14 february 2017

Coś próbuje uciec (cz.I)

Dzieciak leżał w pralce owinięty damską bluzką. Nie płakał, nie ruszał się, jakby był już martwy. Na szczęście zanim zamknąłem drzwiczki zobaczyłem parę wystających stópek. Wyciągnąłem zasrańca. Patrzył dużymi, jasnoniebieskimi oczami, jakby chciał zapytać ,,Kim jesteś? Po co mnie budzisz?"
Nie wiem, kim byłem. Jego wyrodnym ojcem, który opamiętał się w porę? Konkubentem szalonej, niedoszłej dzieciobójczyni?
Mało ważne. Obudziłem się w zmiętej pościeli. Ciężki sen.
Co byłoby, gdybym go nie znalazł, włączył zardzewiałą polar lunę do prądu? Obcy, cholerny szkrab bełtający się w starej, ledwie zipiącej pralce. Śmierć pośród przepoconych ciuchów, tonięcie w wodzie z vizirem. Wirowanie. Brr...
,,Dary, dary losu..."- mruczę nalewając ostatni kieliszeczek. Miła niespodzianka- z wczorajszej imprezy zostało parę niedopitych flaszek. Nie jestem alkoholikiem, żebym potrzebował ,,klina", aby jako tako funkcjonować, jednak fajnie, że będzie czym zdezynfekować pysk, wybić baterie niesmaku. 
Szczecina gryzie w policzki. Wnerwiające uczucie, jakby rosła w przeciwnym kierunku, pod skórę, przebijała się do ust. Niedługo broda będzie mnie łaskotać w język. Tego jeszcze nie grali. 
W radiu, w telewizorni na każdym kanale to samo, trzeci dzień do znudzenia wałkują katastrofę Hildermanna.
Ciągle zapraszają choroba wie skąd wytrzaśniętych ekspertów od lotnictwa, fizyków, meteorologów, całe rzesze profesorków habilitowanych, zwyczajnych. Wypowiadał się nawet doświadczony hydraulik. Z kamienną powagą rozważał możliwość wystąpienia usterki systemu sanitarnego, zamarznięcia ścieków, lub mówiąc kolokwialnie zapchania się sracza, co w konsekwencji doprowadziło do tragedii. Wraz z młodziutką redaktoreczką rada starców z Komisji Badania Wypadków Lotniczych wałkowała hipotezy o pęknięciu rur, oblodzeniu śmigieł, złym składzie mieszaniny gazów, jaką był napełniony wielki kondom. Według wąsatego Matuzalema przyczyną była kolizja z kluczem gęsi, stadem mew, lub innych ptaszysk. Ewentualnie chmarą cykad, bądź szarańczy. Inni magistrowie i inżynierowie nauk i specjalizacji przeróżnych wyśmiali bzdurną teorię, jeden ostentacyjnie popukał się w czoło. Śmiertelnie obrażony dziadunio odpiął mikroport i nadąsany opuścił studio. Z czasem absurdy wygłaszane przez światłych idiotów, luminarzy debilizmu zaczęły przekraczać wszelkie granice. 
Bomba w gaśnicach! Atak cyberterrorystów, morderczych hakerów, którzy rozprogramowali komputer pokładowy! Sztuczny smog nad miastem! 
Komedia goni komedię, niedługo okaże się, że załogę stanowili fanatyczni straceńcy, mudżahedini- kamikadze.
Na dobrą sprawę wisi mi i powiewa, czemu przerośnięta, gumowa skarpeta zderzyła się z Parrsons Tower i, zmieniona w ciągu chwili w kulę ognia runęła na Greems Street. Skłamałbym twierdząc, że jednoczę się w bólu z rodzinami ofiar. Że w jakikolwiek odczuwam wprowadzoną właśnie żałobę narodową. Nie znałem żadnego z tych nieszczęśników, nie oddałbym za nich złamanego grosza. Jacyś, bliżej nieokreśleni ludzie, postaci zza mgły, odleglejsi i bardziej obojętni niż bohaterowie ,,Sadystykatora", którego czytam już trzeci tydzień.
Jedyne uczucie, jakiego doświadczam w związku z tą tragedią to poirytowanie. Totalny kociokwik, nawet ramówka Eurosportu rozpierdzielona w drobny mak. Nie ma co oglądać, wszędzie albo gadające głowy, albo powtarzane do obrzydzenia nagranie wielkiego BUM.
Można zapomnieć o jakimkolwiek filmie, czy serialu. Muzyka - tylko żałobna, smętna, poważna. Beethoven w Esce Rock, Chopin w RMF FM.
Zostaje mi tylko Cartoon Network, Disney Channel i słuchanie płyt. Dobrze, że chociaż dzieciakom nie zabrali kreskówek.
Choć pewnie jak do władzy dorwą się narodowi radykałowie, kato- faszyści i to się zmieni. Martyrologia od najmłodszych lat! Indoktrynacja katolicko- cmentarna w żłobkach! Marsze pod pomniki, w milczeniu, niemowlaki raczkujące z wieńcami przywiązanymi do pleców, noworodki trzymające wiązanki plastikowych kwiatów. Wszyscy ubrani na galowo, w czerni.
 
Domyślam się, czemu sterowiec przydzwonił w budynek. Prozaiczna, najbardziej polska z przyczyn- alkohol.
Piloci byli na niezłym cyku (może nawet pili w kokpicie!), pomylili wajchy, latająca kicha zakołysała się i trach!- płonąca kula spadła na przejeżdżające samochody. 
Jeszcze nie podano dokładnej liczby zabitych, ciągle liczą, ilu obryzganych hilofedryną gapiów shajcowało się żywcem. 
Szacuje się, że śmierć poniosło około setki ludzi. Wiadomo z całą pewnością, iż nie przeżył nikt z trzydziestu sześciu pasażerów ani sześćdziesięcioosobowej załogi.
Żrący złotymi sztućcami burżuje, multimilionerzy, fabrykanci, członkowie zarządów wielkich firm, holdingów, przekręciarze, zwierzęta bez cienia moralności, cwaniacy i malwersanci spłonęli wraz z silikonowymi kochankami. Drogie dziwki, luksusowe damy do towarzystwa, botoksiary, gwiazdki reality shows są teraz zeskrobywane z chodnika. Nadpieczone trupy ściskają podrobione torebki Louis Vuitton, szkielety po dziesięciu operacjach plastycznych zastygły w dziwacznych pozach, jakby czekały na nekro-paparazzi. Trupi modeling. 
Czarne skrzynki podobno nie zarejestrowały niczego sensownego. Dane- jeden bełkot, sieczka, groch z kapustą, wskazania przyrządów pomiarowych wymieszane z głosami stewardess. Przykład- temperatura na zewnątrz wynosiła ,,minus pięć dobrze, Kasiu".
Brak dokładnej listy osób, jakie były na pokładzie. Nikt nie sprawdzał, czy maszyna przechodziła obowiązkowe przeglądy. Czeski film.
Jeszcze trzy- cztery lata temu denerwowałbym się na taki stan rzeczy, mówił o blamażu instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo obywateli, rozkładzie państwa, Bantustanie, gdzie za łapówy można latać flakiem poklejonym super glue.
Teraz mi to wisi, zgorzkniałem, okrzepłem na tyle, by się nie przejmować niczym i nikim poza sobą. Obrosłem kolcami, pokryłem się twardą skorupą, stałem cyniczny i oschły. dobrze, facet nie powinien być mameją, rozgotowanymi kluchami, ciotą, co przeprasza, że śmie oddychać, zabierać tlen Ubermenschom.
No dobra, przesadziłem. Twardy bywam. Od czasu do czasu, trochę, na pół etatu, tylko dla wybranych. Staram się zgrywać macho, testosteronowego prymitywa. Werbalnie. Klnę jak szewc, w rozmowach ze znajomymi poruszam wyłącznie prostackie tematy. To taka gra, by nie stracić resztek poczucia godności. Dowartościowywanie się za wszelką cenę, rozpaczliwy, emocjonalny brandzel. 
Skurwysyństwo nie leży w mojej naturze. Z resztą popatrzcie, jak wyglądam. Wymoczek, rudawy karaczan. Jest w moim wyglądzie coś śliskiego, wręcz obłego, jakiś niedogotowany błotny stwór. Mam metr sześćdziesiąt osiem wzrostu, jarzeniowo wiewiórcze, kręcone włosy, ręce i twarz obsypane rdzawymi piegami. Do tego jasna, wręcz blada skóra (stuprocentowa odporność na opalanie) i nieschodząca z ryja mina debila, kretyński grymas. Sprawiam wrażenie fajfusa, gamonia, życiowego niedojdy. Wyglądam, jakby ktoś wlał we mnie serwatkę, sok z buraków, szary kisiel. Jestem przepełniony ciepłym chlebem, smalcem, zapachem naftaliny, wszystkim , co babcine, żałosne, obciachowe.
Powinienem nosić onuce, bamboszki, wydziergane na drutach wełniane swetry, różowe majty z frotte, włóczkowe czapki z olbrzymimi pomponami. Pasowałby mi przefarbowany na zielono kożuch, legginsy i kozaczki. W normalnych ciuchach po prostu wyglądam jak ktoś przebrany, aktor komediowy, klaun, który założył kostium normalnego człowieka, jednak fizys zdradza jego prawdziwą, pokraczną naturę.
Stoję przed lustrem w samych slipach. Po drugiej stronie gapi się na mnie Hobbit, dezerter z Drużyny Pierścienia, mieszkaniec śmierdzącej nory, szczurożerca.
Mam brodawki nieproporcjonalnie duże w stosunku do piersi. Dwie brązowe rozety. Mam zżółkłe od kawy, wystające zęby. Przodozgryz. Cierpię na nadwagę. Krępy, ryży kurdupel o śmiesznej buzi. 
Odkąd pamiętam próbuję uciekać od swej żałosnej powierzchowności, cyrkowego wyglądu. Piję i palę od wczesnej podstawówki, nie obce mi eksperymenty z dragami. Tylko notoryczny brak kasy chroni mnie przed wpadnięciem na dobre w nałogi. Jestem hedonistą zamkniętym w skórze imbecylowatego brzydala. 
Powiem wam coś w tajemnicy: czasami głębi duszy czuję, że jeszcze bardziej od bycia ,,normalnym" pragnę przeciąć pępowinę łączącą ze społeczeństwem, zaszyć się w jakiejś Patagonii, Bieszczadach, czy nawet w Syberyjskiej głuszy. Żeby tak sprzedać mieszkanie, kupić bilet w jedną stronę na drugi koniec świata (nie mam oczywiście na myśli Końca Świata- przysiółka w województwie Wielkopolskim, ale prawdziwy, z krwi i kości, rasowy koniec), celowo zapomnieć komórki. Nie dbać o bagaż, nie dbać o kamyk zielony, chrzanić wszystko, co zostaje w tyle, rozpłynąć się w gęstej mgle, przepaść na wieki wieków. Być wielkim nieobecnym, zdechnąć dla ludzkości. 
Lata gnojenia w szkole przez zezwierzęconych bydlaków, lata robienia za chłopca do bicia skutecznie zohydziły mi życie. Dorosłość nie przyniosła spodziewanej poprawy, co prawda nikt w robocie nie wkłada mi głowy do sedesu, współpracownicy nie nazywają świnią (przynajmniej nie wprost, za plecami pewnie zdarzają im się gorsze epitety), jednak to gówno, nie pociecha. Nie mam kumpli, prawdziwych kolegów, o dziewczynie nawet nie próbuję marzyć.
Znajomi złażą się na popijawy, weekendowe libacje, ale trudno to nazwać zażyłymi stosunkami. Traktują mnie jak poczciwego meliniarza, u którego można się zainstalować na czas nieokreślony, według nich prowadzę coś na kształt darmowej hotelo- knajpy. 
Przeważnie zaciskam zęby i godzę się z tym, lepsza taka atrapa życia towarzyskiego, niż siedzenie w nieotynkowanych czterech ścianach i słuchanie na okrągło o katastrofie pieprzonego sterowca, czy innym trzęsieniu ziemi w Mozambiku. Trzeba naprawdę zasłużyć, bym się zdenerwował i wywalił kogoś na zbity pysk. Ostatnio podpadł Krzysiek. Każdy, nawet święty wkurwiłby się za... mniejsza o to.
Tak więc gadamy o bzdurach, oglądamy pornosy, żłopiemy nie najdroższe wino i wódkę. Uchlewam się w trupa, klnę jak szewc, szastam forsą. 
Karmię tak wiecznie nienażartego potwora ego, podnoszę samoocenę. Często zdarza mi się w jeden wieczór przehulać wypłatę. Zastaw się a postaw się.
Zawsze pod koniec miesiąca, spłukany co do grosza biorę debet. By mieć na chleb i pasztetową. Wtedy żaden czort mnie nie odwiedza, staję się niewidzialny. Pseudoprzyjaciele nagle są cholernie zajęci, zbyt zapracowani, by zamienić ze mną choćby kilka pieprzonych słów.
Choć powinienem się przyzwyczaić do samotności, okrzepnąć, schwycić czegoś co jest naprawdę ważne, znaleźć pasję, choćby było nią zbieranie ostęplowanych znaczków, czy pudełek po czekoladkach, dać do gazety ogłoszenie matrymonialne, szukać jakiejś spokojnej brzydulki, starej panny z dzieckiem, by spędzić z nią resztę życia... nie potrafię. Jestem autodestrukcyjny, miewam myśli samobójcze. W środku mam miękki miąższ, czarno- białe filmy. Pod warstwą brzydoty drzemie płaczliwy berbeć, całkiem podobny do tego, który omal nie uprał się na amen.
Często myślę o nowym domku. Będę go dzielić ze zmarłym trzynaście lat temu dziadkiem. Stary, sypiący się nagrobek z lastryko (czytałem kiedyś książkę o mniej więcej takim tytule, nudna jak diabli). Na dodatek z krzyżem, z frasobliwą, kiczowatą głową blaszanego Jezusa. 
Mój grób ma więcej lat, niż ja. Czeka na hempalińskim cmentarzu parafialnym na nowego lokatora. Dziadkowie zafundowali sobie podwójny grobowiec gdy nie było mnie jeszcze na świecie. Potem babci się odwidziało, postanowiła, że chce leżeć koło rodziców, w Armalnii Górnej. I postawiła tam kolejny pomniczek. A ten szary, kruszący się, został w połowie niezasiedlony. 
Historia jak w tamtym czytadle, z tym, że w stu procentach prawdziwa. Komedia grobowcowa. ,,Trzy pogrzeby i pogrzeb".
Wiem, gdzie będę gnić. Dziwne uczucie widzieć miejsce swego pochówku. to jak patrzenie w przyszłość, w szklaną kulę. 
Wróżbiarstwo dla ubogich, magia bez magii.
Ironia losu- ja, zatwardziały bezbożnik, ateista i antyklerykał będę mieć nad sobą brodatą łepetynę faceta, którego szczerze nie znoszę. 
A z resztą- czy to ważne? Rozkładającym się zwłokom będzie, najdelikatniej rzecz ujmując, wszystko jedno. Chrześcijański, ba- jakikolwiek symbol będzie je obchodzić mniej, niż zeszłoroczny śnieg. Mogę leżeć nawet pod olbrzymią figurą sikającego psa, mogę zostać skremowany i wsypany do toi toia. Kompletnie bez znaczenia,  liczy się tu i teraz. Żyjemy na skrawku zatłuszczonego papieru śniadaniowego, na marginesie zeszytu do religii. Jeden fałszywy ruch i utoniemy w lepkich plamach smalcu, zostaniemy przecięci piórem nieuważnego ucznia. 
Drżymy by bożek, który jest zajęty pisaniem świata trzymał się kratek. Jeden milimetr poza czerwoną linią i następuje zachwianie odwiecznej równowagi, nie ma nas.



other prose: Memuarion cz. VII. -ost., Memuarion cz. VI., Memuarion cz. V., Memuarion (IV.), Memuarion (III.), Memuarion (II), Memuarion (I), Kwadriduum (XIII- OSTATNIA.), Kwadriduum (XII.), Kwadriduum (XI.), Kwadriduum (X.), Kwadriduum (IX.), Kwadriduum (VIII.), Kwadriduum (VII.), Kwadriduum (VI.), Kwadriduum (V.), Kwadriduum (IV.), Kwadriduum (III.), Kwadriduum (II.), Kwadriduum (I.), Florecyna cz. II. - OST., Florecyna cz. I., Szukamy przyczyn cz. II. - OST., Szukamy przyczyn cz. I., Zanikanie różnic cz. II.- OST., Zanikanie różnic cz. I., Jeszcze nie przyszli cz. II. - OSTATNIA, Jeszcze nie przyszli cz. I., Chicotte cz. II. - OSTATNIA., Chicotte cz. I., Gwóźdź w zapalniczce cz. II. - OSTATNIA, Gwóźdź w zapalniczce cz. I., Parweniada cz. IV - OSTATNIA, Parweniada cz. III - PRZEDOSTATNIA, Parweniada cz. II., Parweniada cz. I., Wyiskrzenie cz. VII. OSTATNIA, Wyiskrzenie cz. VI. - PRZEDOSTATNIA, Wyiskrzenie, cz. V., Wyiskrzenie cz.IV., Wyiskrzenie cz.III., Wyiskrzenie cz.II., Wyiskrzenie cz.I., Imaginatycy cz. II/II - OST., Imaginatycy cz. I/ II, Agnihotra cz. II. - OST., Agnihotra cz. I., Per fas et nefas cz. III- OST, Per fas et nefas cz. II., Per fas et nefas cz. I., Figury nieprzestrzenne cz. II/ II -OST., Figury nieprzestrzenne cz. I/ II, Euhemeryzm cz. I/ II - OST., Euhemeryzm cz. I/ II, Ogrzewalnia II/ II, Ogrzewalnia cz. I/ II, Ze szklanej, Plemnopedia, cz IV - OST, Plemnopedia cz. III., Plemnopedia cz. II., Plemnopedia cz. I., Aegikranion cz. II- ost., Aegikranion cz. I., Rozprost cz. II- ost., Rozprost cz. I., Cudowron, Stopuś, Zmysły zewnętrzne (cz.VI.- OSTATNIA), Zmysły zewnętrzne (cz.V., PRZEDOSTATNIA), Zmysły zewnętrzne (cz.IV.), Zmysły zewnętrzne (cz.III.), Zmysły zewnętrzne (cz.II.), Zmysły zewnętrzne (cz.I.), Abandonicum cz. IV. - OST., Abandonicum cz. III, Abandonicum cz. II., Abandonicum cz. I., Wyspekulowania cz. II. - OST, Wyspekulowania cz. I, Praszczęta. Zabawa dla najmłodszych, Feldfeblik cz. II. - OST., Feldfeblik cz. I., Płaszcz z mysich skór cz. II. OST., Płaszcz z mysich skór cz. I., Pastel goth cz. II. -OST, Pastel goth cz. I., Bluźnierczuś cz. II. - OST., Bluźnierczuś cz. I., Wylęgowisko. Rękopis nie znaleziony nigdzie, Inkoherencjusz cz. II- ost., Inkoherencjusz cz. I., Homotecton cz. III. - ost., Homotecton cz. II, Homotecton cz. I, Diablocionek, Herostratyda (6, ost.), Herostratyda (5. część), Herostratyda (4. część), Ulubiona bajka moich wnuków, Herostratyda (3. część), Herostratyda (2. część), Herostratyda (I. część), Kneph, ostatnia część książki, Kneph, część przedostatnia, Kneph, cz. dziewiąta, Kneph cz. ósma, Kneph siódmy fragment powieści, Kneph (szósty fragment powieści), Kneph (piąty fragment powieści), Kneph (czwarty fragment powieści), Kneph (trzeci fragment powieści), Kneph (drugi fragment powieści), Kneph cz. I.(fragment powieści), Stypolog cz. V.- OSTATNIA, Stypolog cz. IV., Stypolog cz. III., Stypolog cz.II., Stypolog cz. I, Unzera ganzare no fati gondin ( cz.IV.-OSTATNIA), Unzera ganzare no fati gondin ( cz.III.), Unzera ganzare no fati gondin ( cz.II), Unzera ganzare no fati gondin ( cz.I), Prześmiertelnienie cz. II.- Ostatnia, Prześmiertelnienie cz. I, Welwkurw cz. V- OSTATNIA, Welwkurw cz. IV, Welwkurw cz. III, Weltwkurw cz.II., Weltwkurw cz.I, Urning cz.III. OST., Urning cz. II., Urning cz.I., Profeci cz. II.- OSTATNIA, Profeci cz. I., Precognitus, Parnavatian, Widnokropek, Nłar cz. II.- OSTATNIA, Nłar cz. I., Larwoterapia (cz.III)- OSTATNIA, Larwoterapia (cz.II), Larwoterapia (cz.I), Pure nonsens, Kiernoz cz IV. - OSTATNIA, Kiernoz cz. III., Kiernoz cz. II., Kiernoz cz. I., Kefaloforian cz. v. OSTATNIA, Kefaloforian cz. IV., Kefaloforian cz. III.,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1