Poetry

Pavlokox
PROFILE About me Poetry (80)


Pavlokox

Pavlokox, 16 august 2020

Muszę wam coś o sobie powiedzieć...

Zdarzyło się to, kiedy miałem lat szesnaście,
A mój starszy brat miał natomiast dziewiętnaście.
Podczas gdy ja kolejną dziewczynę już miałem,
Mojego brata nigdy z żadną nie widziałem.
Nasi rodzice, którzy na PiS głosowali,
Coraz bardziej się moim bratem przejmowali.

Pewnej niedzieli brat rzekł, że chce porozmawiać.
Myślałem, że chce nam o czymś poopowiadać.
Od powrotu z mszy, ojciec pił już trzecie piwo.
Trzymał się twardo na swoich nogach o dziwo.
Po obiedzie ojciec TVP Info włączył,
A brat poprosił, bym do rodziców dołączył.
"Muszę wam teraz coś na swój temat powiedzieć..."
"Chyba nie będziesz w klasie maturalnej siedzieć?!" -
Zaśmiał się ojciec, ale mój brat był poważny.
Nie chodziło o szkołę - był odpowiedzialny.
"Znalazłeś w końcu dziewczynę?" - ojciec zapytał.
"Nie, tato jestem gejem" - mój brat krótko odparł.
Ojcowski kufel z piwem upadł wprost na dywan.
Książęce wsiąkło pieniąc się. Przemówił tyran:
"Więc to wszystko prawda, co mówią w Wiadomościach.
Ta ideologia miesza młodzieży w głowach!
Od kogo miałbyś dostać tę przypadłość w spadku?
Już prędzej wolałbym, żebyś zginął w wypadku."
W oczach mojego brata łzy się pojawiły.
"Zawsze tato czułem, że chłopak jest mi miły..."
"Dość już! Zawrzyj mordę!" - ryknął nasz ojciec basem.
"Mówiłem, że za rzadko obrywałeś pasem."
Wpadł w szał. Wyciągnął z szuflady stare świerszczyki.
Otworzył jeden na jakiejś wypiętej rzyci
I zaczął trzymać mojemu bratu przed twarzą.
Gdy nie spotkało się to z reakcją właściwą,
Ojciec wziął matkę i spódnicę jej podwinął.
Mój brat natychmiast ojca od matki odepchnął.
Po chwili upadł na ziemię w twarz uderzony
Przez ojca, który wyszedł z domu obrażony.

Ojciec małą inteligencją się odznaczał.
Z wiekiem umysł jeszcze bardziej mu się pogarszał.
Matka zachciała mieć toaletkę w pokoju.
Ojciec wstawił więc kibel i włączył do pionu...

Nie wiedziałem, co powinienem o tym sądzić.
Media zewsząd zdawały się o gejach trąbić.
Wieczorem, gdy ojca nadal nie było w domu,
Zajrzałem do brata, nie mówiąc nic nikomu.
On sam za to cicho pod kołdrą popłakiwał,
Jednak przed rozmową ze mną się nie wymigał.
Brat opowiedział mi o swojej przypadłości,
O złym pierwszym razie, innej formie miłości,
O strachu przed przemocą na środku ulicy
I przed byciem zwyzywanym w szkolnej świetlicy,
O całej nienawiści sączącej się z mediów
I wygłaszanej podczas narodowych spędów.
Powiedział, że ma już kogoś sercu bliskiego.
Poznał go przez aplikację czasu swego.
A ja zwierzyłem mu się z problemów z dziewczyną.
Wciąż lękałem się być między szyną a szyną.
Z jednej strony chciałem pierwszy raz mieć za sobą,
Jednakże penetracje ze stulejką bolą.
Nie chciałem też próbować seksu oralnego,
Bo było to dla mnie coś wręcz obrzydliwego.
Anal wydawał się być w porządku na filmach.
Przy stulejce musiał jednak zostać w marzeniach.
Lubiłem też oglądać sceny z chłostą w filmach.
Miałem fap-folder ze zdjęciami tyłków w bliznach.

Braterska gawiedź zanikła, gdy ojciec wrócił.
Jego pijacki ton naszą dyskusję skrócił.
"Żeby to w porządnym i katolickim domu,
Gdy rząd daje jałmużnę potrzebującemu..." -
Mamrotał ojciec i wlazł do pokoju brata,
Ujrzał nas obu w łóżku i zmienił się w kata.
Pas był ojcowską bronią w rodzinnych relacjach.
Kołdra była dobrą tarczą w tych sytuacjach.
Gruby rzemień smagał nas skrytych pod pierzyną.
W takich momentach byliśmy jedną drużyną.
Zasnąłem, gdy w końcu uspokoił się tata.
Za plamę na łóżku przeprosiłem też brata.

Nazajutrz nasz ojciec do proboszcza wydzwaniał.
W sprawie terapii konwertującej rozmawiał.
My zaś wyruszyliśmy normalnie do szkoły.
Wtem zaczęły za nami iść jakieś matoły.
"Ej, pedały!" - usłyszeliśmy za plecami.
Chodnik został nam zagrodzony osiłkami.
Ktoś kopnął mnie w dupę. Przewróciłem się na żwir.
Dostrzegłem, że mego brata tłucze jakiś zbir!
Ktoś zadał mi mocny cios - z całej siły w krocze!
Bolało tak, że widziałem jak przez przeźrocze.
Ujrzałem jeszcze, jak bratu spodnie ściągali.
Potem kopli mnie w twarz i dalej butowali.
"Raz w dupę to przecież nie pedał!" - usłyszałem.
Potem brat zaczął krzyczeć. Przytomność straciłem...

Ocknąłem się w szpitalu, w bandaże odziany.
Niemal bym zapomniał, że wcześniej byłem sprany.
Wtem dotarło do mnie, że nie mam wszystkich zębów.
Nie czułem też krocza. Chciałem wyrwać się z więzów!
Z korytarza krzyczenie ojca usłyszałem.
Kiedy dotarło do mnie, co wrzeszczy - zamarłem.
Darł się: "Zabili mnie syna, prowokatorzy!!!
Czy są jacyś spoza kasty prokuratorzy?"
Ból przeszył całe moje ciało, aż po skronie.
Gdybym sięgnął, przycisnąłbym do twarzy dłonie.
Chciałbym sam zginąć, lecz czułem mocno, że żyję.
Były to najstraszniejsze mego życia chwile.
Wkrótce potem wyszło na jaw, co się wydarzyło,
Że kilku troglodytów tak nas załatwiło.
Po rozmowie z moim bratem, ojciec poszedł chlać.
O tym, co się dowiedział, sąsiadowi dał znać.
Usłyszał jego syn - cwaniaczek osiedlowy.
Już cały Białystok był ubić nas gotowy.
Bratu dwie butelki do odbytu wepchano,
Za to mi jednym kopnięciem jądra strzaskano.
Nie obdarzę już moich rodziców wnukami.
Będę kupował hormony razem z transami.
"Tu leży pedał." - ktoś grób brata zdewastował.
Ojciec myślał nad zmianą frontu, gdy szorował.
Kraj winien być strefą wolną od nienawiści,
Tak jak rodzina. Może kiedyś to się ziści...


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 10 march 2018

Kulig

W dawnych czasach, gdy zimy były śnieżne jeszcze,
A w drodze do szkoły miotały nami dreszcze,
Miałem z kolegami różnorakie pomysły.
Jazda kuligiem rozpalała moje zmysły.
Było to chyba moje największe marzenie,
Aż w końcu przyszła szansa na jego spełnienie.
W mej okolicy zakończono remont torów.
Oczyszczono trasę z dziur, a także i z drągów.
Napadało naprawdę bardzo dużo śniegu.
Większość kierowców ruszała z drugiego biegu.
Tory pokryła równomierna warstwa puchu.
Na myśl o kuligu już cieszyłem się w duchu.
Planowałem za pomocą sznura od sanek,
Zahaczyć tramwaj, gdy obsługuje przystanek,
A następnie wsiąść na sanki wraz z kumplem Sławkiem
Oraz zacząć jechać za tramwajem ukradkiem.
 
Po lekcjach szybko pobiegliśmy po me sanki,
A potem rozważaliśmy różne przystanki.
W końcu przyszliśmy na pewien blisko zajezdni.
Był też blisko kościoła, wsiadali tam wierni.
Poczekaliśmy aż przyjedzie pierwszy tramwaj.
Wysiadły zakonnice oraz jakiś mazgaj.
Szybko sanki za tramwajem zaczepiliśmy
I zanim pojazd ruszył na nich usiedliśmy.
Maszyna zaczęła się powoli rozpędzać,
A my w radości i frajdzie rękoma wierzgać.
Chwilę później do zajezdni się zbliżyliśmy.
Jeszcze przez jeden moment głośno się śmialiśmy,
Aż nagle tramwaj do zajezdni zaczął skręcać.
Nasze sanki zaczęły się wtedy przechylać.
Ściągało nas prosto na tor naprzeciwległy.
Rzuciłem okiem tam, skąd tory na wprost biegły
I ujrzałem tramwaj pędzący z naprzeciwka!
Moja reakcja musiała być bardzo szybka.
Puściłem Sławka i na ziemię zeskoczyłem.
Parę sekund później straszliwą rzecz ujrzałem.
Tramwaj z głośnym piskiem roztrzaskał sanki stare.
Dotarło do mnie wtedy, że poniosę karę.
Sławek leżał nieruchomo w pobliżu torów.
Usłyszałem krzyki zmartwionych pasażerów.
Podbiegłem do Sławka na równi z tramwajarzem.
Cudem chłopak nie odniósł poważnych obrażeń.
Był jednak ogólnie dość mocno potłuczony
I całym tym wypadkiem bardzo wystraszony.
Wnet zjawiła się milicja oraz ambulans.
Ciekawe, czy w gazecie będzie o nas niuans.
Niechętnie podałem milicji swe namiar.
Wiedziałem, że czekają mnie solidne szmary.
Milicjant odwiózł mnie swoim radiowozem.
Ojciec nie odezwał się do mnie ani słowem.
Rozmowa mnie czekała – acz z pasem i kablem.
Taka odbywała się jednostronnym tonem.
Ojciec kazał mi ściągnąć spodnie oraz majtki.
Zamiast tego wolałem, jak grał ze mną w statki.
Położyłem się na fotelu i wypiąłem.
Ojciec zaczął mnie lać pasem wodą zwilżonym.
Wpierw pośladki niezmiernie piekły i szczypały.
Później, nim zasnąłem, przyjemnie pulsowały.
 
Nazajutrz, obolały, zeznania składałem.
Z mym kumplem Sławkiem w szpitalu się spotkałem.
Zwierzyłem mu się z bicia jakie otrzymałem,
Że po tym wszystkim cielesnych uciech szukałem.
Czekała nas za katastrofę jeszcze grzywna,
Choć wszystkiemu winna źle ustawiona szyna!”
Dlatego tramwaj skręcił nagle na zajezdnię.
Czekało nas w tej sprawie długie dochodzenie.
Jaki więc będzie tejże opowieści morał?
Uważaj co robisz, żebyś się nie zaorał.


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 12 march 2018

Wychodek

Gdańsk-Brzeźno, 1975 r.
 
Zdarzyło się to, kiedy miałem lat trzynaście,
Natomiast mój przyjaciel Tomek miał czternaście.
Rodzice wysłali nas razem na kolonie.
Mieliśmy ten sam pokój w dużym pawilonie.
W połowie wyjazdu przyjechał turnus dziewczyn.
Specjalnie więc pozbywaliśmy się pajęczyn.
 
Po wspólnym plażowaniu Tomek stał się dziwny.
Wydawał się być zupełnie rozkojarzony,
A raz w środku nocy, kiedy się obudziłem,
Rytmiczne stuki i sapanie usłyszałem.
W blasku księżyca ruszała się jego kołdra,
Zupełnie jakby tuż pod nią skakała kobra.
Drażniło mnie to, ale musiałem wytrzymać.
Niewdzięcznie byłoby z mojej strony narzekać,
Skoro rodzice ten wyjazd ufundowali.
Gorsze sytuacje z pewnością wytrzymali.
 
Parę dni później odbyło się grillowanie.
Miała być dyskoteka i wspólne śpiewanie.
Krótko po obiedzie gdzieś zgubiłem Tomka.
Nie mogąc go znaleźć poszedłem do wychodka.
Były tam cztery ustępy ze wspólnym szambem.
Przepuściłem w kolejce parę dziewczyn przodem.
Dziewczyny wychodziły z wychodków zmieszane.
Wydawały się być czymś zaniepokojone.
Jedna powiedziała, że coś jest pod deskami.
A to coś miało później śnić mi się latami.
Poprosiły mnie bym sprawdził, czy coś jest w środku.
Niechętnie wszedłem i zamknąłem się w wychodku.
Z początku przez dłuższą chwilę nasłuchiwałem,
A potem całkiem normalnie się wysikałem.
Wtedy właśnie usłyszałem jak coś się rusza.
Przestraszyła się wtedy bardzo moja dusza.
Czym prędzej nawiedzony kibel opuściłem
I, że musiał wleźć tam dzik, wszystkim oznajmiłem.
Dziewczyny poleciały po starszych chłopaków.
Po chwili zjawiła się gromada pędraków.
Dwóch z nich, w rękawicach, zaczęło ściągać deski.
Ukazał się jakiś chłopak w stroju niebieskim!
Krótką chwilę chłopaki się z nim szamotali,
Aż w końcu siłą go znad szamba wyciągnęli.
Intruzem okazał się być mój kumpel Tomek!
By podglądać, uczynił se z wychodka domek.
Dziewczyny z piskiem rozbiegły się przestraszone.
Oczy Tomka wydawały się zaskoczone.
Umazany gównami, z siusiakiem na wierzchu,
Trząsł się zapłakany w świetle wczesnego zmierzchu.
Część chłopaków na ziemi boki zrywało,
A kilku innych z obrzydzeniem się patrzyło.
Po chwili przybiegł do nas kierownik obozu
I nakazał Tomkowi umycie się w morzu.
Pan wychowawca przez chwilę nad czymś główkował.
Poszedł oraz do rodziców telefonował.
Gdy Tomek wrócił, rzeczy miał już spakowane.
Jego bezsilne oczy zwróciły się do mnie:
„Co ja mam zrobić?! Pomóż! Pójdę do wariatów!”
 
I poszedł, nie uniknął też elektrowstrząsów.
Psychiatrzy zalecili chemiczną kastrację.
Obserwowano nieustanną masturbację.
Mój kontakt z Tomaszem naturalnie się urwał.
Nikt z tym chłopakiem stosunków nie utrzymywał.
Czasem na osiedlu widzieć się go zdarzyło,
Acz zawsze, któreś z rodziców towarzyszyło.
W krótkim czasie stał się zarośnięty i gruby.
Nadal interesowały go tylko dupy.
W końcu doszło do gwałtu brutalnego
I Tomek trafił do zakładu zamkniętego.
 
Nie raz byłem jeszcze uczestnikiem kolonii.
Ciekawy zatem będzie finał tej historii.
To, czy czyn Tomka był naprawdę obrzydliwy,
Zdaje się być jedynie kwestią perspektywy…


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 3 october 2019

Księżniczka plantacji II: Ostatni ucałunek

Głębokie Południe, 1809 r.
 
Minął tydzień, odkąd ojciec murzynkę zabił.
Wpierw zatłukł ją biczem, a następnie podpalił.
Dziewczyna przez kilka dni w męczarniach konała.
Słyszałem jej wycie, gdy bandaże zmieniała.
Z ciekawości, przychodziłem na to popatrzeć.
Po tym wszystkim zwykła pod siebie się załatwiać.
W jej ciele, bez skóry, zalęgło się robactwo.
Była to adekwatna kara za partactwo.
Tak powiedział ojciec, który nie miał pojęcia,
Iż skłamałem mu, celem murzynki ujęcia.
Przed zgonem, zdołał jeszcze wylać na nią wrzątek,
Na oczach przerażonych, czarnych niewiniątek.
Po tym jak stwierdził zgon, skrył jej zwłoki w spichlerzu.
Wcześniej, ku przestrodze, przykuł je przy pręgierzu.
Czułem pokusę, by wychłostać kogoś jeszcze,
Lecz niestety baty były w użyciu wszystkie.
 
Nocą wymknąłem się z pokoiku mojego.
Nie pragnąłem dotąd jeszcze bardziej niczego,
Niż ucałunku niezrealizowanego.
Wkradłem się do spichlerza, gdzie leżały zwłoki.
Oprócz nich, leżały tam jeszcze jakieś tłoki.
Powoli, do zwęglonego ciała podszedłem.
Na spękanych wargach ucałunek złożyłem.
Myślicie, że dokonałem marzenia swego,
Całując ją po ustach? Nic bardziej mylnego…


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 13 december 2018

Działka

Siostra często umawiała się z facetami.
Od czasów liceum miało to trwać latami.
Rodzice mieli dość liberalne podejście,
Odkąd siostra ukończyła lat siedemnaście.
Mieliśmy małe mieszkanie, lecz blisko działkę.
Siostra postanowiła urządzić tam schadzkę.
 
Tydzień później na zebraniu w domu działkowca,
Światło dzienne ujrzała sytuacja nocna.
Monitoring uwiecznił moją siostrę nagą,
W miłosnym uścisku o żywopłot opartą.
Działkowcy poświęcili temu temat szerszy.
Nasz ojciec spalił się ze wstydu po raz pierwszy.
Ciekawiście, kiedy spalił się po raz drugi?
Zaraz się dowiecie, ten wiersz nie będzie długi…
Po zebraniu ojciec poszedł do swojej córki.
Poprosił, by nie było tej akcji powtórki.
 
Raz chciałem z siostrą napić się w ruinach kina.
Musiałem wrócić do domu – zapomniałem wina.
Wszedłem do pokoju. Ojciec, z ręką w spodenkach,
Przeglądał nagrania uwiecznione na działkach.
Wideo miał od ciecia za pół litra wódki.
Odniosło to poważne dla rodziny skutki…


number of comments: 1 | rating: 0 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 18 december 2019

Mój ojciec: Dzień Dziecka

Na Dzień Dziecka wziął mnie na ściankę wspinaczkową.
Liczyłem, że nie skończy się to awanturą.
Pomimo, że przyjechaliśmy samochodem,
Mój ojciec nie zastanawiał się nad browarem.
Zanim zdążyłem się przebrać w szatni dziecięcej,
Pił drugiego komesa z browaru Książęce
I wpatrywał się w moje spodenki obcisłe.
Jedynie strach pomógł mi przejść trasy trudniejsze.
 
„A może pan też spróbuje nim wyjdziecie?” –
Zaproponował instruktor dość sympatycznie.
Mój ojciec, który był już po trzecim komesie,
Kręcił teatralnie głową. Czekałem w stresie.
W końcu zgodził się i zasady lekceważąc,
Z wszystkich bloczków korzystał naraz, się wspinając.
Nagle, pod wpływem swego ciężaru wielkiego,
Ojciec spadł w konsekwencji bloczka urwanego.
Podpity facet zerwał się jak oparzany
I oznajmił, że natychmiast do dom wracamy.
Niemal znów upadł, gdy obrócił się na pięcie.
Przeklął i wtem szarpnął mnie boleśnie za rękę.
 
Na parkingu chciał do bagażnika mnie wepchnąć.
Przez tunel zdołałem na tylnej kanapie siąść.
Liczyłem, że najebus choć rusza ostrożnie.
Kiedy jednak z piskiem opon wyrwał gwałtownie,
Do bagażnika z powrotem przez tunel wpadłem
I tak do samego blokowiska jechałem.
 
W mieszkaniu ojciec rozrabiał w pijackiej werwie.
„Ściągaj łachy i schowej siura, bo łoberwie!!!” –
Za drzwiami mego pokoju czekał już z pasem.
Nie przypuszczał, że matka zajebie mu gazem…
Poczułem tąpnięcie, gdy gruchnął o podłogę.
Matka wyniosła z mieszkania już pierwszą torbę.
Pomagałem jej wynosić pozostałe rzeczy.
Tej ucieczce przed potworem nikt nie zaprzeczy.
Zamiast starać się odpocząć od miejskiej hicy,
Na urlop jeździliśmy do innej dzielnicy,
Lecz teraz szansa na nowe życie powstała.
Stałem w sieni, gdy nagle matka oniemiała.
Mój ojciec oblał ją brudną wodą z butelki.
Dostrzegłem, że w ręce trzyma jakieś dwie świeczki.
Nim poczułem zapach benzyny, ogień buchnął.
Gwałtowny podmuch na korytarzu mną huknął.
Ryk matki zagłuszał histeryczny śmiech ojca.
Nie dość, że płonie, to dawno nie miała bolca.
Sąsiedzi, w międzyczasie, już pomoc wezwali.
Było pewne, że całe mieszkanie się spali.
Z płomieni wybiegł nasz pies, lecz cały i zdrowy.
Nikt nie był opieki pełnić na nim gotowy.
 
W drodze do domu dziecka me oczy łzawiły,
Bowiem mój laptok i wszystkie gry się spaliły…
Nasz pies trafił do najbiedniejszego schroniska.
Taki był mój najbardziej pamiętny Dzień Dziecka…


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 24 september 2019

Księżniczka plantacji

Głębokie Południe, 1809 r.
 
Zdarzyło się to, kiedy miałem lat piętnaście,
Wtedy mój ojciec przejął bawełny plantację.
Następnym krokiem był zakup pracowników,
O zdrowych zębach, mających wachlarz talentów.
W trakcie, kiedy przechadzałem się przez plantację,
Mój ojciec pół dnia w mieście ustalał transakcję.
Po tygodniu przybyli nowi pracownicy.
Przywieziono ich na bryczce prosto z ulicy.
Po dokładnym sprawdzeniu stanu liczebnego,
Ojciec zabrał ich do baraku słomianego.
Zanim przeprowadził szkolenie skrupulatne,
Zabrał ze sobą kajet oraz Pismo Święte.
 
Nazajutrz rozpoczęto pracę na plantacji.
Pod wieczór usłyszałem okrzyki i trzaski.
Mój ojciec związał na placu jedną murzynkę
I chłostał ją biczem zmieniając plecy w szynkę.
Potem ogłosił, że tak postępować trzeba,
Gdy murzyn swe dzienne obowiązki zaniedba.
Ojciec miał zwyczaj karać tak głównie kobiety,
Także na gołe pośladki - nie tylko w plecy.
 
Dzień później, do baraku murzynów zajrzałem.
Tak wielkiego smrodu jeszcze nie odczuwałem.
Zdziwiło mnie, że jeszcze żyli w tej duchocie,
Poupychani na pryczach w nędznej ciasnocie.
Leżała tam murzynka, którą mój ojciec zlał.
Inny murzyn bandaże jej zmienić próbował.
Z ciekawości, swą pomoc zaoferowałem
I jednym ruchem stare bandaże zerwałem.
Murzynka z bólu zawyła, rany otwarły.
Strużki krwi po jej czarnych bokach skapywały.
Nazajutrz do pracy miała być już gotowa.
Nie wiem, czy opłacała nam się ta hodowla.
 
Zaprzyjaźniłem się z murzynką w moim wieku.
Co noc po ich pracy byliśmy na spacerku.
Mój ojciec na tą znajomość oko przymykał.
Rzekł, bym się nie zaraził, jak będę korzystał.
Zacząłem czuć popęd do czarnej koleżanki.
Ucałować ją chciałem w falbanach firanki,
Lecz nie pozwoliła mi na to z takiej racji,
Że ma już chłopaka na sąsiedniej plantacji.
Rozpacz i nienawiść jednocześnie poczułem.
Znów szansę na pierwszy pocałunek straciłem.
 
Nazajutrz do gabinetu ojca poszedłem,
I że dziewczyna knuje ucieczkę skłamałem.
Razem z ojcem poszedłem na apel wieczorny.
Rzekł, iż jeden z pracowników jest dość niesforny.
Ma niedoszła miłość na środek wystąpiła.
Najpierw zdziwiona, wszystkiego się domyśliła.
Ojciec rzekł wszem i wobec, że za plan ucieczki,
Czeka najliczniejszy wymiar skórzanej sieczki.
Wtedy dziewczyna zaczęła nam dosłownie wiać.
"Goń czarną kurwę!" - krzyczał ojciec. "Trzeba ją zlać!"
Zatrzymałem dziewczynę w bawełnianych pnączach.
Nie dostrzegłem przeprosin w załzawionych oczach.
Prosto pod pręgierz murzynkę przyprowadziłem,
Z pomocą ojca związałem i rozebrałem.
Jej ciało miało odcień węglowego miału
Lub jak kto woli - po czerwonym winie kału.
Mój ojciec podał mi bicz długi na siedem metrów,
Z rękojeścią ukręconą z dwóch zwykłych swetrów.
Dostrzegłem drzazgi i haczyki na końcówce.
Mogłem się szykować na zakrwawioną ucztę.
Z początku nie umiałem w plecy wycelować.
Końcówka bicza na dupie zwykła lądować
Lub też zawijała się w krocze ją trafiając,
O czym murzynka dawała znać, głośno wyjąc.
"Mocniej synu. Te małpy mają twardszą skórę.
Nie rób mi wstydu, chyba że chcesz dostać burę."
Rzekł ojciec, a mnie zaczęła łapać zadyszka.
Wciągnęło mnie bicie. Nie czeka mnie jej myszka.
Szło mi to jednak coraz to bardziej sromotnie.
"Nie widać żadnych śladów. Musisz walić mocniej.
Dobra, daj to, bo widzę, że jesteś zmęczony."
Wziął bicz i dokończył z koszuli obnażony.
Kiedy zadał sto pięćdziesiąte uderzenie,
Murzyni zlecieli się niczym na skinienie.
"A czy ja powiedziałem, że to już po wszystkim?!"
Ojciec odgonił ich, trzaskając ruchem szybkim,
Po czym przyniósł miednicę bimbrem zalaną
Oraz chlusnął na murzynkę ubiczowaną.
Nie bacząc na jej ryk, podpalił ją z cygara.
Wtedy już na serio opadła mi kopara.
 
Jaki zatem będzie tej opowieści morał?
Należy zlać murzyna jak nie będzie słuchał.


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 18 july 2019

Ga-Pa

Tym razem we wrześniu nie poszedłem do szkoły.
Cieszyły się z tego niemal wszystkie matoły.
Jednakże wolność została nam odebrana.
Tragedia to była wprost nie do opisania.
Źli żołnierze w obcym języku zwykli mówić.
Za małym był, by cokolwiek z tego rozumić.
 
W moim domu nowe osoby się zjawiły.
Wszystkie w piwnicy lub na strychu zamieszkały.
Zabroniono mi o tym komukolwiek mówić.
Głucha cisza nawet, gdy ktoś miał się pierdolić.
Rodzice stali się jacyś bardziej nerwowi.
Karali mnie tak, by być pewnym, że zaboli.
Cieszyłem się, że w domu brakło alkoholu.
W końcu mogłem mieć w domu ciut więcej spokoju.
Niejeden raz z byle powodu oberwałem,
Aż w końcu za nocny powrót kablem dostałem.
Poszedłem spać bez kolacji i obolały.
Wszystkie osoby w domu bardzo mnie wkurwiały.
 
Ze snu wyrwało mnie walenie do drzwi głośne.
Towarzyszyły temu okrzyki donośne.
Nagle grupa żołnierzy do nas wparowała
Oraz każde piętro dokładnie przeszukała.
Niektórzy byli naprawdę bardzo przystojni.
W płaszczach, z bronią wydawali się tak dostojni.
Wszystkich naszych gości do salonu zabrano.
Rodzice mieli miny jakby się coś stało.
"Wer ist für diese Situation verantwortlich?"
Wskazałem, że ojciec współdziałał z nimi ongiś.
"Heraus!!! Tod für alle! Prügelstrafe auch für ihn."
Doszukano się najpewniej jakichś przewinień.
Wszystkich oprócz mnie i ojca wyprowadzono.
Potem zdarto z niego spodnie i położono.
Dawniej ojciec często lanie kablem mi sprawiał.
Teraz sam głośno krzycząc szpicrutą obrywał.
Jak go sprali również wyprowadzony został.
Jeden żołnierz wraz ze mną w salonie się ostał.
Z kuchni czuć było zapach wczorajszego żuru.
Patrzyłem przez okno. Wszyscy stali wzdłuż muru.
Każdy, kto się tam znalazł został zastrzelony.
Ceglany mur stał się nieco bardziej czerwony.
Zmartwiłem się. Czekałem na rozwój wydarzeń.
Czy mnie to czeka? Nie zrealizuję marzeń?
Zabrano mnie i dano zaległą kolację.
Dali mi spać i jeść w zamian za informacje.
Czasem mi też nacisnąć na spust pozwalano.
Po wojnie do nowej rodziny mnie oddano.
Moi przybrani bracia Helmut oraz Uwe
Pomogli mi ogarnąć niemiecką maturę.
 
Po dziś dzień zamieszkuję w Garmisch-Partenkirchen.
Do Polski i Polaków daleko mi jest hen.
Czy powinienem był kraj i rodzinę zdradzić?
Raczej nie, ale trzeba sobie jakoś radzić.


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 11 december 2018

Ojczym na materacu

Dwa lata minęły od śmierci ojca mego.
Matka znalazła se szaleńca nowego.
Magister inżynier i kierownik projektu.
Zamartwiony wizjami nowego obiektu.
Był to mężczyzna chorobliwie małostkowy,
Nerwicowo i depresyjnie zaburzony.
Matka była chyba jego pierwszą kobietą.
W pracy był męczącym i despotycznym estetą.
Gruby malkontent, praktykujący katolik;
Jak się okazało: pedofil i alkoholik.
 
Na wakacjach byliśmy w Krynicy Morskiej –
Miejscowości na obrzeżach tylko swojskiej.
Nie chciał z nami pojechać do Zakopanego.
Rzucał „kurwami” w geście zdania przeciwnego.
Od początku różne problemy się zdarzały.
Już pierwszego dnia zagubiłem się na plaży,
Lecz ojczyma łatwo było zlokalizować.
Na materacu jak wieloryb zwykł wyglądać.
Robił wszystko wolno i w każdym widział winę.
Dmuchanie materaca zajęło godzinę.
Pragnąłem przejażdżki do Rosji wodolotem,
Ale musiałem zadowolić się Fromborkiem.
Lubiłem też kręgle i chodzić na strzelnicę,
Ale to kąpiel w falach łagodziła hicę.
 
Nie umiałem jeszcze w morzu zbyt dobrze pływać
Tak jak matka, więc ojczym musiał mnie pilnować.
Płynąłem na materacu. On po dnie brodził.
W stronę mielizny coraz to bardziej mnie zwodził.
Zatoka Gdańska kryła licznych statków wraki.
Niespodziewanie ojczym nadepnął na taki.
Rozległ się wrzask i ojczym złapał się za stopę.
Tymczasem ja odpłynąłem na dalszą wodę.
Potem fala materac ze mną wywróciła.
„Wiedziałam, że tak będzie…” – matka się zmartwiła.
Ojczym wziął mnie na materac z powrotem wrzucił
Oraz powolnym tempem w stronę plaży zawrócił.
Matka przejęła się, że głowę zamoczyłem.
Jak najszybciej więc, ręcznikiem ją osuszyłem.
Ranny ojczym, z miną przemoczonego kota,
Oznajmił wobec, że nadepnął na U-Boota.
Matka poszła po czepek, a ja z nim zostałem.
Nie chcecie wiedzieć, co było za parawanem…


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 19 february 2018

Awaria dźwigu

W moim gimnazjum często dokuczano innym
I to zazwyczaj dzieciom kompletnie niewinnym.
Czułem się bezsilny wobec tego zjawiska
Zawsze, gdy dręczyła mnie któraś morda świńska.
W którymś momencie postanowiłem zadziałać
Oraz jednego z moich oprawców ukarać.
Zbliżał się wkrótce sprawdzian z języka polskiego.
Postanowiłem, że ukradnę zeszyt jego.
Kumpla Mateusza do tego namówiłem,
Albowiem sam po prostu zbytnio się wahałem.
Mateuszowi całkiem się pomysł spodobał.
Jego tamten oprawca też czasem maglował.
Gdzie ukryć ten zeszyt się zastanawialiśmy.
Przeszło cały tydzień nad tym główkowaliśmy.
Po zdobyciu zeszytu do bloku poszliśmy.
Oraz wspólny nikczemny plan wykonaliśmy.
Wpierw, na jednym z pięter przywołaliśmy windę
Spotkałem w tym czasie sąsiadkę – starą pindę.
Następnie sprowadziliśmy dźwig piętro niżej.
Mateusz przysunął się do drzwi jak najbliżej.
Zaczepił wcześniej smyczą zamek blokujący
I otworzył drzwi. Ukazał się szyb ziejący.
Następnie, na dach windy zeszyt rzuciliśmy
Że ktoś go kiedyś znajdzie się obawialiśmy.
Mateusz postanowił zabrać go z powrotem.
I pozostawić go po prostu gdzieś pod płotem.
Nie mógł sięgnąć, więc na dach windy zeskoczył.
Przez krótką chwilę jeszcze się ze mną podroczył,
A później niespodziewanie winda ruszyła.
Z Mateuszem na dachu wte wewte jeździła.
Pobiegłem piętro niżej i windę wezwałem.
Następnie u góry do szybu się schyliłem.
Zacząłem na piętro wyciągać Mateusza
I wtem zorientowałem się, że winda rusza!
Spróbowałem wepchnąć kumpla na dach z powrotem
Nie zrobiłem tego wystarczającym tempem.
Konstrukcja windy zatrzymała się na rękach,
Zawahała się i zostawiła je w strzępach.
Mateusz jechał do góry okaleczony.
A ja pozostałem na piętrze przerażony.
Fala jego wrzasków gdzieś z góry docierała.
Obok mnie para jego rąk we krwi leżała.
Na jednej wciąż tykał komunijny zegarek.
Jak teraz będzie głaskany jego owczarek?
Ogarnąłem się i po pomoc zadzwoniłem.
Po chwili na głośny szloch się również zebrałem.
Pół godziny później ujrzałem światła w szybie.
Oznaczało to, że pomoc już szybko idzie.
Wyciągano Mateusza na innym piętrze.
Nadal jednak u góry ziało szybu wnętrze.
Jakiś nieszczęsny człowiek spadł na windę z góry
I ciężkie lania miały zastać nasze skóry.
Winda znów ruszyła. Teraz przecięła nogi.
Kadłubkiem zatem został mój Mateusz drogi!
 
Przez miesiąc kartka z „awarią dźwigu” widniała.
A na mnie poważna konsekwencja czekała.
Sądzono mnie. Kradzież i kalectwo dwóch osób.
Czy, by uniknąć kary, istniał jakiś sposób?
Moi rodzice byli całkiem załamani.
Co dzień skórzanym pasem po tyłku mnie lali.
Mateusz był jednakże w gorszej sytuacji,
Odkąd to doświadczył poczwórnej amputacji.
Czy nasza przyjaźń wytrzyma kolejne lata?
Pomimo wszystko, byłaby to duża strata.
Jedno jest pewne i taka też kolej rzeczy.
Niedobrze, jeśli kradniesz, a to kumpel beczy.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail


  10 - 30 - 100  



Other poems: Cudownych rodziców mam..., Fala, 25 batów za nic, Morskie Oko, W Polsce jedyny prawdziwy, Adrian, Geneza, Mój ojciec: Pewnego jesiennego wieczoru..., Muszę wam coś o sobie powiedzieć..., Przebudzenie wiosny, Ojczymie, Komórka z kamerą, Maleńki stosik, Mumia, Mój ojciec: Dzień Dziecka, Niedziela handlowa, Księżniczka plantacji II: Ostatni ucałunek, Księżniczka plantacji, I tak dobrze, że nie mieszkałem w Norwegii. Dekadę później, I tak dobrze, że nie mieszkałem w Norwegii, Ga-Pa, Hulejnoga, Nie powiedziałem więcej nikomu, Głupi wiek, Matka i automobil, Akumulator, Dziadek mróz, Łoj! Babina wpadła do ogniska!, Plantacje, Działka, Ojczym na materacu, Braciszek, Święty Mikołaj, François Ravaillac, Brunatne szambo zalało syreny, Góral, Uroczysty Dzień Komunii, Prawicowiec, Achtung!, Liczniki, Wychodek, Kulig, Awaria dźwigu, Wyższy X: Globus, Błędy młodości, Wyższy IX: Niższy, Wyższy VIII: Jedzie pociąg z daleka, Latarnik (na podstawie noweli Henryka Sienkiewicza "Latarnik"), Chłost Anna, Wyższy VII: Biwak Zapałowicza, Ojczym, Średniowiecze. Epizod II, Średniowiecze. Epizod I, Wyższy VI: Finał, Świniobicie po ciężkiej nocy, Wyższa, Cegiełka, Deklaracja pracowitości, Jutro zaczyna się dziś, Grzałka, Polityczny diss - na Marka G., W szatni, Kulig, Chłopiec z zapalniczką, Drakońska wymiana, Drakońska wymiana, Młody, Kamienna twarz wielebnego, Awantura o Basię, Porachunki za wschodnią granicą, Chluśniem bo uśniem, Peron, Oko za oko. Barszcz za barszcz, Wszyscy jesteśmy Chrystusami, Wyższy (na podstawie powieści Hanny Ożogowskiej "Złota kula"), Rozalka (na podstawie noweli Bolesława Prusa "Antek"), Anielski barszcz, Bieszczadzki barszcz, Słowo o antysemityzmie, Gdy przeglądam czasami podręcznik z historii,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1