Paweł P., 16 november 2012
Ona:
Czasem działasz tak od dupy strony
w stosunku do mnie, w stosunku ze mną
kochasz, lubisz, szanujesz
jebiesz, ulepszasz, perfekcjonujesz...
językiem pieszcząc umysł i skórę
jak diament wśród spamu
dekorator wnętrz
On:
Czymś tak niejasnym jest dla Ciebie
męskie pożądanie
że widzisz tylko wzburzone fale
oceniasz ich wysokość
nie znając roli księżyca
A ja bardziej niż pieprzyć, chciałbym cię...
przenikać
kochając cię
z pietyzmem jebać
całym duchem
tak jak nie śniło się filozofom
i tam
gdzie nie można sięgnąć fiutem
Paweł P., 24 september 2011
gdybym był kiblem
byłabyś gównem
które wpada nieśmiało i pyta:
"plum?"
Paweł P., 30 august 2011
Zdefiniowany umysł widzi wszystko raz
a potem już w sobie
to co odnalazł i sam siebie
w kolejnych poszukiwaniach
czy to tylko poruszający się film?
tak jak płomień tańczący w przestrzeni
który zarzuca długie cienie
na nieruchomą chwilę
aby spojrzeć drugi raz, musimy być pewni
tak pewni własnej trwałości, że aż skłonni porzucić siebie
porzucać bezustannie w poszukiwaniu innej skali, innego spojrzenia
kalibrować świat w jego kolejnych odsłonach
w drgnieniach umysłu, których blask odsłania
najmniejsze różnice perspektyw
należy podkreślić - czas jest sam w sobie
z dala od przeszłości, z dala od przyszłości
z dala od naszych miast skulonych nisko pod gwiazdami
ale tutaj i teraz - jakby zmierzch zastał nas młodych
zawsze młodych, nieustannie przemierzających młodość
w naszej wewnętrznej teraźniejszości
przemierzających donikąd ale podważając
migotliwe drogi, ich bezcelową destynację
nie negującą przypadku i dążenia
w przeciwieństwie do celu
który jest ostatecznym osiągnięciem i punktem
jak punkt osiągający sam siebie bez dążenia
możesz wyjść z domu już teraz
gdzieś pomiędzy czasem a czasem
bez cienia na przeciwległej ścianie
ot po prostu, tak jak napręża się sznur
aż staniesz się odległą planetą, przestrzenią
którą czas usadził w łożysku
jak własne dziecko w kolebce
i władcę na swoim tronie
Paweł P., 8 june 2011
Trudno uwierzyć, że istniały czasy
kiedy nie było Boga
strumienie płynęły na oślep
a owce beczały z zadziwiającym
brakiem konsekwencji
odkąd Jahwe zaczął mówić sam do siebie
śpiący pod gruszą pasterze mogli zatkać uszy
włożyć w oczodoły muszle ślimaka
imitację otwartych oczu
tak osiągali wieczność
nie tak jak Hammurabi, który o kilka kroków
wyprzedził Szulgiego z Ur
w wyścigu przez złudną pustynię
Cezar który podbił Galię
ale przegrał z pijanym balwierzem
ważną partię trik-traka
po co mi wiedzieć dlaczego
nic nie jest cudem albo wszystko
nadzieja jest w nas
tylko jeśli nie ma Boga
mój umysł jest jak gorączkowa łąka
na której nocą pod gwiazdami
rosną osiedla z betonu
zakładam słuchawki na uszy
i ciemne okulary-
ta imitacja zamkniętych oczu
tak osiągam wieczność
Paweł P., 18 may 2011
Po przeczytaniu nudnej encykliki i tryptyka
szukam Boga pomiędzy wierszami
tryptam po niosących się katedrach
katedralnych nocach po sakralnym winie
które odebrało pamięć
przed niepokalanym poczęciem
być może Nie Ma Którego Nie Ma
stawia życie na szali
ważąc nas z tymi, którzy wykorzystali
jego ślepy dar
chciałbym zobaczyć papieża
jak wiarołomny i szczęśliwy
idzie na imprezę z dupami
i wyje do księżyca
przywraca wiarę w życie
nie w służalczość życia dla nieba
nie w szczęście, nie w wiarę taką
jakbyśmy byli pewni
widzę jak siedząc w poplamionej szacie
z rozwichrzonymi włosami
macza pióro w kałamarzu
jego dzieło nie jest wzniosłe, nie jest wielkie
nareszcie dotyka dna
Paweł P., 9 may 2011
widziałem ten port w marzeniach
oświetlony słońcem
które płynęło przez skórę
i schodziło niżej jak cień
światło księżyca w wydrążonej trzcinie
albo mrok tężejący do najmniejszych granulek
ziarnistego dotyku
przez chwilę byłem oknem
w ogromnym porcie
gdzie zawijają kobiety i cumują
jak luksusowe jachty
budowałem ten port
z liści rozkołysanych palm
zanim świt zburzył moją wewnętrzną ciemność
światło z wysokiego nieba
zdmuchnęło przystań i statki
być może miłość jest tańcem deszczu
kultem Cargo
a ja murzynem na skraju plaży
który dopełnia rytuału
na krześle przy komputerze
pojawiają się białe plamy
jak tajemnicze znaki
na płaskowyżu Nazca
nie potrafię odgadnąć
ich znaczenia
Paweł P., 25 april 2011
Grałem z Szatanem
w papier, nożyczki i kamień
żeby zwyciężyć, musiałem
przegrać chociaż raz
bezskutecznie
tramwaj, którym jechaliśmy zabił kobietę
miała na imię Reo Sztrachelia!
spaliśmy w niebieskiej pościeli
utkanej z szaty czarodzieja
jak ja ją kochałem, to niemożliwe
nie umiem kochać!
niemożliwe że kochałem
niemożliwe, że potrąci ją tramwaj
Reo, przecież jesteś aktorką, umiesz udawać
i świetnie uprawiasz hippikę!
już teraz brakuje mi ciebie
czy naprawdę zginiesz?
A może zginie twoja postać w filmie?
Ona już wiedziała
mówiła z uśmiechem:
uwięzili nas
ten pokój
to twierdza teraźniejszości
oblężona przez przyszłość
już nadchodzą
gdziekolwiek nie spojrzysz
są wszędzie
więc zanim runą
przez bramy snów
pocałuj mnie!
Paweł P., 22 april 2011
(niecenzuralne)
Tamtej nocy wygrałem w kasynie 40 tysięcy
przyjaciel zjawił się jako eskorta
2 godziny staliśmy przy wpłatomacie
poszedł w swoją stronę, ja do znajomego chińczyka
gdzie zjarałem dużego kloca
chciałem popsikać się perfumami
ale to była pianka do golenia
więc pożyczył mi koszulkę
na imprezie szemrane towarzystwo
wygadałem się przy browarze: „słuchajcie
wygrałem mnóstwo pieniędzy!”
zupełnie jakbym mówił, że niosłem krzesło
na szczyt góry Karmel
otoczony tłumem astronomów z Mezopotamii
chudych jak kości w bibułce skóry
złapali mnie w ciemnej alejce
przyłożyli po mordzie i w brzuch
„powiedz prawdę chuju, to była ściema dla dup”
„Tak, to była ściema”, powiedziałem
nos mi krwawił, chodnik sam uderzał pod stopy
Ale była z nimi laska, której się spodobałem
Małolata, którą wyhaczyli na imprezie
Sikała przy mnie w lesie
poszliśmy wszyscy do sklepu potem na chipsy i piwo
na plac zabaw przed świtem
Oni, wielki gang małolatów, i ja sam jak palec, jak palant
z zakrwawionym nosem
„daj mi te pieniądze co wygrałeś” ryczał herszt gówniarzy
Wyciągnął mi z kieszeni 20 złotych
„oddaj to” powiedziałem
„nie”
„dlaczego?”
„bo jesteś pizda. Masz to co wygrałeś?”
„nie przy sobie”
„jeśli masz te pieniądze
to pójdziemy do hotelu”
pokazał na tą, co sikała przy mnie w lesie
ja ją załaduję w cipę, a ty w dupę
„dobra” zgodziła się w pół sekundy
„nie! Ja ją załaduję w cipę
a ty spierdalaj na bambus!" wrzeszczałem
rzuciłem się na niego, jęknął uderzając
o podniesione kolano
i wywrócił oczy białkami
więc zostawiłem mu te 20 złotych
i wziąłem małolatę
na stację do tunelu
darliśmy się, kiedy stukałem nią o bramę
włosy mieliśmy w kurzu
neon kebaba mrugał jak w filmach o zagładzie
zjadłem jednego ostrego z kurczakiem
dzisiaj spotkałem Ją w pociągu
bezsenne noce w kasynie
zmieniły się w sen
a ja byłem spokojny
dumny z jej gładkich nóg
niczym lekarz badałem
jak nabrzmiewa jej strach
i wypełnia mnie
jej napięte milczenie
za oknem
Księżyc podążał ścieżką słońca
Jak Francuski przekład Rosyjskiego poety
a najpiękniejsze było to
że nie miałem już czterdziestu tysięcy
nie miałem
złamanego grosza.
Paweł P., 8 february 2011
To nigdy nie będzie wiersz
opis stanu ducha jak wnętrza łazienki
i uczuć statycznie rozmieszczonych w przestrzeni
uczuć jak inkrustowane złotem rekwizyty
których blask naśladuje przeżywanie
słów, które przypominają coś
co lepiej wychodzi zaniechane
symboli
bardziej wieloznacznych
niż pustka
albo nieskończona ciemnia
gdzie przed napisaniem pierwszego słowa
nieprzerwanie wywołujemy siebie
wiersz musi być poszukiwaniem wiersza
jak drogi do niemożliwości i do znaczenia
poza kluczem, poza pokojem, gdzie geometria ścian
jest ściśle określona
Paweł P., 2 february 2011
myślę teraz o ludziach, których poznałem
kiedy każdy wieczór
był jak jaśniejący szczyt
każdy poranek- niczym przepaść
nie miałem już nic
tylko w kieszeniach
własne ręce
i snickersa
śmierć była niemal pewna
a kiedy miałem już dom
ubrania i jedzenie
wszystko zdawało się dobre
i śmiałem się do bułki z dżemem
czas jest relatywny
w mojej przepaści nieraz tonęły dni
tak długie jak całe lata
spędzone w półmroku hostelowych pokoi
piliśmy, czekając aż ściany zapadną się
aż miejsce w którym gościmy
już nie będzie hostelem
będzie kątem w tym świecie
schronieniem
mroczną ziemianką wokół której szaleje
odwieczna bitwa chaosu
a my, przybyli tu znikąd, jakby przyniesieni
przywiani na wskroś czasu i przestrzeni
pochodzący z innego stoku życia
rozmawiamy półgłosem o migracjach żydów
i spaniu na plaży w Tel-Avivie
o wędrówce przez Wester Ross i Glen Coe
przez wioski jak z celtyckich legend
o wrzasku mew, które mnie budziły
na dalekiej północy
w mieście wyciosanym z granitu
bezdomnych nocach na Anderson Drive i Hill of Rubislav
wreszcie o podróży jaką odbywam
tylko myśląc o tym
kiedy pije najdroższe whisky rozcieńczone kranówą
obok Lukasa-
najlepszego pianisty świata
sprzątacz biur
operator w fabryce części gumowych
w jednej z tych hal,
gdzie średnia palców na robotniczej dłoni
wynosi trzy i pół-
ja,
który
zamiast Beethovena i Mahlera,
słuchałem szurania mioteł
w suche letnie noce
już wiem, że to co rozpoczyna się w nas
nigdy się nie kończy
podążamy zawsze o krok za rzeczywistością
o krok przed jej wspomnieniem
i temu zawsze będzie budzić pragnienia,
których nie potrafi zaspokoić-
rzeczywistość ustawicznie zapadająca się w noc
jak błyskotliwa iluzja
i jej poblask- zen
albo wrażenie
ptaka zawisłego na jasnym niebie
wyrwanego w półśnie
z bladej tektury świtu
Paweł P., 27 december 2010
światło paliło się jeszcze w oknach
ale wnętrze było ciemne
i pełne pluszowych misiów
nigdy nie znałem wojny-
we snach widziałem szwadrony bombowców
nie więziono mnie nigdy za przynależność ani poglądy
przez lata budowałem gorsze więzienia
poznałem w kasynie kurwę na psychotropach-
odtwarzacz Zen, kolczyki yin-yang
noże do rzucania: sześć sztuk
rodzeństwo: sztuk cztery
"tak mało jest czasu w życiu
na radość, podniecenie i tyle pracy"
mówiła, patrząc jak maszyna
układa obrazki- arbuzy i banany
kupiła ten nonsens w pakiecie
z opcją na cuda, składając los
w dłonie bezrękim Bogom,
jednorękiemu bandycie
kurwy znają życie- przetrwa ten, kto najwięcej daje
ból jest niczym wobec świadomości zdrady
znałem cudownych ludzi, którzy dotknęli dna
i skurwieli, którzy im pomogli
W Lerwick pokazywałem łydy wyspiarzom
w czasie nocy polarnej, gdy blakły gwiazdy
były jak szpadle
a potem pobiłem handlarza amfetaminy
i w trosce o jego zdrowie, kiedy był nieprzytomny
włożyłem mu do kieszonki swój numer z autografem
nie oddzwonił
nigdy nie oddzwaniają
tatuaże więźniów w obozach zagłady
to numery telefonów Boga
i wszystkie są wyłączone
nie ma sekretarki
aniołów
oglądam znaki na niebie, jem zupę, myję zęby
macam nogi drzemiącej w pociągu brunetki
i nie wiem kim jestem
dumam, czy ona się obudzi
a potem marzę że już nie śpi
ale czy szukam kresów wiedzy
czy nieskończonych, obłędnych rozkoszy
przypominam żołnierza Kaliguli
bezsilnie rąbiącego morze.
Paweł P., 18 december 2010
To musiały być cudowne czasy
kiedy pełzaliśmy po ziemi
albo kwitliśmy jak skrzyp
Czy mężczyzna może posiadać kobietę?
pożycza ją- sam jest pożyczony
odkrywa cudze piękno, żeby je utracić
a potem utracić siebie
odkrywamy różnorodności, by oprzeć się bezcelowości istnienia
ze skrawków obcego życia szyjąc tkaninę
która okryje samotność
przyjemnie jest myśleć, że ciało to narzędzie umysłu-
jak skalpel krojący materiał życia,
ale mózg nie wyhodował sobie ciała
to ciało wypracowało w sobie umysł!
Ogólny sens jest tak niejasny, że w przepaściach między każdymi dwoma słowami
odnajdę stu skulonych Brahmanów śpiewających Upaniszady,
złocone pieśni o sensie życia- tak naprawdę chciałem powiedzieć,
pomimo całej tej mądrości i pychy, która wciąż otacza nasz los ziemski-
zazdroszczę mojemu kotu, który umknął w Marcową noc
rozstrzygnąć swój byt na grządce marchewki.
Paweł P., 16 december 2010
Posłuchaj się czasem poeto złoty
gdy tak namiętnie pieprzysz głupoty,
zamilknij czasem, a znów trafisz w sedno
gdyż słów są tysiące, a milczenie- jedno
Paweł P., 23 august 2010
staw błyszczy jak bransoleta potrząsana w tańcu
księżyc układa z chmur srebrne mozaiki
ale czerwień staje się ogniem
a mgła staje się światłem
dopiero kiedy myślę o twojej szyi delikatnej
jak wiatr w firankach
o twoich spódnicach jak zasłony
tajemniczego świata
którego dwiema półkulami są twoje pośladki:
twoje nogi chronią moją wyobraźnię przed upadkiem
i niosą ją daleko- tylko na nich błądzi
przez fizyczne niemożliwości
Paweł P., 20 august 2010
Fryzjer po wykarczowaniu lasu jest zdumiony
że z poety zrobił prostaka i dzięki temu
udaje mi się wycyganić papierosa
powietrze pachnie jak chorizo,
i chociaż wziąłem plecak, nigdzie nie widzę szkoły
a ksiązki mają zapach taniego plastiku
zaplecze staje się nagle nową meliną
atomowym schronieniem przez kilka sekund
zanim rzucę peta w ciemność i odejdę
powołaliśmy Giordano Bruno i jego gwiazdy
w których widział dalekie słońca
deklamuję: „zginął dla prawdy
a jednak dla zasad, które zrodziły się
jako SPOSÓB PRZETRWANIA"
fryzjer mówi ironicznie, dając do zrozumienia
że jest kobietą i kiedy facet chciałby młócić zboże
ona odsiewa plewy
i choć przyszedłem tylko zgolić łeb
już wiemy, że łysy
nie mam dokąd iść
„Niech ci będzie” - mówię
widząc, że namiętnie
podpala mój stos
Czym by się stało nagradzane dobro
Paweł P., 12 august 2010
Margaret była pomarszczonym słońcem, najstarszą z żywych
idąc do snu potrząsała kulę ze śnieżnymi płatkami
i zanim opadły, wykrzykiwała zawsze ten sam hymn
"Kto to idzie? To Margaret i Jim, to Margaret i Jim, to Margaret i Jim!"
jej wrzask nie dawał nam spać, ale Jim zasypiał chyba w jej pamięci
jej uśmiech nagle rzedł, kwiaty więdły, a na biurku
drewniane konie rozpasły się na plastikowych łąkach
Działała mi na nerwy, aż pewnego razu grzebiąc w jej rzeczach
znalazłem zdjęcie. W słomkowym kapeluszu, piękna kobieta
oparta o żywopłot, na którym zawisły wonne okruchy dnia.
zazdrościłem przez chwilę Jimowi, widząc jej obłęd, pasję i rozpacz
Nazajutrz jej łóżko było puste, a kucharz przypalił obiad
śmierć miała zapach fasolki po Bretońsku
Paweł P., 12 august 2010
po dwóch miesiącach siedzenia w domu
wyjście na ogród to żegluga w otwarty ocean
jeszcze tamtej wiosny naprawdę byłem na drugim końcu świata
teraz wiem, że świat nie ma dwóch końców, jest kulą -
i kiedy myślę północną półkulą, południowa nie istnieje
czasem w 10-milionowym mieście dwa razy
spotkam tego samego nieznajomego
zupełnie jakby chciał powiedzieć: "południowa istnieje!
w blaszanych domach, na fawelach brudne szkraby
patykiem w błocie bezmyślnie mieszają marzenia"
a potem w śmietniku na Mokotowie znajdę
książkę, którą czytałem jak byłem w ich wieku
ten widok sprawia więcej bólu niż dosyć mało gwałtowna
śmierć papieża, niż śmierć mojego dziadka, a nawet razem wzięte
to ciągle mniej niż śmierć mojego wiernego psa.
to nic, powtarzaj sobie- wartością jest zawsze siła
tak fala jest siłą a nie wodą- w ten sposób Roland dawno już
odpłynął na własnej fali. Jest stary, a jego rękawica niemodna
dzisiaj mógłby być dresiarzem w białych skarpetkach
który woła:"dasz fajeczka, mordo !?"
to wszystko nie przekreśla szans na dobre błędy, szczęśliwe zbłądzenia
w pewien piękny, słoneczny poranek, gdy wszystko się rodzi,
śmiertelne rozkwita, a ty? zapomnisz w którą stronę płynie czas
Peruwiańscy Indianie z wielką czcią
zjadali umierających mędrców.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
8 may 2024
Touching EverywhereSatish Verma
7 may 2024
0708wiesiek
6 may 2024
Taking RevengeSatish Verma
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
Izerska rzekakalik
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
Justice PureSatish Verma