Penthesilea, 31 march 2012
Jam geniuszem
oraz wieszczem.
Czas zrozumieć
to nareszcie;
mnie należą
się peany,
więcej cukru
do śmietany.
Moje wiersze
- takie śliczne -
trzeba chwalić
bezkrytycznie.
Wiekopomne
dzieła tworzę
i porażam
każdym słowem.
Miodzio, cymes,
Palce lizać!
Z pióra mistrza
rozkosz spływa.
Padnij świecie
na kolana,
by dopieścić
g r a f o m a n a .
Penthesilea, 25 february 2012
a kiedy
całkiem noc
wykreśli z rzeczywistości
nasze twarze bezradnie staniesz
na krawędzi obłędu
jak żałosny karzeł
zabraknie
wówczas ci pochyleń
nad jednym wierszem aż do
puenty ugrzęzną słowa w czarnej
szybie wiatr przetasuje wszystkie błędy
zbyt
późno będzie
na powroty dłoń otrze się
o stal po ciemku i nigdy nieba
nie otworzysz i nigdy nie zapytasz czemu
Penthesilea, 17 october 2011
*
odwilż kopniakiem wyważyła drzwi
znów wierzę w samozapłon
potrwa krócej niż lato nad tundrą
na rzęsach skrapla się dzień polarny
przenoszę za linie turzyc
słoneczne adagio
rozsadzi spierzchniętą zmarzlinę
**
minutami zszywam rozdroża
wszystkie przyprowadzą do mnie
w jednym zbliżeniu
zanim horyzont zasnują kry
wyliżę ziemiankę pod wrzosowiskiem
gościnnie
***
przykleiły się do palców
gałązki wypowiedziane
w ptasim gnieździe
z dziupli parują nuty
po śnie zimowym
witaj
Penthesilea, 26 october 2011
Podziękuj, że pozwoliłam ci wyzionąć ducha
prosto w moje oczy. Ciosy spływają
po obnażonych gałązkach zeszłorocznych modrzewi
ku pamięci
Poczuj każdym kręgiem twardość lawin,
na rozkaz, poszły w ruch krzemienne odłupki.
Rozcinam skórę w poszukiwaniu membran, wiotczejących
pod cierpliwym ostrzem. Patrz, jak się przybliżam, oddalam
i zachodzę mgłą.
Sic itur ad astra;
teraz przyjmiesz bezgłośnie
ostatni powidok, nie ma
odwrotu.
Penthesilea, 21 june 2012
łopiany przy drodze
rzucają coraz dłuższe cienie
z dnia na dzień
uśmiech na wadze przybiera
nie wiadomo dlaczego
w dłoni
kamień lekko omszały i śliski
kto jest bez winy
czekanie bez odroczenia
zasklepiają się dni
czas na zmiany
trzeba wstać z kolan
półmrok zarósł trawą
błotnisty dukt poorały ślady furmanek
z wyboru tędy
żeby było trudniej
niż wszyscy wiedzą
deszcze wypełnią koleiny
kara zawsze przychodzi za późno
Penthesilea, 31 march 2012
Ten pejzaż zbyt surowy; szorstkie wrzosowisko.
Stanęłam w zawahaniu - ani kroku dalej.
Przecinam pogranicza rozedrganą myślą;
będziemy żyć dla siebie, ale nigdy razem.
- Potrafisz mnie pokochać? - suitą niespokojną
głos spala kilometry. - Czy wiesz, o co prosisz?
Choć chwile chcę przemienić szeptem w nieskończoność,
to prędzej nas ukarze wspólna noc, niż olśni.
Gdy jednak na bezdrożach wszystkie skały zgadnę,
ciernistym okamgnieniom dzielnie stawię czoła,
przetoczą się pieszczoty przez klepsydry w transie.
Zaufam po raz drugi. Jeszcze bardziej twoja.
Penthesilea, 14 march 2012
Słońce rysuję
co dzień na lustrze,
złote pastele
łamię o uśmiech.
Lekkość dla ludzi;
spektakl głupoty,
a łzy płyną,
a łzy płyną każdej nocy.
Wszelkie wyścigi
mam już wygrane,
zdzieram z przeszłości
lepkie miraże.
Splendor zabarwia
chwile podziwem,
a łzy moje,
a łzy moje są prawdziwe.
Róże pod stopy,
triumf na pokaz.
Nikt mnie nie złamie,
nikt nie pokona.
Zewsząd pochlebstwa,
sztuczne uznanie,
a łzy ogniem,
a łzy ogniem trawią pamięć.
Miażdżę świat słowem
pełnym pogardy,
niech drżą ze strachu
błazny i karły.
Los chciał na szyi
pętlę zacisnąć,
a łzy dzisiaj,
a łzy dzisiaj rzekły wszystko.
Penthesilea, 29 february 2012
Introitus
Powrót; gniazdo czeka
w zakamarku przybrzeżnej
skały, nienaruszone. Zakryte przed
oczami, jak miłosne znamię, wtapia się w biel;
pomieści nas dwoje i wszystkie fale, morskie, radiowe;
kilka kamyków odłupanych dziobem spada w morze. Ucichnę.
Interludium
Zatokę wypełnia płynny cień; ciemnieje i błękitnieje
na przemian. Powrót. Na plaży pusta blaszana puszka
wypełnia się deszczówką. Nawet księżyc ma smak soli,
przyjmuję na długo, mięśnie rozgrzewa piasek,
przesypujesz nieśpiesznie przez oddechy; dobrze mi teraz,
dobrze mi tak, przełamana na pół tajemnica; głęboko
mówię.
Coda
Ruch wznoszący, jakby możliwe było latanie pod ziemią,
rozdarcie piasku nieopierzonymi łokciami. Powrót. Czekałeś,
coraz krótsze odcinki czasu, połamane patyki
pod stopami, lekko; wczoraj zarosło, niczym
rozpadlina muru. Jutro odpływa
w cieśniny, barwy. Obmywają spękane
ręce do ostatniej kołysanki.
Penthesilea, 31 march 2012
Otwarty kanał;
każdy może wejść. Po kilku mocniejszych
będzie dziecinnie łatwa,
rozerwie fastrygę.
Bujaj chuja.
Stoją w szeregu na sztorc
jeden, drugi, następny.
Wychrypiała – mój ci jest.
Cięcie.
To bez znaczenia. Pod wodą
rozdyma się ścierwo,
zaprasza do śluzy wyszczerzonej
między odnóżami
nosiła żyletki;
może kiedyś...
Penthesilea, 27 february 2012
Gdyby
zaistniała
taka konieczność,
oddałabym życie. Prosta
decyzja podjęta na linii strzału.
Ale wykoleiłam się z miejsca i czasu.
Jedyne poświęcenie, zamilknąć na długo,
aż słowa zwłóknieją, by nigdy więcej nie stać się
ciałem.
* R. Śliwonik, "Okruchy sierpnia"
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
5 may 2024
0505wiesiek
5 may 2024
N2absynt
5 may 2024
Poetic JusticeSatish Verma
4 may 2024
N1absynt
4 may 2024
Izerska rzekakalik
4 may 2024
0405wiesiek
4 may 2024
Suffering Was RightSatish Verma
3 may 2024
M1absynt
3 may 2024
0305wiesiek
3 may 2024
I Was LostSatish Verma