Yaro, 6 grudnia 2023
nie żyjesz upłynęło tyle lat
razem z wodą w strumieniu
z białymi płatkami kolejnej zimy
z każdym trzaskiem mrozu
z zasypaną bruzdą w polu
na środku stół pod obrusem pachnie siano
pusty talerz nie wrócisz jak zbłąkany wędrowiec
kto powie, że dobrze tam gdzieś daleko
gdzie nie istnieje czas dusza się nie starzeje
jesteś z nami niewidzialny, nie namacalny
jednak blisko mówisz coś nikt nie słucha
opłatek w dłoniach prezenty dzieciom
dwanaście potraw ,dziadka zimna okowita
szkoda, że tak jest człowiek żyje
człowiek umiera, życie toczy się dalej
zawsze zimą są święta pamiętaj
wspominaj zmarłych bliskich i dalekich
Yaro, 5 grudnia 2023
jestem
dźwiękiem w ustach
spojrzeniem w oczach
znikam z ostatnim
oddechem na szyi
jestem
ciepłym pocałunkiem
w dłoni zatrzymany świat
wciąga w plejadę gwiazd
biegiem w kosmosie
umyka czas bo go nie ma
w zamyśleniu przez dzień
w uśpieniu przez noc
więcej nas przy stole
pod obrusem siano
w kącie pachnie las
ozdobiony z gwiazd
wszyscy są oprócz tych
co odeszli gdzieś
przywołuję dzień
gdy było nas więcej
pada śnieg za oknem
zaczarowany świat
malowane szkło
srebrnym wiatrem
opłatek w wigilijny wieczór
niech niesie spokój
w sercu ciepło
Yaro, 5 grudnia 2023
ukołysać cię w cieniu wierzb
musnąć włosy połysk ułożyć w koszyczek
zatrzeć ślady po sobie
by nikt nie czekał na odpowiedź
zbłąkany wśród owiec pocałunek
który zdradza człowieka człowiekowi
skazani na wieczną drogę
zagubiony wędrowiec
ciągłym głodem zwiedza inne drogi
kto nas ukołysze przed kolejnym świtem
gdy noc wydaje się być ostatnią
przystanią przed wyzwaniem
przed życiem przed śmiercią
Trepifajksel, 4 grudnia 2023
zamieszkam w jabłku
którym wąż skusił ewę
ewa uwiodła adama
i będę pestką w gardle
by można złorzeczyć
sobie oraz winowajcom
mimo wielkich ambicji
wciąż brak pomysłów
na koniec świata
sam53, 4 grudnia 2023
najbardziej lubię twój niedosyt
nieokreśloną tęsknotę za czymś ulotnym
nieskończony apetyt na przykładowe ciastko
które z każdym gryzem staje się słodsze
lubię gdy oblizujesz uszczęśliwione wargi
wierzę że nigdy nie powiesz - dość
po prostu wyrzucimy na śmietnik wszystkie lustra
z przekonaniem
że nie tylko Rubens malował najpiękniejsze kształty
Sztelak Marcin, 4 grudnia 2023
Nocami obcinam fragmenty nieznanego
wszechświata.
Prawowierni krzyczą: grzech,
mimo że to tylko zabawa
w podchody.
Rano, ze spokojem godnym lepszej sprawy,
zjadam śniadanie. Chleb przekładany
chlebem powszednim.
Obrazoburczo zapijając kawą, w filiżance
podobno pamiętającej lepsze.
Pomiędzy ustami a brzegiem,
dziś wyszczerbionym jak czas leniwie
spędzany na nieprzechodzeniu na stronę,
w domniemaniu drugą.
Zresztą słońce zawsze oślepia,
szczególnie przy pełnym zachmurzeniu.
Ciemne okulary nieprzyzwojcie pojaśniały
podczas zaćmienia księżyca.
To i tylko to jest oburzające, reszta
nawet nie milczeniem.
Chociaż te nocne fragmenty
więzną w przełyku. Jednak grzesznie
nieprzygotowanym na konsekwencje.
Yaro, 3 grudnia 2023
noc pełzała niebem nie było nas
gdzieś poza światem widzialnym
słońce błyszczało ze szczerym uśmiechem
nie byłem pewien narodzin pod niebem
nie mogłem nic zrobić do teraz
nikt nie pytał czy chcę być człowiekiem
tylko gwiazdy migotały a ojciec upijał kieliszki
tak się cieszył że zapomniał o bożym świecie
teraz inaczej liczę się z czasem
to świat niewolników i sprytnych ludzi
życie nie wybiera życie szkołą życia
jak przetrwać w chaosie istnienia
sam53, 3 grudnia 2023
gdy wieczór bajki opowiada
a noc podaje nocy ramię
gdy snów na zapas można naspać
rankiem obudzić senną pamięć
po świeżym śniegu pójść na spacer
poczuć wykwintny zapach zimy
gdy z tyłu ślady tylko nasze
co w świetle gwiazd się roziskrzyły
tak jakby tym na krańcu nieba
i słowom śpiącym po obłokach
na płatku śniegu podać trzeba
dwa najpiękniejsze
kochasz - kocham
Arsis, 3 grudnia 2023
Oto ołtarz. Ten oto ołtarz z zimnego kamienia, z pajęczyną pęknięć. Po jego obu stronach
wsącza się światło z księżyca przez szpary wąskich witraży.
Światło lodowatej jak grób nocy.
Jakieś stukania i szepty z pogłosem echa.
Jakieś roje nie wiadomo czego. Rozmyte cienie w niekończącym się korowodzie
sennej maligny.
Gdzieś tutaj… Gdzieś tam i nigdzie.
Zatopione
w ekstazie smutku…
Trwające przygotowania do nocnego misterium.
W półmroku, w sennym widzeniu.
W dobywających się z otchłani gongach stojącego zegara…
Ktoś tu kiedyś umarł, nie umierając wcale… Ty żyjesz, prawda? Żyjąc raz jeszcze
po śmierci.
Żyjąc w pamięci, bądź na jawie
tuż po przebudzeniu,
kiedy jeszcze,
kiedy wciąż jeszcze…
Srebrzą się krawędzie przedmiotów
w świetle schodzącym z wysoka.
Ono zstępuje, gdzieś spod łukowego sklepienia.
Gdzieś znad
regału
zakurzonych książek?
Prezbiterium?
Albo księgozbioru,
które stało się prezbiterium?
Zstępuje za plecami długowłosej, tworząc nad jej głową coś w rodzaju aureoli.
W blasku stworzenia podczas milisekundowej ekspansji rodzącego się wszechświata.
Idzie wolno. Bardzo wolno, a raczej spływa,
jakby z Raju (z piekła?)
Pani w sukni do samej ziemi czarnej
i w czarnej na głowie zdobionej dziwnymi znakami infule…
Biskupie, to? Nie-biskupie?
Co to takiego?
Jakby nie z tego świata mędrca jakiegoś przybycie.
Albo tak się przynajmniej wydaje
skołatanemu,
choremu umysłowi.
To trwa od wieków, od wieczności całej.
Ta maestria smutku i melancholii
była już zapowiedzią podczas moich narodzin.
Przyszła wtedy
pierwszy raz
majowym deszczem.
W białej i opuszczonej od zawsze sali pustego szpitala.
Wybacz, wszystko mi się miesza.
Nachodzi na siebie falami szumiącego oceanu.
Pamiętasz, jak ci o tym mówiłem? Wtedy, w sennym widzeniu rzeczy.
Byłaś tam
i nie byłaś, zarazem.
Ale czułem twoją obecność
w tym jarzeniu z wnętrza przedmiotów.
Pełza po plątaninie żeliwnych rur moje zdegradowane jestestwo,
ukrywając się w falujących płachtach pajęczyn pełnych przeznaczenia dla martwych motyli
i ciem.
Kochanie. Tak, kochanie. Ale, czy to na pewno ty, kochanie?
Albowiem twoje milczenie
miażdży mnie,
jakby betonową płytą.
Zaciska się wokół głowy
stalową obręczą niemówienia.
Nie wiem.
Nic nie wiem…
Ale widzę, jak w jakieś coraz donioślejszej muzyce
rozkłada ramiona ta postać, ta zjawa kobiety
w mżącej gwiazdami sukni z bardzo szerokimi mankietami…
Odchyla głowę,
ukazując
w półmroku nocy
piękność swojej twarzy.
Odchyla ją
jak w orgazmie,
w pełnej melancholii ekstazie.
To trwa od milionów lat. W tym pozbawionym czasu miejscu. W tej świątyni skruchy…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-12-03)
***
https://www.youtube.com/watch?v=cOUeBXE6IFU
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
13 października 2024
Uczucie kosmiczne (wola kosmiczna)Belamonte/Senograsta
13 października 2024
październikowa miłośćsam53
12 października 2024
Bytowania (dżonsonek)Belamonte/Senograsta
12 października 2024
1110wiesiek
12 października 2024
Lisy wojnyMarek Gajowniczek
12 października 2024
sobotajeśli tylko
12 października 2024
Krzew płonący ogniemdobrosław77
12 października 2024
Nadziewanavioletta
11 października 2024
NieuchwytneArsis
11 października 2024
zwyczajny dzień - a mniesam53