27 august 2011

Prawdziwa historia Adama i Ewy

Człowiek przestał być niewinny, gdy utracił instynkt, a więc
grzechem pierworodnym człowieka jest jego świadomość.
              
Prawdziwa historia Adama i Ewy
 
Usłyszałem jakiś dźwięk...
- Adamie! - Dźwięk skonkretyzował się w głos.
Było ciepło i ciemno...
Nagle pojawiła się szczelina światła. Coraz większa. Jakby coś drgało. Otworzyłem to coś. Jasność poraziła mnie.
- Co widzisz? - odezwał się głos.
Jakaś część mnie podążyła w ślad za nim. Wirujące plamy światła i kolorów zlały się w jeden rozwichrzony kształt. Wiedziałem, że to Bóg i mój Ojciec, choć nie rozumiałem, co to oznacza.
- Wstań - powiedział ten mój Bóg i mój Ojciec i wszystko we mnie sprężyło się posłusznie, a jakaś siła uniosła ciało ku górze. Stałem. Patrzyłem. Widziałem. Słyszałem. Czułem. Istniałem!!!
- A to jest twoja żona, Ewa - powiedział Bóg-i-mój-Ojciec.
- Za dużo naraz - przemknęło tam, gdzie kończyłem się u góry - Co to jest żonaewa?!
- Odwróć się! - rozkazał głos.
Coś przekręciło mnie w bok. Zza powiek (oczy, oczy - podszepnął BógimójOjciec) wyłonił się następny, nieco mniej rozwichrzony kształt.
- Nawet całkiem przyjemny - uznały moje, jak im tam, oczy.
- A teraz idźcie i rozmnażajcie się - machnął czymś BógimójOjciec (to była ręka, takie długie coś z wypustkami) i zniknął, zanim zdążyłem dowiedzieć się, czego ode mnie wymaga.
Zostaliśmy sami.
- Do you speak English? - zapytałem.
Kształt zwany żonaewa milczał i gapił się na mnie.
- BożemójOjcze! - krzyknąłem w niebo, takie niebieskie byle co nad moją głową. - Toto nie gada!
- Cholera! - zdenerwował się Bógojciec, materializując się nagle przede mną. - Nie możesz mówić po ludzku?!
- Cholera, nie możesz gadać po ludzku? - powtórzyła Żonaewa.
- Kwiaty… Daj jej jakieś kwiaty - ponaglił szeptem Bógojciec. - I będziesz miał z głowy.
- Ją będę miał z głowy? - spytałem z nadzieją.
- Nie wytrzymam! - jęknął Bóg, łapiąc się za skronie.
- Boziuojcze - zaszczebiotała w tym momencie Żonaewa. - On jest przecież strasznie głupi!
- Nie szkodzi, córeczko, nie szkodzi - uspokajał Bógojciec. - Łatwiej ci przyjdzie nim kierować. - Co ja mówię! - zreflektował się nagle.
Nie wierzyłem własnym uszom.
- Et tu, Brutus, contra me?! - spytałem gniewnie, zaciskając pięści.*
- Niedobrze - mruknął Bógojciec i ze świstem wciągnął powietrze.
Zrobiło się ciemno. Zniknąłem!
__________________________________________________________
 
- Coś poszło nie tak... -  powiedział do siebie Bóg, pochylając się nad kupką gliny.
- Panie - odezwała się z tyłu Ewa. - A co będzie ze mną?
- Jeszcze tu jesteś? - Bóg odwrócił głowę. - No cóż, na razie pójdziesz spać...
- Sama??? - nie wytrzymała Ewa.
- Więc wolisz mężczyznę czy kretyna? - rozgniewał się Bóg. - Zdecyduj się wreszcie!
- A jest jakaś różnica? - zdziwiła się Ewa.
- Przedobrzyłem - pomyślał Bóg i chociaż nie był mężczyzną, zrobiło mu się głupio.
_____________________________________________________________
 
Usłyszałem jakiś głos...
- Adamie! - Głos wymówił moje imię.
Otworzyłem oczy. Jasność przede mną zogniskowała się w jednym majestatycznym kształcie. Dookoła feerią barw igrały kolory. Istniałem!!!
Podszedłem do Najwyższej Istoty, która była jednocześnie moim Bogiem i Ojcem.
- Dziękuję Ci, Panie - Schyliłem głowę z pokorą.
- No, wreszcie... - mruknął do siebie Bóg - tyle kosztów...
Z dobrotliwym uśmiechem zwrócił się do mnie.
- Adamie – powiedział. - A to jest twoja żona, Ewa.
Spuściłem skromnie oczy.
- Spójrz na nią! - zirytował się Bóg.
- Stań się wola Twoja - szepnąłem ulegle i popatrzyłem na Ewę.
Z początku niczego nie rozróżniałem. Jakiś obły, różowy kształt, jakieś wypukłości skromnie przysłonięte rozpuszczonymi włosami, w sumie nic specjalnego. Żeby chociaż była podobna do mnie... Spojrzałem po sobie. No tak, to było to. Muskularne nogi, tors, prężące się mięśnie... a z przodu? Aż zamarłem z zachwytu!
Szybko zerknąłem na Ewę, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma ładniejszego.
Nie miała. Nie miała w ogóle!
- Panie - odważyłem się zwrócić do Najwyższej Istoty, która podobno miała być moim Bogiem i Ojcem. - Z całym szacunkiem... ale ona ma braki!
- Jakie braki?! - zdenerwował się Bóg Najwyższa Istota. - Tak przecież ma być, żebyście mogli się rozmnażać.
- Rozmnażać?! Jak zwierzęta? - zapytałem z niesmakiem. - A ja sądziłem, że jesteśmy w Raju...
- Wytłumacz to jaśniej - zażądał Bóg, zdobywając się na cierpliwość.
- No bo przecież Raj to miało być takie miejsce, gdzie wszystko robi się dla przyjemności - usiłowałem przekonać tę Istotę, która jak widać nie grzeszyła  rozumem.
Boga zamurowało na moment. Widziałem to wyraźnie.
- Przecież to jest przyjemne! - zagrzmiał po chwili. - Spróbuj, to sam się przekonasz.
- Z nią?! - zdziwiłem się szczerze. - Jak mogę to robić z nią, skoro jest inna?
Bóg wciągnął gwałtownie powietrze. Zniknąłem...
_____________________________________________________________________
 
- Do trzech razy sztuka... - mruknął, pochylając się nad kupką gliny. Ewa milczała niezadowolona.
- To już wolałam tamtego - powiedziała z wyrzutem.
- Wolałaś, wolałaś… A ja to co?! - gniewnie zapytał Bóg i splunął na glinę. - Chciałem mieć towarzystwo... - mruczał do siebie, ugniatając bryły - ... żeby ktoś mnie wielbił i wznosił mi ołtarze... a co mam?
- Ja cię wielbię - przymilnie oznajmiła Ewa.
- Ty?! Jedna? I kobieta? - lekceważąco prychnął Bóg i dodał z naciskiem. - A gdzie rzesze wyznawców, tysiące wiernych, dymy kadzideł, wojny za wiarę, wyprawy krzyżowe, stosy Inkwizycji... No gdzie?!
- Może partenogenezą? - podsunęła Ewa, chcąc wybrnąć z opresji.
- Zwariowałaś?! Same baby? - oburzył się Bóg. - To już wolę własną metodę. Tradycyjną -  stwierdził i zaczął ponownie mocować się z gliną...
_________________________________________________________________________
 
Usłyszałem jakiś dźwięk...
- Adamie! - Dźwięk skonkretyzował się w głos, a głos w słowa.
Było ciepło i ciemno. Potem pojawiła się szczelina światła. Coraz większa. A potem obraz. Coś uniosło mnie ku górze. Wstałem. Obraz wygładził się, wypełnił kolorami i znieruchomiał. Zobaczyłem Boga i Ojca, Twórcę Świata, Najwyższą Istotę. Czekałem w milczeniu. Bóg przyglądał mi się z niepokojem.
- A to jest twoja żona, Ewa - powiedział niepewnie.
Spojrzałem w bok na zachwycające kształty stojącej we wdzięcznej pozie niewiasty i coś obudziło się we mnie.
- Widzisz? - szepnął Bóg do Ewy. - Udało się.
Ewa patrzyła na mnie z zachwytem.
- A więc idźcie i rozmnażajcie się - radośnie oznajmił Bóg i spróbował zniknąć.
- Nie tak szybko - powiedziałem cicho.
Boga cofnęło w pół kroku.
- Co powiedziałeś? - spytał z niedowierzaniem.
- Nie tak szybko - powtórzyłem spokojnie. - Mam swoje warunki.
- Czyżby?! - zadrwił Bóg, szykując się do starcia. - A kto cię stworzył?
- To nie ma nic do rzeczy - odparłem z uśmiechem. - Już istnieję.
Czułem swoją przewagę i nie miałem zamiaru się poddać.
- Możesz nie istnieć - stwierdził ostrzegawczo Bóg.
- Piąte przykazanie. Nie zabijaj - przypomniałem cicho.
Boga wgięło ponownie.
- Panie - wtrąciła Ewa niepewnie. - Może nie trzeba było pluć na glinę...?
Bóg westchnął.
- A więc czego chcesz? - zdecydował się wreszcie polubownie.
- Wolnej woli - odparłem z naciskiem. - Inaczej nie będę się rozmnażał. Znam sposoby…
- Jeszcze ci ona bokiem wyjdzie - powiedział drwiąco Bóg. - Zastanów się, nie lepiej być posłusznym?
Milczałem nieugięcie. Ewa dreptała w miejscu niespokojnie.
- Cóż, trudno. Rób, jak uważasz... - zrezygnował w końcu Bóg i zniknął nareszcie.
Zostaliśmy sami.
Wokół roztaczał się rajski ogród. Przepych zieleni, lazur nieba, szmaragdowa toń wody,  kwiaty,  owoce... wszystko, o czym można marzyć. I ona, Ewa.
Ująłem ją za rękę. Nie cofnęła dłoni. Szliśmy ścieżką pośród drzew, aż do piaszczystego brzegu. Od czasu do czasu zrywałem jakiś owoc. Jadła ze smakiem, a potem przylgnęła do mnie... Poczułem się jak Bóg.
____________________________________________________________________
 
I na tym właściwie historia mogła była się zakończyć, gdyby nie ten nieszczęsny incydent z wężem. Choć to nie wąż był winien ani też nie Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego. Ani nawet Ewa. A tym bardziej Bóg. To była wina Wolnej Woli wytargowanej przez Adama. I czysty przypadek.

- Spójrz, jakie piękne jabłka - powiedział Wąż, wychylając się z listowia.
Ewa uniosła głowę.
- Piękne - przyznała. - Ale to nie nasze.
- Jak to? - zdziwił się Wąż. - Przecież cały Raj należy do was.
- Oprócz tego drzewa - przypomniał mu Adam.
- Stary sknera - mruknął Wąż, wplatając się w gałęzie. - Najlepsze zostawił dla siebie.
- Taki był układ - powiedziała Ewa i pogłaskała jedno z jabłek.
Niespodziewanie owoc oderwał się od szypułki.
Wąż zachichotał zachwycony.
- No widzisz? Teraz już możesz je zjeść. Zmarnowałoby się tylko.
- Adamie…? - szepnęła Ewa pytająco.
Adam zawahał się.
- Sam bym je zjadł - użalił się Wąż - ale wiecie przecież...
I Adam podjął decyzję.
 
W rezultacie tej decyzji jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, tacy, jacy jesteśmy, i robimy to, co robimy.
 
A gdyby zapytano mnie o zdanie, to powiedziałabym tak, jak Ewa: Panie, może nie trzeba było pluć na glinę?
 




* Prawidłowo
„Et tu, Brute, contra me”.    


number of comments: 24 | rating: 14 |  more 

Miladora,  

Jeden Bóg wie, Sergiuszu. ;))) Dzięki za przeczytanie i buziaka po polsku posyłam. :)))

report |

sergiusz juriev,  

Dziekuje za buziaczek tym bardziej ze z krakowa. Z miasta ktore jest milo memu sercu. Kiedys dal mnie Bog w nim pomieszkac. Do cie terz moi przyjacielskij pocalunek w policzek. a chistorija ta jest naprawde ciekawa.

report |

Jarosław Trześniewski,  

nie trzeba było.Ale splunięcie na glinę urodziło cegłę. Dlatego jest krwisto-czerwona.

report |

Miladora,  

A mu tacy niepokorni, Jarosławie. ;))) Dzięki i buziak za wizytę w Raju. :D

report |

Miladora,  

Tfu - my* ;)))

report |

Wieśniak M,  

Z tym Adamem to blef jakiś / plotka poszła w lud/ prawdziwa wersja była inna ciut/ Jak było naprawdę/ ten tylko się dowie/ gdy przeczyta dołączone do prozy posłowie/ ;)

report |

Miladora,  

Na wszystkie strony rozrzucamy sztony, historia bez przerwy się krzywi, a ludzie jak ludzie wciąż są niepokorni i można się tylko im dziwić. ;))) Buzinek zielony, Wu. :D

report |

Slawrys,  

świetne; gratuluje poczucia humoru; pewnie dlatego Ewa wyprowadziła Adama z raju - zrozumiała, że chcąc manipulować drugą osobą trzeba stworzyć siłę wyższą na poparcie argumentów :)) najczęstszy argument żony do męża, a spójrz tamten to dopiero........... (w raju byli sami) :)))

report |

Miladora,  

Sławeczku, widzę, że Cię Imaginacja swędzi i Wena dopada - łap za pióro i pisz te swoje wersje. :))) Bo jak się bawić, to się bawić. :))) Dorzucam cmoka krakowskiego. :D

report |

Slawrys,  

a czasem mi sie udziela; :) pewnie jakaś zaraza i na mnie przeszło :)) a wiesz że mnie natchnęłaś i coś muszę żartobliwego napisać w odpowiedzi na Twą wersje :)) krakowski Cmok!!!!! o matko czy to groźniejsze jak Smok lub Smog krakowski, :))))

report |

Miladora,  

Ależ skąd! Krakowskie cmoki są miłe, ciepłe i serdeczne. :))) I lubią być głaskane. :)

report |

Slawrys,  

no to już polubiłem ten Cmok krakowski :)) skoro taki serdeczny;

report |

dodatek111,  

uciekło... chciałem powiedzieć, że butelka wina załatwiłaby problem, ale Bóg nie mógł tego wiedzieć

report |

jeśli tylko,  

baardzo :)

report |

Monika Joanna,  

To jest świetne, bardzo przyjemnie i płynnie się czytało, dziękuję :)))

report |

Stefanowicz,  

Powiem niepolitycznie - zajebiste!

report |

Miladora,  

Dzięki, kochani, za odgrzebanie tej historyjki. :)))

report |




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1