31 january 2016
Mędrek
I.
Najbanalniejszy początek tekstu: przebudzenie, powrót z czarnego kraju. Nie, nie rozpoczynać tak! Grzech sztampowości.
Choć właściwie-co stoi na przeszkodzie? Zaraz nastanie świt- mówi narrator nowej historyjki.
Zza chmur wyłazi słońce- nadpsuta cebula. Szara mgła z powbijanymi tu i tam blokami.
Są niczym świeczki na torcie urodzinowym superstulatka. Jubilat umarł chwilę po zdmuchnięciu ostatniej.
Stan rozkleja zapuchnięte ślepia. Przez dłuższą chwilę gapi się na kasetony. Kostka Rubika dla średniozaawansowanych.
Każdy prostokącik jest tego samego koloru. Na półkach zdjęcia zatopione w bursztynie.
Gęba widnieje na porozklejanych w całym mieście plakatach antynikotynowych.
W szklanych oczkach sygnetów na tłustych paluchach nowych ruskich.
Autoportret- rysunek oprawiony w porcelanę, przyklejony flegaminą do nagrobka jakiegoś nieudolnego pisarzyny.
,,Tu zakopali zmarłego śmiercią komiczną mężołożnika. Przedstawiciela Pokolenia Facebooka. Podobno żył lat 30."
Twarz wszechpolska, robotniczo- prymitywna, do wypożyczenia za jedyne 9.99 za dobę. Uwaga: oddać niepogniecioną!
Stan człapie do łazienki.
-Najlepiej wyglądam na kacu- stwierdza.
-Pomimo przekrwionych oczu, plam na czole... no kurde, jestem prawie jak gwiazdor.
Te mankamenty tylko dodają męskości. Maczo, niech faceci mi wybaczą, nic nie znaczą.
Czemu robię w najgorszym chłamie? A to ,,Nikotyna morduje", a to reklama środków na prusaki.
We własnym życiu gram podrzędną rolę. Rolę! Jestem statystą, ,,Mężczyzną VI", odwróconym plecami do kamery. I to za śmiesznie niską gażę.
,,Tu Program Trzydziesty Polskiego Radia. Minęła właśnie szósta dwadzieścia jeden.
Wiadomości: prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Janusz Korwin -Michael przebywa z roboczą wizytą w Korei Północnej.
Tragiczny wybuch gazociągu w Nowym Jaśkowie. Według niepotwierdzonych informacji zginęło sześć osób, dwie uważa się za zaginione.
Straty wstępnie szacowane są na pięćset miliardów starych złotych. Słynna wokalistka Maryla Rodziewicz na konferencji prasowej ogłosiła, iż spodziewa się siódmego dziecka.
Kartka z kalendarza: równo jedenaście lat temu został zamordowany Jerzy Ulrich, dziennikarz, publicysta, satyryk, pisarz i polityk, rzecznik prasowy Rady Ministrów, redaktor naczelny tygodnika .
Sprawców nigdy nie schwytano. O zabójstwo podejrzewany jest Eligiusz Kaczyński z Narodowego Ocalenia Rzeczospolitej.
Sześćdziesiąt trzy lata temu urodził się Nikos Ungewe, somaliski pisarz, autor książki,,Kneph", laureat Nagrody..."
***
W autobusie przysiada się staruszka. Sucha kromka chleba w sparciałych łachach.
Włosy- rozwodniony atrament, błękitny ptak zakopany w śniegu. Zaczyna się biadolenie:
-Panie, nade mną mieszkał niejaki Moślarz, złodziej i cwaniak pierwszej wody. Ze tydzień temu umar. Kolegów spode ciemnej gwiazdy naspraszał. Libacja była, podobno imieniny. No i za stołem zawała dostał. Kompany od kieliszka, psia ich mać, powynosili wszystko. Cało noc targali, a to meble, a to garki... Żyrandola nawet któryś niós. Jego, nieboszczyka znaczy sie, zamkneli na klucz. I gnije. Smród na cało klatke. Co gorsza- przez sufit leje sie. Kropla po kropli, we noce cieknie ciurkiem. Brunatna maź, paskudota.
Dzie ja nie była, panie, na milicji, na straży pożarnej, u ORMO... Wszystkie umywajo rence. Nie ich sprawa, mówio, trza do rodziny. A jak on tylko brata miał, co do Jugosławii uciek. Polityczny. I co mnie począć tera? Wiadrów, misków ja ponadstawiała, bo by całe mieszkanie zaświniło. Wylewam przez okno, a i tak dychać nie idzie.
-Pani się nie martwi -mówi Stan wkładając jej dłonie pod sweter.
- Wszystko będzie dobrze, babciu.
Pod halkę.
-Zaprowadzicie mnie do swojego bloku. Wyważę drzwi, wezmę nieboszczyka na widły i wywalę do zsypu.
Pod przedwojenny stanik. Dłonie na pomarszczonych, obwisłych piersiach.
,,Sutki jej twardnieją"- myśli Stan. I niżej. Spękane podbrzusze. Niżej.
-Dobrze, że spotkaliście mnie. Ze wszystkim se poradzę i złotówki nie wezmę. Trzeba pomagać ludziom. Chrześcijański obowiązek.
Ciepły, wilgotny mech. Kępka siwej pleśni.
Zgoroszone spojrzenia grubych matron, facetów w kufajkach. Ciężki oddech staruchy. Sapanie. Jej rozmarzony wzrok.
Głębiej.
-...tu wysiadam. Cześć. Pa. Do widzenia.
-Będziesz jechał jutro tym autobusem, synoczku?
-Jak zawsze. Polecam się na przysz...
***
Co to do diaska było? Jak mogłem...? Baba miała z osiemdziesiątkę na karku i cyce jak trabant stopiony w pożarze garażu.
Kałuże z cielesnego duroplastu i szkła. Jezu, palce mi się kleją.
***
Ostatni przystanek. Koniec trasy, koniec cywilizacji. Autobus zawraca.
Stan zapala papierosa, macha do patrzącej w okno niebieskowłosej kobiety. Przeszywa go dreszcz obrzydzenia.
Zapina płaszcz, płucze dłonie w zimnej kałuży.
Odludzie. Trawa po pas, zarośnięta ścieżka wiodąca do dawno opuszczonej wsi.
Być może jej nazwa zachowała się na starych mapach. Albo i nie.
Rezerwat zamieszkiwany przez topielice i niezliczone rzesze strzyg. Spękane wierzby, które przeżyły po sto uderzeń piorunów.
W dziuplach jarzą sie pomarańczowe ślepki, drżą serca kosmatych zwierzątek.
Pejzażyk napaćkany przez niegramotnego malarzynę specjalizującego się w portretach trumiennych. Drzewa wyrastające z okien zbutwiałych chałup. Liście zamiast dachów. Soczyste jabłka na szponiastych gałęziach zastąpiły strzechy.
Mężczyzna potyka się o zardzewiałe resztki rowerów, pługów. Mija szczątki płotów, czarne sztachety. Brud za paznokciami olbrzymiego posągu przedstawiającego bożka zaginionej, pradawnej cywilizacji. Bagno to wiecznie zaropiałe oczy, pobliski lasek- zmierzwiona czupryna. Kamienne serce rozpłynęło się w lawie. Pod zapomnianą statuą pulsuje jądro ziemi.
,,Od tego miejsca ciągnie pleśnią, beznadzieją. Tu można tylko zmieniać się w kompost. Pewnie krew mi cuchnie zgnilizną.
Może zaraz stanę się białym pająkiem ptasznikiem roznoszącym egzotyczne, obrzydliwe choróbsko?
Sterta zielonego gnoju, ledwie dostrzegalna pomiędzy drzewami. Omszała słoma, zamknięte okiennice.
Trudno uwierzyć, że kilkadziesiąt lat temu był to dom.
Pchnięcie zmurszałych drzwi. Odór stęchlizny. Ciemna wilgoć buchająca w twarz, przeszywająca nozdrza. Starodruk zalany przez ciężkie fale.
Powódź rozmiękcza papier. Powietrze to breja, żur. Z każdym wdechem płuca coraz bardziej nasiąkają błotem.
Stan wyjmuje z przepastnej kieszeni kilka świec. Błysk. Anorektyczne płomyki rozjaśniają wnętrze.
Zardzewiałe wyro z kołtunem przeżartej przez mole pościeli. Liany, ukwiały, rafy kolalowe wyrastające z sufitu. Szarobrązowe kwiatostany. Rabatki zacieków, klomby syfu.
Wszystkie modlitwy świata spisane na odwrocie obrazka z bozią. Medytacja. Zapadanie się do wnętrza. Dusza niczym nadpalony banknot.
II.
Stiw nastawia wodę na kawę.
-To chlańsko mnie kiedyś wykończy. Ileż można? Czuję się jak szmata- mruczy pod nosem.
,,Tu Program Trzydziesty Pierwszy Polskiego Radia. Minęła właśnie szósta dwadzieścia dwie.
Wiadomości: prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Donald Trausk przebywa z roboczą wizytą w Korei Południowej.
Do trzydziestu wzrosła liczba ofiar wybuchu gazociągu w Starym Jaśkowie.
Straty wstępnie szacuje się na sześćset jeden miliardów starych złotych. W dniu wczorajszym na cmentarzu parafialnym w Kamiennej Dolinie pożegnaliśmy Marylę Rodziewicz, piosenkarkę, poetkę, autorkę tekstów.
Kartka z kalendarza: dwanaście lat temu został zamordowany Eligiusz Kaczyński, polityk, wieloletni prezes Narodowego Ocalenia Rzeczospolitej. Sprawców nigdy nie uję..."
-Słowa prawdy nie powiedzą. Pieprzyć te propagandowe bzdury.
***
Autobus sunie przez gruzowisko.
Świat na ruszcie, kraj wrzucony do martenowskiego pieca. Miasto przeorane ogniem, zmienione w żużel.
Stiw odwraca się od szyby. Zgliszcza robią przygnębiające wrażenie.
,,Chryste, to Paula!"- myśli patrząc na siedzącą przed nim dziewczynę.
Paula... tym imieniem można pisać wiersze. Powiesz ,,Paula" stojąc przed sztalugami, a brzmienie słowa poprowadzi twoją rękę. Po paru chwilach powstanie piękny obraz. Paula... pierwsza, szkolna, tak cholernie platoniczna miłość.
-... już nie wiem, co mam robić. Tak dalej nie da się żyć. Cieknie, sączy się. Zapach nie do opisania.
Aż nie chce się wychodzić z pracy, wracać do śmierdzącego grobu. Bo to już nie jest mieszkanie. Bezdomni na dworcach mają lepiej.
...kochana, próbowałam wyważyć drzwi. Nie dałam rady, antywłamaniowe niedawno założył. I tak stoję na klatce w tym smrodzie i przeklinam go. Stan, mówię, musiałeś kuźwa, umrzeć? .... no padlina, po prostu, padlina...
... kto wie, gdzie go szukać w Jugosławii... więcej rodziny nie miał...
Dobra, muszę już kończyć...
,,Podejść, bez słowa zakryć jej dłonią usta. Przerwać potok słów. Drugą łapę włożyć pod bluzkę"- myśli mężczyzna.
,,A potem na siłę, przy tych wszystkich ludziach..."
***
Poobijany gruchot odjeżdża. Stiw zasuwa kurtkę. Mróz szczypie w skacowaną, opuchniętą twarz. Północny wiatr, lodowate spaliny, ciepłe wyziewy z kominów pobliskiej fabryki. Kości powstańców, zdziczałych psów i kolaborantów przysypane cienką warstewką śniegu.
Łuski, porzucone karabiny, ciemne szkielety samochodów. W zaspach leżą ciałą bohaterów, zdrajców, narkomanów i proroków.
Ruina willi, wypalone białe mury. Ze środka cuchnie wilgocią i kocim moczem.
,,Właściciel tej chaty musiał być dziany. Polityk, lekarz, albo inny złodziej. Pewnie rozstrzelali w szesnastym. Dobrze mu tak."
Pod buciorami chrzęszczą zjarane fragmenty życia dawno zabitego burzuja: potłuczone butelki po zagranicznym bimbrze, rozsypane koraliki, które wymieniał na kokainę z afrykańskimi dzikusami, kluczyki od skradzionych w Uzbekistanie Moskwiczów i Wołg.
Stiw ostrożnie schodzi do piwnicy. Jezioro, wody zaskórne, gęsta krew feniksa. Za wcześnie, by się odrodził.
Zanurzyć się, zanurkować. Nago.
Zawsze tu była. Chropowata, twarda skóra. Bezkształtna, ciepła... ona, ona... jak kokon.
Jest, pęknięcie, szczelina. Wpełzam, wczołguję się. Ona, ona... surowe mięso, ślina, paznokcie i włosy, potworniak, kukiełka z aksamitu i szylkretu.
Łączę się. Nasze ciała to olej, trupi smalec, mydło z kloszardów i sodomitów zagazowanych pierwszego dnia wojny.
Przesiąkamy przez ściany, przez sufity.
Ludzie z obrzydzeniem podstawiają garnki, miski, miednice. A nas jest coraz więcej. Litry, hektolitry, spienione rzeki, radioaktywne oceany.
Strach przed nami, panika. Obwieszczenia porozklejane po całym mieście tuż obok plakatów antynikotynowych z fotką Stana.
Minister zdrowia i Sanepid ostrzegają: kontakt z tą substancją grozi śmiercią lub trwałym kalectwem.
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek