ike, 16 january 2013
spoza chmur omroczonych płyną tony posępne
odleciały bociany to nie ich klekot słyszę
i nie klangor żurawi rżnie powietrze zawzięcie
wokół ciemno ponuro głuchy dźwięk wpełza w ciszę
suchym trzaskiem przenika z pękającej skorupy
łupanego orzecha grą marmuru na dłucie
chrzęstem szkła miażdżonego kiedy trafia pod buty
drażni pewność odbiera ściąga mroczne przeczucie
skrzypi niczym zawiasy zardzewiałe przez lata
kutej furty wiodącej w czasy błędnych rycerzy
zgrzyta rzęzi chrobocze jak przekładnia zębata
jeśli osie zwichrować łomem w tryby uderzyć
dźwięk narasta tężeje naraz wiem że zwiastuje
odwiedziny niechciane starej damy w całunie
spod którego wystaje nagi czerep poczuję
chłód zatęchły gdy miła beznamiętnie wysunie
dłoń kościstą orężną by do tańca zaprosić
i nie zniesie odmowy a ja klekot wciąż słyszę
choć bociana tu nie ma zaręczyny ogłosi
kosą ślubów dopełni
w wianie odda mi ciszę
ike, 16 january 2013
kulbaczyła hossa jeża
chociaż kąsał niemożebnie
i zupełnie nie dowierzał
że mu ktoś na grzbiecie siednie
lecz wytrawna amazonka
dzierżąc palcat w silnej dłoni
za nic miała bunt stworzonka
jeż nie umiał się obronić
już dosiadła ściąga wodze
stępa rusza kłus wymusza
ostrogami bodzie srodze
piekła nie ma hulaj dusza
myślałby kto że bezkarnie
jeżyk stał się łatwym łupem
choć pod hossą skończył marnie
zdążył wbić trzy kolce w dupę
ike, 17 december 2012
słońce czerwienieje chyba spać się kładzie
cienie coraz dłuższe pląsają na trawie
już chciałbym do boksu nie stanę w lewadzie
nie zapomnij proszę że w górnej szufladzie
leżą kostki cukru nim dopijesz kawę
słońce spąsowieje chyba spać się kładzie
przecież wiesz że czekam niecierpliwie w sadzie
tu mnie rozsiodłałaś przed godziną prawie
a chciałbym do boksu nie stanę w lewadzie
nawet gdy poklepiesz najczulej po zadzie
dotkniesz chrap wilgotnych cukier dasz łaskawie
słońce nie zaświeci chyba spać się kładzie
wolałbym zapomnieć ale myśl o zdradzie
nie daje spokoju nie sypiam w obawie
że znowu mnie zranisz nie stanę w lewadzie
wciąż jesteś mi bliska mimo że z dnia na dzień
cierpiąc ginę w oczach bez szans na poprawę
słońce zeszło z nieba i już spać się kładzie
ja też pragnę zasnąć w ostatniej lewadzie
ike, 14 june 2012
w konstelacji odległej poza pasem oriona
świeci gwiazda niezwykła w czarną pustkę wpatrzona
magnetycznie wibruje i otwiera ramiona
pragnieniami pulsuje do miłości stworzona
gwiazdozbiory zazdrosne tworzą gęste mgławice
by radiacje wytłumić przy tym skryć tajemnicę
ale nawet w kosmosie galaktyczne ulice
rozbrzmiewają pogłoską że pod srebrnym księżycem
nieznaczącej planety gdzie rok trwa cztery lata
mieszka stary astrolog który rad by wyswatał
smutnej gwieździe na próbę smoka obieżyświata
zgubionego w iluzjach błądzącego w schematach
w galaktycznym zaułku gwiazda czeka i płacze
chociaż wie że w kosmosie chwile płyną inaczej
astrostatek spóźniony ale już dopalacze
smok zapuszcza czas stanął nie wymagaj tłumaczeń
ike, 21 january 2013
niedosłyszę źle widzę pamięć często zawodzi
rękom dziwnie brak siły włosy mocno wytarte
dzisiaj trudno uwierzyć kiedyś byliśmy młodzi
w podkasanej sukience zanurzona w powodzi
letnich kwiatów na łące chciałaś gonić za wiatrem
może to i nieprawda pamięć często zawodzi
a ja biegłem za tobą któż nam mógłby przeszkodzić
wiatr porywał niepewność wszystko stało się łatwe
chociaż trudno uwierzyć tacy byliśmy młodzi
czerwieniejąc i blednąc księżyc wstydem zachodził
gdy na nasze pieszczoty zerkał z góry ukradkiem
może to i nieprawda pamięć często zawodzi
piersi w smaku poziomek jakby ktoś je osłodził
usta czułe wilgotne i ramiona otwarte
coraz trudniej uwierzyć tacy byliśmy młodzi
namiętności gorącej nawet lód by nie schłodził
ale sam teraz wątpię czy to było naprawdę
twarz zmarszczkami pocięta pamięć często zawodzi
przeciez nikt nie uwierzy kiedyś byliśmy młodzi
ike, 30 october 2012
po dwóch aplikacjach plastrów
kinoki odzyskuję drugą młodość
skrzydła zaczynają odrastać
szuflada znowu upolowała lewą goleń
polała się krew czysta rzęsista
mówią że psy nie rozróżniają barw
japa wśród amarantu szkarłatu
purpury na próżno szukał gorącym
szorstkim jęzorem smaku błękitu
pora odwiedzić pomiędzy
ike, 17 december 2013
utrudzona wędrówką od świtu do zmroku
safianowe trzewiczki zezuła ochoczo
zgrabne stópki chłodziła w szemrzącym potoku
a starała się bardzo by dotrzymać kroku
nienawykła do marszu pragnęła odpocząć
utrudzona wędrówką od świtu do zmroku
rozejrzała się bacznie pusto było wokół
wszak pokazać nie śmiała nieznajomym oczom
zgrabnych stópek chłodzonych w szemrzącym potoku
tudzież reszty ponętnych i kształtnych widoków
uwolnionych od szatek ze smoczą pomocą
po męczącej wędrówce od świtu do zmroku
smukłą talię i łono podziwiał smok z boku
drobne piersi pątniczki jędrniały uroczo
zgrabne stópki pluskały w szemrzącym potoku
rozbudziła apetyt nie spuszczał z niej wzroku
pożreć chciałby ślepiami kłapnął paszczą smoczą
utrudzony wędrówką od świtu do zmroku
smoczy głód zaspokoił i drzemie w potoku
ike, 29 december 2013
sukieneczkę w groszki chętnie bym przywdziała
gdybyś mnie zaprosił na wieczorne tańce
zdumiałbyś się wdziękiem i gibkością ciała
prawa pierś przymała lewa doskonała
nie wyczułbyś tego uraczony grzańcem
i majteczki w groszki może bym przywdziała
świeżością pachnące tydzień temu prałam
krzesałabym z tobą hołubce łamańce
zdumiałbyś się pięknem i gibkością ciała
zgrabnych prostych nóżek bozia dać nie chciała
w niczym nie pomogły zdrowaśki różańce
dlatego bym w groszki pończoszki przywdziała
szyja łabędzicy choć nie taka biała
to nie ma znaczenia i tak miałbyś szansę
zgłębienia sekretów namiętnego ciała
przytulisz mnie mocno i będę wiedziała
że we mnie znalazłeś wyśnioną kochankę
sukieneczki w groszki już bym nie przywdziała
podziwiałbyś kształty i harmonię ciała
ike, 9 january 2014
skąd ta niepewność dzielna amazonko
koń wiatronogi przecież nie poniesie
powodowany pewnie sprawną rączką
szlak już przetarty wiedzie ścieżką grząską
wprost na polankę w jaworowym lesie
czyżbyś lęk czuła piękna amazonko
że nasza schadzka okaże się mrzonką
a ja nie wątpię i bardzo się cieszę
bo wiem co zdziałać umiesz sprawną rączką
że trawa mokra? zamówiłem słonko
bryczesy kasak na sękach rozwieszę
podeschnąć zdążą słodka amazonko
i nie marszcz czółka moja mała gąsko
to co się stanie nie może być grzechem
powodowane krzepką sprawną rączką
w siodle za tobą uszko drażnię słomką
głowę odwracasz całujesz z uśmiechem
znikła niepewność dzielna amazonko
końmi wybornie powodujesz rączką
ike, 17 december 2012
tak niewiele w końcu trzeba żeby stworzyć villanellę
dzięcielinę utrzeć z czosnkiem podlać winem dodać piwa
u szeptuchy zdobyć ziele i zaczekać na niedzielę
wziąć roratkę z żółtą wstążką zameldować się w kościele
leżeć krzyżem dwie zdrowaśki zanim zacznie sie wotywa
tak niewiele przecież trzeba żeby stworzyć villanellę
pomysł przyjdzie gdy usłyszysz prymicjantkę gabryjellę
pięknie śpiewa te laudamus organista jej przygrywa
w kadzielnicy świeże ziele działka starczy na niedzielę
jeszcze warto kościelnemu dać na tacę małowiele
niech nie ślepi chytrym oczkiem chociaż datek nie porywa
tak niewiele przecież trzeba żeby stworzyć villanellę
sygnaturka zadzwoniła pora kończyć ceregiele
później tylko łyknąć setę zmówić pacierz spożyć wywar
ziele zdobyć u szeptuchy pisać pisać przez niedzielę
zmyślić słowa złożyć w rymy mieć baczenie na libellę
zwrotki zgrabnie kalibrować nie śmie żadna z nich być krzywa
w końcu trzeba tak niewiele
żeby stworzyć villanellę
bagatela – zdobyć ziele
i zaczekać na nadzielę
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
21 may 2024
2105wiesiek
21 may 2024
The TrialSatish Verma
20 may 2024
Za ciepło się ubrałaJaga
20 may 2024
Leaves Are Changing ColorsSatish Verma
19 may 2024
Broken BridgesSatish Verma
18 may 2024
Misty MemoriesSatish Verma
17 may 2024
In TemperatureSatish Verma
16 may 2024
O TrinitySatish Verma
15 may 2024
ToastJaga
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma