Arsis, 27 sierpnia 2025
Pamiętasz to moje nocne misterium? Wtedy, kiedy płonące świece wzniecały poblask jaskrawy.
Skrzydlate momenty na suficie, na płaszczyznach porzuconych rzeczy.
Teraz już wiem, że ta moja próba przejścia przez ścianę miała na celu dosięgnąć gwiazdy,
kiedy stałem w kącie pokoju, przywierając ustami do zimnego tynku.
Szeptałem. Recytowałem słowa tajemne.
Wtedy. I wtedy…
Za oknami szeleściły liście oschłej topoli, kasztanu…
Za oknami otwartymi na przestrzał.
W ogromnym przeciągu, co się wspinał z krzykiem po ornamentach tapet..
I byłem blisko zrozumienia. I byłem blisko…
Blask olśniewał mnie coraz większy.
Ten migoczący blask nieznanej natury.
Wiesz...
Nie.
Nic nie wiesz.
Bo i co masz wiedzieć? Wtedy, kiedy czekałaś długo na nic.
Na dworcu, tuż po odjeździe ostatniego pociągu.
Czekałaś na mnie. Wiatr zakręcał i gwizdał. I tak jak teraz tarmosił poluzowanymi blachami
parapetów.
Zacinały ostre krople deszczu…
Z megafonów płynęły enigmatyczne dźwięki
jakiejś nadawanej
nie wiadomo skąd transmisji.
To nadaje wciąż sygnał. To wysyła w eter zaszyfrowaną wiadomość,
której sensu nie sposób zrozumieć.
Wtedy i teraz. Tylko, że wtedy nie przyszło nam to do głowy.
Nam? Przecież nie ma nas. I chyba nigdy nie było…
A jeśli byliśmy, to tylko we śnie. Razem, gdzieś trzymając się za ręce.
Raz. Jeden, jedyny. Albo i niezliczoną ilość razy.
Wiatr szeleści liśćmi topoli. Teraz, kiedy jest bardzo zimno. Skrzypią konary. A więc to już tak
późno?
Nocne obrazy jak dym z łęciny płyną…
Nie. To już przecież było
poprzednim razem.
W innym życiu, w innym wierszu… Bądź w innym...
A teraz?
Co z nami będzie?
Jeśli w ogóle
cokolwiek było.
Światłość wiekuista przemierza otchłań czasu. Wieczność całą.
I wywija się z gałęzi topoli księżycowym sierpem.
I ten szelest skrzydlaty wznieca kurz, ten śpiew słowiczy.
Aż wzrusza czarną sadzę w kominie,
przysiadając na krawędziach pustych krzeseł
jak jakiś zbłąkany kaznodzieja.
Jak ten blask na dębowych klepkach podłogi. Na fornirze szafy. Na lakierze...
Na jawie?
We śnie?
Coś pomiędzy…
Coś jak kształt jakiś spętany cieniem mojej własnej ręki, kiedy się przebudzam,
otwierając zlepione maligną oczy, próbując to pochwycić w jakimś nagłym przypływie zadziwienia.
Nie. Nie przebudzam się wcale.
Przecież ja nie śpię.
Spójrz! Mam otwarte oczy!
I nigdy nie spałem. Podczas gdy ty,
śpisz snem twardym jak przydrożny kamień. Omszony...
Jeśli w ogóle
tu jesteś.
Jeśli w ogóle
tu kiedykolwiek byłaś.
Co z nami będzie?
Albowiem pęd ten rozwiewa włosy.
Czyni bruzdy
w skibach mokrej ziemi.
Widzisz?
Jaskółki wznoszą się do nieba.
Wychodzą naprzeciw tej łunie coraz większej.
Jeśli uderzy w nas świetlista rozpacz zapomnienia, czy będziemy jeszcze?
(Włodzimierz Zastawniak, 2025-08-27)
***
https://www.youtube.com/watch?v=OZNWm8lgrpM
sam53, 27 sierpnia 2025
coraz częściej szukam siebie
w zakamarkach wspomnień
w czarno-białych obrazach wyciąganych
pamięcią ze szczelin w podłodze
z wyszczerbionych musztardówek
pełnych zakurzonych spotkań sprzed lat
nie zwracam uwagi na jesień
która złoci się jak płonąca żyrafa Salvadora Dalego
stroję ją w kolorowe liście buków klonów dębów
szukam w nich znajomych cieni
tych których kochałem i tych którzy kochali mnie
widzę ich za progiem
słyszę w deszczu
czasami czuję jak dotykają słowami
i nie jest to poezja
sam53, 27 sierpnia 2025
ciepły wiatr
sierpniowy wieczór
spacer wśród spadających Perseidów
wilgotny uścisk dłoni
rozmowa o wszystkim i o niczym
marzenia związane kokardą
twoje usta - soczyste dojrzałe mirabelki
trema jak przy pierwszym wierszu na szkolnej akademii
pocałunek
pierwszy trzeci dziesiąty
Magdalena uwierzyła w spadające gwiazdy
ja też
Yaro, 26 sierpnia 2025
trzymam w dłoniach ruiny samego siebie
odplywam gdzieś jak wielka zimna rzeka
wszystko we mnie umarło podniosłem się z kolan
nie poszedłem za tłumem tak głupim
prosto w przepaść
jeden krok dzielil od otchłani
zatrzymał mnie ktoś nie widzę twarzy
zamykam rozdział zabiłem niepokój
z radością serca walczę o godność
trzymam ciebie przy sobie na zawsze
w dłoniach krzyż co łagodzi ból skroni
jak korona cierniowa jak strach
gdy przybijali miłość do drzewa płakałem
zapomnij o mnie albo pokochaj
nie jestem ideałem jestem zwykłym
grzesznikiem błądząc potrafię kochać
we mnie morze empatii i ciepłe serce
Yaro, 26 sierpnia 2025
spłonęła wspólna przestrzeń
idziesz inną drogą
czasem się uśmiechasz
dusze podobne należą do jednego nieba
gdy świt gasi latarnię
widzę w twoich oczach radość
ważne dzisiaj że się układa
podarowałaś siebie dużo więcej
dziękuję z całego serca
nadal jest obraz wyraźnie widzę
twoje włosy targa je wiatr
pisząc to cały płonę jak płomień
dziękuję zamykam rozdział odchodzę
ktoś woła mnie to nie jesteś ty
ais, 26 sierpnia 2025
dziękuję ci Panie za miskę
pełną
deszczówki i piachu i kamyków
jestem najedzony
dziękuję ci Panie za łańcuch
wrzynający się w skórę
jestem blisko ciebie
dziękuję ci Panie za dom z desek
zbutwiałych i kruszącej cegły
jest mi ciepło
dziękuję ci Panie za pchły
które nieustannie mnie gryzą
nie jestem sam
dziękuję ci Panie
za niemiłość
za niewdzięczność
za obojętność
za bezdotyk
za bezczułość
twój wierny sługa, kundel
smokjerzy, 26 sierpnia 2025
Cisza jest popękana jak tynk w pokoju odtwarzania
wciąż tych samych traum. Ze szczelin
dobywa się chrapanie Boga, który odsiaduje dożywocie
za bezlik popełnionych błędów i ból
w kolanach światła. Po podłodze toczy się
wojna o zaspokojenie chciwości pojedynczych pcheł
- przegryzają liczne gardła w imię pchlich
i tym podobnych, ważnych spraw.
Powietrze zmienia w szkło
dojmujący głód oddechu, miłość
szuka schronów, lecz wszystkie już zajęte,
nawet cień schował się sam w sobie
i udaje, że go nie ma. Bezrobotny diabeł waha się
pomiędzy samobójstwem a pisaniem pamiętników.
Tu i tam żarzą się wspomnienia, z kupki prochu
po nadziei na świetlaną przyszłość
żwawo wyskakuje feniks, ale tylko po to,
by usłyszeć pierwsze Słowo - jak przeklina nieudane dzieci
i żałuje, że nie było
jednocześnie pierwszym i ostatnim.
Nadzieja kota Lucka ma się dobrze. Leży
na okiennym parapecie, mrucząc,
a jej wąsy tworzą hieroglify z promieniami słońca.
Misiek, 26 sierpnia 2025
,,Życie nie tylko po to jest, by brać
Życie nie po to, by bezczynnie trwać
I aby żyć siebie samego trzeba dać ''
Życie jest po to by też dawać
W wierze i nadziei nie ustawać
Zapomnieć o bezsilności
Dzielić się darem miłości
Ty dałeś nam samego siebie
I za to dziękujemy także Bogu
Że dałeś nam Ciebie takiego
Odszedłeś choć nie do progu
Dotrwałeś ostatniego
Zostaniesz z nami
Ze swoimi słowami
Jakie śpiewałeś pełen wrażliwości
Twoje serce już nie bije
Ale ty dla nas żyjesz
W pięknych wierszach
Gdybyś zaśpiewać raz jeszcze mógł
Aby pocieszyć nas ze świata doczesnego
Gdzie każdy ma do przejścia tyle dróg
,,Na miły Bóg''
Pytam znów
Dlaczego teraz właśnie ty
Połykam gorzkie żalu łzy
Dlaczego ?
Misiek, 26 sierpnia 2025
,,Panno Święta co jasnej bronisz Częstochowy,,
dzisiaj tu modli się do Ciebie oddany lud
Uczyń dla nas Matko Boża jeszcze jeden cud
przymnóż nam w duszach nadziei w ten dzień sierpniowy
Tutaj gdzie chory na powrót stanie się zdrowy
tutaj niemy zaśpiewa i sercem i bez nut
Niewinny i czysty nie utraci żadnej z cnót
od stuleci w modlitwach toczą się rozmowy
Zanoszę prośby za serca umiłowane
bo je tak kocham i kochać będę do końca
to z nimi choćby myślami dzisiaj zostanę
Maryjo Nasza której blask większy od słońca
i uczynki z Twej świętej łaski nieprzebrane
zachowaj Polskę –bo wiarą wciąż pałająca
sam53, 26 sierpnia 2025
lubię niewielki skrawek skóry na twojej szyi
na siódmej od ucha
tam gdzie wgłębienie zatrzymuje zapach piżma i berberysu
gdzie sól nabiera wilgoci
a wiatr pieści dotykiem
.
nie wiem dlaczego to miejsce budzi we mnie fantazje
wyobraźnią krążę przy pocałunkach
choć czasami wiążę myśli na supeł
chyba jednak naczytałem się zbyt dużo o dr.Frankensteinie
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
27 sierpnia 2025
Arsis
27 sierpnia 2025
wiesiek
27 sierpnia 2025
sam53
27 sierpnia 2025
absynt
27 sierpnia 2025
sam53
26 sierpnia 2025
wiesiek
26 sierpnia 2025
Yaro
26 sierpnia 2025
Yaro
26 sierpnia 2025
ais
26 sierpnia 2025
ais