Belamonte/Bożydar, 16 december 2017
Pocztówka
W domu wuja wiele dzieci gra na cytrze.
Po południu będą puszczać bańki mydlane.
Kosodrzewina rośnie za tłem okien.
Dźwięki pojawiają się w centrum serc, które tańczą w ogniu wiecznym.
Poeta mówi do dzieci: „W rewolucji chodzi o to, że ktoś pożarł kogoś, potem jego ktoś inny
i taki łańcuszek to rewolucja. Jej końcem jest droga wiecznej wojny."
Dzieci wybiegają z dźwiękami przez szyby.
Zapatrzona w ogień podłożyła skrzydła pod głowę
- kiedyś była lekarką ubogich, teraz jest aniołem stróżem przewodnikiem.
Psem przewodnikiem dla dziecka - wynajęta w procesie wyboru nowego mieszkania
- bezimienna dusza w młodszej duszy
- o imieniu łączącym w sobie skradzione początki wszystkich imion.
Martwe odsłony
start
zatrzymany w oku obłęd zbliża się do ciała
uśpione rozkosze rozrywają mózg
nieświadoma obojętność
przeciągnięta w nieskończoność nieobecność w myślach
jakichkolwiek..
niewypowiedziane wyrzuty już pozapominałem
moje nerwy nie są słabe
to ja odnalazłem spokój
spokój, spokój - śmierć
brak motywów
cierpię, że nie cierpię
myślę, że nie myślę
antynomie są puste, nic nie czai się w pustce
jakaś moc - (złudzenie nieśmiertelności)
zupełnie zdrowy człowiek..
(tchnienie z ciemności podniosło w górę jedwabiste zasłony)
stop
start
ponury dzień zaszumi w głowie młodością
zniża się gromada ptaków
na głowę przechodnia
grom
deszcz iskier wrzeszczy w poszyciu lasu
ciało dziwki wzywa
rozpoczynam walkę o wybór w tej próżni
płaszczyzny nakrycia
pazury odcisnęły się na jedwabiu
kolce drapieżnych śladów
drapie w ścianę
od środka
wsączyła się w odgłos kłótni czysta rozkosz
a byłem już człowiekiem z kamienia
na którego skórze zawarły się szczęki buldoga
na twarzy tańczyły płomienie
niestety ból przypomina mi o słabości
czegoś brak w otępieniu
jeden skurcz mięśni, jedno poruszenie
i delikatne dotknięcie puchu
w odpowiednie miejsce
w oczekiwanej chwili
i już podziwiałem moc płynącej w mych ranach
zakazanej rozkoszy
Ale w tym też mnie nie ma
stop
Obrazy zrodzone w ciszy poza zasłoną,
gdzie mieszka stan realny rzeczy tego świata -
faktów zewnętrznej i wewnętrznej lustrzanej pogody
atomów ziemi, wody, ognia i powietrza
winy, myśli i uczuć -
Ta ciemność i cisza i skurcze dające się pewnie namalować
zamieniają się potem w nasze obrazy i słowa
Rozplątanie
przeminęło się przez zmokłe od łez wystąpienie
nie ma nic bo się dzieje
rozłapałem się
dzieje się wśród ech, oczu, w iskrach, słowa
wyspowiadałem się w..
i zatańczę nad przepaścią przytulony do niej
popłyniemy na fali do przystani śmierci
już go przyjęła chłodem stamtąd
wlała w serce eteryczną przestrzeń
odebrała czucie w ognistym pocałunku
przysunęła do serca swego piękna noc
i po promieniach księżycowych rozproszyła mnie w puch
w ostatniej chwili zabrała na budulec nowej jaźni
i straciłem się, choć nie przestałem istnieć
Może kiedyś się obudzę z tego snu
Stara zbroja
..patrzyłem w jego oczy
w starej zbrojowni, zbiorowisku kształtów i słów
wyostrzone ostrza, naramienniki w których odbija się blask
wyraz wieczności, została najtrwalsza maska
wyraz pracy wieków w ciałach stworzeń wytrącającej z mroku zbroje i szkielety
Zbroja to abstrakt, to magia liczb, praca wielu. Ten jeden
pracujący w wielu, ten kształt ostateczny, konieczny, czysty,
bezlitosny, doskonały - to szkielet życia, najeźdźca wrzynający się we wrogów
szkielet na którym się ono opiera
Słowa żywe, płonące w powietrzu pochodnie, ewangelie dobra i zła
wyciśnięte na życiu
..widziałem go jak kroczył powietrznymi korytarzami
Wyznacza się go z lotu jaskółek, z wędrówek zwierząt
Z torów atomów, myśli w głowach, uczuć, emocji. To jego ubrania
Ślady. Pozy. Para się rozwiewająca
w korytarzach umysłów i jaskiń
Żyjący w mitach wzór życia, czynnik decydujący o formach,
w których przodkowie i kamienie zalegają cmentarze
Ten porządek nowy to to, co napływa spoza zasłony..
Fantom (Vader)
nad morzem ludzkich kości i morzem ludzkich łez
teraz już tylko rumowiskami błędnych skał
wzeszedł duch rycerza, któremu nic co ludzkie nie jest bliskie
jest obecnością woli w czasie i przestrzeni
muzyką rzeźby w wieczności
widzialne przekształca się w nim w niewidzialne
On czuwa w naszych snach, niewyczerpany, milczący
obecny bardziej niż piramidy
głos wołającego na pustyni
pustka oddechu, pustka myśli
część niczego, które jest częścią każdego ziarenka piasku, duszą
Anioł śmierci w trelach słowiczych pieśni ukryty wyraźnie, więc
niewysłowiony
złudzenie nieśmiertelności, obcy
uparty, milczący, wyzbyty dążeń, piękny
Oddalony od rzezi tego poranka
z dala od krwi
pusty, głodny
znudzony
obmyty w ranach dzieciństwa, krwią pijana ludzka bestia
Potwór, Potwór który stał się
odbiór przesyłki z wieczności
Urok zła
piękno poza dobrem i złem jak orgazm wyzwolonych
Patrzyłem się na jego grę, gnicie i walkę
W swoich pięknych i okrutnych gestach
jest czysty i niezachwiany, ekspresji pełny
przekraczający granicę dobrego smaku
Ożywiony jego duchem jest żywy i martwy
Złożony z czystej zemsty, działania i woli przetrwania
Ukryty lecz czasem ożywiający myśl
zostawiający ślad w metalu,
który nakłada na swą drugą skórę ten, który idzie na wojnę
Chciałbym się nim poczuć
Zewsząd słyszę krzyki
w których się pławię
Czy to mi jest potrzebne do szczęścia? -
raczej do przebudzenia się ze snu nieśmiertelności
To droga tego, który stąpa aleją strachu
pośród wrzasków
na próżno
bo jest niemowlęciem i rumieniącą się dziewicą
a nie oddechem pustyni w eterze i konturem ciemności w pustce
i ich synem i ojcem
świadomym siebie warunkiem ich istnienia
„Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek“
Jakiś Judasz gdzieś wiesza się
Jasność myślenia wystarczyłaby w tej chwili za szczęście
gdyby nie to, że pora umierać
Oto przychodzi najeźdźca z ciemności,
który jedyne co przynosi to śmierć
Z zezwłoku wypełzły setki węży i robaków
plon dla nicości
straszliwy obraz ugrzązł pod powiekami
Kościół winy
tchnienie z ciemności podniosło w górę jedwabiste zasłony
złapany w pułapkę dobra i zła otępiałem
wyrywanie się ku złu by żyć
„..deptałem ciała kochanych i znienawidzonych
ludzką krwią pijany plugawiłem każdą rzecz
bezlitosną brałem kąpiel w morzu ludzkich łez, jęków i krwi
smagany biczem ich płaczu, jak dziwka klepana w tyłek.."
Poczucie mocy zrodzone w ciszy
Urzeczywistnia to tylko plamy na bieli. Bieli która jest jedynie
przywoływaniem brudu, jest już brudem. Brudem, który
chce się odrzucić zanurzając się w nim
Lecz spokój jest najgorszy
Spośród czynności będących środkiem do osiągania celów
mycie to najwstrętniejsza z rzeczy
Ktoś rozbił lustro w moim domu
wybuch je rozsadził, a spokój złożył
prowadzę się na sznurku, mówię sobie na klatce ,,dzień dobry''
Jestem sąsiadem okładającym żonę
Poczucie pustki w sercu przełamać okrucieństwem
Chodzi może tylko o zemsty niemożność.
Ale w tym mnie nie ma
Obrazy atakują oczy wewnątrz głowy
Taka nicość życia z jednej strony i taki fantom z nicości z drugiej
Ani w tym ani w tym a tylko w drobnych radościach pomiędzy nimi
Jestem
Fantom (Frankenstein)
Czegoś brak w otępieniu, może wina
Analiza tej chwili spokoju to za mało
Obraz zakalec to za mało
Te wizje nie są koniecznością
Lecz pójście dalej będzie za parę minut koniecznością
trwanie w morzu lodów, w beczce smoły,
w klatce ze zdechłym trupem nie wystarczą jeśli
w coś się nie obleczą moje myśli i krew
Jest przecież czas, który rzeźbi szczyty
Jest ogień w kropli wody
duszo wróć do mnie
obiecuję zacząć nowe życie
Czy to jest pod kontrolą? Czy jest spontaniczne?
Może ani to, ani to, czyli rytuał
To siła rozpędu martwych myśli
po drodze gdzieś się zagubiła pełnia, równowaga i płynność życia
nieszczery Frankenstein
który nie umiał przyjąć ani dać miłości
aż stworzył w swoim mniemaniu doskonałego człowieka
o ogromnych potrzebach i niezgrabnego w swych
prośbach i prawdziwego do bólu
niepomszczone dziecko, które pamięta
samotność i odrzucenie i nienawiść
Brak wyobraźni, ostatnia pokutująca myśl z pragnień przeszłości
Samotność liści słońca i wiatru, które pragnę pozdrowić
dla mądrej sroki, dla mnie i ciebie i dla was
Oczy, które pragnę dotknąć słowem
Umysł to przecież mówiące oko
gdzieś pośrodku tego co małe i co wielkie
co na zewnątrz i co wewnątrz
Muszą się znaleźć obrazy i słowa,
które obudzą morza uczuć i dadzą szczęście i wolę
Miłość i nienawiść, głód i sytość nie dają pokus, nie uwodzą się
Jest trwaniem poza granicami, w spokoju lodowców
Pozbyty chęci pokonywania w sobie siebie
Kontroli zaniechał, zbyt zmęczony tam dotarł i wygasł,
by mieć swą szansę bycia i zdobył przypadkiem tą szansę
Chciałby skakać nad przepaściami, żeby wytrząsnąć życie lub ducha
ze swojego stwórcy..
można jego myślom zatruć treść i zagmatwać czynność
Jeśli jest samym duchem to można złapać go za gardło
i wytrząsnąć z niego jego trwały pobyt na planie barw,
a jeśli nie to można go obedrzeć ze skóry..
Zdjęcie we śnie
to było górą miastem
chorągiewki na murach, wynurzyło się z mgły jak łódź
kopiec tarasowy, nie widziałem mrówek ani ludzi
aparat nie przyjmował hasła, a mgła pokrywała łódź
gotową do zniknięcia lub odlotu
i zarazem to mgła czyniła ten widok prawdziwym
i chcąc go pokazać, tego ptaka, tego ducha kuzynce, musiałem się spieszyć
zanim mgła go zasłoni i okaże się, że ta mapa, proporczyk, tort
zniknie w nadprzestrzeni, albo że po prostu urok utopi się w codzienności
i chwila zachwytu zostanie zapomniana
a więc zmarnowana przez grzech, nieuchwycony ślad dzieciństwa
zbawiony kiedyś
rzeka i przejście na jej drugą stronę po słupkach i linkach
w pobliżu domu Natalii, czasów z Ojcem i ze mną na materacu
zdążyć przed zniknięciem widoku
..która to narodziła się przed 20 laty i dorosła dla wyzwolenia młodości
w chorym Ojcu rosła rosła jak pewny siebie krzew
i teraz ten sen się ziścił choć zamieszkany przez kogoś innego
będzie raczej
kto w fajniejszy dla niej sposób wskakuje na płynący materac
Zwierzę zawsze jest gotowe by pobiec za swoją panią
Armia życia
welonek Ludwik mój tata Aga
papużka Marian co przegrał z kontuzją od lepa na muchy
moja wina
ciała samotne obmywane rzeką, czasem
pełne winy i strachu
wyciągnięte z rzeki rozkoszy
budzą się do życia zjaw
żywy jest kompleksem pełnym ciepła i blasku
uchwytny i ciepły
światy lustrzane, taśmy odtwarzane to gorsze nawet niż nicość
nicość dla pewnej substancji to jej rozpad
a więc furtka śmierci
dla zmęczonych życiem
bo jak długo można być uwięzionym w labiryncie luster
wieczne teraz to nie moja chwila w której się posuwam
wraz z armią życia kul wizji ku spełnieniom
pomiędzy kwantami a nadprzestrzenią
te ostatnie mogą całować się w usta i ogon
„ciało i duch, pustynne kocha rumowiska
świeżą porosłe trawą“
dzień z życia Ludwika, papużki Mariana
taty, mnie, wszystkich
szczęśliwy dzień
i furtka przyzwoitej reinkarnacji
odprawmy Dziady, zaprośmy zmarłych na ucztę
i wyprawmy w podróż
by za rok już nie przyszli
niech odbicia na tafli z poza zasłony
wpromieniują się w krew
Wizje
Moc poczułem, ale obraz jest nędzny. Nie tego chce moc. Ale ja chcę jej.
Lecz nie uczyni mnie mocnym to zobrazowanie.
Nieświadome woli pobudki krystalizują się, a raczej
krystalizują się w nich nie tylko szlamy i brudy zwierzęce,
ale i boskie natchnienia, natchnienia mroku i światła.
Może to wybór mej duszy.
Wejrzenie, że to co się jako siła przedstawia jest obrazem słabości.
Pokonanie jej za pomocą wizji przewodnika
jest możliwe - tak - jest, ale wizja musi być prawdziwsza, czystsza,
bardziej boska, pociągająca, zrywająca z przeszłością,
z ziemią, nadciągająca, zdjęta z gwiazd, nadciągła z gwiazd,
z ich tańca i cienia i mroku i praw harmonii,
które ożywają w nas. Boskie zło i dobro.
Boskie piękno pociąga. Ale ono zjawia się na czystej glebie.
Sprzeciwia się pojęciu ewolucji.
To zmienia postać rzeczy
A po rozwikłaniu zagadki, po pożegnaniu rytuałów, pozostaje znów spokój i poczucie, że w niczym nie jest się silniejszym.
Jedynie idea walki i hartowania się wydaje się sensowna, by pokonać można było lenistwo i słabość.
Na końcu znów jest się słabym.
A najlepsze co można zrobić to zapomnieć i dać się pokonać miłości, być pokonanym przez łzy i ujrzeć i poczuć, że pod całą nienawiścią i buntem i zalęknieniem jest miłość do ludzi, zdradzona, poniżona miłość i żal, że się nie umie kochać, jedyna rzeczywista potrzeba. Potrzeba mówienia z ludźmi, patrzenia im w oczy, uśmiechania się. To, co czuł biedny pan Caravan po śmierci matki, gdy wracał znad rzeki. Że żyć się chce i że żyć to znaczy kochać. To zmienia postać rzeczy.
Belamonte/Bożydar, 10 september 2017
kamień ma przeszłość
rozmawia z dłonią zdobną w miecz i dłuto
jest użyczeniem piersi niewieście
procą w jakiejś wojnie
konaniem wiatru
czeka od dawna na przylgnięcie brzucha jaszczurki
na włączenie w ołtarz, na troskę..
podróżnik, rozpustnik, dopełniony wyobraźnią
zbiegły niewolnik i sędzia, treść snu
wiek jego sugeruje młodość
jeszcze nie dołączył do rozmów na swój temat
nie rozpadł się
wydaje się pociągać za sobą konieczność istnienia
wielu rzeczy, kamieniom obcych, gwiazd bliski
popychany w kierunku swej czarnej dziury, matki kamieni
przez kosmiczny wiatr, uciekający od jednej mgły
do mgły przyszłości, wciąż piaskiem broczący
na darmowej wycieczce obrazów zdarzeń
z kamienia lecą iskry na wszystkie strony
dochodzą w cele bezdusznych widm
w ich ruchu się roztapiają
śpiąc przechodzi przez żyły, rodzi się, pocałunki składa
przerwy wypełnione brakiem oddziaływań
pomiędzy gwiazdozbiorami rozsiane znaki przestankowe
to tylko iskry oczu, iskry kamieni
złudzenia narodów, wielkie motywacje
cele ostateczne wielkich nazw - ewolucji, ruchu mas
zamknięty sen, lot, noc, dzień
ziarno
Ta iskra to marzenie w świecie bezdusznych popchnięć
To ogień narodów
Belamonte/Bożydar, 1 july 2017
chciałbym, mam nadzieję, było by miło
ruszyć odmierzając czasoprzestrzeń
nie dzień, nie noc, nie teraz, nie nigdy
tylko wsiąść w śnieżną kulę czegoś
odprowadzania żony, wyprowadzania psa
gdy robotnice umysłowe wychodzą z wnętrz
podjechać z wnętrza głowy i zabrać jedną w deszcz
w spływ kajakami rynsztoków
w kaniony małego palca
zarzuciłem kiedyś dobrze wędkę
puzzle osiągają punkt krytyczny i układają się same
przed zjazdem mrowienie w żołądku
to wskazówki, ciężarki, liczniki
wszystko jest to samo
ale zaczyna się liczyć twój cień
i tak ten miernik ty-świat
wspólnie zdążacie do bezcelu po rozkosznych liniach
miej zaufanie do kuli
jednej z wielu mknących w przepaść
do Królestw Niebieskich i Wież Babel
polowania na drobne wzory
wosk spływa
ryby w akwarium szukają przejścia do labiryntu
syreny utwierdzają zaświat w świecie
wycinki z gazety o tobie
trzęsienia ziemi
spalin wąchanie
połowiczne zajęcia
pośpiechy i pady
przyczajenia i zrywy
przepis na ciasto
zmagania z kością i wyrób wierszy
zachwycających breloczków do pokazania światu
to szlaczek przedszkolaka
może hula hop z ruchem zwrotnym
może kula bilardowa
może kula biegnąca po kuli, łożysko światów
zaczynasz z kulą się wspinać
zostałeś złapany u jej podnóża
podniesiony z drogi
wspinasz się z ogromem twojego ka i ka kuli
a potem szczyt, a potem spadek
i kula oddaje cię ziemi
ale coś tam zawsze zostało
twój obieg się zamknął, on biegnie dalej
niezliczone śmieci zbiera
kiedy się wspinasz i kiedy spadasz
korzystasz z jego rozpędów
dążysz we wszystkich kierunkach
nocami śnisz sny młodości z centrum
wciąż puszczamy nowe kule
miej zaufanie do kuli, nie ufaj kuli
nie daj się policzyć, odnajdź takt
uspokój Aloszę i Iwana (Karamazowów)
odnajdź minimalizm zwierzęcy
Belamonte/Bożydar, 5 august 2017
takim miejscem do którego nigdy nie dojadę
jest Szklarska Poręba
tam czeka cień ostatniej szansy
moje życia sny i sobowtóry
punkty docelowe wszystkich podróży pociągami
jedno z nieb wschodu, Alfheim a może sen mamy
droga emigranta do świata dzieciństwa
w leśne trakty, fotografie, wielorakość rzeczywistości
wyczuwalna wszechobecność duchów pracujących pełną parą
księżyc, pyłek, ogrom, słowo w słowo, czyn w czyn
jak doskonałymi jesteśmy lustrami
„a wieczorem Muminki grzecznie idą spać“ śpiewa jej córka
rozmowa przenosi się do mansardy
ptaków śpiew przenosi się w nas
z kolejki linowej i widoków gór na horyzoncie do wnętrza
(zaniedbałem w życiu walkę)
tej rozważnej Łasce smukłej jak konar jodły
wyjętej z wazy Etrusków i umieszczonej wśród wakacyjnego gwaru
udało się nas wyratować, wyhaftować, wyśnić
i nie jest to koniec tylko spełnienie
i nie zaświat
żaden zaświat nie wynagrodzi zmarnowanego życia
Belamonte/Bożydar, 28 september 2019
Jesteśmy - jestem który jestem
Wspólnie przyglądamy się jak na koniach
jeżdżą inni zanim sami
będziemy jeździć na koniach
Wtedy tym, co nam się przyglądają
możemy rzucać tylko krótkie spojrzenia
Jak dorosnę to zostanę komarem
albo pasterzem komarów
bo radosnym pasterzem saren już byłem
Wszystko jest w tym przyglądaniu się,
potem robieniu samemu, całe zdanie:
Jak dorosnę..
Gdy wchodzimy do starego zapuszczonego ogrodu,
niektórzy nam się przyglądają, a my im
Potem sami spacerujemy po dzikim ogrodzie
i rzucamy ukradkowe spojrzenia tym
którzy przychodzą,
trochę dłuższe niż rzucalibyśmy z koni,
ale tak jak utrzymywaliśmy się na koniach
musimy utrzymywać się na spacerze,
jesteśmy jednak trochę zajęci spacerem
czy też raczej przebywaniem w ogrodzie
Tym, którzy tu już są dłużej z nami i tym
którzy nadchodzą i tym którzy tu byli przed nami
przyglądamy się
Najdłuższe są te pierwsze spojrzenia początkujących
Potem gdy już umiemy robić to dobrze
możemy patrzeć na tych co z nami dzielą
to miejsce i czynność i na początkujących -
tak samo sprawnie,
aż do lekkiego patrzenia, aż do beztroski,
aż do patrzenia na samych siebie
Oczy na plecach są jednak czujne cały czas
Niektóre spojrzenia nie są zbyt przyjazne,
drzewa są stare, wiele poległo, potęga nad głowami,
na dzikich stawach łowią ryby,
opryszkowie się przyglądają, pijacko, pożądliwie,
rabunkowo - zieleń i śmieci
(Po mrocznej wodzie mogły by pływać zwłoki Białej Bestii)
Czego ty tu szukasz sama dziewczyno?
Ale rzadko ludzie patrzą na siebie
twarzą w twarz bezpośrednio
bez towarzyszących okoliczności -
to chyba zakochanie lub atak
Miłość i nienawiść to porządek nad porządkami
albo pod porządkami
I tak wszystko ginie pod całunem z liści
lub dachem z liści
Ale odbiegłem od tematu,
czyli chyba opóźniam puentę,
chyba prawie dopiero zanim,
a więc może puenty nie ma
i to jest właśnie puenta
Belamonte/Bożydar, 28 july 2017
Tyś Durga, wolna łódź przez toń nieprzebytą istnień
która we wszystkich istotach mieszka jako sen
która we wszystkich istotach mieszka jako błąd
Nasienie Świata, Najwyższa Ułuda
A zatem zechciej usunąć wszystkie przeszkody w trzech światach
(Durgasaptasiati)
1. wiersz
liść świata sfrunął na czoło matki
ten świat zmiennych kontyngencji jest kulą
która nie gubi z siebie niczego
drzewa gubią liście
skóra naskórek
ludzie gubią myśli, liście gubią drzewa
kobiece włosy opadają, ktoś zbiera liście, włosy, myśli
kajakiem wpływa w zakole rzeki, która poszła dalej
pogoń zgubiła echa, echa zgubiły pogoń
odrzutowiec zostawił dźwięk za sobą
pogoń i odrzutowiec i kobiety i drzewa idą
a maruderzy i harcownicy plączą się pod nogami rzeki i pod skórą czasu
jak wspomnienia pod czaszką, chwila dźwiga wspomnienia
i gubi wspomnienia
2. Kontemplacja
żywy jest całością, całość gubi plemniki, włosy, pot, resztki do wynajęcia
puste mieszkania w których zadomowiły się myśli, w zamknięciu, energia w krążeniu
naelektryzowana poduszka, światłoczuła taśma
ruch, musi być ruch by krążyło w kółko wspomnienie - przez czucie
przez ciało, przez eter, suma energii myśli to duch, całość energii życia to dusza
odłączona może się rozproszyć, odłączona może powrócić,
sam duch drapieżnik nie istnieje
hibernacja utaja energię, labirynt czeka na Minotaura i energię
ciało energia myśl - święta trójca
transmigracja energii wejście w inny system zamknięty na jakiś czas dom, macicę, drzewo
nie ma przeszkód by duch z duszą poszli w stare i nowe domy
czemu nie ma zbyt wielu historii o duchach w nowym przeklętym domu
bo resztki szukają opuszczonych miejsc, podróżnicy oderwani może tylko zasnęli
a przenoszą się tunelami w czasie w materii wszędzie są otwory
panteizm - niepełne życie i śmierć dla wszystkiego
trójca nierozdzielna i rozdzielna
3. sen
kajak pływa wszędzie pogubione myśli i lustra i liście - jej włosy
ruszają się wiosła i kajak wznosi się
żeglujemy w błękit nieba powietrze jest gęste a my lekcy
i zataczamy nad jeziorem koła jak ptaki
lądowanie na tafli żegluga podniebna by obejrzeć okolicę
a może wysiądziemy na drzewie, a może na chmurze
jesteśmy latawcami wracamy trzeba zapłacić za kajak
Belamonte/Bożydar, 16 july 2017
nie lubię się rozbierać po przyjściu do domu
to takie nieodwracalne
nie lubię zasiadać z książką w fotelu
to takie nieodwracalne
nie lubię się rozbierać do snu
to takie nieodwracalne
nie lubię się rozbierać, trwać i kłaść
kończyć
lubię zmywać naczynia
wchodzić do wody
otwierać butelkę piwa
kłaść się spać
rozbierać się przed bunga bunga
ubierać po bunga bunga
śnić śnić śnić
rozmawiać z konowałem nie lubię
to takie bezsensowne
zakupy lubię
lubię gadkę szmatkę - to źle
psy lubię
kotów nie
deklaracje gustów i sympatii lubię
myślenia rozwiązującego, zapadającego milczenia
reakcji w sam raz na daną chwilę
nie lubię
kłamstwa nie lubię
kłamstwo jest końcem
brutalna prawda jest końcem
półśrodki są dobre
połowiczność
niepełne zaangażowanie
zły jest koniec The End
lepszy cdn
biec do ludzi
nie izolować się
umierać wśród ludzi
i żyć wśród ludzi
spać w skarpetkach
okularach
zostawiać trochę z obiadu
na zaczyn
na żur
nie izolować się
zamknięcie może się stać
nieodwracalne
Ostatnio nie lubię kończyć mówić
Ludzie mówili:
"Och panie, nie chcę już żyć, jestem zmęczona, tyle chorób
wie pan, depresja, och, niech pan zobaczy ile leków
syn w szpitalu. Mówi pan, że pana mama też miała
by pasy. Ale, och Boże. Żeby już tak nie żyć."
"Miałam ochotę iść w pole i krzyczeć, wyć, tak to się zaczęło,
iść w pole i wyć. Tak to się zaczęło.
Miałam ochotę iść przed siebie i krzyczeć.
Tylko praca w ogrodzie mnie uspokaja.
O, panie, muszę brać leki."
Początek podróży, a nie powrót do domu
Natali
Co ty możesz wiedzieć o narodzinach wiecznego towarzysza
w życiu,
trupa, który jest z tobą
Jesteś czystością, niewinnością jeszcze
młodością
i zdrowiem
Natali,
Natali,
Natali
Może jakaś jedna myśl tkwi nieodwracalnie w głowie.
Może to ona zatamowała przepływ.
Koniec
"Nie mogę się na niczym skupić."
"Zawsze prędzej czy później ten ból, takie śmieszne swędzenie
szczęki powraca i spokoju nie daje."
Nie mogę się skupić. Nie mogę skończyć.
Koniec Kartki.
Belamonte/Bożydar, 11 october 2017
I nastanie wiek maszyn
I maszyny umożliwią człowiekowi powrót do natury
A ciało jego będzie ciałem dowolnego automatu
Ale rozmnażać będzie się w kształcie ludzkim
I założył Belamonte winnicę w Sandomierzu
I przeszedł przez Bramę Opatowską
I gatunek ludzki w Belamonte odnalazł przyjaciela
I Belamonte nauczył się szczęścia
A szczęście było - być dla dla każdego przyjacielem
Znać każdego, pogadać z każdym
Stać się częścią małego miasteczka, zamku, wsi
I założyć winnicę
I wyprawiać wesela
I mieszkać w Rodzie jako bóstwo domowe
I zostać zaakceptowanym przez kota z Sandomierrza
I być wyplutym przez rzekę zmarłych przy końcu czasów
W kamieniu, liściu, bucie, aniołem, duchem
Jedną myślą, ciągiem myśli, ręką, wargą
Słyszeniem bicia dzwonu, drżeniem rozkoszy narodzin
Bo śmierci już nie będzie, umierania nie będzie, bólu nie będzie
Bo południe wrześniowe wstąpi, ta chwila trwania wstąpi
Wstąpiła, jest, zawsze była
Bo takie miasteczka odnajdują wieczne trwanie
I oto znikła dżungla
I oto chciwiec, cwaniak i partacz już nie operuje
Nastało oddanie pola walki
Chciwiec, cwaniak i partacz został zabity przez własny skalpel
Kto mieczem wojuje od miecza ginie
Dziecko robi erotyczne rysunki na lekcji matematyki
Maluje swoją przyszłą żonę z drugiej strony
Gołąb z drugiej strony powraca w cieniu gołębia z tej strony
Odnajdziesz prawdziwego gołębia w cieniu gołębia
Chcesz prawdy badaj cienie cieniów
W nich powraca świat pierwowzorów
Kwiaty przemówią, góry i doliny
Stary but rozpocznie drugie życie porzucony u studni na rynku
A podjęty przez żebraka z Sandomierza
I zacznie się sobie przypominać
I odda pole walki wspomnieniom i się sobie przypomni
W innym, obudzi i zaśnie
I odda się świtom i śmiejącym, objętym dziewczętom
I zniknie w teraz
Nieopisywalnym, nieokreślonym
Kamieniu rzeźbionym z cętek na skórze rzeki
Teraz
I zatrzyma się czas dla tego co stał się czasem
Ubrania się zrastają z nosicielami
Wszystko tworzy nowego-starego Boga
Który budzi się i zasypia
Kot z Sandomierza
Byt
Nicość
Belamonte/Bożydar, 14 july 2017
dziura Malstrom ziarna nicości
w całym continuum czaso-przestrzenno-świadomościowym
siedziba Matek
tego dziwnego ducha Kartezjusza, ni to energia, ni ciało, ni świadomość
Nica w drobinie, na krańcu,
a może to jest za lustrem, może to jest źródłem
ciemnym ekranem, podstawą myśli - wędrujących luster
(ziaren opowieści materialno przestrzennych)
śpiących ziaren i przebudzonych
miejsce kary i zesłania bogów albo ucieczki joginów i śmiertelnie chorych dusz
albo rozmyślań czystych Kartezjuszy i Husserlów
wolę ten budzący się i zasypiający świat i siebie w nim
i jego we mnie
przejścia w całej rozciągłości
pamięć materii - pamięć komórkowa - tożsamość (ja "własne"
uczestniczące w ja całości) - panpsychizm całości
świat przodków - równoczesność i przebudzenia
Mana jest wszędzie, zagęszcza się
na zewnątrz i w nas są tak samo duchy przodków
komunikacja jest poza tu-tam, zewnątrz-wewnątrz, teraz wieje wiatr
widzę i słyszę przodka w wietrze, szumie drzew
są tu i tam równocześnie
jestem tu i tam równocześnie
intuicja człowieka na początku drogi
mądrością na końcu
Belamonte/Bożydar, 12 july 2017
Czy tam jest skierowany ku podziemnemu czy nadziemnemu słońcu?
uśpiony Ojciec, zabity, zdradzony, zapomniany żywy - nigdy nie będzie taki sam
szukają go/ją Demeter i Izyda - matki, żony, siostry, przyroda w swych przemianach
a oni zrastają się pod ich staraniami i puszczają nowe pędy
te nowe pędy ku światłu to Horus, to Jezus, to Kora
Hades to Ozyrys, Izyda to zarazem Persefona i Kora i Maryja i Demeter, siostra zbawiciel
kobieta tajemna i widoczna, matka lub żona i siostra
ciągłość przemian to ona
to co ginie i wraca to duch życia wspólnoty, Syn Człowieczy, założyciel Rodu
w nim każdy z nas ma dom
ginie ale wraca
Mrok zabiera, Persefona i Ozyrys są zjednoczeni z Mrokiem
- zasada życiowa u podstaw zjednoczona z mrokiem -
Izyda i Demeter to akuszerki przy reinkarnacji dziecka życia, który był,
założył Miasto, zasadził Ogród, który będzie..
którzy odradzają się w dzieciach, są zasypianiem i przebudzeniami
Matki i Siostry są wiecznotrwałe, nie trzeba ich ratować
są Vorbiusem, są wężami, ich młyn nie zmiele, potrafią zejść i wyjść sobą
ale to nie Matki z Fausta, są zakochane w dzieciach, mężach, braciach, córkach
Matki z Fausta to-nie-my, Mrok to nie my
z Mroku przychodzą Horus i Kora i Jezus
Horus czuje mroczny zew Ojca i z łoża niemocy Izyda musi go wskrzeszać
zanim orszak Re ruszy dalej
Kora musi być małżonką Hadesa jako Persefona
Jezus musi trzy noce podróżować
Kora/Persefona, Horus/Ozyrys, Jezus/Jahwe
ku światłu nadziemnego Słońca idą przez światło podziemnego
Horus mści Ojca, zabija to, co Go zniszczyło, czyli Mrok, Seta
Persefona rozświetla mroki Hadesa, sen męża, obcość
Izyda, Demeter, Maryja płaczą, nawołują, pomagają odwrócić rozpad i stan wegetacji
wiecznego snu
i tak rodzą się, zmartwychwstają ich dzieci
Jezus też mści się za Ojca, mści się za wszystkie kozły ofiarne świata, pokonuje Szatana
odnawia Przymierze i jest Ojcem
bo wszyscy Oni są Jednym
Jest też Inny, jest Mrok, są i będą w Kole
Takie historie dzieją się cały czas
Belamonte/Bożydar, 2 october 2019
Jak różne są rodzaje odwagi tak i miłości
Nikt nie ma całej miłości i odwagi
Nie warto rozpatrywać zagadnienia jądra
Mam odwagę przejścia (rozkosz) niespokojnych nocy, snów
Więc stawiać czoło można Prudzianowi albo snom
i to i to jest odwaga - ?
na którą jednego stać, a drugiego nie
Sen I
był sen o wyniszczającej walce dwóch rodzin, stron
wzajemne niszczenie wspólnych podstaw
zanieczyszczanie, tworzenie środowiska Apokalipsy
ohydne bycie razem w drodze ku Pani Śmierci
ku jej przemożnej sile perswazji
Opowieść I
W pracy kolega opowiada o brudzie, wódzie w slumsach Częstochowy
jak nienawidzą się wzajemnie kobiety, mężczyźni, pijacy
i na barłóg z gównem w gazecie próbowała pociągnąć go pijana
I że większość albo się już zapiła albo skończyła z nożem w rzece
Więc to chyba wyjaśnił mi sen zanim to usłyszałem
wyniszczającą wzajemną nienawiść slumsów
Sen II
W kościele czy gmachu szkoły czy w zabudowaniach dworu
znalazłem w ogrodzie bajorko
gdzie śledziłem wojnę rozwielitek, najazd kosmitów
powstanie słabszych; innym takie zagłębienie było obce
Więc coś za sobą zniszczyłem, by wyjść poza kościół
Szedłem bez majtek, doszedłem do kresu posiadłości
i stwierdziłem że wrócę, koszulą zakryłem srom i jakoś tak
załapałem się na upojną jazdę już nie zabudowaniami ogrodami
- z depczącą mi po piętach pogonią, albo szukającą mnie grupą wsparcia,
pseudoratunku czy ubezwłasnowolnienia -
a wodnym rollercoasterem
góra dół, super powrót niegodnego lecz sprytnego
i chętnego na powrót do początku
(Uciekłem stamtąd chyba po tym, jak Oni nie zobaczyli w bajorze tego co ja,
a nawet ono wyschło za drugim ujrzeniem go przed ucieczką
Wtedy była podróż na północ, a potem powrót rollercosterem,
tak by nie zobaczyli mego sromu)
Opowieść II - jeszcze nie odnotowana
odwaga szamana, odwaga wojownika
dziecka, dorosłego, psa, kota
i ich spotykające się słabości
i zwalczające wszystko moce,
początki miłości
A Śmierć w metropolii Śmierci się jawi jako szelesty na grobach
bezkształtne stworzonka przemykające w mroku wzdłuż alej
- przesądni to ci co szanują wyobraźnię
Świadczą o Niej zdjęcia kobiet i mężczyzn
byli tacy sami jak ja, a nawet lepsi, bardziej żyjący
jednak stara ta nasza kultura cmentarzy
może i fałszywy wysiłek pamiętania
I Ona taka Pani Życia, której nie ma
Jak Bóg, uzmysłowiona przez te portrety jak Ktoś Kto Jest
- czyha za rogiem, zabiera, idzie z drugiej strony lustra na nasze spotkanie
samobójcza ręka jednak nie może tego uchwycić -
Jak wróg lub przyjaciel Ból, jak dobry Bóg - już o Nim mówiłem
Może On przynajmniej może powstać, nie jest pozornym ruchem wielu
- jako moc wielu
Na pewno jest tylko coś, np. Księżyc - są też fale i rozkosz przejścia
Raz na nim są bazy kosmitów
Raz dusze Ojców
Raz królestwa wróżek
A księżyc jest po prostu księżycem
Stworzonym do wycia
Wydrążonym przez Boga, ból, kosmitów lub nie wydrążonym
Tajemniczy jak to bajoro
Interpretowany świat jak u Dicka
..gdzie odeszło lato i dlaczego nie można odejść razem z nim
fale czegoś..
Belamonte/Bożydar, 30 september 2019
uciec ale dokąd, uciec ale gdzie, uciec ale z kim
w głąb lasu lub w siebie
co na jedno prawie wychodzi
spotykając kapliczki przydrożne i Bogów i Bestie,
które chcą cię przemienić
i tęczowe mosty
zostawiając swoje śpiące martwe rozpadające się ciało
na brzegu
zagubienie się w sobie i w świecie
by odkryć ten dziwnie oceniający błysk rozpoznania w oczach konia
swoje imię wymówione przez nieznajomą
(niepewne oparcie w siodle, pewna moc pod siodłem)
potłuczenie lustra w hotelu
przenoszące nas z powrotem do swych prawdziwych ja
a przy tłuczeniu szkła niektórzy się mogą poranić
jak ten ktoś zrzędliwy, chory, winny i płaczliwy
a la Obywatel Piszczyk, aktor -
marnota, a jednak rozbił lustro, znikł z hotelu
dziewczyna w zielonej bluzce, buntowniczka z wielu
wywyższających ją powodów, też zbiła lustro i widać było
jak śpi gdzieś z rumieńcami na twarzy, spokojnie
w czerwonej bluzce, jakby wróciła ze snu do siebie -
słodka, lżejsza
trzeba te wszystkie sny pomimo bólu odnaleźć
te warte rozpłynięcia się i te warte potłuczenia luster
w podążaniu naprzód
tak bez roztkliwiania
w poczuciu rosnącego apetytu na nowe umiejętności
we śnie na jawie
oszukując wizjami i prawami rozwoju dolegliwości ciała i duszy
polityka grubej kreski
i powrotu do siebie jako brzdąca,
śpiącej dziewczyny i znikającego pana Piszczka
to już z górki, czas żniw
Belamonte/Bożydar, 4 september 2017
serce przebite strzałą
runa młodości
piasek w klepsydrze
runa starości
grudniowy wiatr pociągi i waląca dykta u sąsiada
runa świadomości życia i nocy
żeby słyszeć wiatr trzeba żyć
żeby czuć jak rozrywa ciała szalonych Chrystusów
trzeba mocy
żeby stał się ciszą
trzeba bezsenności
życie to sen
przebudzenie to kontrapunkty dźwięków w ciszy
nie żadna muzyka
a walenie dykty
rzężenie konających
życie to dobra śmierć z modlitwy
dobra śmierć to jedna z wielu dobrych rzeczy życia
to nie wyrwany ze snu
przez ciszę która jest włócznią pioruna
tutaj czeka wulkan a za wulkanem cisza czyha na sen
a sen to porządek zmysłowy słodka metafora
cisza statku w przestworzach anielskiej łodzi
do której się wchodzi gdy Ziemia się skruszy a ty masz bilet
i wchodzisz na dach żeglującego wieżowca z basenami
kortami i dupami które gdy masz trochę kasy
nawet sobie możesz złapać za dupy
ale ty tę łódź zostawiłeś
z tą swoją kasą szukając starych kamienic z dziwkami
do których nie masz już telefonów
tak zostawić wznoszący się pałac
schodzić z kolorów latającego wzgórza
w tą szarą niższość
powrócić w niepewność kołyski śmierci
pomiędzy mury rozkruszające się
pod wpływem wylewu ze źródła ciemności
gwiezdnej nocy
musiał by jakiś powód po temu
chciałeś własnej woli zasługi ceny
bycia zauważonym przez parę oczu
zarejestrowanym w kosmicznej świadomości
jednego stworzenia które ci się odda
ale potem w tym śnie znów szukasz latawca
i nie możesz znaleźć
nie ma powrotu do tych dup
a są zaułki bieg szpary w murach
z których wylewa się woda światło i mrok
słychać odgłosy konających
dobrej i złej śmierci
zbliża się moment rozdzielenia Ziemi
nadchodzi Marianna
w ostatniej chwili stajesz się kałużą
ręką rybą oknem ziemią sobą
w odbiciu i rozgałęzieniu
wody światło i mrok
to runa końca
szum wiatru stuk dykty szum wiatru stuk dykty
ssss puk uuuu puk puk sssszuuuu puk
Belamonte/Bożydar, 7 july 2017
liczenie sądzenie
ty sądzisz ciebie sądzą
drzewa liście szata kibel wzrok
w twarze się wpatrujesz
tancerka słoneczna na parapecie wesoło jest liczona
szkoda że to nie takie proste
dopadają cię i sądzą choroby radości a taktu w tym brak
harmonię znajdź takt, melodię swego życia, pieśń
daj się policzyć i osądzić
braciom w obłędzie, w rozumie, w sercu
wszystko i wszystkich dźwigasz na barkach, przenosisz
nośność twego słowa, twego ciała
jesteś Atlasem
liczyć sądzić
święci są liczeni i grzesznicy
każdy jest liczony
nie liczony jest liczony
nie chodzi, nie rusza się a jest liczony
musisz się zanurzyć w tę matematykę ruchów
uczuć, zanurzenie jest konieczne
nigdy nie przestaną cię wyliczać, liczyć
ale jeśli odnajdziesz takt i się zanurzysz
przestaniesz słyszeć tykanie zegara
minut, sekund, tańczyć - być liczonym
wielu jest słuchających tego dźwięku
toczonych, wleczonych
w pustce
tylko im tancereczka z okna została
tylko ich puls nierówny
zgubili pieśń, nieszczęście
marzycielstwo i nieszczęście
choroba i ból
głupota i samotność
wyrok - żeby chociaż pięć minut
daj się poruszyć sobie, licz
musisz, licz się, pisz, nie bądź liczony, pisz
nie musisz liczyć się, pisz
pająk rozpina ostatnią sieć przyjemności
nad otchłanią zwątpienia
Belamonte/Bożydar, 3 july 2017
czarna wiosna - człowiecza zazdrość wobec ptaków
fala życia zatapiająca wyspy i gardła
za głosami przodków budzącymi się w gędźbie ptasiej
poprzez co słyszę ojca?
sójkę? może rybitwy?
tak wtargnęły w osiedle
zawłaszczyły ucho powietrza, toczą walkę
może ja jestem jego nieświadomym głosem?
- gołąb - place szerokie, odpoczynek przy źródle
trawiasty szepczący dywan
rzeka wiatru
skwarne sjesty
- .. - trel miłosny, szczęście nawołujące szczęście
rozlane wody, czas wodorostów
zdjęcia leśnych wykrotów
zaczajeń, świadkowanie mchu
pomoc gałęzi przemoc
błona na wszystkim co się wykluwa ze zgliszcz
nowy trel
nowy ryk
nowy ból
w głosach potoki, ucieczki, pogonie
pierwsi nauczyciele mowy pełzającej ludzkości
zapierające wdech chóralne oddawanie czci
przebłyskom słońca, ogrzewającej mocy
chłodnej bryzie
nie milczy się gdy budzi się życie
tak toczy się wiosna porywająca, czarna, nadziemno-podziemna
Jezus wzywający Łazarza
fala zatapiająca ogrody
dająca nośność myślom
nośność tysiącleci
szczęście ptaków a człowieka noc
nie zawsze tak było i jest i będzie
ale nie zawsze piękni i młodzi witają
ich wita i układa do snu i do boju w szyki
ile lat ma wiosna?
co nas nie zabije to nas wzmocni
albo osłabi
albo usunie zostawi - to zostawi - to porywa
to zostawia i porywa
to jakieś ciemne szczęście lasów
piękni i młodzi i szkaradni - bezlitośni
w swoim "bądź jak my albo spierdalaj"
każda wiosna to Dziady
pobudka grana zwłokom
przywoływanie jęku
wysupływanie wątku z chaosu ciszy i rozumu
zabijanie dzidą smoka zwątpienia
odkrywanie banału i
horyzontów horyzontów
to opowieść o kimś innym
który jest mną
wielki młyn który mógłby mnie zmielić
ale jest taki daleki
jak Betula pendula i inne wizerunki
innej siostry
krzyk Sójki pełen rozpaczy
wyprzedził Niobe, powtórzył
"gdzie one są, nie ma ich"
wrona krzyczy
"idzie Xerxes
idzie Xerxes"
dramat w którym czeka na nas rola
co za rola, co za rola..
Belamonte/Bożydar, 2 july 2017
ludzie mylą robienie czegoś razem z darami miłości
razem myślą, czują, rozumieją, umierają
razem rozumieć to obcość
razem czuć to nadal obcość
np. gdy wspólnie oglądamy corridę
gdy razem walimy gruchę
uśmiech też może być zaraźliwym tikiem
jak wspólne suszenie się bielizny na słońcu,
przepraszam, żab lub morsów
telefon dzwoni i miły głos zachęca cię do sprzedaży nerki
i nawet lubisz tę zdzirę
dobrze się z nią bawisz
ostrożnie, dar miłości - to złoto świata
nie wszystko złoto co się świeci
wszyscy razem mówią nad diamentami - Och!
diamenty zamieniają ten padół w grę świateł
nie są ciepłem matczynym
poświęcenie - złożenie na ołtarzu miłości
słodkich chwil rozkoszy
ale dzielenie się rozkoszą też
przejęcie się drugim jak własną kończyną spokoju i łaski
- oto diament, złoto świata, bajka
możesz popełnić samobójstwo lub żyć
kamieniu drzewo człowieku
wmontowana litość
skuteczna - nieskuteczna
Belamonte/Bożydar, 11 august 2017
idzie zwykły żuk z kulką gnoju
zwykły człowiek nie pytający o przyczynę przyczyn raka czy poza poza czasem bycie
w klepsydrze rzek
tak - gmatwaninie, pulsie
w zaniku stopnie nie wpatrzony
bo życie mu się lepiej ułożyło
i ma tak nawet z 50 lat
i jeszcze uważa że spełnienie snu o samiczce
co się wiąże z pracą - jest świętym Graalem oczekującym go
wierzący w to odjeżdża pociągiem i wierzy w te dale za horyzontami kuli
a ja wierzę w niego
w czarze ognia leków nie trzeba mu
źle poszło na giełdzie, kopnie tylko lekko psa
bo w psie czy człowieku nie widzi siebie, ale kopie sobie lekko
potem mu się noga podwinęła, baba przycisnęła, to zabił kogoś
ale Bóg mu przebaczył i tyranizuje w swej dobroci kamienie i serca
jaki ma czas kometa i jak wygląda tak pędzić przez
rasy gwiazdy dłonie lwów
kopyta psów
mogiła Anhellego
gdybym założył kapelusz jak ta cudowna pani z DPS-u
i widział czuł że się rozpadam
możliwy mąż robi mi zastrzyki w głowę
odpadają źle zszyte palce po trzeciej z kolei reanimacji
jestem nawiedzany przez duchy
to taki kapelusz sprawiłby że miałbym jaja
ale ja nie mam takiego kwiatu na głowie
jestem zwykłym człowiekiem bez jaj
Janosikowie, dyktatorzy i wielkie rozpustnice
dać im tylko trochę więcej pieniędzy
rozpalili ogień ambicji i rozkoszy tak wielki, że aż głupi, że ich spala
ale mały jak kulka żuka
ta kulka się stacza po zboczu a on biegnie za nią i upada
a ona toczy się dalej sama
i jakiś inny żuk ją przechwytuje
Belamonte/Bożydar, 24 september 2019
las otwarta przestrzeń
co ma się stać to się stanie ale ja tego chyba chciałem
chcenie wolne lub niechcenie
czy przyciąga to co ma się stać
czy więc mam ustawić chcenie do zgodności z dzianiem się
czy dzianie do zgodności z chceniem
myślę że dzianie do zgodności z chceniem bo jestem istotą żywą
i taką zostałem obdarzony naturą że działam a nie czekam
zmieniam stosownie do swej woli
lub marzę że mam moc przyciągania zjawisk ale to też jakieś działanie
tylko że umysłowe
tak przyciągam samice spojrzeniem -
rzeczy czują moją wolę, telefony gdy o kimś myślimy, sny o spotkaniach
które się urzeczywistniają
spotkania które się urzeczywistniają bo tego chcemy
energia myśli może być duża, całkiem duża, po to są
wspólne różańce
lecz działanie w oparciu o aktywność cielesną powinno górować
lecz jakim działaniem jest rozmowa
czy czysto fizyczną czy psychiczną czysto
Chcemy zgodności ze światem, naszej woli ze światem
Może więc zapaść w sen niedźwiedzia
Och jak usypia próchno spadających myśli
co się ma stać to się stanie a ja chcę spać
albo nie chcę lecz zasypiam
wola śmierci i życia, która we mnie - przeważa?
wola snu to połączona wola śmierci i życia, uspokojenie duszy
życia duszy w formach nieokreślonych
ludzkich zwierzęcych roślinno mineralnych, zasnąć w żywiole i obudzić się jak niedźwiedź
ze swoją duszą przebudzoną do życia a nie do snu czyli śmierci i życia
szukając wędrówek zabaw i przyjaźni i jedzenia, które jak to wie niedźwiedź
może być wegetariańskie, ale dieta służy przetrwaniu
więc może być i rybia i z ludzi złożona
bo jedzenie to uzupełnianie energii
którą zamienię w myśl i ciało i formę
Dostałem formę ludzką - Chcę gestów i spojrzeń ludzkich
w niedźwiedziach ludziach ptakach
chcemy boskości
niedźwiedzie ludzie ptaki
chcemy pamiętać o cieple matki
i pierwszych światłach rażących oczy, budzących krzyk
Sylvia Plath Sylvia Plath zostań moją żoną
wspólnie będziemy żyć pamiętając Boga
wszystko niech zostanie moją żoną
biorę sobie ciebie świecie za żonę
biorę sobie ciebie świecie za męża
Belamonte/Bożydar, 6 july 2017
czym ona zawiniła
a może zawinęła, ech nie
jednak zawinęła
przestrzeń czas soki przodków
jej kępki nie wyrwiesz do korzenia
zawsze coś zostanie
taka trawa
każe odnajdywać pracę w ogrodzie
pozycję dającą zapomnienie
pracę dającą zapomnienie
wyostrza słuch widzenie
myśli puszcza na zieloną polanę
drzewa krwawią, ludzie puszczają soki drzew
motyl - pierwszy niewinny znawca win
za nimi przyjdą inni
nieszczyciele radości
świadomości
konieczności
i nauczyciele
ech, trawo, po co ci to było
Belamonte/Bożydar, 9 september 2017
zjawisko pasmo jeszcze drzew
nieruchoma opaska na biodra lub taśma na czoło
na linii szeroko rozpięta, klarowna
wchłania ruchy
obserwuję to z nogą tkwiącą pod lodem
niebo odbija się w jeszcze wodzie
woda odbija się w niebie
nic nie tłumaczy zjawiania się tych trzech
ziemi nieba i wody
ziemia wyrosła pomiędzy nimi
a raczej to drzewa wyrosły pomiędzy nimi
nie sugerują ziemi,
drzewa sugerują ucztę dla umysłu
wstępują w oczy
potem już mocno nienasycony
tym pasmem spłowiałej zieleni
wydostaję się i idę na piwo
trzeba zachować to ciekawe przeżycie
nie zapomnieć tego spokoju
braku wynikania
braku miejsca dla siebie
nieokreśloności siebie na obrazie
chwili buntu protoplazmy
i za chwilę powrotu pomiędzy te drzewa
w to ich rozdzielanie klarowne
zanikanie punktów koncentracji
luki w karmie
gdyby nie faza bólu przez którą musi przejść
każdy organizm gdy się rodzi, umiera, zakochuje i budzi
to mógłbym utonąć już teraz, opaść na dno
a ten duch, mgiełka z dziecięcych rysunków
bo chyba tylko tak mógłby on wyglądać
osiadłby na tych drzewach, stał się treścią widoku
rozpuszczony
Belamonte/Bożydar, 7 september 2017
Nie wiem gdzie zamieszkało słońce
w czyim brzuchu się odradza
podświetla łabędzia i drzewo będąc ich życiem
krzakiem gorejącym ciała
wszystko odbija jego lot
jest lotu chwilowym skamienieniem
wyrazem słowem życia
spotkaniami by przelać z ust w usta grzeszne
święte piękne złe czyny
tego anioła upadłego która błądząc
dochodzi do prawdy
stare struny rozpadające się w promienie
kształty uczuć w poezji rozpryśnięte
wędrują wzbogacone
drogi światła
element wnoszący zmartwychwstanie
wyraz do twarzy
ogólniki i powszechniki z ciał miliona i nienawiści miliona
z wylanych łez
osoby i wartości w społecznościach mrówek i ryb
pomiędzy listowiem w perspektywie okna
moje oczekiwanie
okno - znaczący rekwizyt życia
Ona tu nie przyjdzie
nie wypełni mnie światłami
grzęźnie w pyle zagrzebana matka
odbita we wszystkim, daleko odrzuca mnie
pewnie szuka okazji by się zapomnieć
choć przekonuje o swej cnocie
Prawie nigdy do końca się nie zapomina
Tylko już czasem gdy nikt nie czuje jej bólu
Wszystko ją atakuje
podłogi, suszarki do włosów, dzieci, motocykliści
Jej własne nogi, lęki, piwo
niosą ją pod samochód,
by mogła zmarnować kolejną szansę,
a potem płakać i chcieć współczucia
Tylko śmierć może ją uspokoić
nie szanuje się
nasze podobne piekła zaprzyjaźniają się
bariera moja czy jej
Rozkosz tej słabości zawstydza ją,
tego nie może zabraknąć
i twarz ukrywa,
takiej twarzy się nie pokazuje
Wtedy się oddala, spełnia kieliszki
nie spełniając obowiązków miłości
lekceważąc wszystko
wesoła dziwną wesołością
życia swego szukając
już całkiem bez dokumentów
ale z oczami wciąż nieobecnymi
bez życia.
Belamonte/Bożydar, 24 april 2019
Bobry mądre
Żurawie za lasem lądujące Nad lasem kołujące
klangor do czegoś nawołujący
spotkania się i założenia smoczego plemienia?
Krowy łaskawe, ciekawskie, myślące
zmieniające poglądy ale łagodne
gdy muczą budzi się Chłopiec z morza
i wraca do podziemnej wioski
zasypanej naszą wioską
wynurza się pąk z rzek drzew
chłopiec ten to ty, to ciebie malował Pan malarz
- mówi tata - chyba był tam nad rzeką ze sztalugami
kiedy pozowałem do tego portretu nie wiem
ale ponoć to mój portret
dżinizm mówi że różnica między szczególnością a ogólnością
jest względna a nie absolutna
więc Chłopiec w słomkowym kapeluszu od tej pory dawnej
to ja do tej pory
bobry mądre, łaskawe krowy, mściwe psy, wielkoduszne wilki
węże zimni, nosiciele wyższej idei i wszystkie one
pozamieniane cechami, czyli poszczególne wyjątkowe ja
skowronek chyba dostał zawału, spadł jak kamień
Czy to się zdarza?
zawał serca u ptaszka w dzień mądrych bobrów pochowanych
i żurawi szykujących się do obrzędu drogi krzyżowej
albo rozpalenia ognia pod żeremiem
smoczy ludzie, waleczni budowniczowie, niełaskawi
białe bestie czyhające z igłami i pastylkami na nas
w pobliżu zlotu żurawi jest dom dziewięćdziesięcioletniej kobiety
której ostatnio się pogorszyło, ale do szpitala nie chciała pojechać
choć lekarz proponował
przyszedł więc ksiądz, poświęcił, ale jej się polepszyło na wiosnę
bo lepiej umrzeć w domu - jak to powiedział mi, że ona powiedziała -
rozmówca sąsiad dziś w porze biegania
Belamonte/Bożydar, 18 february 2019
Młyn na wodę
Woda na młyn
Słoneczny młyn
Młyn śpi w wodzie
Słońce śpi w świetle
Wiruje i gdy skończy się czas mielenia światła zginie wraz ze swoim światłem
Gdy skończą się ruchy koła co będzie z ziarnami ?
nie będzie chleba, atomów
nie będzie w nas Słońca, wody, energii
Rozsiało Siewca
Nic nie ginie Jeśli wyschnie strumień zostaje stare koło
A gdy zniknie Słońce zostanie Czerwony Olbrzym, skorupa, szkielet, trup
Kto pochowa Słońce ?
Krzyż na miejscu Słońca zostaje. Czy był zanim ono się tam zjawiło na swą
bezlitosną i miłosną słuzbę ?
Młyńskimi kołami mielącymi ziarna jesteśmy też my
Papkę przynoszą do naszych ust nasze małe paleniska
Które zgasną kiedyś też
Póki płynie strumień porusza młyn. Póki młyn pracuje płynie strumień. Znikają razem
Rzeki ciągle się zjawiają i znikają
Słońca i ludzie wychodzą z mroków, z zakamarków, z toni, z szaf
ziarna pokarmu dla nowych rzek rozpuszczone w ogromie
duchy strumieni słońc ludzi drzew czekają na krzyże i pokarm
fale pokarmu przychodzą i odchodzą
Belamonte/Bożydar, 1 february 2019
ziarna pokory gniewnie dręczą wilka
niekończący się zieleni krzyk błogosławi świadomość
warkoczące opary bestii o ścianę mchem porosłą
niepytajny problem zagląda do szklanki
chaos utwardził się w formy
sen komórki jął się spełniać
jej ręce sięgają w głąb usta trzepoczą jak motyl
ząb ściąga skórę z chleba z wampirycznym zacięciem
końcowa faza orgii to pobojowisko
strzały w nadprodukcji, typy w nadprodukcji
sen na wyrost niweczy trwałość życia
jest proroctwem
Proces niszczenia wzmaga miłość i zrozumienie doskonałości
tworu, który się niszczy, wtedy widać wszystkie niuanse,
to proces poznania - tym doskonalszy im powolniejszy,
precyzyjnieszy, przeciągany
ku wyższej doskonałości
Pobojowiska Padlinożercy Boga
Belamonte/Bożydar, 1 february 2019
długopis samopis - on tak pisze że jestem w ruchu ręki i wewnątrz smaku śniegu
katapultka sie w katarsis
smaku wyścielone wnętrze które czekało od początku by mnie znaleźć
bym je znalazł - moje - jest moje - jest ciąg wir odczuwań w kłótni i łzach
jestem
niektóre bestie też tak pewnie powracają z wygnania
lecz ja bym chciał w ramionach się przebudzić
w galopadzie planet Platona i koni w labiryntach luster
w wirze mego płomienia świecy
gdy się spalasz i zbliżasz do końca i z pustyni szukasz dróg znów
wahadło
on tam jest - na brzegu - w zaświatach
i tylko musimy się spotkać
katapultka sie w katarsis
rozkręcony mechanizm wszystkich mnie
Jest zamiarem, jest oczekiwaniem, jest pamięcią
jest w.. czymś, lub tylko w sobie
jest ziarnem energii
jest jednym i wieloma
to w niego się powraca
to on powraca
w chwilach szczęścia i zwycięstwa
lubi spać, lubi się budzić
lubi działać
nie lubi wegetować
nie lubi kiedyś
Zamkniętym jest się zawsze ale można być zamkniętym w planach ucisku
rozkoszy okręgach kulach skór pomiędzy bielą śniegu a słońcem
strzęp sztandaru moich myśli uczuć
i gdy nic się nie dzieje - co nie jest spowodowane opóźnieniem
a nie dzianiem się - sztandar marzeń, smar marzeń, odpłynięć poza teraz
- teraz nudne -
a teraz to postulat stającego się
to postulat niezmiennego
razem chcą usiąść, rozgościć się nad kieliszkiem ognia, skrzydeł rozwarciem
- rozmową i medytacją oscylujesz w tym i poza tym
wewnętrzny astronauto ślizgający się po smarze marzeń i opóźnień i zanurzeń
z których nie chcesz się wyrwać
bo choć jesteś w nich to nie - cały
zaplątany, z jądrem w którym spacerujesz ty wczorajszy, ty uparty, pamiętający
niezaspokojony,
więc w te poza tobą ale nie poza tobą wewnętrzny astronauto kolory i zapach
i wrażenia
leżące na śniegu pomiędzy tobą a słońcem niczym upolowane martwe natury,
kuropatwy,
chcesz wejść cały
długopis samopis wyciąga z ciebie twoje zamknięcia, chwile, domy
- coś akceptuje lub nie - teraz
pamiętający i te inne osoby
sprowadź na ziemię - sprowadź się na ziemię - sprowadzam
długopis samopis mój miecz, narzędzie, może różdżka, może dzida, pędzel
imadło obcęgi młotek, moja intuicja
muza zwierząt, pierwszych ludzi i tańca
pracy i majsterkowania
pocałunków i polowań
gięcia blach i opukiwania dla odprowadzania spalin
przenikania się znaczeń
gdyż komórka potrzebuje wentylacji
gdyż myśli muszą znajdować odpływ
gdyż powietrze musi być świeże by palić dalej w piecu
produkty procesu niszczą proces
gdyż piękna wygięta rura cieszy oko
pomiędzy jest a myślowym ogarnięciem jest jakiś plan działania
w który wchodzimy z przyjemnością
- potencjały ognia, potencjały ognia osoby chcą wejść w chwilę w czas
chcą wybuchnąć
chcą podboju - duch chce podboju - uwięzienia w wolności - uczestnictwa
- jest to miłośnik życia, jeździec, smakosz - jesteś w nim, nim, on chce być
w sobie bardziej - i po to ma mnie - ja i on się spotkamy oglądając filmy
różaniec życia odmówimy, kule chwil opóźnień zanurzeń nudy rozpaczy
marzeń i majsterkowań życia
znalazłem ten magiczny przedmiot, on znalazł mnie
rozsupłał węzły i wyprostował drogi
„Pojedziemy na łów, na łów, towarzyszu mój
na łów, na łów, na łowy
do zielonej dąbrowy, towarzyszu mój..“
Belamonte/Bożydar, 23 january 2018
Na rozdrożu szukamy wskazówek zegara
Naszego jutra, naszego wczoraj
Noclegu na wieczność
Domów w których możemy zamieszkać
Tej jednej i tego jedynego
Nieb ciemnych i nieb jasnych
Sobowtórów
Ogniska które w nas płonie i które nas pochłonie
Pragniemy zostawić runy, ryty, pamiątki po sobie
Dla tych co przyjdą po nas
Badamy rysunki chmur i ślady węży na piasku
Każdy kamień, każdy człowiek wyważa nas z posad
W górę czy w dół, w lewo czy w prawo, w przód czy w tył
Węch ducha jak u psa
Wycie taniec
Zdajemy się na wiatr
Właśnie pisze się nasza historia
Prześwitujemy jak na niedoświetlonej kliszy
Rozdroże nie jest każdego dnia
Belamonte/Bożydar, 17 february 2019
Skok, czy się udać może Mandala Chłopiec się przeciąga, szykuje, ma ogonek przed sobą
wskoczyć, zeskoczyć, wyskoczyć
zgnić, spopielić się, przygnieść ścianą jaskini
ja zawsze się boję wypaść ze skarpy i spadać
ogromna wysokość z której spadam
Powiedz mi jakiego umierania się boisz a powiem ci..
wszedłeś na wielką górę, coś robiłeś, zbierałeś bursztyny
prałeś, biegłeś, spałeś i nagle jesteś punktem na wysokości, możesz spaść
gruntu nie ma blisko, jest hen, hen, a ty stąpasz po powietrzu
ale jak długo - to ja które znika i nagle pojawia się ogrom
nie można przestać spadać, jest w ty jakieś wyrzucenie człowieka z brzucha
jedziemy tunelem i znika świat, zmiażdżenie przez utratę nieba
śmierć w centrum poza którym nic nie ma, zniknięcie doznań oprócz unieruchomienia
oprócz samotności przysypania ziemią, pochowania za życia Alana i Atmana
nie można się ruszać, jest w tym jakiś powrót do łona
na końcach gaśnie świeczka
gubi się ślad na piasku
przychodzi wielkie nic
albo kamera widzi zgliszcza, morze, ciemność
płonięcia nigdy nie czułem, tonięcia się nigdy nie spodziewałem
o mam
cios przestworzy i wody
nie spadanie ale bycie pożartym przez coś z głębi
trochę podobne do spadania w paszczę świętego rekina, ale tu paszcza zbliża się do ciebie
tak to pamiętam jakąś cząstką siebie
innych zjadają robaki, rozsypują się w piasek lub popiół
ale przedtem albo płoną gorączką gwiazdy albo gasną
lepiej chyba płonąć niż zapadać się gasnąc
myślę o szczepionych i bezbronnych jeszcze oseskach
jak w pierwszym dniu życia człowiek ma się bronić
czego będą się bać przez całe życie
Biała bestio zaszczep sama siebie
Belamonte/Bożydar, 19 january 2018
zasłony odsłoniły kobiece łąki
oko
łagodne kryształowe pole
do widzenia nakrzyczenia dania lania przyrodzie
przez siostrę bratu
bury czułej chorej
przez dziecko za zbytnią nieświadomość matce
za beztroskę odchodzącej z burzą
seledynowe oko
kłębiące się niebo, na brzuchu głowa
na piersi głowa ciężka marzy pierś ciężka głowa siostry
ciężarna kobieta
umierająca kobieta
nędzny wyrzutek na takim kwiecie się zawiesza
jak małpka i tonie
w oku
smakując ustami usta powoli
jakby się obierało ziemniaka w zamyślemiu
na skrawku skóry bogini składać nędzne odpadki
członek usta krew
różnie się nazywał ten rozczłonkowany młody mężczyzna
zraszanie winnic i pól
powrót rzeki w sad
w oko mądre w trójkącie
w dom rodzinny
w dom własny
w łzy
pierwsza i ostatnia sensowna rozmowa
foto-elektrony nowej świadomości
Belamonte/Bożydar, 1 february 2019
zamykam oczy snu
moją głowę porwał jastrząb
a nogi pląsają w trawie
gdy ołów walczy z jastrzębiem o głowę
niech zapłonie stos
(Lot otwartej agrafki we śnie)
Wajroczana zbudził się obrotami Ziemi
udał na bal
gdzie w górach i rzekach ciał i podziemi
w odkrytych i nieodkrytych jaskiniach
Rycerz Łabędzia bawi
znalazłem do morza klucz
bazgroł dziecka
zmalałem do zera
Roślinowiatr Rzekoptak Zwierzoczłek
Ziemiobóg
ku środkowi wchodzi z obrzeży
po spirali DNA idzie
zostawię zaszyfrowaną wiadomość
fale i ptaki ją przeniosą
niczym gałązkę oliwną dla Boga świata
nocą mam randkę z Zombi z ulicy obok torów
ciała się wzbudzają, drżenie wewnętrzne
przenika strzałą Abraksasa
spać, ludzie zajmują pozycje
z ciała staje się słowo
zanoszone przez obserwatorów albo samo rozpyla się
w rozciągłości ciał po granicach, enigmatycznie
a myśli są czepianiem się ścian studni
lecz ręce słabną
i potem znów fala z listem
dokonuje się organizacja piramid, wznoszenie, schodzenie
drzazga, pall, lot, koła, kule
cienie i słowa
w komunii snu
człeko-zwierzo-błyskawico-roślino-ziemio-bóg
spotkanie z bożkiem snu
Bogini Ziemia , Ziemiobóg (zapłodnienie
poród)
Bogoczłowiek
Belamonte/Bożydar, 8 october 2019
Ze snu
widzę rozproszone kłaczki, nierówną sierść przed zaśnięciem
z aurą doliny, wełny psa drzemiącego przed chatą
i dostępnością do jeziora oczu kobiet starców dzieci i kobiet
to wyprowadza na obłoków jeden krajobraz
też taki z dolinami i ścieżkami
dla ludzi kleszczy i mrówek
wędrujących w futrze we wnętrzu ku wnętrzu
karawany schodzące lawiny
sen i obłoki
dreszcze i zmarszczki na wodzie
z filmu z głowy potęgi obrazu co nie zatrzymał czasu, nie zatrzymuje
to przelewające się jarmarczne obrazki z wody i piasku i tak dalej
tajemnica że sierść i obłoki i smutek lub radość i ochota lub rozpacz
..ale spokój i radość jazdy konnej
głaskanie grzbietu, grzywy, ogona
to dlatego mówili że świat jest koniem
i oddawali konia w malignie wiary
by.. podtrzymać ogień
tak, doliny i trzęsienia ziemi i zapach
i dotyk
ogona i grzywy i sierści
koń wtapia się w obłoki, wchodzi w nie
rozpływa w horyzont i znika pod stopą dzieciny i węża
i czuje się go pod palcami i w oku na horyzoncie
jak odchodzą obłoki i przychodzą
ktoś szuka kleszczy, czyści świat
kupuje karmę dla zwierząt, mannę
bo z nich jest świat zbudowany
głębi
ze znaków które są zwierzętami w ruchu
jak patrzysz w otchłań otchłań spogląda na nas
i patrzy i boi się nas i kocha nas
odpoczywa w nas a my w niej
kleszcze - odpadają gdy się nasycą
i idą na pielgrzymkę
wciąż dalej i dalej
- wpite w ciało, kto wpina się w kleszcza?
koń mnie nie potrzebuje
ja potrzebuję konia -
jestem kleszczem?
przyczepiam się ale nie wysysam
i coś daję, głaszczę, pielęgnuję
nie chcę myśleć tylko o sobie
więc jestem karawaną
pasażerem w świecie
karawana ludzi w karawanie obłoków
w karawanie koni
wschód zachód
rytmy księżyca
amfibią
ludzie jak my nie chcą odpadać gdy się nasycą
tylko wraz z koniem obłokiem, w sierści, tęczami
po polu, w koło, w wirach
zamieniać się miejscami
zmieniać miejsca
wchodzić w senny obraz a może w materię
amfibią
podróże czegoś przez Pitagorasa koguta
wejść w senny obraz jako senna postać
gubić i znajdować ciągłość
zapominać zmiana przejście śmierć wybadać
do granicy aż jesteś.. ,kim, byłeś.. ,kim, będziesz..
koło
w ściany
w tym chodzi o spełnienie marzeń
a potem boskość
po przebiciu się przez ściany niemocy, bólu, chorób
przez drzwi
po ocaleniu duszy
bo stawką jest osiągnięcie nieśmiertelności lub los
służek Heleny z Fausta
„kto nie umiał zasłynąć..
ten jest cząstką żywiołów“
którym przeznaczone rozproszenie jako nawóz dusz
wysyłam swój sen poza te granice
wierząc w nieśmiertelność po śmierci
na zwiady jak konia
bo czymże jestem, może koniem właśnie, kaczką
To coś co idzie dalej
gdy ja tu utknąłem
nie jestże to sen
ta moja dusza
dzięki katapultom
Ale potrzeba jakiegoś przedmiotu, ręki, trampoliny
(może ból tym też jest - klamka)
za których pomocą to się przydarza
królestwo za konia
za długopis samopis
za ten jeden podmuch, świt
chwilę sprzed 100 tys. lat
To kosmici z moich starych wierszy
I po to jest ruch Amfibii żeby się spotykać na obracającym się kole
wymieniać miejscami (wszyscy i tak skończymy w zupie)
i spotykać siebie, kosmitów i zwierzęta
I może się jak Dan z Abrą z Doktora sen
by walczyć z zasilanym Furią, Szaleństwem niższego rodzaju,
tępotą bydlęcą i próżnością
- okrucieństwem wampirycznym, masz rację Erazmie
na końcu starcia
programów, słów, kultury, snów
jest miecz pięść strzelba
albo równocześnie
ale ostrze można odczuć tylko gdy
rozumiesz że to
starcie na śmierć i życie
na wszystkie argumenty
w tym na argument siły i kłamsta
Ty walczysz Prawdą
Głupcze Dartanianie
i teorii działania doskonałego
Najwięcej w tym jest przemian kolorów
studiów nad optyką i dźwiękiem
ruchu w dół i w górę
W tym jest sztuka i nauka zarazem
W tej podróży przez wiatry, czucia płytkie i głębokie, lody, ognie,
zapachy stajni
dlatego jakiś wierszyk o zachodzie słońca
i jakiś niciach pajęczych i o Matce
spojrzeniu sarny, pierwszej miłości
tłuczeniu kartofli czy o czymkolwiek
co należy do rozkoszy przejścia
jest czymś bardzo doniosłym
zdjęciem chmur
prognozą pogody na 100 lat wstecz
pomnikiem Boga
jeśli wierzyć Spinozie
w tej podróży
jeśli Nadaremność (Belamonte z tomu metafizyczne-bez podmiotu)
kłamie ci o samotności
pamiętaj że
„ból potrzebuje drzazgi
drzazga nie ma nic wspólnego z bólem“
Gospodarka bólem wiąże się z gospodarką rozkoszą
kto gospodaruje? - ano strzała (ja)
drzazga to miłość własna
tkwi w strzale
wyciągnięcie strzały z rany powoduje konanie
rana to ciało, to ból, to rozkosz
i nagrzeszenie myśli, bo
plułem ośmiornicą, czyli mądrością,
którą połknąłem z wodą,
która połknęła mnie,
ale którą wyplułem z siebie
jak pająka, który oplótł mnie
ale cały ten pająk, ta strzała
a raczej drzazga, ta ośmiornica
co sama siebie chce wyciągnąć za włosy
i ma trzy serca,
są zaplątane w gospodarkę bólem i rozkoszą
takie sieci, z których próbuje się
wyciągnąć ja, ale
- tą rybę, tą muchę, tego psa
- koniu, ty to zrób!
co można osiągnąć?
konanie to utrata ja czy przemiana?
jak długi to proces i czy ma sens, jeśli
ból może być bezimienny
- ból potrzebuje drzazgi
drzazga nie ma nic wspólnego z bólem
- a może
miłość własna może być usunięta, może
ma coś wspólnego z bólem
pewien ból więc może i tak zostać
po usunięciu strzały nawet
Może zostaje ta tajemnica gospodarki
bólem i rozkoszą,
tajemnicza gospodarka bólu i rozkoszy
potrzebująca pływaka
jeźdźca bez głowy, bez twarzy
głupca (szaleńca) bez strachu
Może trzeba, da się, wziąć tylko prysznic i
iść dalej
A ta chwila przed uchwyceniem pomnika w ruchu
to chwila przedśmiertnej skamieniałości
Więc nie można zawsze tego czuć
bo trzeba się ruszać
mniej czuć, mniej widzieć
nie dążyć ze światłem na krańce czasu
nie kamienieć
jak w Lekach na lęki rozpadającej się więzi, w Dalej
Andrzeja Kempy Bartosika równa się Belamonte
l dodane, d,z,j,p i r opuszczone
L - kolec - ukłucie pożądania, wprawiać w ruch, dynamizować,
studiować, nauczanie, przekraczanie, wysokość, określanie się,
tworzenie się, odkrywanie
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga