Marion, 4 december 2011
„Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.” (Thomas Dylan)
w ostatecznym rozrachunku wszystko
nic nie znaczy - mówi bohaterka filmu
patrzę na ekran i czuję bunt
daleko mi do jej zgody z losem
coś mnie ominęło wiem
wielka miłość jak kapitalistyczna wartość dodana
zdarza się innym
pozostaje bunt
w sercu płomień
choć światło się mroczy
czekam
nie czekam
trwam
czasu coraz mniej
zapada zmierzch
co powiem
pokonana niepogodzona
że warto płonąć?
Marion, 29 november 2010
osaczona rozgwiazdami
uśmiechów
stawiam ostrożne kroki
wśród gorączkowych powitań
kaskadami spływają słowa
a wpatrzone w siebie
źrenice lśnią
odkurzoną młodością
w dodekafonii dźwięków
pośród ruchomych obrazów
krzyżują się sygnały
ja – brzoza
radiotelegrafistka odbieram
i wysyłam odpowiedzi
obrzeżami myśli
przemyka
cień smutku
co ja tu robię
skoro jego
nie ma
nieśpiesznie
zrzucam skórę
kibica – outsidera
wtopiona w tło
tkam wraz z innymi
materię wspomnień
kolorowy patchwork
gorliwe potwierdzenie
że byliśmy
Marion, 28 november 2010
wychyleni ku sobie
ze swoich światów
równoległych
na jedną chwilę wstępujemy
do Heraklitowej rzeki
pieszcząc złudną nadzieję
że nic się nie zmieniło
a my wciąż piękni
dwudziestoletni
fleszem spojrzeń
niedowierzająco
omiatamy wzajem swoje
twarze
wciągamy jak banderę
uśmiech
maskujący kod sygnałowy
i reanimujemy wiarę
że tworzymy wspólnotę
bo chodziliśmy
do tej samej
budy
stado ptaków przelotnych
dziobiemy pospołu
pokruszony chleb wspomnień
Marion, 28 december 2010
mała coraz mniejsza
z siwą głową
coraz bliżej ziemi
powoli kusztyka
kolebie się
laska – przyjaciółka
zapomniała uczepić się ręki
jej głodne oczy
bezdomnego psa
zatrzymują mnie w biegu
łapie za rękaw
i już nie puści
po raz kolejny usłyszę
tę samą opowieść
wie pani
wiem
znowu nie zdążę
na autobus
wyrwać się?
rękaw zostanie
w jej rękach
chce pani
powiem pani wiersz
tatuś mnie nauczył
pani posłucha
zatrzymuje się
jakby stała na scenie
a przed nią
pełna widownia
tymczasem tylko ja
zagryzam wargi patrząc
na znikający autobus
i słucham
jutro
przyrzekam sobie
pójdę inną drogą
tylko te jej oczy
poniesie ze sobą
ocalony rękaw
Marion, 11 february 2011
wiersze
przychodzą i odchodzą
nocą na cienkich chybotliwych nóżkach
liter
z mojej lewej dłoni
kieszonkowym zegarkiem ojca
spływa czas
po prawej pełzną
uciekające godziny
wychylona z mroku płonąca żyrafa
przywołuje obrazy dawne
zapomniane
w smudze światła
trzepoczą słowa
i jak wypomadowane wąsy
Salvadore’a Dali
stroszą
nic nie znaczące
znaczenia
Marion, 29 july 2010
w zachodzie życia rozgorzeć jak słońce
co ostatnim blaskiem wodę trawy drzewa
zamienia w czyste roztopione złoto
choć na jedną chwilę
nim mrok go wchłonie świat rozpala wokół
i dogasa w ciszy która bije
w dzwony
nie żegnając ptaków z wolna gaśnie płomień
spada za horyzont i zapala
ciemność
w zachodzie życia rozgorzeć…
Marion, 30 july 2010
Chyba muszę cię zwolnić natychmiast,
nieodłączny mój Aniele Stróżu,
wciąż przysypiasz i gubisz mnie z oczu,
twoje skrzydła miast rosnąć maleją.
Nie spostrzegłeś kiedy zasuszone
sny wyjęłam z dna starej szuflady,
wciąż pozwalasz ulegać złudzeniom,
że to wszystko może jeszcze się zdarzyć.
Człapiesz za mną zmęczony wędrówką
do niedawna umierałeś z nudów,
wykrzesz z siebie jeszcze trochę życia
nie zaniedbuj swoich obowiązków.
Zabłądziłam wczoraj niechcący
w okolice wirtualnej przestrzeni
i nie mogę się teraz odnaleźć,
rusz się wreszcie i mnie odszukaj.
Powiedz „ocknij się już za późno”
i zatrzymaj moją dłoń z długopisem,
bo prawdziwe wiersze piszą inni.
Tak Aniele musimy się rozstać!
2005
Marion, 21 december 2010
w mieście co krok
na rogach ulicy
zbite w gromadkę
zielone pióropusze
święta tuż tuż
ostatnie choinki
ostatni sprzedawcy
drepczą w miejscu
ustawiają drzewka
przesuwają bliżej chodnika
może ktoś się zatrzyma
robi się późno
mróz szczypie
przestępują z nogi na nogę
strzepują śnieg z igliwia
patrzy pani ta jaka ładna
gałęzie się wyprostują
postoi do gromnicznej
sukces lub klęskę
mają wkalkulowane
dziś choinki jutro coś innego
się sprzeda
złapie jakiś grosz
spełnionych marzeń nie mają
na zbyciu
a drzewka nie mają wyboru
sprzedane czy nie
czekają tylko
na swój kres
Marion, 26 december 2010
kiedyś smukłe i wiotkie
trzymały paletę i pędzel
zrywały jabłka
gładziły czyjąś twarz
sierść psa
dziś zniekształcone
ale wciąż te same
trzymają w sobie pamięć
ona uśmiecha się
jak dawniej
i znosi niedogodności życia
nie patrząc wstecz
ciągle ma nadzieję
że coś się zdarzy
choć nie wie jeszcze co
może dłonie
znów ujmą pędzel
namalują i dziecko i psa
i miłość
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
1 may 2024
DogmaticallySatish Verma
30 april 2024
Justice PureSatish Verma
29 april 2024
AmnesiaSatish Verma
28 april 2024
Pan pokląskwa w ostatnichJaga
28 april 2024
CompromisedSatish Verma
27 april 2024
Uśmiech z trawkąJaga
27 april 2024
By KissesSatish Verma
26 april 2024
The EntitySatish Verma
25 april 2024
QuartzSatish Verma
24 april 2024
The End StartsSatish Verma