22 december 2014

Spełnione obietnice – recenzja książki „Obietnica poranka”.

Autor – Romain Gary
Tytuł oryginalny – „La promesse de l'aube”
Tłumaczenie – Jerzy Pański
 
Niełatwo mi już pisać po polsku. A przecież kiedyś – nawet nie tak dawno: trzydzieści pięć lat temu – pisałem po polsku wiersze, kochałem się w polskiej poezji, chodziłem do szkoły Kreczmara na Wilczej… kto wie, może nawet po polsku myślałem – powiedział Romain Gary w przedmowie do wydania polskiego w 1964 roku.
 
Kim więc był?
 
Romain Gary – a właściwie Roman Kacew, urodził się w Moskwie w 1914 roku. Jego matka, Nina Kacew, uciekła z Rosji do Wilna, stamtąd przeniosła się wraz z synem do Warszawy i następnie w 1927 roku wyjechała do Nicei.
 
Gary studiował prawo w Paryżu, na początku II wojny światowej wstąpił do francuskich sił zbrojnych jako lotnik, a po wkroczeniu Niemców zbiegł do Anglii, gdzie służył w siłach „Wolnej Francji”. Po wojnie rozpoczął karierę dyplomatyczną, obejmując coraz to wyższe stanowiska. Jednocześnie pisał i publikował. Jako jedyny otrzymał dwukrotnie prestiżową nagrodę Goncourtów, zdobywając ją po raz drugi pod pseudonimem Emile Ajar.
 
Dlaczego rozpoczęłam recenzję od podania tych informacji, mimo że Romain Gary sam opowiada w książce o sobie?
Otóż, całą karierę przepowiedziała mu w dzieciństwie matka.
 
I to o jej wpływie na życie autora traktuje ta powieść.
 
Wraz z miłością matczyną, życie składa nam o świcie obietnicę, której nigdy nie dotrzymuje – napisał Gary, mając na myśli, że temu uczuciu nie potrafi potem już nic dorównać.

Samotna, borykająca się z losem kobieta, zagorzała frankofilka, której największym marzeniem było zamieszkać we Francji, swojego jedynego syna od urodzenia traktowała jak udzielnego księcia i największy skarb, wymyślając mu świetlaną przyszłość pisarza i dyplomaty.
Nie dość tego jednak. Wymyślając, miała jeszcze odwagę to głosić.
 
Nędzne mieszczańskie pluskwy! Nie wiecie, z kim macie zaszczyt mówić! Mój syn będzie ambasadorem francuskim, kawalerem Legii Honorowej, wielkim pisarzem dramatycznym, Ibsenem, Gabrielem d’Annunzio! Będzie… szukała przez chwilę czegoś zgoła miażdżącego, najdosadniejszego i ostatecznego świadectwa ziemskiej kariery: Będzie się ubierał w Londynie!
 
Romain Gary spełnił oczekiwania matki, tak jakby także on o świcie przyrzekł coś, czego dotrzymanie stało się priorytetem w jego życiu. W książce ujął to w ten sposób:
 
Lepiej może dla jasności powiedzieć od razu, że jestem obecnie Konsulem Generalnym Francji, Compagnion de la Liberation, oficerem Legii Honorowej i że jeśli nie zostałem Ibsenem ani Gabrielem d’Annunzio, to nie dlatego, bym się o to nie starał. I żeby nie było nieporozumień: ubieram się w Londynie. Nie znoszę angielskiego kroju, ale nie mam wyboru.
 
Mimo że matka często budziła zniecierpliwienie czy nawet irytację pisarza, mówi jednak o niej z czułym podziwem, jako o kimś, kto choć zaskakiwał go na każdym kroku, stanowił jednocześnie jego podporę i siłę. I to poczucie odpowiedzialności za spełnienie jej marzeń nie pozwoliło mu umrzeć w czasie wojny, a wielokrotnie jeszcze stanowiło determinujący działania czynnik w jego życiu.
 
Nic nie mogło mi się stać, skoro byłem jej happy endem – napisał.
 
Opowiada więc o matce od początku do końca powieści, sprawiając, że jest to w dużej mierze także jej biografia. I przyznaje, że to, co od niej otrzymał, czyli bezwarunkową miłość i wiarę, pozostało niedoścignionym wzorcem w jego życiu.
 
Wszędzie, dokąd pójdziemy, nosimy w sobie truciznę porównań i czas mija na oczekiwaniu tego, co już kiedyś otrzymaliśmy – powiedział z nostalgią.
 
A otrzymał bardzo wiele. Nie tylko uczuć.
Dla niego ta szczupła, podstarzała kobieta z nieodłącznym, mimo cukrzycy, papierosem w ustach, a w miarę upływu czasu z równie nieodłączną laseczką w dłoni, imała się przeróżnych zajęć. Dla niego wielokrotnie znosiła upokorzenie, narażała się na śmieszność czy wzbudzała litość. Lecz nic nigdy nie zachwiało jej przekonaniem, że Romana czeka wspaniała przyszłość i kariera. Paradoksalnie potrafiła zadbać o niego nawet po swojej śmierci i opowieść o tym należy do jednej z najbardziej wzruszających w książce.
 
Powieść pełna jest zresztą wspaniale opowiedzianych historii i jeżeli nawet w tle przewija się najczęściej postać matki, to ważne są przemyślenia, jakie temu towarzyszą, i które najlepiej świadczą o istocie człowieczeństwa ich autora.
 
Do mojej ulubionej należy opowieść o panu Piekielnym z ulicy Wielka Pohulanka numer 16 w Wilnie. Także pewnego rodzaju dowód, że Romain Gary spełnił obietnicę daną nie tylko matce.
 
Pan Piekielny szary, skromny człowieczek, przejęty roztaczaną przez Ninę Kacew wizją dyplomatycznej kariery Romana, często zapraszał go na rachatłukum. Pewnego dnia…
 
Zniżył głos. – No więc! Kiedy się spotkasz z wybitnymi osobistościami, z kimś bardzo ważnym, przyrzeknij mi, że im powiesz… Płomień niedorzecznej ambicji błysnął nagle w jego mysich oczach. – Przyrzeknij mi, że im powiesz: „Na Wielkiej Pohulance, w Wilnie, pod numerem szesnastym mieszkał niejaki pan Piekielny”…
 
Informację tę Romain Gary przekazał po latach królowej angielskiej, a potem podawał ją przy każdej okazji:
Z trybuny ONZ i w gmachu ambasady w Londynie, w Pałacu Federalnym, w Berlinie i Pałacu Elizejskim, wobec de Gaulle’a i ministra Wyszyńskiego, wobec najwyższych dygnitarzy i budowniczych przyszłych tysiącleci…
Jak pisze: …z radością mogłem nawet niejednokrotnie obwieścić w telewizji amerykańskiej, wobec dziesiątków milionów widzów, że pod numerem 16 na Wielkiej Pohulance w Wilnie mieszkał niejaki pan Piekielny; pokój jego duszy.
 
„Obietnica poranka” to nie tylko pięknie i mądrze napisana książka, pełna przemyśleń i subtelnego, choć często podszytego nostalgią poczucia humoru.
 
Humor jest afirmacją godności, deklaracją wyższości człowieka nad wszystkim, co mu się przytrafia – napisał kiedyś Gary, a w powieści dodał: Zawsze tkwi we mnie coś, co nie przestaje się uśmiechać.
 
„Obietnica…” to także dowód, że życie mimo wszystko potrafi niekiedy spełniać  marzenia, zwłaszcza gdy się o nie walczy.
 
Romain Gary zmarł śmiercią samobójczą w 1980 roku.
 
Wydaje mi się czasem, że sam już żyję tylko z grzeczności i że jeśli pozwalam jeszcze bić memu sercu, to tylko dlatego, że bardzo lubię zwierzęta…
 
W świetle tego, co napisał jako Emil Ajar, a mianowicie, że gdy człowiek do niczego się już nie nadaje, powinien odejść – był wierny także swoim słowom.
 
 



Dla Damiana Paradoksa.


number of comments: 20 | rating: 7 |  more 

Aśćka,  

tego dnia coś przestało się w nim uśmiechać. Recenzja takie jak lubię, nie przesłania autora, ale go na spokojnie uwydatnia:)

report |

Aśćka,  

i Tobie Miladoro - Wspaniałych Świąt!!!! :) i podobnego Sylwestra:)

report |

Miladora,  

Dziękuję, Waćpanno. :) I Wszystkie Dobrego Świątecznego. :) - musiałam poprawić, bo nie znoszę literówek, więc skasowałam i zamieściłam ponownie. :))) Miłej zabawy na Sylwestra. :)

report |

Ania Ostrowska,  

przeczytałam ze smakiem i zaraz poleciałam sprawdzić dostępność, ale google powiedziały, że ani w MPIK-u ani w Merlinie nie jest do kupienia :(( wiesz może, gdzie jest? szkoda ze tak późno, to byłby znakomity pomysł podchoinkowy :(

report |

Miladora,  

Jest na allegro - http://allegro.pl/listing/listing.php?order=m

report |

Ania Ostrowska,  

aha, wielkie dzięki :)

report |

ApisTaur,  

A ja już mam:-) / przerażajaca jest pojemność intertu //:-)

report |

Miladora,  

A co - nie czytałeś tego jeszcze, Apisku? :) No to się w wielu miejscach ubawisz. :) Zwłaszcza przy sztuce miłosnej czeladnika Miszki. :)))

report |

ApisTaur,  

Mam teraz okazję nadrobić zaległości, kto chce mogę również udostępnić w formie ebooka. :-)

report |

Miladora,  

Na szczęście mam na papierze. :)

report |

ApisTaur,  

mam czytnik z czysto prozaicznego powodu / miejsce / kasa / szybkość odnalezienia interesujacej książki/ wiem / nie ten urok co papier / ale na dobrym czytniku złudzenie 'kartkowe' jest osiągalne //:-)

report |

Miladora,  

Wiem - i czytnik mieści dużo książek. :)

report |

ApisTaur,  

no tak / moja 'biblioteczka' ma coś około dwóch tysięcy tytułów / nie wszystko dam radę przeczytać / ale mam naturę zbieracza //:-)

report |

Damian Paradoks,  

masz siłę przebicia, Miladora :) . O ile pamiętam Romain Gary również siedział w filmie. Krytycy podkreślają jego związek nietypowy ze swoją matką. Chyba siedział pod jej kapeluszem. Pięknie napisałaś, Milusiu. Motywujesz do odkurzenia egzemplarza z półki :)

report |

Miladora,  

A owszem, siedział w filmie, ponieważ jego drugą żoną była Jean Seberg - pamiętna z filmu "Witaj, smutku" wg książki Francoise Sagan. Zresztą też popełniła samobójstwo. Czy Gary siedział pod kapeluszem matki? Na pewno zdominowała jego dzieciństwo i wiele razy się za nią wstydził, ale to była nietuzinkowa kobieta i nie sądzę, by bez jej motywacji osiągnął to, co osiągnął. :) Na pewno nie będziesz żałował przeczytania tej książki, Damiuś. :)

report |

Damian Paradoks,  

Jeśli jej nie przeczytałem to dlatego że nawiązuje bezpośrednio do wojny i samolotów. Czasem mam uprzedzenia bo czegoś było za dużo. Z pewnością pod choinkę dostanę lekturę. Więc ta poczeka. Ale przeczytam na pewno :)

report |

Miladora,  

Nie nawiązuje aż tak, by było nużące. :) Ten temat Gary traktuje jakby bardziej anegdotycznie, a nie historycznie. :)

report |

Damian Paradoks,  

wygładzasz, Milusiu ;) Przypomina mi to moje własne wejście do księgarni na rogu. Zagaduję czasem panią co by tu poczytać. Pani pyta: a jaką mniej więcej chce pan? A ja odpowiadam: ani i pierwszej wojnie światowej ani o żadnej innej, ani o żydach ani o arabach, ani o polityce, religii, sztuce i kulturze, i coś lokalnego być musi o Francji i we Francji. I wtedy Pani z księgarni całą swą wiedzę i kompetencje zaprzęga by coś dla mnie znaleźć ;)

report |

Miladora,  

A ja po prostu kartkuję książki. :)

report |

Damian Paradoks,  

:) 'La promesse de l'aube' - właśnie jją skończyłem - polecane przez Ciebie, Miladora. Style piękny, biografia niezwykła niemal wszystko chciałoby się zacytować. Nie czytam autobiografii i tu jest wyjątek. A znam Romain Gary bo dwie jego pozycje już przeczytałem. Jest niezwykły. Styl piękny. Tak pisać o sobie nie każdy potrafi. Ale jak sam autor się zastrzega to nie tylko o nim samym (bo niby w pierwszej osobie) ale o każdym z nas. Przyznam, że nie mam tak bogatego życia Jak Gary ale jakoś wchodzi się w jego rolę. Nie dostrzegam typowego dla autobiografii afiszowania się ani upiększania jak choinkę na Boże Narodzenie. Może da się wyczuć lekki pośpiech autora by zakończyć w końcu autobiografię. Mówią, że to jest fenomen znużenia i chęci urwania jak najszybciej bo już starczy tego. Ale autor wybrnął jakoś tylko że końcówka wydała mi się mniej ciekawa. A sam finał (historia listów od matki) daje się przewidzieć w miarę czytania. Ale dla mnie jest to historia o niezwykłej kobiecie - matce Romain Gary. Piękna historia :). No i ten dar niezwykły dobrego pisania :)

report |




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1