4 stycznia 2014
SZPITAL
“Czasem myślę, że może uda mi się z nowych wierszy wyprowadzić nowych ludzi, którzy nie będą dodawali żelaza do żelaza, krzyku do krzyku, przerażenia do przerażenia. Można przecież ziarno do ziarna, liść do liścia, wzruszenie do wzruszenia i słowo do milczenia.”
Herbert “Rekonstrukcja poety”
“Wyobraźnia bez wiedzy może stworzyć rzeczy piękne, wiedza bez wyobraźni najwyżej doskonałe.”
Albert Einstein
- Jak to jest mieć psychozę? – spytał mnie się Paweł.
To nie jest takie łatwe opowiedzieć własnymi słowami. Można przeczytać w wikipedii co to jest, ale jak coś takie przeżyć? To już inna strona medalu. To przede wszystkim takie oderwanie się od rzeczywistości. Najgorsze koszmary spotykają Cię na w realu, a co sobie pomyślisz to Ci się spełnia. I do tego te skojarzenia, skojarzenia na każdym kroku. I metafory – rzeczy zmieniają swoje znaczenie. To swego rodzaju metanoia duchowa. Nic już nie będzie takie samo.
Najgorsze jest to, że w osiemdziesięciu procentach nie jesteś świadomy tego, co się wokoł Ciebie dzieje. Ani co się w Tobie wydarza. Zmienia Ci się po tym osobowość. Nic już nie będzie takie samo. To trochę przerażające, ale dopiero wtedy, kiedy dowiadujesz się o tym po fakcie.
Ale i to nie jest najgorsze. Najgorsze jest uczenie się na nowo żyć. Uczenie się tego, co już potrafisz. Uczenie się od mycia jabłek, do uczenia się życia tu i teraz. Życia, które jest naprawdę. Życia, ktore nie jest w twojej głowie, tym, czym chciałbyś by było, ale jakie jest. I akceptacja tego rozdźwieku.
Zacznijmy wszystko jeszcze raz od poczatku.
Szczecin, 07/07/09
Trzy dni temu poszłam do psychiatry by mnie zakwalifikował na oddział dzienny nerwic. On wysłuchał mnie cierpliwie, napisał skierowanie i powiedział w jaki autobus mam wsiąść spod jego gabinetu by dojechać do szpitala na izbę przyjęć. Myślałam, że to dobry żart.
Teraz jestem na oddziale zamkniętym w psychiatryku. Postawiono mi bardzo poważne rozpoznanie; zaburzenia psychotyczne lub zaburzenia paranoidalne. Mam robione wszystkie badania od moczu, pobierania krwi po tomografię komputerową mózgu. Na razie nie wykryto bym była alkoholiczką, czy narkomanką, jakbym tego sama nie mówiła na izbie przyjeć.
Cała masa pytań:
- Czy myśli pani, że inni myślą za panią?
Odpowiedź; tak/ nie.
- Czy myśli pani, że inni myślą tak jak pani myśli?
Co mam odpowiedzieć? Czuję się jak idiota.
Kiedy prowadzono mnie na oddział, powiedziałam do lekarza, że bardzo się boję schizofreników. I że nigdy, przenigdy nie zgodziłąbym się sama z nimi zostać, gdyby nie szpital.
- Niech się pani nie denerwuje – powiedział do mnie – to bardzo spokojni ludzie. Poza tym, są pielęgniarki.
- To dobrze – uspokoiłam się.
Dziś miałąm rozmowę z psychologiem. Zrobiła mi testy na niedokończone zdania, na analogię i zapamiętywanie. Podobno mam jakąś chorobę, że widzę związki, gdzie ich nie ma. Że intelektualnie całkiem nieźle sobie radzę, ale w życiu beznadziejnie. Jestem zamknięta.
Podobno wpierw mnie zdiagnozują. A potem będą leczyć. Póki co, wiem, że nie powinnam pić alkoholu, bo wtedy nasilają się moje paranoje. Do tej pory myślałam, że alkohol jest jak środek uśmierzający ból, po nim po prostu mniej boli. Napisałam swój życiorys, o niespełnionym życiu, o muzykach, wojskowych i góralach. Jestem bardzo roztrzęsiona i jedyna, która ma normalne źrenice tzn. że jedyna, która nie bierze leków.
Póki co, mieszkam sama w pokoju; łóżko, szafeczka szpitalna, stół i dwa krzesła. Drzwi mam otwarte by nie było, że się izoluję. Są firanki i jedna zasłonka. Za oknem są kraty.
Nie mogę chodzić na spacery. To miejsce jest jak więzienie i to na własne życzenie. Faszerują mnie tu jedzeniem cztery razy dziennie; jem, bo potem mi dopiszą do choroby zaburzenia odżywiania.
Ciekawe, kiedy stąd wyjdę? Pacjenci mówią, że nie prędko. Bardzo się boję. Bardzo.
Mam dużo wolnego czasu. Wiele myśli krąży mi po głowie. Ale w takim miejscu nie możesz nic ani planować, ani zrobić.
Tu są ludzię, których bym normalnie nie spotkała na ulicy. Najbardziej lubie schizofreników i paraników, najmniej tych z głęboką depresją.
Do depozytu oddałam klucze od domu, komórkę i dowód osobisty. Sok pomidorowy w sklepiku jest na wagę złota. Kosztuje stopiędziesiąt razy więcej w niż w ‘Biedronce’, bo jest na depresję. Ja póki co, wciąż jeszcze jestem bez leków.
Mama opowiada wszystkim, że jestem w szpitalu na operacji wycięcia migdałków. To chyba zawsze tak się będzie nazywało; operacja – migdałek. Migdałka nie ma szans by mi wycięli.
Lubię siadać na korytarzu na parapecie i patrzeć przez okno. Przypomina mi się wtedy akademik.
Dzisiaj pielęgniarki posprzatały mi pokój. To się nazywa generalka. Pokój nie został podpisany, bo w szpitalu nie ma specjalnej pasty do podłóg acryl lub ecler. Jutro więc bedzie pastowany, a ja nie znoszę zapachu pasty do podłóg.
Łazienka jest otwarta rano i wieczorem. Przez resztę dnia jest zamykana. Nie możesz sobie pozwolić na kąpiel, gdy wstaniesz z łóżka, bo już jest dwunasta. Łazienka jest więc nieczynna.
Dziś zrobiono mi EEG i spotkałam koleżankę, córkę pani pedagog z podstawówki, jest na terapii na oddziale dziennym. Jest młodsza ode mnie.
09/07/09
Szpital psychiatryczny. Postawiono mi diagnozę; zespół paranoidalny. To znaczy, że widzę związki i powiązania pomiędzy rzeczami i osobami, których nie ma. Gdybym nie trafiłą do szpitala, to potem słyszałabym głosy i widziała ludzi. Wszystko, czego nie ma.
Jestem nieprzeciętnie inteligentna i mam duży krytycyzm do tego, co się ze mną dzieje. Odróżniam to, co mi się wydaje, od tego, co jest naprawdę i co serce mi pdopowiada. Serce mnie oszukuje. A ja oszukałam swoją chorobę, w pewien sposób.
Od dziś zacznę brać leki. Moja sytuacja życiowa przypomina sytuację z chodzeniem. Kiedy byłam zdrowa, po prostu chodziłam, a później, kiedy załamała mi się linia życia, to tak jakbym w miejscu chodziła. Udaję, że nic się nie dzieje i chodzę nadal, ale już w miejscu, bo jestem chora. Jak dostanę leki, powinnam ruszyć z miejsca i dalej chodzić normalnie.
Co dalej robić? W jakie meandry świata wpędzi mnie moja choroba? Na czyje tory mnie zamiecie?
Z mojego życiorysu niewiele wynika. Opisy górali, muzyków i wojskowych są w moim życiu niejasne. Tak, jakby ich nigdy nie było. Za co się zabrać po usłyszeniu takiej diagnozy? Jak się nie bać samego siebie? Jak dalej z tym czymś żyć? Czy psychiatra i psycholog rozumieją, co się ze mną dzieje? Mam mętlik w głowie.
Marysie powiedziała dzisiaj, że to co się dzieje w psychitryku to cud. Ona ma manię. Że nie przypodkowo poznaliśmy się w takim, a nie innym miejscu, że nasze życie potoczyło się w taki, a nie inny sposób. Może po prostu jesteśmy bliżej Boga, więcej widzimy i widzimy jak On działa. Może to, co widze swoje życie jak reality show w wersji ‘Truman Show’ to analogia do życia pozagrobowego i Boga. Tym wielkim twórcą wielkiego show, który nas podgląda jest Bóg, a my żyjemy na planie małego miasteczka jakim jest świat w kosmosie. Że może widzę jak On podsyła mi ludzi i wywiera na mnie wpływ. Że może Bóg tak samo jest ciekawy naszego losu, co widzowie przed telewizorem; jedzą kanapkę w przerwie na reklamę i zastanawiają się, co dalej i jak potoczy im się życie w tym telewizorze. I co by zrobili na czyimś miejscu.
‘Życie’
Obejrzałam wczoraj film
Obejrzałam i już wiem
Kto jest dobry a kto nie
I jak to jest ze wszystkim
Obejrzałam wczoraj
I już wiem
Jak naprwawdę się kocha
I komu ufać
Na zawsze
Psychiatra mówi, że to bardzo twórcza choroba. Pielęgniarka weszła dzisiaj do mnie do pokoju i spytała się, czy wszystko w porządku.
- Tak – odpowiedziałam. Poza tym, że jestem stuknięta i siedzę na oddziale zamkniętym, mam jakiś bliżej nieokreślony zespół paranoidalny, jakąś psychozę, to wszystko jest ok.
Gram w szachy z Michałem. Świetny gracz, schizofrenik. Przyszedł do szpitala, bo rodzice wywalili go z domu. Ma długie blond włosy, które wiąże w kitkę i wygląda na 17 lat; wytarte jeansy, bluza i T-shirt.
10/07/09
Wczoraj dostałam pierwszą dawkę olanzopiny 5mg. Powaliła mnie z nóg. Spałam całą noc i pół dnia. Moja współlokatorka ze schizofrenią, teraz już mi wszystko jedno z czym, budziła mnie na śniadanie i obiad, a tak przez resztę dnia spałam. Ludzie wchodzili do mnie do pokoju i raz jeden schizofrenik mnie obudził, bo chciał papierosa, a inny kawę. Marysia oddała mi książkę i dwa opakowania czekolady do picia, a ten od papierosów oddał mi całą paczkę.
W oddziale zamkniętym tworzy się swoisty ekosystem, wzajemne zależności. Jeden drugiemu stara suę pomagać i generalnie stara się być życzliwym. Ale z drugiej strony ten ekosystem jest niepełny, bo każdy człowiek jest chory, bierze leki i ma problem z zaprzyjaźnianiem się.
Pielęgniarki są trochę jak z ‘Lotu nad kukułczym gniazdem’, ale jak się chce można przyjść do dyżurki i porozmawiać, o czym się chce. Zaparzą ci nawet kawę. Ilość tematów do rozmów też jest ograniczona; każdy jest chory, każdy chce by mu się polepszyło i każdy opowiada o swoich problemach.
W szpitalu psychiatrycznym jest pewna hierarchia; wpierw jesteś na oddziale zamkniętym, a potem, jak ci się polepszy, na oddziale otwartym. Nie do końca rozumiem, jak oni stwierdzają, jakie dane się bierze pod uwagę, kiedy ktoś jest w lepszej formie i może wyjść, a ktoś inny nie. Wszyscy są śpiący, snują się po korytarzu, ewentualnie oglądają telewizję w świetlicy, czy też grają w szachy. Jacek od wczoraj, Marysia od dzisiaj są na oddziale otwartym. Najlepiej mi się z nimi rozmawiało. Jak pisał Elliot ‘ships that pass in the night...’
Codziennie rano jest obchód. Idzie cała procesja lekarzy i psychiatrów. Pytają się o ciebie, jak się czujesz i ja prawie zawsze odpowiadam, że bardzo dobrze. Wtedy mówią, że to dobrze i idą dalej. Ale pomimo mego samopoczucia, nie mam pozwolenia wychodzić na spacery, czy też być przeniesiona piętro wyżej.
Dzisiaj psychitra po obiedzie dał mi do podpisania zgodę na tomografię komputerową. Nie czytałam tej zgody. Przecież i tak muszę przez to przejść, bo inaczej sąd i ubezwłasnowolnienie przez lekarzy.
Powiedziałam, że chciałabym coś więcej wiedzieć na temat choroby; skąd ją mam, na jakim etapie rozwoju jest (początek) i co ja mam robić. Odpowiedziano, że doprowadzą mnie do stanu normalności, wrócę do własnych zajęć, pracy i to ja sama powinnam wiedzieć, w czym jestem dobra. Niestety, jeszcze tego nie odkryłam. Mam 25 lat.
Jacek radził by chodzić po szpitalu i rozmawiać z ludźmi. Teoretycznie tak powinno wyglądać leczenie. To od pacjentów psychitrzy zbieraja informacje o ich chorobach. Do jakiegoś stopnia tak powinno być. Ale nie jest do końca. Psycholog nie rozmawiał ze mną od dwóch dni. Psychiatra porozmawia jak będzie miał chwilę wolną. A ja? Siedzę w szpitalu i czekam na te rozmowy. Czuję się jakbym była w małym pokoiku, w takiej palarni szpitalnej, za oknem kraty, cały pokój zadymiony, moja przyszłość jest wykafelkowaną ścianą. A ja siedzę w tym małym pokoiku zwanym życiem i zastanawiam się, co ja właściwie w tym życiu robię? I wiesz co? Nie wiem.
To chyba od teraz będzie tak jak mówił Krzysztof:
- Sylwia. To nie tak. Dasz radę. To się wstaje rano, zakłada spodnie i idzie do pracy. I pracuje. I co ty się przejmujesz? A potem wraca do domu i tak się żyje. Nic poza tym.
Ale wczoraj miał inny nastrój:
- Wiesz co Sylwia? Ja czasem myślę, że nie ma Boga. Normalnie nie ma. Że zostaliśmy sami.
Co na to powiedzieć schizofrenikowi? Pokiwałam głową.
‘Nie należy się mi’
Nie należy się mi
Nie należą się mi wakacje
Ani pies i kot
I dom blisko lasu
Nie należy mi się życie
Po ludzku
Tylko drobnomieszczaństwo
Dorabianie się
Od jednej łyżeczki
Nie należy mi się
Miłość
Tylko czekanie
Na list z drugie strony
Tułaczka po świecie
I bezkształtne życie
W pojedynkę
Nie należą mi się dzieci
Moja choroba trwa pięć lat. Cierpiał na nią Wojciech Młynarski, co pisał piosenki. I też tu się leczył. Z jednej strony ucieszyłam się jego nieszczęściem, ale z drugie strony ja to nie Wojciech Młynarski. Nikt się mną nie zachwca. Nie napiszę piosenki, która powali z nóg człowieka.
Mam duży chaos w myślach. Pewnych ludzi i pewne rzeczy straciłam bezpowrotnie. Mam teraz iść na przód i nie wracać do przeszłości. Ale nie wydaje mi się, żebym umiała odtworzyć swoją przyszłość taką, jaką miałam przeszłość. To już jest nieważne. Czas odciska swoje piętno bezporotnie. Nie wrócisz już w przeszłość i nie naprawisz tego, co popsute.
W szpitalu coraz bardziej uświadamiam sobie jak bardzo chciałabym pisać. Tak bardzo, że sama się blokuję. Po prostu, zwyczajnie się boję jak każdy człowiek. Boję się, że może mi się nie udać. Boję się, że może mi się udać. Że moja historia jest bardziej przypadkiem klinicznym jakiejś nieznanej dla mnie choroby niż moją historią wartą opisania. Wiem, że w tej historii będą muzycy, wojskowi i górale. I co będzie dalej? Jak się potoczą losy? Kto z nich będzie dobry, a kto z nich będzie zły? Ciągle wracam do przeszłości, a reszta rzeczy i szczegółów jest pozamazywana.
Na oddział przywieziono Marzenkę. Kolejny schizofrenik. Ma krótkie włosy, jest średniego wzrostu i wszystkich zaczepia. Wydaje jej się, że jesteśmy jej rodziną i że urodziła dzisia dziecko (dziewczynkę). Potrafi wyrwać kogoś ze snu i spytać:
- Czy przeszkadza pani światło? Bo jak tak, to je zgaszę.
- Ja do 22 nie gaszę światła – obruszyła się Beata. ‘
- No dobrze, już dobrze Paulinko (bo tak nazywa swoją córkę), nie denerwuj się już.
Marzena obsmarowała sobie punktami twarz tak jakby miała wysypkę i tak chodziła po oddziale. Jest bardzo wesoła i gadatliwa. Do pielęgniarek mówi, że przeszkadzają je szumy. Mąż ją przywiózł do szpitala, ‘by robiła swoje’. Ona zrozumiała, że przyszła na etat sprzątać i chciała to robić.
10/07/09
‘Kanibalizm’
Tu proszę pana nie warto
Tu się nie inwestuje
Nie ma po co
To bez sensu
Tu się nie marnuje czasu
Tylko nadziewa głowę
Na widelec
I się jedzie dalej
Z koksem
Tak trzeba proszę pana
Tak się teraz robi
Michał ma schizofrenię paranoidalną. Jego rodzice chcą go w sądzie częściowo ubezwłasnowolnić. Rodzice pojechali na urlop, a on trafił do szpitala na ten czas. Był tu już 18 razy i uważa, że w jego przypadku leczenie jest bezsensowne. Ciągle chodzi po korytarzu, albo siedzi na podłodze i się z czegoś śmieje. Nie chce powiedzieć z czego.
Krzysztof jak oglądaliśmy film, wyłączył telewizor, odsłonił firnaki i chciał go wyrzucić przez okno. Przy okazji pobił się z Adrianem. Wzięto go w pasy.
Adrian ma zanik pamięci. Jest bardzo agresywny.
Dzisiaj lekarze powiedzieli mi, że chcą zwiększyć olanzopinę do 30stu mg. To maksimum dla człowieka. Póki co, mam piątkę i przez nią jestem senna. Jem i śpię. Trochę powałęsam się po korytarzu, pójdę na papierosa i śpię.
Krzysztof się pyta, czy będzie w Polsce tsu-nami, trzęsienie ziemii czy potop? JA na to, że Benhaker odszedł, nie ma trenera piłki nożnej, nie ma stadionów na Euro 2012 i za 1001 dni jest mecz.
Marzena weszła mi dzisiaj dosłownie na głowę. Siedziałam na korytarzu, a ona zaczęłą mnie zaczepiać. Powiedziała, że nie mogę być tak zimna, jak jestem, taka bez wyrazu, że jestem Marzenką, ale nie nią, nią nie jestem, bo jestem sobą itp. Potem zaczęła dotykać moich kolan, rąk, zaczęła się ze mną siłować, klapkami wchodzić na gołe stopy, potem na kolana, na koniec na głowę. Potem przepraszała, ale musiała tak zrobić. Marzena ma dziś robiony zastrzyk. Wpierw krzyczy ‘boli, boli!’. Krzyczy tak jakby w pasy ją zamykali, a na koniec mówi ‘ale orgazm dostałam’. Wszyscy czekający pod drzwiami na leki wybuchnęliśmy śmiechem. Zaatakowała potem pielęgniarki, bo bolał ją zastrzyk. Jest teraz najcieższym przypadkiem, z najgorszą schizofrenią.
W szpitalu jest wiele osób, które nic nie mówią i chodzą po korytazru lub leżą w łóżku. Taki jest Tomek. Nic nie mówi, chodzi po korytarzu i ślini się. Ma siwe włosy, jest niski i ciągle patrzy w dół na podłogę. Kiedyś przyszedł do mnie pooglądać gazety i zaczął wydawać z siebie odgłosy. Dużo jest tu osób jak warzywa.
A ja? JA czekam aż leki zaczną działać czyli jakiejś dwa, trzy tygodnie. Do olanzopiny dostałam kropelki. Nie powiedziano mi na co.
- Trzeba rozmawiać – powiedział dziś Krzysztof – Nawet jak inni myślą, że ten ktoś nie słucha, to trzeba rozmawiać. Stąd się biorą te choroby.
- Czy uważasz, że Bóg cię pokarał i dlatego jesteś chory? – ja tak uważałam.
- Tak, obraziłęm Boga i dlatego tak mam. Trzeba rozmawiać, trzeba iść do spowiedzi i powiedzieć to wszystko, co siedzi w twojej głowie Bogu.
Wciąż wracam pamięcią do mojej mierającej babci i o tym, że mówiła, że będą mnie zamykali. Że to jakbym nie była człowiekiem, że na rękach mnie trzymała, że jak kiedyś zamykano mnie w domu samą, to ona przychodziła, odmykała, brała do siebie na wyrandę i ja tam dalej spałam. Teraz już nie mam nikogo takiego jak ona.
Czasem myślę, że jestem kukiełką, która ktoś steruje i wpędza w różne sytuacje i ludzi, a ja nie mogę nic poradzić. Ani również na to, że jestem jaka jestem. Albo, że ludzie tak źle patrzą na mnie. Babcia powiedziała, że nic mi w życiu nie wyjdzie. A ja chciałabym by coś, cokolwiek. Bym coś potrafiła.
12/07/09
Marysia ma teorię, że większość osób, które są na oddziale pochodzą z rozbitych rodzin. Ja w to nie wierzę. Każdy próbuje znaleźć jakąś przyczynę, albo fizyczną, albo mistyczną, dlaczego tu jest. Według mnie, to szukanie winnego. Nic to nie daje. Efekt jest ten sam – pobyt w szpitalu.
Większość osób, która się pyta psychiatry o przyczynę swojej choroby słyszy, że ‘przyczyny choroby są nieznane’. I to jest trudne do zaakceptowania. Że bez żadnego powodu jesteś wariatem; że to właśnie ty, a nie ktoś inny. Nie twoje rodzeństwo, nie rodzice, a właśnie ty i nikt więcej, jest skazany na chorobę psychiczną.
***
Czy ja narozrabiałam?
Z tego co było
Ale nic nie było
Lub mogłoby być
Fontanna niezgody
Puszka Pandory
I żyć
Jak najdłużej
Żyć
Żyć z całych sił
Tańczyć w przestworzach
Skrajności
I kiczu
Czas się napić
I wypić Wasze zdrowie
Moi uśpieni wrogowie
Mojej jaźni ‘ja’
Urojona tożsamość
i urojeni wrogowie
Niewiele tu osób, które wierzą w Boga. Większość myśli, że Bóg ich pokarał, że chcą zwyczajnie, normalnie jak inni ludzie i że nic im w życiu nie wychodzi i nie wyjdzie. Ciągle wracają w to samo miejsce. Ciągle trafiają na oddział zamknięty. Jak się jest w szpitalu pierwszy raz, to się myśli, że pierwszy i ostatni. Za drugim razem ma się wątpliwości. W końcu traktuje się szpital jako swój drugi dom i nie wierzy się w nic i nikomu.
Pani Halinka to bardzo szczupła pani z długimi blond włosmai spiętymi w kok. Wpierw byłą na oddziale zamkniętym, potem otwartym. Wydawać by się mogło, że już może wyjść, kiedy nagle pogorszyło się jej i znó wróciła na oddział zamknięty.
Chciałąbym by ktoś tu przyszedł, wkurzył się na mnie, że co ja robię ze sobą w takim miejscu? I zabrał mnie stąd. Ale wiem, że nic takiego nie nastąpi. Zamiast tego, mam się uzbroić w cierpliwość, czytać książki, póki mogę i czekać aż nastąpi poprawa. Ale jaka poprawa? Przecież dobrze się czuję.
Cały czas słyszę w głowie słowa psychiatry:
- Nie będziemy pani pospieszać. Dostanie pani tyle czasu, ile będzie potrzebowała.
A ja bym chciała raz, dwa, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wyzdrowieć i iść stąd. Ale ciągle mi w uszach brzęczy pytanie:
- Co ja dalej zrobię jak stąd wyjdę? Co ja teraz zrobię sama ze sobą? Jak mam teraz żyć?
I szczerze? Nie umiem na te pytania odpowiedzieć.
Dziś dostałam od Marzeny pastę do zębów. Wczoraj dała chłopakowi sto złotych by pocałował ją w policzek.
Dziś z oddziału otwartego przyszedł Paweł. Jego rodzice to psycholog i lekarz. Twierdzi, że sam na siebie ‘sprowadził to nieszczęście’ mając na myśli swoje życie. Ciągle grzebie w przeszłości i chce ją naprawiać, zamiast pożegnać się z nią raz na zawsze, przyjąć fakty takimi jakimi są i ruszyć dalej w życie, w świat.
Czas tu płynie wolniej niż myślałam. Wszystko jest statyczne.
Jestem w psychiatryku i mam początek schizofrenii. To są fakty obiektywne. I nic na to nie poradzę.
‘Zwłoki’
Niech leży
Zostaw
Niech człowiek się wyleży
Potem przejdzie
Przecież o niczym nie wie
Liga Polskich Rodzin przecież umie
Ustawić człowieka
I zna jego potrzeby
Niech leży
Nie ruszać
To jest niczyje
Czuję się tak jakby moje życie, nie było w moich rękach. I że to wszystko to taka gra. Nic więcej.
Szpital, to takie małe labolatorium. Bierzemy leki, a potem pielęgniarki notują, co się z nami dzieje; czy jesteśmy podekscytowani, czy ciągle śpimy, czy mamy efekty uboczne leków. Przed kolacją Adriana powykręcało, wszystkie mieśnie zesztywniały. A potem przyszedł pielęgniarz, dał zastrzyk i wszystko wróciło do normy.
A ja wspominam Magdę z Angli i jej obrazy. Mówiła mi o Osieckiej i o tym, że mam głupich rodziców. I że są ludzie, którzy pytają ‘ile kosztuje to?, a ile kosztuje tamto?’ i że są ludzie, którzy podają cenę. W taki sposób ludzie załatwiają swoje interesy. Nawet te niemoralne.
Do pokoju wprowadziła się Asia, byłą narkomanka, ma depresję. Jest tu drugi raz. Za pierwszym razem na oddziale zamkniętym był prokurator i ludzie z wyższych sfer. Trafiają też bardzo młode osoby, które chciały się zabić. Asia była wpierw na oddziale zamkniętym, a potem poszłą na trzymiesięczną terapię dla ludzi z depresją.
- Proszę pani, ta terapia ma boleć – mówili jej lekarze. Rozgrzebywali jej przeszłość i miało ją boleć dwa tygodnie. Bolało dwa miesiące. W końcu wróciła do punktu wyjścia; oddział zamknięty, blok C.
Zastanawiam się nad sobą i nad chorobą i jej nie widzę. Po porstu nie widzę jej, nie czuję nic. To tak jak patrzysz na siebie w lustrze i wiesz, że ta druga postać po drugiej stronie to ty, że może poruszać twoimi oczami, twoimi ustami, nawet ręce ma takie jak ty. Ale to nie jesteś ty. To jest jedynie twoje odbicie.
Wśród licznych rozmów o znajomych z róznymi osobami w różnym wieku, następuje ten etap, kiedy ich dobrzy znajomi odwracają się od nich, a oni słyszą zdawkowe ‘wszystko w porządku. Trzymaj się. Pa.’I każdy z nich chciałby ich zatrzymać i się spytać, ‘ale o co chodzi? Czemu nie jesteś taki jak dawniej?’ Chcąc nie chcąc jesteśmy zdawani na pastwę włąsnej choroby, która wiąże nam ręce, a my nie umiemy uwolnić się z jej uścisku. Lekarz mówi, że będziemy normalnie żyć. Ale i psychiatra i my wiemy, że to nie prawda. To już nigdy nie będzie nasze życie. To już nigdy nie będzie życie, które byśmy chcieli. Nasi znajomi już nigdy nie będą dla nas tacy sami jak kiedyś.
Po szpitalu wraca się do pustych domów, pustych pokoi, wraca się do bezsensownej pracy; nic więcej.
14/07/09
Czasem czuję się jak w ‘Procesie’ Kafki. Przychodzi psycholog lub psychiatra i mówi, że chce z tobą porozmawiać, a ty nie wiesz o co chodzi. Ani o czym ta rozmowa. I czujesz się winny, ale nie wiesz czego. Kolejna rozmowa z psychologiem, kolejny psychologiczny bełkot, jak mam dużo szczęścia w życiu, że mam rozpadająca się osobowość, że mogłabym odlecieć hen, hen- i już nigdy nie wrócić. Jednym słowem, być warzywem. Że nie jestem neurotykiem i mam fizjologiczne zmiany w mózgu, że mogę być bardzo twórcza i że powinnam swoje życie jakoś ułożyć. Że wśród wielu wątków potrafiłam zdefiniować chorobę. Wiele razy powtarzała:
- To nie pani wina. To taka choroba.
A ja i tak czuję się winna. To, że mam czyste sumienie, bo nie ćpałam, trochę popijałam, to nic nie znaczy. Jestem odpowiedzialna za swoje nieszczęście.
Chodzę po korytarzu i nie mogę się uspokoić; nieznana choroba, rozpadająca się osobowość, mogłabym być warzywem. Czas płynie, a ja zastanawiam się nad wszystkimi błędami życiowymi, klęskami, porażkami, nad tym, co chciałabym zrobić, a już nigdy nie zrobię. Ciągle mi w uszach brzęczą słowa psychiatry:
- Wiele osób by się zabić dało za pani chorobę.
15/07/09
Ordynator powiedział, że nie wie czy choroba będzie postępować na lekach czy się zatrzyma. Ani czy to odmiana ostra czy łągodna. I czy będę wracać na oddział.
Myślę o moich rodzicach. Operacja; migdałek. Rozmawiałam z nimi przez telefon, próbowałam wytłumaczyć, że to taka choroba. A matka opowiadała o prasowaniu. Jeszcze nie wiedzą.
Psychiatra miała dzisiaj ze mną rozmawiać, ale nie rozmawiała.
Jest jakiś porządek w tym świecie, jakaś wewnętrzna harmonia, która trzeba przestrzegać. Świat nie stanie do góry nogami tylko dla nas, bo spotkała nas tragedia. My podlegamy pewnym schematom, a inni ludzie tylko sobie właściwym.
W nocy wychodzą wszystki lęki z człowieka. Jedni krzycza, inni demolują palarnie. Pielegniarki uciekają do dyżurki. I są pasy. Podobno to dlatego, że w dzień mózg reaguje na bodźce zewnętrzne, a w nocy, na bodźce wewnętrzne. Twoje lęki się urzeczywistniają.
16/07/09
Przeniesiono mnie na oddział otwarty, ktoś pilnie potrzebował moje łóżko. Jest dużo czyściej, dużo weselej. Lekarz niezmiennie, jednym tonem stwierdził, że trzeba zwiększyć dawkę olanzopiny. Bo mam dużo lęków, które wychodzą ze mnie pod wieczór.
Najbardziej boli moemnt, kiedy ludzie czekają na odwiedziny. Ich czekanie jest niemal dramatyczne. Czekają jak psy uwiązane pod sklepem na właściciela. Czekają jak na autobus, albo pociąg, który właśnie się spóźnił. Czekają. Czekają z niepewnością, ich nadzieja jest jak światełko w tunelu, wciąż się tli. I na tym czekaniu wielu osobom mijają godziny, dni i miesiące.
Leki, to wielka niewiadoma. Nie wiadomo, czy leki pozbawiają duszy człowieka, czy na odwrót?
17/07/09
- Jak się pani czuję? – na obchodzie pyta się profesor.
- Dziwnie. Odczuwam dziwność – leki powoli zaczynają działać- chciałabym się już wypisać.
- To tylko z pielęgniarką i łóżkiem.
Potem był wypis. Pamiętam rodziców z wielkimi kwiatami dla lekarzy, że udało im się poskromić zbuntowaną Sylwię. Pamiętam jak siedzą w poczekalni przy stoliku, następnie lekarz podaje kartkę papieru rodzicom i następuje krzyk matki i łzy ojca. Mój ojciec nigdy nie płakał przy mnie. To był pierwszy raz. Wyrwałam tę kartkę rodzicom i zobaczyłam dużymi literami napisaną diagnozę; schizofrenia paranoidalna. Nie czułam nic. Może dlatego, że zamknęłam się w świecie muzyki i symfoni współczesnych. Przez półtora roku nie mogłam pracować mając zaświadczenie z ZUSu ‘całkowita niezdolność do pracy.’
Teraz z perspektywy czasu uważam ten etap za oc yszczający; snucie się po domu sennie, nie mogąc nic zrobić. Ucieczka we włąsny wewnetrzny świat i panika matki by nic nie było po mnie widać.
Teraz jestem wciąż chora. Zdrowa, ale tylko z lekami. Ale jestem sobą. Jak pisał Gombrowicz: ‘ Nie wiem, jaki jestem, ale cierpię, gdy mnie deformują... wbrew wszystkiemu chcę być sobą’.
Jest jeszcze jedno ale... to nie była schizofrenia paranoidalna.
22 listopada 2024
wierszejeśli tylko
22 listopada 2024
Pod miękkim śniegiemJaga
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga
21 listopada 2024
4. KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
FIANÇAILLES D'AUTOMNEsam53
20 listopada 2024
2011wiesiek