Nuria, 4 stycznia 2019
ta jesień nie była kolorową wariatką
tańczącą z wiatrem wśród rudych liści
ktoś zabłoconym buciorem przydepnął krtań
nie zdążyła nawet zaczerpnąć powietrza brakowało
już ciągle uśmiechała się do świata on do niej nie
bez oskarżenia i procesu zapadł wyrok dzięki
wstawiennictwu wyznawców nauki zamieniony na
dożywocie odsiaduje się szybko kiedy jesteś saperem
z odbezpieczonym granatem w płucach
Nuria, 14 grudnia 2018
unoszę się jak balonik pod sufitem
niżej ciało niezbornie usiłuje
podeprzeć się wstać może usiąść
niby waga papierowa przypomina lekkość bibułki
niby orbituję ponad białym legowiskiem
a ciężaru nie utrzymują patykowate ręce
poruszające się niezgrabnie na wzór
długonogiego pająka który chce się wyplątać z własnej
sieci włosów już nie zbiera nikt z poduszki
niech zgęstnieje jak sitowie na wiosennym stawie
uchylasz drzwi
sprawdzasz czy unoszą się żebra na których skóra
przypomina pergamin możesz coś napisać
mowę odbiera każda wizyta
z uśmiechem otwierasz pudełko
tworzysz na dłoni kukiełkę i ćwierkasz
zobacz co tobie przyniosłem
nie mam siły rozciągnąć ust
Nuria, 2 listopada 2018
schodziła z poddasza piekła czuła się jak Quasimodo
opuszczający dzwonnicę która za chwilę zacznie krzyczeć
pod nogami zgromadzono osad zastarzałego cierpienia
bała się że ugrzęźnie w nim przy pierwszym kroku
jest wartościowym okazem dla medycyny
życie odkleja się od niej jak cenny znaczek
od zszarzałej wiekowej koperty początkowo
delikatnie by dokończyć dzieła szarpnięciem
zostaje spopielona koperta i stela która przypomni
tu kiedyś było życie
Nuria, 16 września 2018
skracała dystans do minionej młodości
stawiając drobne kroczki a ona wciąż uciekała
goniła drobiąc odwrócona od tego co teraz
kromka chleba z omastą nie smakowała
milsze było wspomnienie jego głosu jego ust
nim okraszała każdy dzień podzielony
zegarową kukułką która z wnętrza tykającego domku
wyprowadzała mężczyznę na łzy i kobietę
na pogodę ducha
Nuria, 9 września 2018
park z ławeczką
tę na słońcu traktowała jak kapliczkę
tu załatwiała swoje sprawy z Bogiem
kiedy mieli dobry humor zatrzymywała słońce
biegali wówczas po ciepłych kałużach
przebijała Go fantazją w robieniu błotnego masła
upaćkany robił jej kropkę na nosie
ona zbieżnego zeza i odchodził korytarzem
rzeźbionym kasztanami pieczętując piękno
śladami mokrych stóp
jej szczęście
koloru wczesnej jesieni
pachnie dojrzałymi jabłkami
kapiącymi w mokrą ziemię
Nuria, 21 lutego 2017
nigdy między nią a życiem nie było interakcji
teraz przeciera oczy nie wierząc barwom
od czasu kiedy w pośpiechu
wyprowadzili za drzwi świętych
zaczęli wyznawać siebie
teraz potrafi uśmiechać się nawet do jego spodni
rzuconych w bezładzie na poręczy fotela
jest w tym tyle samo miłości co w miarowym oddechu
za plecami które obejmuje sen
uśmiecha się na dobry dzień niech niesie godzinami
kiedy zwinie go pod głową na spokojną fazę rem
telefon mruga bezdźwięcznym ekranem głosząc
koniec sielanki pora uwierzytelnić stopami życie
rozczulona patrzy jak miesza herbatę
z czwartą łyżeczką cukru i śmieje się do niej oczami
Nuria, 22 grudnia 2016
sklonowany mikołaj przymierza szaty
dopasowuje brodę
z przepisowym drżeniem brzucha
duża dziewczynka
nie pisze listów prosząc o hulajnogę
napisałaby nieśmiało o duże rękawiczki z dłońmi
ciepłymi od słów
ale nie wypada
podeprze policzki ciszą
złoży przysięgę
że się nie rozpłacze wraz z narodzinami
po prostu zamknie oczy
i zaśpiewa sen
Nuria, 17 sierpnia 2016
spalone słońce osiadło ciemnym
pyłem na wciąż żywych
horyzont nie ma kogo przytulić
o zachodzie nawet łzy rosy wyschły
dyszy upał pożerając resztki
zielonego nie znajdziesz nawet
kończyna zgodnie z nazwą kończy
i nie ma kto powiedzieć czy
szczęście omija tylko tych którym
susza kłuje gardła i padają przy
najbliższym wodopoju bez możliwości
powrotu do życia z zapitej a niezakąszanej
spalone słońce osiada ciemnym pyłem
zachodzę w głowę kto rozdziewiczy
poranek spuchniętym powiekom horyzontu
Nuria, 9 sierpnia 2016
błękitem otwieram oczy by zawiesić w zielonej gęstwinie
wytchnienie dla nich i uszu które wyławiają pogwizdywanie kosa
każdą frazę kataloguję w innym
zestawie myśli będzie czas na krawat
wystukany na dębowym pniu igra
słońce jakby chciało inkrustować
wszystkie otwory skrzydlatego kowalika
taras obsadzony kwiatami szumi pracowitymi zbiorą miód
osłodzi słotne wieczory wlewając uśmiech minionego
a ja cóż ja
biorę w garść to co się Bogu udało nadzwyczaj
późny wieczór skleja powieki skondensowanym
zapachem lip napełnia się poduszka a świerszcz kończy
melodię w pół nuty i zasypia na parapecie
w takich chwilach lęk zerwany z uwięzi
gubi się skutecznie uwiedziony srebrem
Nuria, 7 maja 2016
wiosna
w moich słowach
wszystko pomieści
delikatny naskórek nieba
w jego podszewkę wsuwam palec
by sprawdzić czy zachichocze
kłując w odwecie promieniem
i staw z gładziutką cerą rzęsy
żółte kaczeńce
podnoszą zapalone spojrzenia
kamyki na drodze
policzkami zwrócone do słońca i wiatru
nogi same niosą
a palce odgarniając niesforne
kosmyki z czoła
zakwitły stokrotkami
Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt
Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.
26 listopada 2024
Oczekiwanie na nowego GodotaMisiek
25 listopada 2024
AfrykankaTeresa Tomys
25 listopada 2024
2511wiesiek
25 listopada 2024
Bajkaabsynt
25 listopada 2024
0019absynt
25 listopada 2024
Pod skrzydłamiJaga
25 listopada 2024
Widzenie wielu poetówdoremi
25 listopada 2024
refleksjasam53
25 listopada 2024
AniołyBelamonte/Senograsta
25 listopada 2024
Wróciłem do domu, MamoArsis