lehwoj, 19 february 2023
Mariana ma jeszcze w oczach
trzynaście lat zabawy
gdy pokój był tak oczywisty
jak niebo i łany słoneczników
Nie obchodzi jej polityka
tylko siwe kłęby strachu
spod gąsienic rosyjskiego czołgu
i zmiażdżony samochód dziadka
Mariana boi się patrzeć w niebo
zamiast gwiazd nocą spada śmierć
błyskiem i hukiem zabija marzenia
zapuszcza korzenie i rośnie
To co że wojna trzeba jakoś żyć
ogrzać dom którego jutro nie będzie
zdążyć ugotować ziemniaki
usiąść jeszcze razem przy stole
Mariana nie rozumie
jak mogłoby tego nie być
lehwoj, 3 september 2012
Od urodzenia spoglądałem na świat z dołu
barwy świata widziałem w lustrze kałuży
stopy ludzi na bruku były niebem codziennym
w suterenie na Lubicz słońce było od święta
Moim ogródkiem był komin podwórka
z kikutem ociemniałego drzewa
z zapachem wieprzowych podrobów z masarni
wśród których wieczorem pasły się szczury
Przyrody uczyły mnie drzewa na Plantach
wgniecione w miasto bez szans na życie
posadzone jak ja wśród cegieł i betonu
z historią ciężką jak cokół pomnika
Świat widziany z dołu nie jest zakłamany
stopy wyraźnie wystukują swój cel
dzień po dniu zapisany w kamieniu
pismem którego nikt już nie rozumie
lehwoj, 21 october 2011
Przyzwyczajenie mówi mi że się obudzę
jeszcze raz usłyszę złe słowa na dobry dzień
jeszcze raz zacznę układać klocki świata
które bawią się ze mną w chowanego
Noc jest dobra bo w nocy mnie nie ma
między było i będzie jestem prawdziwszy
oddycham sobą bez strachu
swobodnie oddzielam siebie od czerni
We śnie gubi się moja małość
nikogo nie złoszczę ani nie wzruszam
na przekór przenikliwym blaskom dnia
każdej nocy jestem bohaterem
lehwoj, 21 october 2011
Dzień zapada na drugą stronę
krwawi przecięty horyzontem
ziemia tak spokojnie odbiera nam światło
jakbyśmy mieli o nim na zawsze zapomnieć
Słońce tonie w lampce montepulciano
wspomnienie ciepła zeszłorocznej Italii
zapalamy świece jak po śmierci dnia
w telewizji kolejny odcinek życia na niby
Z każdym zmierzchem świat znika
jak opuszczony dworzec
odjeżdżamy coraz bardziej rozmazani
jak ludzie w pędzącym pociągu
lehwoj, 21 october 2011
Siedzimy przy stole wszyscy
chociaż od dawna nas tam nie ma
rosół i kotlet schabowy wymarły
a przecież ciągle czuć ich smak
Mama w kuchni rozmawia z ciastem
ojciec rozważa strategię grzybów w lesie
królewicz Kazimierz w starym wierszu
odwiedza jeszcze pamięć babci
Tamten obiad przeszedł do historii
z datą której nikt nie musi pamiętać
stół rosół i kotlet schabowy
i my wszyscy jak wtedy razem
lehwoj, 20 october 2011
Dzień się zawiesił bez powodu
w coraz większym pośpiechu
wahadło udowadnia obrót zdarzeń
fałszywym wzorcem godzin
Gorąca droga przede mną
ciężko wydycha powietrze
niebo jest ironicznie bezchmurne
jak na pocztówce z pustyni
Chwalę ten dzień nim się skończy
nim zachód zaskoczy mnie we śnie
chwalę chłód wody w ustach
jej smak już nigdy nie będzie ten sam
lehwoj, 18 october 2011
Opisuję codzienną tkaninę świata
przez nikły dar oswajania dzikich słów
umiem tylko odnaleźć w wirze oceanów
jedną wyspę bezwstydnie bezludną
Nie umiem wykuć podkowy na łut szczęścia
ani uleczyć tomami naukowej niewiedzy
nie wznoszę z cegieł przyszłych ruin
nie okradam ziemi z ciepłego ziarna
Nieprzydatny dla innych opisuję świat
dla pamiętania tego co przemija
wygnany od drzewa mądrości powtarzam
że człowiek nie jest stworzony do pracy
lehwoj, 18 october 2011
Wychodzę na spacer z wymyślonym psem
piekarze wynoszą gorący bochen słońca
ziemia oddycha szelestem ptaków
na drzewach liście bardzo pojedyncze
Mój wymyślony pies prowadzi mnie donikąd
nad rzekę wijącą się bez bólu
na wzgórze po horyzont pełne ciszy
gdzie spokój wkrada się chłodem pod ubranie
W bezruchu światło skrapla się na gałęziach
ktoś biegnie truchtem po zgubione marzenia
tak trudno uwierzyć że dobrze być sobą
wracam bez psa który gubi się w hałasie
lehwoj, 6 march 2011
Złapałem potwora z Loch Ness
trzymam go pod łóżkiem
dokarmiam od czasu do czasu
żeby nie był zbyt potworny
Mój potwór nie ma dobrych manier
budzi się znienacka w środku dnia
opowiada legendy o ludziach
obżera z każdej nadziei
Hoduję go starannie od lat
chociaż śmierdzi
paskudzi pod drzwiami
i straszy znajomych
ale ma taką uroczą mordkę
Wieczorami siadam z moim potworem
przy stole z mocną herbatą
zakrapiam oczy sokiem z cebuli
a on szklankami wódki
odkaża moje rany
lehwoj, 2 march 2011
Rozmawiam z tobą elektronicznie
na cztery ręce i dwie klawiatury
nasze słowa są krótkie
nasze myśli są krótsze od słów
Tak często otwieram przed tobą
moje animowane serce
rozpalam gorące emotikony
bez obaw przegrzania łączy
Łatwiej kłamać
patrząc sobie w monitor
zawsze mogę nacisnąć delete
żeby o tobie zapomnieć
lehwoj, 27 february 2011
Drzewo rośnie
świadome swego przeznaczenia
świerk w moim ogrodzie
wie że będzie podłogą
więc trzyma się prosto
i celowo układa deski
pod skórą omszałej kory
Przy każdym podmuchu wiatru
świerk dziwi się
że ja nie znam celu
chociaż w lesie gdzieś niedaleko
wyrosło już drzewo
które schowa mnie
w moim zagubieniu
lehwoj, 21 january 2011
Na ruchliwej ulicy
wyżej tylko od żebraka
odnajduję doskonałość
w chwili czystego połysku
Doskonałość jest nietrwała
nieuporządkowane drobiny świata
czas i ruch ją niweczą
dlatego jestem potrzebny
Doskonałość godzi się
z dokładnością moich palców
którym oddaje się
w nadziei powrotu
Po szybkiej pieszczocie
za zapłatę (niewielką zapłatę)
światło porywa jej gładkość
z azylu moich rąk
Patrzę jak oddala się
krok za krokiem
mętniejąca pod przykryciem
natrętnego pyłu
Wtedy myślę że to pył
tworzący wielkie góry
i roznoszący je po świecie
jest większą doskonałością
Wiem że kiedyś spotkam
prawdziwy blask
niczym dziewiczą miłość
oczekiwaną z niepokojem
Modlę się do Boga
który też jest pucybutem
i pieszczotą dotyku
tworzy doskonałość
lehwoj, 21 january 2011
Z powodu braku wolnego czasu
czas jest zajęty i coraz szybszy
z roku na rok
rok jest coraz krótszy
niczym sprany sweter
Mierzymy czas by na czas zdążyć
tyle trzeba osiągnąć zobaczyć i zdobyć
bo przecież czas najwyższy
czekamy z nadzieją na lepsze czasy
ale czas przyszły z miejsca staje się przeszły
więc odkładamy go na czarną godzinę
Czasami nie licząc się z czasem
zabijamy czas czynnością tak błahą
że aż szkoda czasu
Tymczasem czas siedzi nieruchomo
gdzieś w środku ziemi
cały czas śledzi nasz bieg wokół niego
i mierzy nasz upływ
klepsydrami na drzwiach wyjściowych
lehwoj, 17 january 2011
Katastrofa musiała wydarzyć się w nocy
z pewnością trzynastego w piątek
(chociaż nie wiadomo
czy ich miesiąc miał trzynasty dzień
a w tygodniu był jakikolwiek piątek)
Ogłaszały ją przepowiednie
zapowiadały znaki na ziemi i na niebie
ale z przepowiedniami i znakami
nigdy nic nie wiadomo
Ktoś zasypiając powiedział „dobranoc”
ktoś pożegnał znajomych „do jutra”
rybak zszywał sieci na poranny połów
rolnik szykował stodołę na żniwa
ojciec oczekiwał narodzin dziecka
Planowano dobrobyt i szczęście
bez konieczności wielkiej polityki
tworzono dzieła na miarę wieczności
jakiś szalony naukowiec
myślał nawet o zatrzymaniu czasu
lecz w zatrzymanym czasie
nie można niczemu zapobiec
ani przed niczym uciec
To było tak dawno i tak daleko
(być może za Słupami Heraklesa)
że gdyby Platon o tym nie wspomniał
ktoś musiałby wymyślić Atlantydę
przezornie pomijając głupotę i nieszczęścia
Bo wszystko co istnieje
jest i być przestaje
a to czego nie ma
pozostaje wieczne
lehwoj, 17 january 2011
Wschód zawsze budził się pierwszy
wychodził z ziemi między topolami
przy wzgórzu siwiejącym od śniegu
i wznosił modły do boga słońca
wiosną przysłaniało go
wielkanocne zmartwychwstanie zieleni
Potem wzgórze zdobyli najeźdźcy
wznieśli twierdze z basztami wieżowców
ich czarownicy zmienili w kamień
leśne ptaki i kwiaty
wypalili pogański kult słońca
kadzidlanym dymem z kominów
Ukrywam w ogrodzie
uchodźcę z zabitego lasu
teraz ja budzę się pierwszy
w moim domu na granicy światów
nadeszły niespokojne czasy
lada moment wybuchnie wojna
lehwoj, 17 january 2011
Leżymy w chłodnej ciszy
w leśnej mgle
gdzie honor krwią wsiąka w ziemię
czaszki nanizane na śmierć
szeregiem zgodnie z rozkazem
Oprawcy zatrą nasz ślad
wiecznością milczenia
z urzędową pieczęcią
zamkną w gardłach krzyk
naszym matkom i żonom
Potem wyryją epitafium
ironią na czarnym kamieniu
i będą składać hołd obłudy
aż kości tych co świadczą o nas
spoczną przy naszych kościach
Przetrwają nikczemni
oni zawsze przetrwają
zapiszą jadem pustych słów
kłamliwą historię świata
Aż czas sędzia najsroższy
wezwie na apel poległych
wszystkie trupy z tej ziemi
na zmartwychwstanie prawdy
lehwoj, 12 january 2011
Rozmawiam
zwykła transakcja słowo za słowo
słowo nie ma prawdziwego znaczenia
Ten język jest mi nieznany
tak samo jak tobie
tłumaczymy sens świata
znakami które niczego nie wyjaśniają
Słowa kaleczą ostrością liter
jeśli zostaną zapisane
bolą niewypowiedzeniem
Myśli i słowa się nie rozumieją
jak przybysze z odległych krajów
każda myśl umiera z każdą moją chwilą
zapisuję słowa żeby móc zapomnieć
lehwoj, 12 january 2011
Po koncercie
stroiciel fortepianów
usuwa ślady
palców wirtuoza
lehwoj, 10 january 2011
Początek i koniec dnia
dla mnie dla ciebie - dwa razy
słońce dotyka ziemi
lehwoj, 10 january 2011
Milczymy
moje palce zadają pytania
twoja skóra odpowiada
jak niewidomy wyczuwam wibracje
twojej rozkoszy
alfabetem Braille’a
opowiadamy naszą miłość
lehwoj, 9 january 2011
Za skrzypiącymi drzwiami
dawny świat ukrywa się w mroku
kozioł od powozu
na którym ktoś zasiadał
by jechać na niedzielną sumę
kołowrotek który znał tyle opowieści
na długie zimowe wieczory
Każda rzecz miała duszę
jak to żelazko w stercie siana
wszystkie przedmioty miały sens
swój najlepszy czas i miejsce
były nie po to żeby być
Czy znasz smak zsiadłego mleka
z ziemnej piwnicy w letnie popołudnie
chleba na zakwasie
smarowanego grubo śmietaną
kamienny zapach wody
ze studni z żurawiem
Czy pamiętasz jakie jagody jałowca
są najlepsze do mięsa
jak pachnie mięta w wilgotnej dolinie
jaką glinę wyrabia garncarz
i na co pomaga korzeń żywokostu
Na bocznym torze czasu
zapomniany lamus pamięta
chwile bez pośpiechu
gdy pomiędzy rozmową z piecem
a słuchaniem skowronka nad rolą
można było odnaleźć szczęście
lehwoj, 8 january 2011
Jesteś tematem mojego życia
pragnę zgłębić cię do dna
zapamiętać od deski do deski
poznać twój smak
tam gdzie go nie przeczuwasz
rozproszyć obcą materię
zniweczyć czas i przestrzeń
dodawać się do ciebie
w nieskończoność
choćby to było tylko złudzenie
lehwoj, 8 january 2011
Układasz między ciastami
kamienie drogi krzyżowej
rozbijasz pisanki cierniową koroną
wsuwasz ból biczowania
między różowe plastry szynki
Sztuczne satelity przesłoniły niebo
a Ty wciąż ze swoim krzyżem
z drewna zamiast z plastiku
z zakazami i nakazami
jak w kodeksie drogowym
Wielki Piątek jest zupełnie niepotrzebny
staroświecki jak zbroja w muzeum
niemodny jak zeszłoroczna sukienka
nie mogłeś zmartwychwstać bez męki?
przegłosowalibyśmy w referendum
zniesienie tajemnic bolesnych w różańcu
i tolerancję dla moralnych inaczej
Natrętnie wciskasz ubóstwo i cierpienie
jakbyś zapomniał o Wielkim Piątku
przed pałacem Piłata
demokratycznie wybrano Barabasza
lehwoj, 6 january 2011
„Jesteśmy żadnym społeczeństwem.
Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym”
C. K. Norwid List do Michaliny Zaleskiej
Jak tu nudno bez wojenki
na przedmurzu którego nie można porzucić
gdzie się podziali moi wrogowie:
dzikie konie Tatarów śpiące w stepie
heretyckie brody Szwedów
żelazne krzyże Prusaków
bezmyślne szynele Moskali
Urodziłem się bez bagnetu
z poduszką pod głową zamiast karabinu
pąki białych róż
nie rozkwitły na polach tego roku
wierzby płaczące nie zaszumiały
mazurkiem Chopina jak dawniej
była pospolita cisza
Jak żyć bez łopotu husarskich skrzydeł
jak pracować bez ułańskiej szarży
jak spojrzeć sobie w twarz
w którą Niemiec nie chce napluć
Szukam żołnierza tułacza
i górala co wrócił do hal
pijemy razem wino jak szwoleżerowie
z żalu większego niż za Ukrainą
Rozszarpany jak na pobojowisku
w roztrzaskanej skorupie zbroi
po wojnie która nie doszła do skutku
leżę na drogach Europy i krzyczę
veto – to jedno jeszcze mi zostało
lehwoj, 6 january 2011
Poeta powinien być martwy
jak dobry Indianin
szczelnie zamknięty w sarkofagu bólu
z garbem miłości niezawinionej
Powinien być zdziwiony
wołać atomy po imieniu
wypełniać mgłą powietrze
naiwny jak przerośnięty przedszkolak
Poeta musi mieć aurę
w kolorze kwaśnego piwa
i wzrok zadymiony
paczkami nieprzespanych nocy
Dobrego poetę powinno się trzymać
w klatce zakurzonego regału
i wcale nie czytać
w obawie przed epidemią
lehwoj, 21 december 2010
Zaglądasz w dziuplę mego ucha
i pytasz czemu uwikłałem się
we wszystkie ptaki na głowie
Pozwalam na sobie polegać
miałem więcej burz niż ty dramatów
a ciągle rosnę w tym samym parku
Byłem bukiem nim zasiano w tobie
pierwsze ziarno pamięci
szumię zawsze po buczemu
Potrafię wyczuć stalową korą
każdy atom twojej pogody
umiem rozdać bogactwo liści
Pytasz czy możesz być równie mocny
nie w tym rzecz że ciało
nie może być twardym drewnem
Nie masz korzeni człowiecze
zabrano ci je gdy spałeś
którejś długiej zimy
lehwoj, 21 december 2010
Polna droga prowadzi się dobrze
wierna sobie od lat
przed wzgórzem pokazuje
najbliższy koniec świata
Nad drogą skowronek
wciąż ten sam na uwięzi
pilnuje czerwonej krowy
której nawet śpiew nie wzrusza
Wiosną żaby w drodze
zwiedzają wszystkie kałuże
jesienią padają jabłka i wierzą
że coraz dalej od jabłoni
Latem za zakrętem drogi
stare drzewo z chłodnym cieniem
kapliczka wśród ciepłej pszenicy
wszystko na wieczność zapamiętane
Dopiero zimą wychodzi na jaw
że tak naprawdę nie ma żadnej drogi
a znaków i linii potrzebują ludzie
którzy ciągle szukają zamieci
lehwoj, 15 december 2010
Tego obrazu nikt nie namalował
pochowano go we wczesnym dzieciństwie
pod brzozą płaczącą nad dziewictwem lasu
który wydał na świat tyle dobrych jagód
Wymyśliły go złote muchy światła
brzęczące pod okapem z omszałego gontu
na ścianach których dawno nikt już nie pobielił
gdzie cień pamięta młody warkocz babci
Na oknie dojrzewały pełne pychy gruszki
zaglądały przez okno na Madonnę nad łóżkiem
cudowną bo przyjęła już tyle porodów w rodzinie
i wystawiała najlepsze recepty na zdrowie
Ludzie mieli czas na słuchanie siebie
nie wypluwali słów zbędnych aż do bólu
a czas otulał ich życie leniwym spokojem
na ławce wśród trawy pstrokatej od kwiatów
Tego obrazu nie będzie w muzeum
rozpłynął się w pamięci kroplami kolorów
smakiem miodu na chlebie
zapachem wieczornego bzu
Trzy razy zapiał kogut o świcie
koń czasu zarżał i ruszył z kopyta
rozbił wspomnienia na drobne kryształki
które w ukryciu ranią nieistnieniem
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek
6 may 2024
Taking RevengeSatish Verma
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
Izerska rzekakalik
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
0305wiesiek