17 stycznia 2015

Sztywniak

Tytuł – Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków
Autor – Mary Roach (amerykańska dziennikarka i pisarka popularnonaukowa)
Wydawnictwo „Znak”
Kraków 2010


Kiedy sięgam po książkę, kieruję się zazwyczaj tytułem lub nazwiskiem autora, choć nierzadko robię to zwabiona interesującym wydaniem. Potem oglądam ją przez chwilę, czytam notkę z tyłu okładki, a następnie przerzucam strony, by sprawdzić, jak została napisana.
W przypadku „Sztywniaka” książka natychmiast powędrowała do torby.
Dlaczego?
Cenię oryginalne tematy i poczucie humoru, a poza tym już pierwsze słowa wstępu, nie mówiąc o informacjach podanych na obwolucie, zaintrygowały mnie w wystarczającym stopniu, bym postanowiła pozycję tę niezwłocznie przeczytać.
Cytuję: Sztywniak” to książka o czasami dziwacznych, często szokujących, ale niezmiennie fascynujących wyczynach zwłok.
Czyli – Co dzieje się z ludzkimi ciałami po śmierci.
 
Ze wstępu autorki:
Moim zdaniem bycie martwym nie różni się zbytnio od rejsu statkiem wycieczkowym. Większość czasu spędza się w pozycji leżącej. Ciało flaczeje. Nic nowego się nie dzieje i nikt się po tobie niczego nie spodziewa.
I dalej:
Wielu ludzi pewnie uzna tę książkę za niestosowną. „Bycie martwym to nic zabawnego”, powiedzą. A właśnie, że tak. Bycie martwym to absurd. To najgłupsza sytuacja, w jakiej możemy się znaleźć.
 
Streszczając myśl przewodnią pisarki – nie jest to rzecz o śmierci w sensie umierania. To książka o ludziach już martwych – ciałach nierozpoznawalnych i anonimowych. Najczęściej zapisanych placówkom medycznym i ośrodkom badawczym dla dobra nauki, co w USA staje się coraz bardziej popularne, nie bez związku ze stale rosnącymi kosztami pogrzebu. I właśnie ludzkie zwłoki są bohaterami tej opowieści oraz twórcami znacznych nieraz sukcesów.
 
Autorka „odwiedza krematoria, zakłady pogrzebowe, kostnice i najdziwniejsze laboratoria, by odkryć przed nami najciekawsze formy spędzania wolnego czasu po śmierci”. Jak pisze: Włącz się w rozwój nauki. Bądź eksponatem. To niektóre z opcji, jakie możesz przemyśleć. Śmierć… nie musi być nudna.
 
I w tym ujęciu sprawy bynajmniej nudna nie jest.
 
Abstrahując od tego, czy bylibyśmy skłonni podzielić los bohaterów Mary Roach, warto poznać owe różne formy „spędzania wolnego czasu po śmierci”, gdyż na ogół nie mamy o tym żadnego pojęcia. Niewiele więcej także wiemy o tym, co tak naprawdę zachodzi w naszych ciałach, gdy się już z nich wyprowadzimy raz na zawsze.
 
Mary Roach nie dość, że przybliża nam wszystkie zagadnienia w sposób niebudzący grozy, to jeszcze dostarcza wielu informacji z dziedziny historii, medycyny, a nawet etyki i filozofii.
 
Przykładowo książka zawiera więc nie tylko sprawozdanie z pewnego sympozjum naukowego chirurgów plastyków i ćwiczenia techniki liftingu na czterdziestu odciętych głowach, lecz odzwierciedla także ogólny stosunek lekarzy do darowanych im w ten sposób możliwości poszerzania wiedzy oraz do ich „pacjentów”, na których uprzednio przez całe wieki dopuszczano się zbrodni profanacji, co doskonale obrazuje historia wczesnych dziejów sekcji zwłok i szerzący się w XVIII i XIX wieku proceder ich wykradania.
 
Opisywany przez autorkę uroczy zagajnik Kliniki Medycznej Uniwersytetu Tennessee, z licznie wylegującymi się na trawie ludźmi, okazuje się być w konsekwencji poletkiem doświadczalnym dla potrzeb medycyny sądowej, jedynym miejscem na świecie, gdzie przeprowadza się badania nad rozkładem ciał w warunkach naturalnych.
Natomiast wizyta w domu pogrzebowym daje wgląd we współczesny sposób balsamowania zmarłych i sposoby ich pochówku.
 
W książce mamy również do czynienia z wieloma testami, jakie przeprowadza się za pomocą zwłok, chcąc zwiększyć prawdopodobieństwo przeżycia ludzi podczas wypadków drogowych czy lotniczych, przy czym dodatkowo badania te pomagają w ustalaniu przyczyn katastrof.
 
Jest także część zatytułowana: „Trup idzie do wojska”, czyli „Śliska etyka kul i bomb”. Jest nawet, jeszcze bardziej kontrowersyjny, opis pewnego doświadczenia z przybijaniem zwłok do krzyża w celu udowodnienia autentyczności Całunu Turyńskiego oraz to, co o tym sądzi obecna medycyna, a cały następny rozdział zajmują rozważania na temat: „Skąd wiesz, że nie żyjesz?” – i historia naukowego poszukiwania duszy.
 
Ponadto książka zawiera obszerny materiał na temat dekapitacji, reanimacji, transplantacji, leczniczego kanibalizmu oraz przybliża najnowsze propozycje „jak skończyć”, opisując metodę „redukcji wody” (będącą w zasadzie rozpuszczaniem ciał w ługu), a nawet wymienia projekt pochówku na zasadzie kompostowania zmarłych po uprzedniej liofilizacji, co może i brzmi dość groteskowo, lecz okazuje się być bardzo ekologicznym sposobem  połączenia z naturą.
 
Ostatni rozdział autorka poświęciła własnym decyzjom, tytułując go: „Da czy nie da?”. Oczywiście nie zdradzę jej stanowiska, chociaż po lekturze „Sztywniaka” to samo pytanie zadałam sobie, odpowiadając z miejsca: „Nie dam”.
 
Cóż, na ogół jesteśmy przywiązani do swoich ciał i trudno tak z dnia na dzień zmienić poglądy, zwłaszcza że w naszej polskiej kulturze w dalszym ciągu egzystuje silna tradycja chrześcijańskiego pogrzebu. Ale w moim przypadku nie to przeważa. Ja się po prostu lubię i niezależnie od pełnej świadomości, że wówczas i tak nic mnie już nie będzie obchodziło, nie zdecydowałabym się narażać swojego biednego, służącego mi wiernie przez tyle lat ciała na przeróżne eksperymenty. Nawet dla dobra ludzkości, która notabene doskonale obejdzie się bez takiego poświęcenia. Będąc więc egoistką, zlecę rozsypanie moich prochów (przy dźwiękach bluesa) na jakimś uroczym leśnym zadupiu, a gwoli bycia praworządną – zaczekam łaskawie, aż będzie to dozwolone.
 
Wracając do książki – wspomniałam we wstępie o poczuciu humoru. Dotyczy ono autorki, lecz proszę nie rozumieć tego, jako żartowania ze zmarłych. To po prostu subtelne, czasem ironiczne, lecz niezmiernie inteligentne przymrużanie oka, z jakim Mary Roach snuje liczne dygresje, przy pełnym zresztą szacunku dla bohaterów opowieści, bardzo porównywalnych skądinąd z „Pacjentami” Jurgena Thorwalda, choć z jedną, na pewno zasadniczą różnicą – brakiem zdolności do odczuwania bólu.
 
To właśnie sprawia, że książka nie jest przerażającym opisem doświadczeń czy, jak niektórzy mogą odebrać, profanacji ludzkich ciał, ale czymś, co pozwala poszerzyć nie tylko wiedzę, lecz również przełamać pewne stereotypy myślowe.
 
Podsumowując, warto się z nią zapoznać, choć dla mnie, a także dla tych, którzy lubią łączyć przyjemne z pożytecznym, zawsze będzie miała jedną, podstawową wadę – nie da się jej czytać przy jedzeniu.
 
 
 
Inne bestsellerowe pozycje Mary Roach:
„Duch. Nauka na tropie życia pozagrobowego”
„Bzyk. Pasjonujące zespolenie nauki i seksu”


liczba komentarzy: 8 | punkty: 11 |  więcej 

jeśli tylko,  

zachęcasz bardzo i przekonująco, ale.. :))

zgłoś |

Miladora,  

Ale... wiem, wiem, Jeślinko. :) Nie da jej się czytać przy jedzeniu. :)))

zgłoś |

Damian Paradoks,  

daję plusa zanim czytankę rozpocznę. Zaufanie! ;), Milusiu. Bo czytania esejów to już inna zwrotka. Zaraz doń z werwą się zabieram :)

zgłoś |

Damian Paradoks,  

wiem już co jest w tej książce. Powrócę tylko do kryterium wyboru (moje kryterium. Czasem idę do małej księgarni bo tam Pani wie co mogę przeczytać. Dla przypomnienia mówię: chcę autora Francuza. Treść apolityczna. Nie chcę nic o Żydach ani Arabach. Anie też o wojnie 1914 czy też 1939. Akcja jeśli już mowa o akcji ma mieć miejsce we Francji. Do tego dorzucam kryterium 'Rasoir d'Ockham' (brzytwa) tzn., nie grubsza niż 250 stron bo więcej to mnie więzi. Oczywiście lepiej gdy czymś nagrodzona. ..... ;) A gdy sam szukam to otwieram indeks i szukam słowa wybranego ale związanego ściśle z tematem. Jeśli go nie znajduję odrzucam. Spis treści jest sugestywny - biorę pod uwagę. I czytam stronę wybraną losowo. Jeśli styl ołowiany to sam opada na dno. A jeśli błąd się trafi to już niechlujstwo i zamykam z trzaskiem. Kupiłem ostatnio książkę bo i oko cieszyła, i zaciekawiała i o paradoksach. A wiec brać tylko. Zarzuciłem po 10 stronach bo na każdej średnio dwa byki były. That's all folks ;)

zgłoś |

Miladora,  

Fajnie, że nie tylko ja mam skrzywienie widzenia wszystkich błędów w książce. :) A niestety jest ich coraz więcej - wina nie tylko autorów, lecz i tłumaczy, i korektorów. Swego czasu miałam listę największych nonsensów, jakie znajdywałam w powieściach - celują w tym amerykańskie autorki niestety. :) Czasem włosy aż dęba stawały, że można takie bzdury zamieszczać. Głównie historyczne. :)

zgłoś |

Damian Paradoks,  

źle się stąpa po wyboistej drodze błędów zaniedbania :) Nagminne to w prasie internetowej (tej najbardziej oficjalnej) i przeniosło się do tradycyjnej formy papierowej, Miladora ;)

zgłoś |

Lech,  

Interesujące… ponieważ kiedyś miałem przywilej pracować jako fotograf w prosektorium Akademii medycznej. Przyznam się, że pierwsze dni nie należały do najprzyjemniejszych, ale książki poszukam. Dzięki Rami.

zgłoś |

Teresa Tomys,  

super podane inf. Co zrobić, żeby móc dać radę dłużej posiedzieć np.: nad książką? Bardzo brak mi cierpliwości. Pozdrawiam

zgłoś |




Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1