewinowana zupa z wkładką mięsną, danie z Florka w sosie własnym specjalność szefa więziennej kuchni. Przez moment majaczenia, rozmawiając z mamą i jednocześnie podążając za światłem w głąb jaskini, tunelu wewnątrz brzucha, przez tę niezauważalną chwilkę starałem się znaleźć odpowiedź na pytanie: po co to? Dziesiątki prób interpretacji palącego mnie niepokoju i stagnacji, prób ucieczki i jednoczesnego zasklepiania się w skorupie sadła. Po kiego grzyba walczyłem- nie walczyłem z czymś, czego nawet nie umiałem zdefiniować? to rozdwojenie jaźni? Czy innych trapi podobna ambiwalencja, przerywają każdą myśl w połowie, rezygnują z marzeń i planów, by po chwili, pełni poczucia winy wracać, wznawiać wszystko i znów się wycofywać? To oczywiste, że nie. Prekognicja? W żadnym wypadku! Nie odkładam losu na później, ,,na świętego nigdy" Raczej ,,zniechęcalnictwo", syndrom patologicznego poddawania się. Ród de Nath, gdyby należał do szlachty, powinien mieć w herbie białą flagę. Ja- pierwszy i ostatni przedstawiciel dynastii tchórzy, lękliwych opasów których nie trzeba nawet kastrować, tak są leniwie- bojaźliwi, że nie odważyliby się dotknąć jakiejkolwiek partnerki. Duchowi impotenci z przyrodzeniem w zaniku, śmiali tylko w obecności wymyślonej dziewczynki i gdy zalewają robaka przed lustrem.O tak, wtedy stają się rycerzami na równie tłustych rumakach, dumnie podjeżdżają pod przechylone ze starości drewniane wieże. Wybranki ich serc rzucają w dół blond warkocze. Zanim herosi o szczerozłotych sercach rozpoczną wspinaczkę, w ruch idą liry. Armia Don Florów z La Manchy zdziera gardła, wyśpiewuje serenady o honorze, odwadze, wierności. Przypominają wtedy wyłysiałą od brudu sopranistkę, co po śmierci służyła za psie żarcie, Lady Pedigree. W snach mrówy pożerają puzzle, znoszą do kopca niedognite zawiniątka, dzieci z torebki, progeniturę instant. Na wszystko znajdzie się ług, każdą metaforę, myśl ideę można sparzyć i wywabić, rozmydlić i spłukać. Tylko czasami wymaga to nieco więcej zachodu, wpuszczenia w cegły domu,w umysł motłochu odpowiednio silnej substancji. Bywa nią film, wojna, seks, slogan, tubka pasty do zębów, czy wyjątkowo okrutny mord.Knury w parlamentach zatrudniają całe rzesze cwaniaków, by radzili jak zręcznie manipulować tłumem. Teraz, po śmierci, przykryty całkiem sporym kretowiskiem (nie ma się co łudzić- stary nie postawi nagrobka, szkoda grosza na takie fanaberie) odkrywam, że nastolatka ze snów chciała mnie przygarnąć, usynowić biednego lamusa. Może nawet sprezentować komórkę, choć z roku na rok coraz bardziej nie lubiłem tego ustrojstwa. Bym był jej dzieckiem, przypadkowym kochankiem, nieznajomym brutalem, który ją napadł i zgwałcił, obrazkiem na pudełku puzzli Ciągle rodziłaby nowych mnie, doskonalszych, co raz bardziej zbliżonych do pierwowzoru. Stałaby się lustrem. Nieważne, po co dziewczynce gruby nieudacznik. Widocznie też ma coś z głową i woli dokarmiać i niańczyć takich odrzutków, zamiast związać się z pełnowartościowym facertem.Wszystko zniszczyłem tą durną śmiercią. Dziewiętnastego lutego następnego roku nikt się nie urodzi.Całe szczęście.
21 november 2024
Światełka listopadaJaga
20 november 2024
2011wiesiek
19 november 2024
Niech deszcz śpiewa ci kołysankę.Eva T.
19 november 2024
1911wiesiek
19 november 2024
Jeden mostJaga
19 november 2024
0011.
19 november 2024
0010.
19 november 2024
0009.
19 november 2024
0008.
19 november 2024
Metaphysics Of ShrineSatish Verma