4 june 2014
Przemiany
Nie będę udawała, że to nie byłam ja, tylko jakaś ona, że użycie trzeciej osoby ma dać posmak generalizacji zdarzenia. To przydarzyło się mnie. Wracam z zajęć w Wilii Decjusza, w której odzyskuję humanistyczną energię intelektualną zatraconą w wirze zawodowego rozwoju. Po drodze gwarzę sobie z panią Andą o ostatnio ogłoszonym konkursie na dowolną formę literacką zatytułowaną "Moja Polska". Piękny stary Park Decjusza sprzyja rozmowie i tak sobie komentujemy, że temat trudny, że nie wiadomo jak to ugryźć, aby nie stworzyć panegiryku, schodzi na uroczystości dnia dzisiejszego, dowiaduję się, że Dziennik też ogłosił konkurs, ale dotyczący ostatniego 25 lecia.
Temat przemian przenosi nas niespodziewanie pod Tatry, do Bukowiny. Od mojej towarzyszki płyną żale, że nic nie jest już takie jak wprzódy, że komercja, że brak kontaktu ludzkiego, serdecznego, że domiszcza jak kamienice.
Ja od kilku lat nie byłam w Bukowinie, ale sytuacji jestem świadoma. Atmosferę chicagowską pod Tatrami znam i nie zupełnie się dziwię, przyszło nowe. Temat Bukowiny przypomniał mi zdarzenie, jeszcze sprzed roku 89, które tamże miało miejsce.
Bukowina jak wiadomo wieś bogata, na każdej polaneczce jakiś wyciąg, każdy kogoś za wielką wodą ma, a dutki amerykański dużą wartość przed otwarciem granic też. Szczęśliwie pieniądze służyły budowaniu bogato wyposażonych pensjonatów z pięknymi fasadami, a nie tylko w ręce karczmarzy się przenosiły.
Jeździłam do Bukowiny często w zimie na narty, blisko Krakowa jest przecież, ale za każdym razem był problem ze znalezieniem miejsca. Mieliśmy psa wilczuropodobnego i nie wszyscy wynajmujący to akceptowali. Gaździna, u której spaliśmy w weekend wskazała nam dom w rejonie kościoła, ponoć mogły tam być miejsca na zimową przerwę. Duży góralski, rozłożysty, piękny, zbyt piękny.
Poszłam bez przekonania, że tam miejsce dla rodziny z psem się znajdzie. Podchodzę do drzwi - pukam nic, pukam znowu, słyszę męski głos - otwarte. Wchodzę długa sień przecina dom, posuwam się ku światłu w oddali, mijam drzwi do domniemnych pokoi i wreszcie znajduję się w obszernym pomieszczeniu, coś na kształt salonu w modrzewiowych balach i góralskiej bogatej aranżacji. Pod półokrągłym potrójnym oknem sofa, a na niej kobieta w luksusowej bieliźnie, pewnie amerykańskiej, bo takiej jeszcze na półkach PDT-ów i innych galanterii nie było.
Wchodzę, staję w drzwiach, czekam na jakiś ruch ze strony gaździny, ale jej korpulentność ani drgnie. Ja w tych drzwiach, coraz bardziej speszona, wczuwam się w skórę pańszczyźnianego chłopa, a ona, Maja półubrana leży dalej. Więc jednak daję głos i mówię w czym rzecz, chociaż korci mnie, aby wykrzyczeć niestosowność jej zachowania, ale przecież mam interes, te pokoje do wynajęcia. Pojawia się gazda, ale jakoś tak bardziej na parobka, niż na gazdę wygląda, co mnie nie dziwi, bo na wsiach często matriarchat panuje. Chłopy są do roboty i do picia, a kobiety do myślenia, więc nie spodziewam się z jego strony decyzyjności.
Maja półubrana daje wreszcie znudzonym głosem odpowiedź negatywną, a ja się zastanawiam, czy tylko pies był przyczyną odmowy, może moja kurtka nosiła ślady wieloletniej eksploatacji?
Wycofałam się z powrotem. W długim korytarzu miałam czas zasumować się nad zmianami na wsi polskiej. Nawet się ucieszyłam, że mają poczucie swojej wartości, tylko ta nowa obyczajność wzbudziła we mnie poczucie, że zetknęłam się z karykaturą wielkopańskości. Coś na kształt, jak mały Jasio pana sobie wyobrażał. To było ciekawe doświadczenie socjologiczne i im większe upokorzenie tym staniem w drzwiach odczuwałam, tym głośniej się śmiałam opowiadając o nim i obracałam całe zdarzenie w kabaret.
21 december 2024
2112wiesiek
21 december 2024
Wesołych ŚwiątJaga
20 december 2024
2012wiesiek
19 december 2024
18,12wiesiek
18 december 2024
1812wiesiek
17 december 2024
tarcza zegara "miasteczkojeśli tylko
17 december 2024
3 zegary ceramiczne - środkowyjeśli tylko
17 december 2024
1712wiesiek
16 december 2024
1612wiesiek
14 december 2024
Zawiązała naturaJaga