15 november 2017
Gdy rodzą się wiersze
W październikowe przedpołudnie
z podkaszarką w dłoniach,
wybieram się do sadu,
ostatniej trawie w tym roku
przykrócić zapędy.
Jabłonki pozbyły się ciężaru
niechcianych owoców.
Gdy kosiarka w swym pędzie
natrafi na miękki już
wilgocią jesienną owoc,
rozrzuca fragmenty wokoło.
Czasem w policzek mnie plaśnie
rozpędzona grudka miąższu.
W powietrzu rozchodzi się
rozkoszny zapach jabłeczny.
Wspomnienia przywołane
wonią cudowną
porywają w te chwile,
gdy w zimowe popołudnie,
u mamy,
przy kawie.
Z pieca wyjęty jabłecznik
parował na stole.
I piękne to wspomnienie ciepła,
spokoju domu mamusi.
Niestety w sadzie
gdzie kosić mi przyszło,
żyją też pieski.
I psie potrzeby...
...i wtedy
zapach
na policzku
sprawia
że myślę
o życiu swym.
14 november 2024
0005.
14 november 2024
0004.
14 november 2024
....wiesiek
13 november 2024
Słońce w wielkim mieścieJaga
13 november 2024
0003.
13 november 2024
1311wiesiek
12 november 2024
0002.
12 november 2024
1211wiesiek
11 november 2024
1111wiesiek
11 november 2024
0001.