ZGODLIWY


Gdy rodzą się wiersze


W październikowe przedpołudnie
z podkaszarką w dłoniach, 
wybieram się do sadu,
ostatniej trawie w tym roku 
przykrócić zapędy.

Jabłonki pozbyły się ciężaru 
niechcianych owoców. 
Gdy kosiarka w swym pędzie
natrafi na miękki już 
wilgocią jesienną owoc, 
rozrzuca fragmenty wokoło.
Czasem w policzek mnie plaśnie 
rozpędzona grudka miąższu. 
W powietrzu rozchodzi się
rozkoszny zapach jabłeczny.
Wspomnienia przywołane
wonią cudowną
porywają w te chwile,
gdy w zimowe popołudnie, 
u mamy,
przy kawie.
Z pieca wyjęty jabłecznik 
parował na stole. 
I piękne to wspomnienie ciepła,
spokoju domu mamusi.
Niestety w sadzie 
gdzie kosić mi przyszło,
żyją też pieski.
I psie potrzeby...
...i wtedy 
zapach 
na policzku
sprawia
że myślę 
o życiu swym.



https://truml.com


print