Belamonte/Senograsta, 19 october 2017
Piękny diament oszlifowany przez życie, przez świat
niesprawiedliwość na dnie, przeznaczenia
źli i dobrzy, siła co rządzi, łagodność co ustępuje
łagodność słabych dzieci, jej potrzeba miłości
Tacy ludzie idą przez życie swoją dziwną drogą
urodzeni w czepku nieszczęśliwcy
poznają prawdę i są pełni dobrych łez
Ona jest pełna dobrych łez, przebacza złej matce
zabłąkana w rozkoszy iskra jej duszy
problem z uczuciem i zdolnością do czucia pragnień
rządy serca, zawsze szczerość, szukanie miłości
walka od podstaw o swoje prawa
walka i wzięcie na siebie wszystkiego, za dużo
dzieci, mąż, dom, brak prądu, gazu - kryzys
próba samobójcza, wspomnienia, ważyła 30 kilo, decyzja
Świat rzeźbi i rzeźbi tego dobrego człowieka
a on się nie wytraca, każdego dnia wstaje
z nowym uśmiechem, wciąż gotuje, pierze,
wciąż olewa ją rozdział dóbr - bo jest NIKIM
jest pełna łez, pełna przytuleń, uścisków
wizji zbrodni, gwałtów które szatani natura świat czy Bóg
wkładają na jej barki, na jej oczy, na serce
I zawsze przebija się przez to, zawsze wygrywa
wyjeżdża gdzieś indziej, szuka innej pracy
Gdyby tacy ludzie rządzili tym światem..
Może posiedli tą duszę świetlistą bo trudy to sprawiły?
Ale musieli już mieć w sobie drogę dla światła
Mieli ją od początku Jednak gdyby nie ta droga przez mękę
Nie ta studnia tajemnic, rany, to by nie byli aż tak dobrzy
Cierpienie coś dopełniło, ale należą im się wakacje
Od początku się należały Z rodziną na Karaibach
Świat nie jest sprawiedliwy
Świat jest mądry Świat jest straszny
Świat to rzeźbiarz
Coś przetrwa
Nie wie co to zdrada
Wygrywa cały czas
Czasem mi pomóc próbuje
Życie Świat Ona
Belamonte/Senograsta, 18 october 2017
najpierw ptaszek w komórce
kijem hokejowym wziętym tego dnia z piwnicy rodziców - cud, he..
wykurzyłem z domu czy uratowałem z więzienia
potem pająk w samochodzie
wypuściłem głupka co rozpiął sieć i chciał żreć muchy nieistniejące
czy wdzięcznego siebie,
ptaszek się bał, on nie, ale uratowany wbrew woli i niewiedzy
jest w końcu uwolniony
gorzej z ptaszkiem
a kto mnie wypuści z samochodów, więzień i kart taniego
pisma dla starzejących się automatów
kocham kurwa przyrodę
odciągnięty pod mur, ogłuszony nietoperz może poleci
wyjęty z rowu pijak może potrwa do jutra
ciekawe, że ani razu na serio nie pomyślałem żeby go
zaprowadzić do szpitala, zresztą nie chciał,
zresztą miał opatrunki na rękach, więc pewnie dopiero co
ze szpitala uciekł, zauważyła Beatka
- cień pożeracza snów, szpital, był tuż, tuż obok -
wsadziłem go za to do autobusu
niech jedzie i dochodzi do siebie
szpital to miraż, przyroda to jednak
nie miraż
dowodem jest wdzięczność zwierząt
tylko czasem akcje ratunkowe są pochopne i niepotrzebne
nieudane napaści
Belamonte/Senograsta, 16 october 2017
Nie ma już wiele miejsca -
na taniec, grę, popis, nie ma miejsca wiele
na oddech, pokrzykiwania, jazdę sankami
papierosa, piwo, rozmowę
na sen o poranku, wygodne życie
świniobicie, sławę, na flesze nawet
w życiu na czekanie na przylot łabędzia
w długą samotną noc przy ognisku
na dobór słów, pejzarz, cytaty
nawet na błyskotki, tylko tu i teraz,
teraz albo nigdy, zamknij w chwilę
całą wieczność, duszę napój zanim
w ciemną ruszysz przepaść
gdzie wiatry obedrą cię ze skóry
gdzie pogubisz atomy myśli, wiary, zanim
będziesz musiał sam pożegnać się ze sobą
na niewyłonienie odejść
zmowę milczenia ptasich gniazd
spotkanie nie wiadomo kogo i czego z kim
na ostatnim moście krzyczy ktoś z kim się rozstaję
przez chwilę będziesz może szedł za nią
przewodniczką swoją, jej obrazem
maską śmierci
w głębie tych oczu
aż uspokoi się rzeka
zgaśnie powieka
i zatrzaśnie wieko trumny
do środka, chyba że będzie to gwałtowne
to wtedy nie zaznasz śmierci do końca
i wstaniesz jeszcze raz by to dokończyć
Nie, to złudzenia
szybka lub wolna
co za różnica
za rękę nie wiadomo czy będzie kogo złapać
i w czyjeś oczy spojrzeć
Zamknąć to dobrze to umrzeć w jej ramionach
jakąś czując obecność, obecność
czegoś oprócz nas, przy znikaniu naszym
żeby wychwycić moment ostatniej naszej aktywności
(wspólnej aktywności?)
byśmy to my zamykali księgę
a nie Los
Belamonte/Senograsta, 15 october 2017
są chwile toku życia zdarzeń, wielkie koła
zahaczają i porywają nas i rośliny
coś się myśli, coś się wyśpiewuje, przetacza przez duszę
należa do tego śmierci i urodziny, ale życie to życie
i jego wzrok w śmierć niech nie sięga, każdy rachunek jest na teraz
na wielkie połączenie, w chwilę potem gdy znikasz, żyje pamięć i ślad
ale winniśmy zaraz przylgnąć do gładkiej powierzchni góry i darniny
rzucając w przepaść Do Widzienia !
wejść w wodospad, w koła zataczane przez zmysły, ciała, sny
okrucieństwo chwili, okrucieństwo prawdy
miłosierdzie bez wyrzutu, egoizm uświęcony
brutalność cielesnych funkcji, trening zbrodni i miłości
dla oddechów, dla chwil zachwytu w bliskości, w szacunku dla poświęceń
kobiet, psów, dzieci błądzących i nie kłamiących
bo jest to coś do czego należę wbrew prawu czarnych i białych kłamców
tylko kocham i nienawidzę
tylko sprężenie ciała w obronie
tylko próby pocałunków
tylko wspominania chwil podarowanych nam
przez dążenie oczu, przez dążenie zranionej duszy
przez te zmarszczki wokół oczu, ogień świetlisty w śmiechu
przez żywą część świata w nas rozpiętą wyobraźnią i czułością
nie analizować już nigdy, najpierw zdobyć
potem się odnieść krytycznie
ileż tych ścian do przebicia, ileż tych kół co się spotykają
okręgów wzbudzonych, królestw, światów, przez te ściany się przebiłem w amfibii
muszę na chwilę poczuć je wszystkie, jak przebiegają i nikną we mnie
w pustce, na horyzoncie
w koronach drzew na niebie
przez chwilę sztuk tysiące, lina, przepaść
krótkie uchwycenie historii świata, siebie, potem...
Belamonte/Senograsta, 14 october 2017
Aż wreszcie przyszła wiosna i ciepłe promienie słońca.
- Kay umarł i nie ma go! - powiedziała mała Gerda.
- Nie wierzę temu - odrzekł słoneczny promień.
(Królowa śniegu)
zanim było patrzenie już były oczy
wypolerowane powierzchnie
zagubione odbicia, promienie
światy odbite, kałuże wody, energia w postaci delikatnej
w ośrodku coś co się czyta samo, co się samo pamięta
przechowuje
dzbany, naczynia na możliwe spełnienia
długo trwa czasem przelewanie z pustego w pełnie
wypełniają i zarazem przelewają
odśrodkowy ruch miesza się z dośrodkowym
równowaga zakłócana
świetlista dusza uwięziła promień
co przemyka, odbija wszystko, pułapka na wszystkie światła
jest lustrem i promieniem
złapany w labirynt wytrysł czułościami i pracą
przechodząc zabiera mnie ze sobą
jak się wszystko wyleje, zabraknie śmiechu łez i ..
póki co to się toczy dla dzieci, pamięć spotyka się ze swym wielkim magazynem
póki co dla rudej i dla mnie coś jeszcze jest
Lustrzani ludzie
dla mojego ojca przelewają się jeszcze rozmyślania
dziwna kałuża ojca rozmyśla o tym, że ktoś musiał stworzyć te góry i morza
- Ktoś to musiał stworzyć, mówi, polecę na księżyc na dwa tygodnie za dwa miliony.
Nigdy nie wyrzuciłem kawałka chleba. Przecież ja byłem w obozie, dlaczego muszę tak cierpieć ?
Czy polizał mnie pies, co za kobieta anioł tu przychodzi ?
A ta brunetka co tu robi, nie mogę przy niej pierdzieć.
Jak ją spotkasz nic jej nie mów, udaj że jej nie znasz.
- Mówi, że spotykam się z jakimś mężczyzną - mówi mama z uśmiechem.
- Ach żebyś ty ją widział tą moją żonę jak ona tu łajdacko tańczyła nad moim łóżkiem, jak kpiła !
- Danusiu, Danusiu - o 2 i 3 w nocy - a Danusia zrywa się by poprawić poduszkę na lepszą
pozycję.
Gazeciarz co przyniósł neonową gazetę z wiadomościami o romansie mamy
i coś jeszcze - Niemcy, postacie znikąd, płacz, wycie,
przerażenie znikaniem i myśli o mnie..
czy warto?
światy rozpuszczone, światy odbite, składane z promieni i atomów
znikają i się zbiegają, czasem jak w legendach
z odbić obraz, z oczu zdjęta powłoka, zdjęcia ożywają
życie z samych odbić
cieni duchów
zegnane na siebie nowe istoty, nowe całości
życia lustrzanego bytownicy, święci
znikają i się zbiegają
czasem wychodzą z luster by szukać utrwalenia ciał
nadludzie
Gdzie ja jestem?
układ nerwowy zapuścił w te gąszcza krwi swe wypustki -
obrazy fruwają, czują w sieci rozpięte - wnika w brzuch i jego ból
organy czują ból, ból to fantom, funkcja ciała to dusza (czujące lustro?)
ból to to i to w atomach.. przeskok do tunelu, do prosektorium i strzykawek
przeskok do dziecka wpatrzonego w sreberko i znów w ból
tym razem głowy, ciało się psuje? - świadomość czuje, świadomość się rusza
trzeba stworzyć naukę co ją uchwyci, to co podlega logice ciała i co nie podlega
co poza nią sięga i usypia w niej co noc
ruch obrazów, zderzeń łabędzi z krwotokiem morza
sens tej pracy światów czujących (w wolnych skojarzeniach - obrazach?)
światów znikających, ale romansujących z pracą mięśni i nerwów
za bramą snów jakieś porozumienia
porozumienia wolnych ciał używanych przez wreszcie wolne dusze
czy na odwrót?
- to coś zapuszczone w ciało odbiera bóle - ciało zapuszczone w ciało?
lustro? odbiornik? pozorna obojętność ja najwyższego na wyświetlany film
niższych form życia? widzenie jak najwięcej, wybór, spokój -
wola bycia panem - za podszeptem.. brak słów -
- ale to coś zdaje się być też zapuszczone w noc, jakby ta była mym ciałem
w strasznej pustce czasem te odbicia trwają zawieszone
w nocy, na morzu, na mrozie, nie zaczepione niczym o nic trwania
księżycowe błądzenie, ludzie z dala niedotknięci, lawa tryska obok
samotność, koła rodzajów, gatunków, dni, anioły narodów, rzeki ksiąg
- w ogóle nic nie porywa tego strzępka ciała
tylko zdaje się ból i próżna odczłowieczona aura
Medycyna
w mroku otoczonym światłami
nie chcą dać mi umrzeć
choć wcale mnie nie lubią
odwieczny lęk życia przed panią świata
każe im mnie ratować
w tym lęku trwają w swych staraniach
bez zasługi, bez miłości
bo stawiają siebie na moim miejscu - tylko
to nie jest empatia
to dobry interes
Wywoływanie duchów
porzuceni na brzegach strumieni, naczynia rozbite, skorupki
zastygłe, ożywcze prądy krwi i ożywcze prądy wizji odeszły za lasy i góry
w inne ciała, może i w inną skupione moc coś próbują stworzyć i stworzyły
- duchy - a te się ucieleśnią? - ból i łzy i śmiech "poza ciałami",
esencja tego co jest, iskra, ożywczy powiew
znad pustyń, znad rzek, dusze w pyle dróg, dusze w pyle ziaren, w mgłach? -
stoliczki mediów z rozpyloną mgłą, aż się stworzy świat duchowy trwały
- po co - zjawy, ominięcie praw makro
nie trzeba.. zachwyty psyche
Dusza (pierzasty wąż)
czyste oko widzi obrazy, grupuje formy
ruchem obrazów steruje jednak
pozaobrazowa, pozasłowna tkanka sensu - dusza zrodzona przez kosmos
określi wyjście w te formy i taniec form w lustrze
mieszka w uczuciach, w reakcjach
porzucone skóry, wężowe zgliszcza,
wciąż żywe
pierwsza była zanurzona w świecie, ostatnia
w sobie i w świecie
ostatnia posługuje się świadomą myślą, ostatnia rozmawia
z kim chce (nawet ze sobą) i jak chce i wnika w co tylko chce (nawet w siebie)
by poznać siebie we wszystkim, by spotkać siebie w odbiciach
(odbijać - po co? - złe pytanie, to dzieje się samo
u podstaw życia jakiś mechaniczny proces zachowawczo informacyjno przystosowawczy
jeśli pierwsza drobina nie miała układu nerwowego to co ją pchało do tego?
czy sama była już potencjalną świadomością?
A więc odbicie, proces, ale spokoju nie daje myśl o roli czynnika światła,
o iskrze, Lucyferze)
Zombie
dusza pod mikroskopem, może to granica do uchwycenia
najpierw badasz materię, a potem już duszę, bo ona też jest jakimś ruchem
.. a odnośnie strumieni co poszły i układów nerwowych opuszczonych
zapuszczonych w gwiazdozbiorów chaos -
ciała wiedzą coś, są osadem, są korytami, coś musi opaść na dno
to co odpada żyje, pokarm dla robaków, martwe źródło życia
trochę się wszystkiego wykrusza, trochę się wszystkiego przenosi dalej
Obiekty świata myśli
Za ukazanie się obrazu odpowiada ciało (nieświadoma siebie świadomość ciała)
Za świadomość oglądania obrazu (świadomość świadomego oglądania):
- ta sama świadomość ciała po stuleciach ewolucji skierowana na siebie w ruch
- skierowana na siebie w bezruch
dała by chyba pustą świetlistą istotę świadomości
(czyste lustro odbijające czyste lustro)
- skierowana na świat umożliwia ucieczkę promienia, lot anioła
taniec form w oczach - platonizm -
uwolnienie duszy? - oderwanie?
wolność w konieczności piękna narzucającej się, ale skąd..
nieodpowiedzialna zabawa człowieka dziecka - cielesność, duchowość?
logika myśli podłączona do słońca i wiatru
do słońca podłączonego do ciała
odgórna i oddolna
modlitwa
Cóż to za sens, jak działa na ewolucyjną tkankę sensu, podstawę piramidy?
Zanim było nazywanie
jest dążenie do obiektów świata myśli
Są tym czym jest od wieków życie tkanki sensu w świecie
puste filmy dla ryb i owadów, puste nawet dla nas
w stanie oddalania się -
same obrazy, nie słowa - mozaika
z dramatu tej twarzy - mozaika z czasem zanikająca
Nawet to coś według praw geometrii piękna uchwycone, co wybiegło poza,
człowiecze piękno posągu, nieczłowiecze piękno mozaiki
traci ostrość gdy braknie podłoża - braknie rozróżniania i braku rozróżniania
według "niższości" a względem "praw ducha" -
Lęk że wygasł człowiek, a anioł nie zszedł z promieni
Zakupy i Bóg
nie tłumacz mi porządku świata
kobieto o chmurnym spojrzeniu, krowim spojrzeniu Matki Materii
bo go nic nie uosabia
bo go na teraz nie ma w gotowości
nie wiesz czego jesteś częścią, a wzór właśnie się tworzy
wśród światów i oczu i istot, mrowisk i mrówek
jej piękne ślady na ziemi błyszczą, promień wpadł do hali wiatrów i żelaza
wdarł się z oczami, ze snami, ona odeszła z promieniem
promień odszedł z nią, został z nią, rozstał z nią, rozrósł się z nią
labirynty, krzesła, kamienie, owady, rzodkiewki, ziemniaki ( - Nie kartofle,
mów po polsku, jesteśmy Polakami..), ludzie (wszystko jest zahirem)
naczynia energii, nie ma skończoności w tym
Żywe światło, samotność moja
niczyje patrzenie, jej dobro
Atak zmasowanej dobroci może zdziałać cuda
- Czy ty wiesz jaki ty byłeś wczoraj piękny, jak śmiały się twoje oczy,
jesteś pełen życia.
Smutna noc. Wszyscy wokół zdają się być tacy silni
trójkąty, kwadraty, sześciany połączeń
kupująca, sprzedająca, współkupujący, przydawka ja
jestem panią za ladą, ona mną i nią
każdy wygłasza kwestię drugiego stając się nim
słuchając też i rozumiejąc całe otoczenie i siebie
z zewnątrz, z oczu, z ciał odbitych
w wodzie wyobraźni, w okamgnieniu
bez zataczania kół przez świat - teraz
w tej chwili - poczułem Boga
Kąpiel w słońcu
jakie to dziwne że światło rozpryska się tak wszędzie
że brodzę w nim w południe, że zatapia świat wokół, zalewa
oby być lustrem dla niego, oby nie być cieniem, ciałem doskonale czarnym
matowym chropawym, przekazywać dalej to coś
co się przekazuje z nasieniem, ogniem, obrazem
jak to robią ci nieliczni ludzie - doskonałe lustra,
naczynia przelewające się, naczynia na możliwe spełnienia
na nasze myśli pragnienia uczucia
jej świetlista dusza, która jest żywym promieniem
uwięziła cząstkę tego niebieskiego
była kulistym piorunem płaczu winy i śmiechu o brudnych rękach
krążyła zamknięta w ciasnym wnętrzu
jeszcze niczego nie chciała pożyczać
nie tylko dlatego odsłaniała się i zbliżała
Piramida
tunel czerpie swą moc ze strumienia czy z siebie
czy wolą dysponuje zbioru czy jest narzędziem mocy?
chcę to jeszcze raz powiedzieć - cały świat to koryta i strumienie
koryta są strumieniami
lustra światłami
walka skamienienia z przepływem
wygrywa przepływ
lustra i światło, światło zabiera lustra
niezliczone poziomy myśli i ciał w złączonych piramidach
piramida ciał z okiem
od podstaw mosty buduje iskra w ciałach
dąży do spotkania z samym sobą -
Ojcem
Porozumienie
Drabina
Rozbłysk na szczycie
spotkanie, ogarnięcie, wyjście w przestrzeń
wyższa forma świadomości
poziom najwyższy płonie
wnika we wnętrzności i wnika w zwierciadła promieni
zespolone na szczytach
porozumienie upadających wież
przy rozstaniu się z marzeniem sieć ostatnich kłamstw i smak zemsty
przenikliwe szukanie zła
dobro zawsze wróci w snach
Powtórki
Mój Ojciec nie poddał się nigdy
pozbawiony wszystkiego przed końcem
odbył jeszcze wielką podróż
w lata wojny, w lata dzieciństwa
do początków, do końca chciał jeść (prawie..)
bez oczu, drżący w bezruchu, prawie bez słuchu
mówił.. po cichutku przekazuje swe bogactwa
na zakończenie jeszcze myśl
Jedyny sposób - narodzić się do życia które jest w nas
Strumień marzeń
Nowe co go jeszcze nie było - co nigdy nie chce przyjść dokładnie,
ale przychodzi życie czasami,
wieczne deja vu, samochody, drzewa, niebo, ludzie
kręcące się koła tirów ku nieosiągalnej PEŁNI i wyrazistości
Belamonte/Senograsta, 13 october 2017
nerwy, świadomość zapuszczona w ciele
w nerki i głowę, stamtąd tajemnicze echa bitew dochodzą
pierwszych rozprysków czaszek, spotkań przy blasku ognia
stamtąd z ognia i wody samotność niczyja
dudnią kroki smoków, biegnie kościotrup
osamotniony w liściu, w księżycu, w ciele
dobijający się do wrót nocnego nieba
zapuszczająca korzenie roślina, wytrysk ognia, podróżnik
rzeka, w sobie się zagnieżdża z równą dozą obcości
wampir szukający ciała, w panice odpychający miłość
bardzo źle się czuje w sobie i w ośrodkach oprócz tej jednej
siostry, na chwilę spoczynku
kurczę się do ciała, chcę się skurczyć do jakiegoś
schronu, granicy za którą zatrzyma się ból
umrzeć od urodzenia chcieć, narodzić się to znaczy
zbudować gniazdo jak na wiosnę ptak
Więc czekam jeszcze, wielu chce tego, wielu
dla nich trzeba ciągnąć wózek ze śmiercią
dla nich zmieniać świat, prostować linie, krzywić, dawać jeść
nosić otuchę, potem..
głosy tych co odeszli i nie spełnili swych pragnień
się w nas wczepią, rozegrają partię
i zadecydują
Belamonte/Senograsta, 11 october 2017
I nastanie wiek maszyn
I maszyny umożliwią człowiekowi powrót do natury
A ciało jego będzie ciałem dowolnego automatu
Ale rozmnażać będzie się w kształcie ludzkim
I założył Belamonte winnicę w Sandomierzu
I przeszedł przez Bramę Opatowską
I gatunek ludzki w Belamonte odnalazł przyjaciela
I Belamonte nauczył się szczęścia
A szczęście było - być dla dla każdego przyjacielem
Znać każdego, pogadać z każdym
Stać się częścią małego miasteczka, zamku, wsi
I założyć winnicę
I wyprawiać wesela
I mieszkać w Rodzie jako bóstwo domowe
I zostać zaakceptowanym przez kota z Sandomierrza
I być wyplutym przez rzekę zmarłych przy końcu czasów
W kamieniu, liściu, bucie, aniołem, duchem
Jedną myślą, ciągiem myśli, ręką, wargą
Słyszeniem bicia dzwonu, drżeniem rozkoszy narodzin
Bo śmierci już nie będzie, umierania nie będzie, bólu nie będzie
Bo południe wrześniowe wstąpi, ta chwila trwania wstąpi
Wstąpiła, jest, zawsze była
Bo takie miasteczka odnajdują wieczne trwanie
I oto znikła dżungla
I oto chciwiec, cwaniak i partacz już nie operuje
Nastało oddanie pola walki
Chciwiec, cwaniak i partacz został zabity przez własny skalpel
Kto mieczem wojuje od miecza ginie
Dziecko robi erotyczne rysunki na lekcji matematyki
Maluje swoją przyszłą żonę z drugiej strony
Gołąb z drugiej strony powraca w cieniu gołębia z tej strony
Odnajdziesz prawdziwego gołębia w cieniu gołębia
Chcesz prawdy badaj cienie cieniów
W nich powraca świat pierwowzorów
Kwiaty przemówią, góry i doliny
Stary but rozpocznie drugie życie porzucony u studni na rynku
A podjęty przez żebraka z Sandomierza
I zacznie się sobie przypominać
I odda pole walki wspomnieniom i się sobie przypomni
W innym, obudzi i zaśnie
I odda się świtom i śmiejącym, objętym dziewczętom
I zniknie w teraz
Nieopisywalnym, nieokreślonym
Kamieniu rzeźbionym z cętek na skórze rzeki
Teraz
I zatrzyma się czas dla tego co stał się czasem
Ubrania się zrastają z nosicielami
Wszystko tworzy nowego-starego Boga
Który budzi się i zasypia
Kot z Sandomierza
Byt
Nicość
Belamonte/Senograsta, 10 october 2017
księżycu, spełnienie snów
chora, najbardziej wątpliwa
muzo ostatnia
martwy żywy przedmiocie
mej troski
w którego przychylność do końca
nie uwierzę
składniku wilczych modlitw
poronień i tęsknoty
na pół przecięta
z niebem w oczach i nogami na ziemi
na pustkowiu ratuj słońce w nocy
na dywanach starych łazienek, kołysanych wiatrem
i w bluszczu skąpanych
pij ze mną piwo po nocy kupione
bo jeszcze żywię swą śmiercią obrazy gatunku
przesyłam wnukom posłania
wszczepione w promienie słońca
ożywiam przyszłe trupy w elegancji
szczerych ale delikatnych rozmów
w miejscach dla tych co cudownie
roztrwonili życie
posyłając w świat odblaski żywe z lędźwi -
dzikie dobre dzieci
wolne niewdzięczne troskliwe
akceptujące biednego lisa
przechodzącego przez rzekę
szeroko rozlaną w blasku
księżyca
A ona mnie spamięta
Da mi tą posługę Ciosem w kark uśpi
Tulipany złoży i będzie pamiętać
O te pamiętanie chodzi, skąpane w życiu
wziętym ze sobą na głębię, na środek morza
a nie zostawionym
na brzegu
O te pamiętanie chodzi
To jest posługa ostatnia
Nie o dobicie na prośbę
w blasku twych oczu czynioną
zanim prosić nie będę już umiał,
nie o tulipany, muzykę,
wymoszczoną trumnę i wiarę
w moją obecność na ceremonii,
ale o to pamiętanie możliwości
zaistnienia Belamonte.
Belamonte/Senograsta, 8 october 2017
Szedłem na cmentarz do grobów z miejscami pustymi, czekającymi
tzw. otwarte grobowce, zwyczaj tu taki w Piotrkowicach, ziemia sucha
położyłem się na wolnej pryczy i wtuliłem głowę do ściany
rozmyślając o piersiach podanych mi do ssania
Wiedziałem że nie wyleżę przez to w spokoju
co za rzeczy niepokoją ducha, starca
pora życia, pora rozmnażania, odciskania pieczęci
Zrywam się, będę szukał tych piersi
rozpytywał na cmentarzu i w okolicy
bo przez nie nie mogę zasnąc
za wcześnie, ale leżę przy ścianie
Brama się otwiera, stary mur, dwoje liści gubi formę
gdzieś jest ogród wiecznotrwały, w przejściu widoczny
w murze, leżę na jego krawędzi, zapadam się
szykuję się do skoku
Tam są te piersi
zrywam się, biegnę do wsi, do kościoła
do parku, do bramy..
Belamonte/Senograsta, 7 october 2017
gdy zapalam staję obok
oni i ja patrzymy na mnie
ona śmiała się i była mile zaniepokojona
jego ręce drżą
spojrzenia wypełniają luki własnej świadomości
rozmowa jest dostosowana męska
rola odgrywana oceniana poprawiana
w drżącym ciele wśród braw
kosmyków wiatru wdzierającego się przez szczeliny
- "Kurwa, psuje mi się samochód" - śmiechy.
- "Wypierdalać, koniec przedstawienia" - Ha, Ha.
- "Za mało, kurwa, zarabiamy". - Ja nie mogę - mówi ona.
wnikam w ten śmiech stłumione łzy
znaki zapytania i łagodne spojrzenie
przytulam się do niej, niezwyczajny
co robić chce to co wszyscy, wreszcie wyrzucić coś na śmietnik,
wykluwające się piskle, chwila narodzin
chwila spróbowania ludzi, siebie, przedarcia się przez zasłonę
w obecność podstawy, wody, ciała
próba, skromna, nie triumf, bez mądrości
bez szumnych zakazów w głowie, bez słuchania ich
oni wiedzą że jestem inny i że nie chcę już dłużej taki być
że teraz chcę być inny inaczej, bliżej, dym łączy ludzi
spojrzenia wypełniają luki, popełniłem błąd
Nie chcę go więcej popełniać!
Potrzebuję jego ciała, jej ciała, swojego ciała,
zwyczajności.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
24 november 2024
0018absynt
24 november 2024
0017absynt
24 november 2024
0016absynt
24 november 2024
0015absynt
24 november 2024
2411wiesiek
23 november 2024
0012absynt
22 november 2024
22.11wiesiek
22 november 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 november 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
21 november 2024
21.11wiesiek