10 października 2011
schizofrenia
Przewracam codziennie oczyma wyobraźni i widzę tę
dziewczynę; niefrasobliwą, mało zaradną, nieszczęśliwą. Zupełnie nie rozumiem,
dlaczego po tylu latach, kiedy jestem stary, wspominam dziewczynę, którą kiedyś
znałem. Nie rozumiałem jej, kiedy przyjechała do Anglii, nie rozumiałem,
dlaczego nie chciała się spotkać ze mną i porozmawiać, ani dlaczego tak się
zachowywała. Teraz jest dla mnie cieniem, wspomnieniem, kogoś, kogo nie znałem.
Kogo nikt nie znał. I kto niósł ze sobą wielkie brzmienie niezrozumienia. To
był Leszek, który pierwszy wypowiedział na głos słowo schizofrenia. To była
jedyna osoba, która potrafiła się nią opiekować. Myślę, że w tamtym czasie
zrobiliśmy dobrą robotę. Skrzywdziliśmy ją tak, jak na to zasługiwała. Dzięki
temu staliśmy się braćmi. To ona była naszym wrogiem numer jeden. To był nasz
cel. Natchnienie dla muzyków, i cel dla byłych wojskowych.
Teraz tego żałuję. Prześladuje mnie w moich snach, kiedy
oddala się ode mnie. I teraz rozumiem Leszka, którego matka była tak podobna do
niej. Tylko on jeden wiedział jak ona
cierpi, tylko on… Wszystko tylko on. A ona była taka zmęczona, taka prosta, nie
potrafiąca jeszcze żyć. Pojawiała się i znikała jak duch, jak cień.
Prześladowała mnie. Nie chciałem potem jej znać, bo było mi wstyd. Kiedy
staczała się w stronę alkoholu, kiedy jej przyjaciółmi byli ludzie, do których
byś się nigdy nie odezwał, a ona dziwaczała. Przestała dbać o siebie, przestała
dbać o cokolwiek i tylko Leszek bez przerwy za nią biegał. Nie chciał by się zmieniała.
Nie mógł patrzeć jak na jego oczach rozpadała się jej osobowość, jej marzenia
legły w gruzach, a ludzie powtarzali jej, że „są Ci co wygrywają i Ci, co
przegrywają”. Ona nie rozumiała. A mogła tak wiele.
Taka szara mysz i taki Leszek. Prezes firmy marketingowej,
prezes fundacji wspierania młodych talentów, muzyk, biznesmen i nic nie
znacząca dziewczyna. Oczarowała go jej schizofrenia. Nie, to nie była miłość.
Bo jaka to może być miłość żonatego mężczyzny do młodej dziewczyny. Chyba tylko
zakazana. A ona chodziła do kościoła. Modliła się. Zupełnie tego nie rozumiała, co się dzieje w
jej życiu. Zagubiona pomiędzy światem realnym, a nierealnym. Pomiędzy
teraźniejszością i wspomnieniami.
Jaka ona była? Tego do końca nikt nie wie. Zachowywała
kawałek swego ja tylko dla siebie. Czasem była rozkrzyczana jak kumoszka na
straganie, a czasem nie odzywała się przez kilka dni. Mówiła wtedy, że nie
potrafi mówić, że jej głos gdzieś uciekł. Rozróżniała swoje „mnie”, czyli swoje
ego od swego „ja” – swojej jaźni. Na
swój sposób była uduchowiona, ale w tamtym czasie wszyscy mieli jej to za złe.
Gdyby żyła w średniowieczu spalono by ją na stosie, za czary i herezję. Miała
zdolności paranormalne – widziała duchy i rozmawiała z nimi.
Przez jakiś czas opiekowała się nią Magda, żona Leszka.
Magda miała szczęście do wariatów. Była kolejnym znajomym, który jest po
drugiej stronie. Obcięła jej włosy na krótko, trochę nierówno po to by nikt się
już nie śmiał z jej fryzury. By było jej trochę lżej. Współczuła jej, a zarazem
nienawidziła. A ona? Jakby bezwiednie
wszystkiemu się poddawała. To cała ona.
T
o nie jest łatwe pisać o sobie. To nie jest łatwe pisać o
schizofrenii. Schizofrenii w osobie ja. Powód dla którego postanowiłam napisać
to wszystko, to na nowo układanie sobie życia, samotnego w pojedynkę z
młodzieńczym jeszcze wyrazem twarzy, że sama sobie jakoś poradzę, walka z
bezdomnością i o pracę, wyjazd za granicę i dalsze leczenie. Poznawanie nowych
znajomych, którzy przez chwilę są i pomagają. Ale to nie jest jedyna strona
medalu; czasem jak cień dawnego życia pojawia się wiadomość od starych
znajomych, że jest akcja charytatywna, że moje obrazy mogą być na niej. Ale
wszędzie jesteś bezpaństwowy, bez-mieszkaniowy, samotny - schizofrenik.
Chyba przyzwyczaiłam się do tego słowa. Może nawet
pogodziłam się z nim, zaprzyjaźniłam się i zrozumiałam, że czasem trzeba się
wygadać. Wygadać mimo wszystko, wygadać się, chociaż ludzie będą starali się
jedynie zrozumieć. Starali, bo to jest niepojęte, co przechodzi Ci przez głowę,
co się dzieje z nią. No i cierpienie.
Czasem bym chciała wiedzieć, która decyzja jest
najwłaściwsza. Które pytanie będzie odpowiadało rzeczywistości i będzie na
miarę moich wyobrażeń.
Ludzie przychodzą i odchodzą. Mijają się. Zupełnie nie
rozumiem czemu. Może są oni na miarę taką jaką w danym momencie potrzebuję.
Tak. Dzisiaj się przyznałam . Tak, mam schizofrenię.
Nastąpiła cisza, konsternacja, niedowierzanie. Nagle wszystkie elementy
układanki ułożyły się. Dlaczego tyle razy się przeprowadzałam, dlaczego maluję
i piszę, dlaczego jestem sama i moje pogodzenie się z losem, że tak będzie,
dlaczego tak wyglądam jak wyglądam. No i radość z każdego dobrze przeżytego
tygodnia.
Mówię prawdę. A to boli. Boli, bo nie ma znieczulenia na
rzeczywistość. Podchodzę do niej zbyt emocjonalnie pomimo wieku i prób bycia na
poziomie, z dystansem itp.
Pracuję jako sprzątaczka. Maluję i piszę. Kiedyś pisałam
dramaty, były tragiczne, ale to był początek choroby. Zawsze coś pisałam, ale
zawsze zabijała mnie moja emocjonalność. Zbyt mocno podchodziłam do tematu, ale
z drugiej strony, może to się ludziom we mnie podoba. Nie ma fałszu, chociaż
myślę, że jestem fałszywa. Nie ma tego udawania, które by mi się przydało. Jest
walenie głową w mur, prosto z mostu. A kiedy już Ci się uda nadawać na tych
samych falach… no właśnie… to Ci się jedynie wydaje.
Bo któż może zrozumieć wariata? Nie chcę się użalać nad sobą, jest nas wielu
wbrew pozorom, ale jednak nie wiadomo ilu. Każdy artykuł na temat choroby
oddala mnie od siebie. Bo nawet ja nie rozumiem swoich uczuć. A moje uczucia
nie rozumieją rozumu.
A więc, zacznę od początku. To jestem ja, Sylwia, lat 28,
schizofrenik. Pani magister od siedmiu boleści, zawód wykonywany sprzątaczka,
mieszkanka Inverness – miasta Makbeta. Prowadzę artystyczne życie, chociaż na
początku chciałam mieć normalne. Umiłowała mnie od wczesnej młodości poezja,
którą z czasem znienawidziłam. Znienawidziłam za piętno, za melanż i za
wszystkie inne dodatki, które są wytyczną artystycznego życia. Alkoholik też
jest artystą. Cały czas pod górkę, nieszczęśliwe i w bólach, a dzień po śmierci
jak mawiał Gombrowicz „Juliusz Słowacki wielkim poetą był”. Nie mówię tu o manii wielkości, ale o
systemie, w którym żyjemy. Tak było ze Stiegem Larssenem, tak było ze
wszystkimi wielkimi, którzy nie wiedzieli, że ich życie może mieć jakąś
wartość. Moje życie też takie jest. Piszę i maluję. I to jest moje ukojenie
nerwów. Tylko w ten sposób mogę przedstawić swój przekrzywiony obraz świata,
tylko w ten sposób mogę przedstawić siebie taką jaką jestem. Bo reszta, to co
widzę w lustrze, to efekt uboczny leków. Nim zachorowałam byłam zwyczajną
dziewczyną i tak mi łatwo przyszło zrezygnować z figury, z tańczenia, z teatru
w zamian za dobre leczenie. I to w najlepszym okresie życia. Leczenie w Polsce
okazało się chybionym, ale o tym dowiedziałam się dwa lata później w Szkocji.
Teraz jest inaczej, czuję się stara, zmęczona, ale z drugiej strony wiem, co
chcę od życia. Może to przez to, że były dnie, kiedy pisałam w kółko to samo,
różnymi sposobami, ale wciąż to samo, dnie mijały mi bezpłciowo i widziałam
rozpacz rodziców. Dzisiaj zobaczyłam blog, który potwierdził moją decyzję
wyjazdu:
"Schizofrenia zabrała mi Syna" - przeczytaj,
proszę mój blog o chorobie, która dzień po dniu zabierała i wyniszczała mojego
Syna, a rodzinę dewastowała psychicznie. Być może moje zapiski pomogą Ci
bardziej świadomie spojrzeć na ten problem. Większość z nas nie zdaje sobie
sprawy, ile ludzi cierpi na tę chorobę. MY - po ciężkiej walce przegraliśmy
bitwę...”
Podobno ten sam gen odpowiedzialny jest za chorobę
dwubiegunową, schizofrenię i za twórczość. Te geny się ze sobą mieszają, krążą
gdzieś w rodzinie, ujawniając się w jakimś pokoleniu. Niektórzy ludzie boją
się, że zapoczątkowali chorobę, ale mi się wydaje, że to się zaczęło dużo
wcześniej. Że to jest tak jak w „100 lat samotności”, gdzie pojawia się kolejny
Buendía,
który ma tę samą chorobę.
Moim bohaterem jest Nikifor – analfabeta, samouk.
Prolaktyna. W tym miejscu przechodzimy ze schizofrenii do
skutków ubocznych leków. Przyszła kolej
na nowe panaceum na tę chorobą. Risperidon. Cudowny lek XXI wieku. Nie dostałam
tego leku, który chciałam, bo jest zbyt nowy, zbyt nowoczesny i niedopuszczony
do obiegu. Jeszcze. Czekałam na ten lek rok czasu, a teraz muszę czekać jeszcze
dobrych kilka lat nim ktoś mi wreszcie go przepisze. Paliperydon jest pochodną
risperydonu. Coś się o tych lekach wie. Zaczyna się dyskusję lekową z lekarzem.
Ale wróćmy do prolaktyny. Szukam w Internecie jakiejś
wzmianki na jej temat. Pojawiają się słowa bezpłodność. Nie, żebym bardzo
chciała mieć dzieci, ale jednak… kiedyś bym chciała je mieć. Czytam dalej: „Prolaktyna to hormon
wydzielany przez przysadkę mózgową. Sprawia on, że w trakcie dojrzewania kobietom
rosną piersi, a gdy kobieta spodziewa się dziecka, odpowiedni jego poziom
podtrzymuje pracę ciałka żółtego, a żeby mogło ono nadal produkować progesteron
– istotny dla utrzymania ciąży.
Hormon ten stymuluje rozwój gruczołów mlecznych i tworzenie się mleka. Gdy
przysadka wytwarza go za mało, kobieta może mieć problemy z karmieniem.
Zazwyczaj jednak, gdy kobieta często i długo karmi piersią, w jej organizmie
utrzymuje się wysokie stężenie prolaktyny, co z kolei uniemożliwia prawidłowe
dojrzewanie pęcherzyków jajnikowych i owulację, dzięki czemu prolaktyna może
pełnić funkcję „naturalnego środka antykoncepcyjnego”.
No i to jest to co mnie czeka. Podwyższony poziom
prolaktyny, drażliwość i zmęczenie. Nie za bardzo chcę w to wierzyć, ale jak
zwykle muszę się przekonać na sobie.
Czytam dalej:
„Nadmiar prolaktyny powoduje zaburzenia cyklu
miesiączkowego. Miesiączki mogą się wówczas pojawiać się częściej niż co 25
dni, albo rzadziej niż co 33. Oprócz tego mogą być bardzo skąpe, lub w ogóle
mogą zaniknąć. Zdarza się też, że cykle są bezowulacyjne – co jest często
powodem niemożności zajścia w ciążę. Wśród innych skutków nadmiaru prolaktyny
wyróżnia się: obniżenie popędu seksualnego, a czasem także bóle głowy czy
zaburzenia widzenia, gdy odpowiedzialny za stężenie prolaktyny jest gruczolak
przysadki mózgowej. W przypadku problemów z niedoczynnością tarczycy (co jest
też powodem zaburzeń stężenia prolaktyny), kobiety tyją bez powodu. Niestety
może się zdarzyć tak, że piersi stają się nabrzmiałe i bardzo wrażliwe na
dotyk, a u kobiety mimo braku ciąży, pojawia się mleczny wyciek z sutka.
Przypadłość tę, często określa się mianem hiperprolaktynemii.
Jeśli pojawią się u nas kłopoty z miesiączką, należy zgłosić się do ginekologa
– endokrynologa, który najpierw zleci badanie poziomu prolaktyny we krwi.”
Psychiatra zlecił badanie krwi. Próbuję nie myśleć o tym
hormonie, o skutkach ubocznych, o zmęczeniu.
Idę wcześniej spać.
W życiu wszystko ma swoją cenę. Trzeba płacić za dobro i za
zło. Wracam do Nikifora.
22 grudnia 2024
Prostotadoremi
22 grudnia 2024
fantazjeYaro
22 grudnia 2024
2212wiesiek
22 grudnia 2024
śnieg w prezenciesam53
22 grudnia 2024
Błogosław nam Boże Dziecię!Marek Gajowniczek
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta