Jackowlehkas, 21 july 2014
Krok muszę postawić by w bezruchu nie zostać.
Wody muszę się napić by nie zaschło mi w gardle.
Sprostać takim to muszę, którym nie chciał bym sprostać.
I przed ciosem muszę się chronić , bo na kark mi ów spadnie.
Ale nikt mi nie przysięgał, że będę mógł latać.
Nikt mi nie powiedział, że nigdy nie umrę.
Nikt mi nie obiecał chaos myśli poskładać.
Nikt mi nie pokazał, jak to wszystko jest trudne.
Jackowlehkas, 26 december 2013
Przestaję Cię widzieć Twój kształt się zaciera,
sylwetka zaczyna gdzieś tracić proporcje,
jak woda co lądu kawałek zabiera
pod życia powierzchnią czas topi Twą postać.
Przestaję Cię słyszeć Twój głos traci barwę,
dżwięk słów Twych zanika w bezmiarze chaosu,
jak zwierz co trop gubi, choć szanse są marne,
ja gubię choć nie chcę tembr Twojego głosu.
Przestaję wyczuwać woń Twego zapachu,
Twe ruchy przestają kojarzyć się z Tobą,
mieszają się zmysły zaczynam być w strachu,
że jak mi gdzieś znikniesz przestanę być sobą.
Już się nie martwię, że Ciebie nie będzie,
zatrzymam Cię w sobie pamięcią przygniotę
pozwoli mi ona zabierać Cię wszędzie
widzieć, słyszeć czuć Cię będę mógł z powrotem.
Jackowlehkas, 10 april 2013
Kiedy znaki przestaną już drogę wskazywać,
stara farba z drzwi starych przestanie odpadać,
ciężki plecak przestanie kręgosłup przekrzywiać,
babki wnukom przestaną nowe bajki układać.
Wiatr nie będzie już więcej sterty śmieci rozrzucał,
grube mury nie będą od wojen się kruszyć,
rak w spokoju zostawi nasze dziurawe płuca,
ukojenie przestanie szukać miejsca dla duszy.
Zejdzie z góry Ten co kiedyś wybudował to wszystko,
ciało swoje zmartwychwstałe usadowi na tronie,
spojrzy na tych co daleko i na tych co blisko,
wciśnie guzik gasząc światło i to będzie nasz koniec.
Jackowlehkas, 29 march 2013
Odgrodzony mym oknem od niepogody czuję, że jestem bezpieczny,
patrzę na to co za nim po drugiej stronie i staram się to coś uwiecznić.
Takie okno wytłumia wszelkie odgłosy pozwalając bez ruchu pozostać,
tylko słońce w cyklicznej po niebie wędrówce ten mój bezruch próbuje zamącać.
Tam pies pana prowadzi parkową aleją, między nimi smycz ciągnie się długa,
sympatyczny włóczęga na ławce gdzieś obok zapomina, że noc była trudna.
Ciepło budzi do życia zmrożone komórki wytapiając sen z tafli pamięci,
liść nad głową trzepocząc próbuje spaść na dół uwalniając się z ramion gałęzi.
Jeśli spadnie przydepcze go noga człowieka, który właśnie się spóżnia do pracy,
potrącając w pośpiechu tych co właśnie odwrotnie chód traktują jak zwyczajny spacer.
Obok nich gdzieś biegacze, opętani kablami, odgrodzeni muzyką od świata,
zabroniony dym dławi schowanego za drzewem dorosłego już prawie chłopaka.
Coś przeleci, przefrunie, coś zapiszczy, zaszczeka, ryk syreny zawyje gdzieś nagle,
deszcz to czasem wyciszy, śnieg to czasem wygłuszy w zależności co tam z góry spadnie.
Przedstawienie za szybą ciągle zmienia aktorów a ja trwam za swym oknem i patrzę,
z rozsuniętą kurtyną wszystko widzę dokładnie jakbym siedział sam jeden w teatrze.
I w tym wszystkim myśl jedna mój stan ducha mi mąci, myśl przed którą próbuję się bronić,
to, że słońce w cyklicznej swej podróży po niebie kiedyś w końcu kurtynę zasłoni.
Jackowlehkas, 8 october 2012
Człowiek, Freud, wiek XIX, patologia, zaburzenia,
sposób walki, antidotum i metoda ich leczenia,
chęć poznania, zrozumienie, popęd, zwykłe zachowanie,
instynkt, który tłumi myśli z uczuciami przeplatane.
Główne funkcje świadomości, adaptacja czy percepcja,
psychoanalizy proces rozpoznany już od dziecka.
Strukturalne elementy według normy i zasady,
kształtowanie się jednostki nieświadomej swej zagłady.
Nierozumność zjawisk psychy podstawowym założeniem
a motywy jej działania nierozumnym potwierdzeniem.
Z wrodzonymi instynktami tkwimy w hedonizmu szponach,
filogenetyczne siły zaciskają swe ramiona.
Ego kontroluje popęd na zasadzie realizmu,
pragmatyczny sposób życia sprostać musi sił naciskom.
Symbolizowania zdolność jest to cecha gatunkowa,
móc zamienić w obraz symbol ukrytego w myślach słowa.
Nad zwierzęce ludzkie życie wyniesione przez kulturę,
umysł, wiedza, umiejętność otoczone grubym murem.
Sprawiedliwość jako wymóg przez kulturę określona,
destrukcyjna agresywność zaciśnięta w życia dłoniach.
Umiejętność rozpoznania analizy proces krótki,
dosyć, koniec, łeb mi pęka, pójdę się napiję wódki.
Jackowlehkas, 18 august 2012
Siedząc we własnym wytartym fotelu i pielęgnując własne lenistwo
niechcący sobie uświadomiłem jak popieprzone dokoła jest wszystko.
Jakie ruchome, jakie niestałe, takie pod górę, ciągnące leniwie
krzywe, byle jak, w ogóle bez sensu i się rozumie niesprawiedliwe.
Jednemu diabeł światło zapala i ściele dywan z puchu utkany,
drugi w półmroku głowę obija człapiąc z krużgankiem woskiem zapchanym.
Tego pierwszego buty nie cisną, drzwi same przed nim się otwierają,
jak spaceruje to zawsze w słońcu przez ptaki nigdy nie obesrany.
Deszczyk jak pada to zawsze ciepły dbając by włosy zbytnio nie zmokły
A jak zasypia to nawet jasiek pilnuje by miał sny z tych najsłodszych.
Drugi upada na prostej drodze twarzą jak zawsze w błocie lądując,
nie żeby zawsze ale czasami kij mu podadzą wesprzeć próbując.
Kij oczywiście nieco spróchniały, pęka gdy drugi jest prawie w pionie,
delikwent pyskiem ląduje w piachu pewnie w tym piachu głupek utonie.
Z gliny jednakiej są ulepieni a mimo wszystko inna konstrukcja,
niby na wózku siedzą tym samym lecz koła jadą w różnych kierunkach.
Co trzeba zrobić by być tym pierwszym, by nie obijać głowy w półmroku,
niech biedzą się nad tym ode mnie lepsi ja bardziej cenię w fotelu spokój.
Może zamienić go na taboret, na twardą ławę, krzesło, siedzisko
zacząć zaprzątać sobie tym głowę i nie dopadnie tak szybko lenistwo.
Jakie to wszystko skomplikowane, trudno ogarnąć to tępym umysłem,
Lepiej w fotelu już pozostanę popielęgnuję pluszowe lenistwo.
Jackowlehkas, 13 april 2012
Mocujemy się by je otworzyć, rozpychając się klamki szukamy,
gdy udaje się w końcu ją znaleźć jak najszybciej się da otwieramy.
Nie wystarczy ich lekko uchylić my je chcemy rozewrzeć na oścież,
przepychamy się przez nie uparcie by być pierwszym witanym w nich gościem.
Gdy za bardzo za próg przestąpimy przeciąg je nam przed nosem zatrzaśnie,
wtedy grunt pod nogami tracimy, wtedy światło na moment w nich gaśnie.
Całą siłę na nowo wkładamy by uchylić je znów jak najszerzej,
ale one nam opór stawiają spoglądając judaszem nieszczerze.
Zaczynają nad nami przeważać, a ich masa przytłaczać zaczyna,
choć staramy się jeszcze zapierać czas z uporem kolana nam zgina.
I rozpoczął się ruch w drugą stronę, zegar mierzy czas ruchem wahadła
my choć klamki się ciągle trzymamy to już wiemy, że właśnie zapadła.
Ci co po nas niech je otwierają, uchylają tę swoją połowę,
by nie męczyć się tak jak my z nimi,
wstawmy piękne im drzwi obrotowe.
Jackowlehkas, 10 february 2012
Zakurzona, krótka i zawodna,
pomarszczona, krucha i wyświechtana,
moja pamięć poobijana.
Sypie się z niej tynk przeszłości,
odpadają z niej płaty wydarzeń
zawiesza się strasznie zmęczona
ściśnięta sklerozy bandażem.
Pamiętam, że kolor ma barwę,
że koło się toczy nie skacze,
że deszcz pada z góry do dołu,
że tylko we śnie majaczę.
Wiem też, ze coś mi uciekło,
że uścisk za mocno to ścisnął
próbuję coś owo zatrzymać
i czuję, że jestem tak blisko…
Zżerana sklerozą od środka,
pamięci ściśnięta bandażem
pozostaw choć trochę przestrzeni
i nie pozwól, nie pozwól zapomnieć
jej twarzy
Jackowlehkas, 13 september 2011
Na strychu będąc w wspomnieniach kurzu
wzrok mój przykuwa takie zjawisko,
nieco zmurszały stoi tron stary
a obok stoi zmurszałe siedzisko.
Pierwszy był pewnie salonu ozdobą,
te drugie w chacie kurnej skrzypiało
ale na jednym jak i na drugim
jakieś człowiecze dupsko siedziało.
Co prawda różnie były odziane
jedne w atłasy te drugie w płótna
zadania jednak miały te same
tyłki utrzymać w pozycji kucznej.
Oba zadania te wykonały
i już nie dla nich zamki, chałupy
teraz się kurzą próchniejąc na strychu
jak zawsze będąc oba do dupy.
Jackowlehkas, 12 september 2011
Na kolana przed obliczem twoim świętym padam Panie
Widząc Cię na krzyżu pytam, warto było cierpieć za nas.
Choć ulepił nas Twój ojciec na swój obraz, podobieństwo
Dzięki nam braciszku wisisz, ojca dzieło-syna klęską.
Czy pamiętasz miły bracie jakie gwoździe Cię przybiły?
Jak żarliwie były bite, ile w nie wkładano siły?
Ileż w nich jest miłosierdzia, łaski, troski, przebaczenia…
Wstydu, pychy i zawiści, kłamstwa, zdrady, upodlenia.
Zgrzeszyliśmy nasza wina, Twoje łoże naszą sprawą
Wybacz nam i nie przeklinaj, będąc bogiem masz to prawo.
Święty Jezu jasny Panie jesteś naszym zbawicielem
Na kolanach z niskim czołem pokłon składam w Twym kościele.
Gdybyś jednak chciał tu wrócić, jeszcze raz być między nami
……………….to byś zawisł znów na krzyżu,
Przybity tymi samymi gwoździami.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
5 november 2024
"W żółtych płomieniachJaga
5 november 2024
Jesień.Eva T.
5 november 2024
Freedom From PainSatish Verma
4 november 2024
0411wiesiek
4 november 2024
Słucham jeszcze, jak ostatnieEva T.
4 november 2024
Pure As GoldSatish Verma
3 november 2024
Nie tak całkiem zielonyJaga
3 november 2024
0311wiesiek
3 november 2024
Listopad.Eva T.
3 november 2024
"Surrender"steve