
ApisTaur, 27 listopada 2021
znowu układam mozaiki słów
z kroplówki wolno życie się wtacza
dawka po dawce następna znów
nic to listopad tylko płacze
za ścianą sto lat gaśnie cicho
halo czy żywi wciąż mnie słyszą
krople jak małe kamikaze
wściekle szturmują okienne szyby
powolny spacer korytarzem
światło świetlówki słońcem na niby
jest świeci ale nie ogrzeje
tu los z ironią w twarz się śmieje
zgniłe mandale na chodnikach
które cierpliwie tak wiatr układał
zgarnia cieć wielki erudyta
łaciną biegle jak mistrz włada
radość jest coraz rzadszym kwiatem
smutek okrywa z kiru szatą
Marek Gajowniczek, 27 listopada 2021
Jeśli łuski spadną z oczu człowiekowi -
to na pewno to jest Covid!
Jesteś zainfekowany
przez szykany i reklamy!
Jeśliś ufał premierowi -
szczepionkom za każdą cenę,
to test zawsze wskaże Covid
zmutowanym patogenem!
Za późno na doszczepianie,
a statystyka poraża.
Przesiewanie było w planie
nosiciela - gospodarza!
Na starych zawsze wypadnie,
bo pożytku już z nich nie ma!
Dnia, godziny - nie odgadniesz.
Polityk nie ma sumienia.
Marek Gajowniczek, 27 listopada 2021
Kołysanka, kołysanka
o wieczorach i porankach
i o zdrowiu pełnym obaw -
kołysanka covidowa.
.
Przesypał się piasek czasu.
Jeszcze życia mały zasób
zatrzymał się nad snu brzegiem.
Zadziwiony pierwszym śniegiem.
.
Kołysanka, kołysanka
przed Mateczką na kolankach,
częstochowskie składa słowa -
kołysanka covidowa.
.
Na sygnale przyjechali
ostrożni i cali biali.
Żele z Paracetamolem
pozostawili na stole.
.
Kołysanka, kołysanka
chce z nadzieją dotrwać ranka,
by Panu Bogu dziękować -
kołysanka covidowa.
sam53, 27 listopada 2021
Twoje milczenie nie przeszkadza wcale
słowom zebranym na końcu języka
wzburzonej myśli gdy na ustach palec
a do miłości nikt się nie chce przyznać
tak jakby serca zamarzły na kamień
a wspólne chwile uleciały w przestrzeń
jakby wspomnienia zawiązały pamięć
po krzyk sam w sobie niespełnionym - weź mnie
nawet gdy w nocy masz otwarte okno
a grudzień drzewom liści pozazdrościł
gdy sen o wiośnie sam się staje wiosną
a czas we dwoje - czasem do miłości
Yaro, 27 listopada 2021
zdobyłem świat świat porwał nas
beztroskie dzieciństwo prysło szybko jak przekleństwo
pochłonął świat dobro co w garściach dziecka
iskrzyło życie miało sens fajna zabawa
za szybko za szybko chcę być gdzieś indziej
lecz nie ma ciekawych miejsc prócz pustych plaż
na zdjęciach jak bohaterowie Jarek Artur Seba
wiedziałem dokładnie że tak będzie dobrze gleba
narzekasz na władze ktoś na to rękę kładzie
łykasz to łykasz mówią tak boisz się
łykasz wszystko łykasz to właśnie twój koniec
szczęście bywa na końcu w strzykawce i te oczy
pochłaniasz to to nie jest dobro
wolność skradziona szyderczy uśmiech
śmierć wita nas szeroko wbita głęboko
im mniej nas tym łatwiej kierować masami
podział pomiędzy nami pomiędzy klasami
mam dość uciekam przed siebie uciekam w las
końcowe dni będą zakręcone pochłonie wielu już czas
nie poddam się walczę do ostatniego dnia
skradam się uderzam znienacka
najlepsza jest zasadzka nie porażka
nie jestem frajerem frajerzy skomlą na dnie
drachma, 27 listopada 2021
Jestem już stary
i zgodnie z kolejnością rzeczy
stanę się zniedołężniały
w tym wieku jakby łatwiej
bezkarnie artykułować myśli
ponad poprawność polityczną
czekania na swoją
kolej która nie nastąpi
Nie mogło mnie spotkać w życiu
większe szczęście
niż to że nigdy moje prace
nie zawisną na targach sztuki
pośród prac zasłużonych
dla kultury
Nad którymi krytyk się pochyla
gdy mu się zapłaci
(bezpowrotnie utracono
umiejętność odczytywania
mowy znaku) został czysty
estetyzm i związek kynologiczny
typ spokrewnienia
Liczy się krzykliwość
wzajemne uprzejmości
kochanie wspólnej sprawy
podział na swój i obcy który
układowi jest nieodzowny
Adepci piękna
powinni wiedzieć komu
warto się kłaniać
a przed kim udawać że się
go nie widzi unikać trzeba takich
jak ja wygumkowanych
ze wspólnego zdjęcia
Arsis, 27 listopada 2021
(Z cyklu: Albumy muzyczne)
***
Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego.
***
Pójdę sobie. Na zewnątrz kłębi się w swoim mroku noc… Przede mną długa podróż…
W pustym, ciemnym pokoju szepczę do samego siebie.
Księżyc zagląda przez okno,
kładąc się na podłodze zimnym blaskiem…
… obserwuję ten przekrzywiony prostokąt…
Zanurzam w nim
dłonie
i twarz…
… wyczuwam wibracje zderzających się atomów…
Tykanie ściennego zegara… Zgrzyt przesuwających się trybów
i przekładni
starego mechanizmu…
…G O N G…
Boję się unicestwienia,
niespodziewanego
kolapsu cząstek
substancji czasu…
Pójdę sobie,
dokąd?
― przed siebie…
Zakładam
płaszcz,
aby wyjść
naprzeciw gwiazdom.
… zamykam za sobą drzwi…
Omiata mnie chłód
schodowej klatki,
zamkniętych na wieczność mieszkań umarłych dawno sąsiadów.
W półmroku opuszczonych pracowni milczące popiersia, porzucone w nieładzie
dłuta…
… narzędzia
zbrodni
― na kamieniu…
(To już kiedyś było, wiem…)
… na zewnątrz zamiata liście wiatr…
Stawiam
kołnierz
dziurawego płaszcza.
Na pustej, przymglonej ulicy
latarnie kołyszą swoimi zwieszonymi głowami…
…
Moje stałe miejsce jest puste.
Czeka jak zwykle na mnie.
Przyglądam się pozostawionym na blacie wilgotnym kręgom…
… alkohol rozlewa się
tak ciepło
w żołądku…
Kolejny drink.
― już nie wiem, który…
Barman poleruje szklanki, spoglądając na nie pod światło obojętnym wzrokiem.
… odbija się przede mną w lustrze szaleństwo, moja wykrzywiona, zniszczona twarz…
*
Nie ma żadnego wytłumaczenia.
Jestem bezbronny,
jak foka
― wyrzucona na brzeg.
Pochłaniam
chciwie
kęsy powietrza.
Dudni mi w pulsującej głowie nieskładny, pijacki gwar.
Ściskam w dłoni długopis
czy plastikową słomkę…
Na poplamionej kartce
― urywki jakiegoś tekstu…
Nie mogę,
nie potrafię…
W obłokach papierosowego dymu
kołują nieustannie barowe ćmy.
… spalają się w obskurnym świetle kinkietów…
W miejsce poprzednich przybywają nowe…
… męczy mnie odgłos spadających z wysoka miękkich, puszystych ciałek…
Czuję, że i mnie
zaczynają
― wyrastać skrzydła.
*
Gram w szachy na pogiętych szczątkach cywilizacji.
Moim przeciwnikiem: szaleństwo.
Właśnie
― dostałem mata…
…
Coraz większe porywy lodowatego wiatru
uderzają
w moją twarz.
Nic nie czuję.
Nic.
Już dawno stała się biała,
jak zmrożona przestrzeń
śnieżnego piekła
z łagrami nienawiści…
…
Wszystko zaczyna się dziwnie kołysać…
Przytłacza mnie
ciężar
spadających bomb…
Zawadzam wciąż nogami o jakieś żelastwo, zardzewiałe, porzucone karabiny i hełmy…
O spalone szczątki z ponurym spojrzeniem,
które odradzają się na nowo.
Które podnoszą się i pędzą,
aby zadać śmiertelne pchnięcie bagnetem
w powtarzającym się w nieskończoność natarciu…
… popełniam błąd, myśląc, że to jest wzdęty trupim rozkładem post-apokaliptyczny
krajobraz…
Walka!
Wciąż
― walka…
…
Coś strasznego zeszło do podziemi
i czai się w mrokach.
Wystrzeliwuje z każdej bramy swój okrutny jad plująca kobra.
Otwierają się czarne gardziele z cuchnącym szlamem.
… strumienie szamba zalewają wszystko, zatapiają…
Gdzieś tutaj ―
musi być
zejście
― do piekła…
…
Obrzygane farbami mury
chylą się ku upadkowi,
które podpierają bez wiary
― obrośnięte mchem, brodate fauny.
Słychać trzask łamiącego się, przegniłego drewna, odgłosy miażdżenia…
…
Jąkają się i krztuszą gołębie w kałużach.
Załamują skrzydła w nieszczęściu.
… na kolczastych drutach zwisają resztki poszarpanych jelit z siwą sierścią kozła…
Nie przeskoczył!
…
Mijam szare, bezimienne szeregi skazańców
o czarnych,
pustych oczodołach.
Wczepione w stalową siatkę po napięciem
pokrzywione,
spalone palce..
… swoisty performance nieudanej próby ucieczki…
*
Otwieram załzawione, szczypiące oczy.
Wysypują się na moją twarz czarno-białe piksele z ekranu szumiącego telewizora…
Noc?
Dzień?
Brzęk tłuczonego szkła.
Bełkotliwy
rozgwar.
… kłębiące się pod sufitem chmury…
Brakuje słońca,
ale za to
świeci się lampa w poplamionym, żółtym abażurze.
…
Coś sobie zaplanowałem,
lecz zapomniałem, co.
Miałem chyba dokądś pójść,
aby spotkać się
z własnym cieniem.
Jestem nikim.
Jeśli ktoś chce pogadać, to numer mojego telefonu jest na nogawce spodni…
Moja
wina,
wiem…
… wiem…
Wszystko jest moją cholerną winą…
Nie musicie mi już o tym ciągle przypominać…
Schylam się, aby podnieść zdeptany, ubłocony zwitek papieru.
… coś pisałem…
Upadłem.
Nie mogę się podnieść..
…kto mi pomoże wstać?
Nikt…
Tuż przed moją rozkrwawioną twarzą porusza nerwowo wąsami słodka, biała mysz…
(Włodzimierz Zastawniak, 2020-01-17)
***
Clutching At Straws – jest to czwarty album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Marillion. Album został wydany w 1987 roku.
***
https://www.youtube.com/watch?v=4bi-xj-cpFU
https://www.youtube.com/watch?v=4bi-xj-cpFU
https://www.youtube.com/watch?v=sOgpkvZJIa8
https://www.youtube.com/watch?v=ecUWafiuj3c
sam53, 26 listopada 2021
na drugie piętro
nie dlatego że jest wyżej niż pierwsze
albo parter nie mówiąc o piwnicy
na drugim mam szersze horyzonty
myślę o tych poznawczych
z okna widzę nie tylko dziurawy dach u sąsiada
ale też skrawek jezdni kawałek chodnika
trawnik z różą na klombie
nie dostrzegam mrówek
które setkami pałętają się pomiędzy źdźbłami traw
nie słyszę też biedy która gdzieś tam piszczy
bliżej mi do nieba
a kiedy wychodzę na balkon
mogę wyciągnąć ręce
i dotknąć wiatru
gra tę samą melodię co u Ciebie
Marek Gajowniczek, 26 listopada 2021
Nie wygramy z korporacjami.
Nie otrzymamy wsparcia znikąd.
Zarzucą nas paragrafami,
a inna kasta - statystyką.
.
Zakrzyczeć mogą nas mediami.
Wmawiając nam to, czego nie ma.
W końcu rezygnujemy sami
z ostatniej szansy powodzenia.
.
Edukacyjna trwa selekcja
i szklany sufit ma nad głową.
Testy, korupcja i protekcja
ma obcą barwę narodową.
.
Zostać możesz hydraulikiem,
albo sprzątaczką gdzieś w Dubaju.
Nigdy prawnikiem lub medykiem.
Politykiem we własnym kraju.
.
Twórczość tylko niepełnosprawnych
w centrum uwagi u nas bywa,
a wielkie dzieła mistrzów dawnych
ponownie przy nich się odkrywa.
.
Różnicę każdy zauważy -
poziom bogactwa i profitów.
Mimo to dobrze jest pomarzyć...
póki ci nie przypomną kwitów.
.
Telewizyjny Muppet Show
serwuje ci publicystyka.
Dziwisz się. Skąd się znowu wziął
i kiedy granice przenikał?
.
Obywatelstwo rozprzedane!
Wspólnota nie ma tożsamości.
Podziały są wciąż utrwalane.
Nie chcemy już kolejnych "gości" !!!
.
A sroczka swój ogonek chwali
i w dziobie ma unijne prawo,
choćby nie wiem, jak ją karali
w kolejnej fali Delta. Brawo!
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
21 listopada 2025
sam53
21 listopada 2025
absynt
21 listopada 2025
smokjerzy
21 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
20 listopada 2025
sam53
20 listopada 2025
violetta
20 listopada 2025
wiesiek
20 listopada 2025
Belamonte/Senograsta
20 listopada 2025
Jaga
19 listopada 2025
sam53