9 maja 2012
Plaża
Lubi morze, jak większość psów rzuca się w fale za patykiem, płynie po zdobycz, by z dumą położyć przede mną trofeum. Sierść otrzepuje zaraz na brzegu, a ja czekam kawałek dalej. Tego dnia obserwowałem plażę zza budki ratownika, a właściwie "ją", kobietę z czerwoną torebką i pantofelkami w ręku. Pojawiała się tu od kilku dni. Zawsze o tej samej porze. Słyszałem, tak mi się wydaje, bo hałas miasteczka jest zbyt duży, jak zegar na wieży przy wejściu na molo wybijał piętnastą.
Zagwizdałem na Mikiego, ale tym razem mnie nie słuchał. Biegł do niej i to przed nią położył kawałek korzenia, który po drodze znaleźliśmy w lesie. Próbowałem drugi raz, swoim sposobem, zagwizdać krótko. Nie przybiegł, nigdy tak nie robił...
Czekałem długo, do chwili, kiedy kobieta wyjęła z torebki telefon i krótko rozmawiała. Zabrała buty i poszła w kierunku zejścia z plaży. Wtedy Miko wrócił.
- Głupi pies! – warknąłem. - Monika się niecierpliwi, a ty, baranie, podrywasz inne... - I w tej chwili przestałem gadać, bo moje słowa były idiotyczne, a wydawało mi się, że Miko rozumie.
Monika przywitała mnie uśmiechem. Siedziała przy stoliku w kawiarni La Blanca, która kiedyś nazywała się, jak pamiętam, Śnieżka.
- Robert, zamówiłam ci już kawę i sernik. – Moja, od tygodnia, żona wiedziała doskonale, że wolę szarlotkę, dlaczego zamówiła sernik? Przez chwilę zacząłem posądzać ją o złośliwość. Nie, niemożliwe, tylko mi się zdawało, że jej usta zmieniły wyraz z jednego uśmiechu na jakiś inny...
- Dziękuję, kochanie. – Pocałowałem ją w rękę, którą trzymała na stoliku zwiniętą w pięść. Była upartą kobietą, zaciskała pięści jak mała dziewczynka. Rozwijałem wtedy jej palce na siłę i łaskotałem pocałunkami wnętrze dłoni.
- Wyspałaś się? - spytałem, bo ostatnio nie czuła się najlepiej i popołudniami, kiedy ja spacerowałem po plaży, spała około dwóch godzin.
- Boli mnie głowa, chyba ten klimat nie dla mnie, w górach czuję się lepiej, chociaż lekarze zalecają morze...
- Jak wypijemy kawę, coś ci pokażę, mam takie jedno miejsce - mówiłem do Moniki, ale wzrok mój powędrował za okno. Na pustym kamieniu, gdzie jeszcze pół godziny temu siedziała tamta kobieta, teraz wygrzewała się mewa.
Kolejny dzień urlopu i miodowego miesiąca z Moniką był bardzo słoneczny. W okularach i kapeluszu szedłem w kierunku plaży dość szybko, bo Miko pędził jak wariat. Przy wejściu od strony wydm wpadłem na kogoś i, burcząc, zacząłem przepraszać. To była ona! Właśnie zdejmowała swoje czerwone pantofle, gdy ją popchnąłem. Na szczęście, nie upadła - nie musiałem podać jej ręki... Zakryłem twarz gazetą i uciekłem. Bałem się odwrócić głowę. "Jeśli za mną patrzy?" - myślałem, a Miko szarpał mnie za nogawki spodni.
Jednego dnia Monika przyszła do nas na plażę. Nie czekała w kawiarni, miała ochotę na spacer brzegiem morza. Gdy mijaliśmy kamień, na którym znowu siedziała tamta kobieta, odwróciłem głowę, a Miko podbiegł po swoją porcję pieszczot. "Szczęśliwiec" – pomyślałem...
- Zauważyłeś, Robert, że ta kobieta jest tu codziennie o tej porze, jakby kogoś wypatrywała? – Monika zadała to pytanie, przerywając ciszę.
- Nie, nie zwróciłem uwagi - kłamałem i miałem nadzieję, że wychodzi naturalnie.
- Ładne to twoje miasteczko, chyba miło się tu dorastało, plaża, las...
- Tak, to były dobre czasy! Mogłem zostać rybakiem. – Mrugnąłem do Moniki, bo zaczynałem mieć dobry humor. Nie zrozumiała żartu. "Czy ona w ogóle się zna na żartach?" – Chwilami wątpiłem, czy ją naprawdę znam.
Doszliśmy do wydm po zachodniej stronie miasteczka.
- Jaki piękny widok! - Monika patrzyła w kierunku pustej zatoki, za którą zaczynał się rezerwat.
- Możemy tu posiedzieć? – Spojrzałem na nią, czy nie odmówi, ale była zachwycona pomysłem i pociągnęła mnie za rękę, rzucając w trawę...
Całowaliśmy się namiętnie, przynajmniej z mojej strony była to zmysłowość, doznania, których doświadczałem za każdym razem, kiedy czułem ją blisko siebie. Działała na mnie jak narkotyk, zapominałem się, zapadałem w stan porównywalny do upojenia...
Przysnąłem oparty o nią, w cieniu sosny, którą pamiętałem od czasu, kiedy byłem tu po raz pierwszy.
I wtedy w półśnie zobaczyłem jeszcze raz pewną scenę. Stałem na plaży z dziewczyną, tą, którą kochałem niewypowiedzianą miłością. Blisko, ale w odległości, stanowiącej dystans naszego rozstania. Nie patrzyłem jej w oczy. Bałem się wzroku, ciepła ciała, którego tak pragnąłem...
- Kiedyś do ciebie wrócę - powiedziałem, by odejść, nie oglądając się, czy za mną patrzy, nie chcąc widzieć jej mokrych oczu.
- Robert, śpisz? - Monika dotykała mnie mokrymi dłońmi. Kiedy przysnąłem, poszła pływać i teraz wróciła, słona od wody i rozgrzana słońcem.
- Mówiłeś coś przez sen? Coś ci się śniło?
- Nie, wydawało mi się, że nie spałem... – Zacząłem zlizywać słone krople z jej dekoltu...
Przy tak upalnej pogodzie zakryte pantofle zaczynały uwierać w niezbyt dobrze otrzepane z piasku stopy. Magda usiadła na ławce, próbując wysypać resztki kwarcowych drobin. Nie śpieszyła się, Michał, jak co dzień, będzie czekał cierpliwie. Dzwonił za każdym razem i pytał. Chciała dać mu szansę, ale wiedział, że jeśli "to" się stanie, dla niego będzie oznaczało zmianę. Ustalili, że poczekają jeszcze tydzień, zanim Magda podejmie decyzję. Chciała czekać na plaży, jak obiecała, ale ten, którego wypatrywała, nie przychodził. Tylko ten pies... Nie wiedziała, dlaczego tak tłucze się w niej serce, przecież to tylko pies...
Kończył się miodowy miesiąc, mój i Moniki. Od dwóch dni tamta kobieta nie przychodziła na plażę. Kiedy zegar na wieży przy wejściu na molo wybijał piętnastą, patrzyłem na pusty kamień. Rzucałem Mikiemu patyk - przynosił, aż się zmęczył i szedł odpocząć właśnie przy tym kamieniu...
Ostatniego dnia, gdy Monika pakowała bagaże, przyszliśmy tu z psem jeszcze raz. Było prawie pusto. Łapaliśmy w płuca zapach wieczornej bryzy, każdy po swojemu.
I wtedy zrobiłem coś, czego się nie spodziewałem. Wyciągnąłem z kieszeni scyzoryk i jak jakiś uczniak zacząłem drapać na kamieniu litery...
Magda, wybacz... Kaleczyłem kamień głęboko, aż scyzoryk się wygiął.
- Cholera - zakląłem głośno. - To jest prezent od Moniki, co powiem, kiedy zapyta, jak to się stało? Wiedziałem, że będę musiał skłamać.
Wyjeżdżaliśmy w sobotę po obiedzie. Monika siedziała na tylnym siedzeniu, mówiła, że będzie jej tam wygodniej. Przejeżdżałem przez miasteczko w kierunku autostrady. Musiałem skręcić koło kościoła. Niewielki tłum ludzi składał życzenia młodej parze. To była ona!
- Zobacz, Robert, to ta kobieta z plaży! Jaką ma ładną sukienkę! - Monika uchyliła szybę, aby lepiej widzieć.
Nacisnąłem pedał gazu. Znowu usłyszę, że jeżdżę za szybko...
13 listopada 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga
13 listopada 2024
0003.
13 listopada 2024
1311wiesiek
13 listopada 2024
naturaYaro
13 listopada 2024
jesienny obereksam53
13 listopada 2024
Nie szukajmy winnychdoremi
12 listopada 2024
0002.
12 listopada 2024
1211wiesiek
12 listopada 2024
w końcu jesteśYaro
12 listopada 2024
Przemijaniedoremi