Poetry

Pavlokox
PROFILE About me Poetry (80)


Pavlokox

Pavlokox, 2 january 2018

Błędy młodości

Każdy z nas popełnił w młodości jakieś błędy:
Zranił bliskiego; zamiast tu, poszedł tamtędy.
Ja z kolei, gdy przechodziłem przez czas buntu,
Wpadłem w złe towarzystwo, aż poniżej gruntu.
Była to młodzież bardzo chamska i zadziorna.
Czy winić za to rodziców? To kwestia sporna.
Niemniej jednak w czasie kilkunastu miesięcy
Byłem świadkiem rozbojów – każdy był prosięcy.
Tylko raz mój udział był poniekąd aktywny.
Poniosłem za to karę – usłyszałem: „Winny!”.
Nie zależy mi, by moje imię wybielić.
Postanowiłem się tą nauczką podzielić.
 
Raz banda, wrzuciła petardę do kaplicy,
Po czym usiadła na ławce z flaszką Soplicy.
Wtem podeszła do nas kobieta z chorą córką.
Spytała, czy możemy pomóc jej ze zbiórką.
Herszt splunął na bruk. Zaczął córkę parodiować:
„A może by tak w cyrku dziecko wypróbować?”
Jak nam nie wstyd, spytała nieszczęsna kobieta.
„A może pani przydałaby się mineta?”
Guru naszej bandy nie dawał za wygraną.
Biedaczka wyglądała na zrezygnowaną.
„Kiedyś była młodzież…” – rzuciła na odchodne,
Chowając worek dany na monety drobne.
Wstyd mi jest niezwykle, kiedy o tym wspominam,
A dziś jeszcze bardziej, gdy tę kobietę mijam.
Chwyciłem butelkę. Rzuciłem ją przed siebie.
Pamiętam tenże widok. Flaszka się kolebie
Oraz z impetem tłucze się na główce dziecka
I plami się czerwienią krwi jej matki kiecka.
Łatwo się domyślić – zwialiśmy, gdzie pieprz rośnie.
Akcja ta nie skończy się dla mnie radośnie.
 
Jeszcze tego dnia, do drzwi pan sołtys zapukał.
Gdyby nie znachor, całkowicie by nas spłukał.
Na szczęście mężczyzna uratował dziewczynkę,
A groziło jej zamienienie się w roślinkę.
Uznano jednak, że czyn, nie ujdzie mi płazem.
Wyprowadzono mnie w kajdankach, raz za razem.
Na drugi dzień w remizie, odbył się mój proces.
Wiedziałem, że poniosę karę za ten eksces,
Nie przypuszczałem, że będzie ona tak ciężka,
Acz krzywda, jaką zadałem, mogła być wielka.
Nie powiedziano mi, jaką otrzymam karę.
Miałem przyjść na rynek i przeprosić ofiarę.
 
Tak też uczyniłem na drugi dzień publicznie.
Moje przeprosiny zostały wnet przyjęte.
Myślałem, że to już koniec upokorzenia.
Wtem dostrzegłem porozumiewawcze skinienia.
Nagle zaszła mnie od tyłu para strażników.
W ułamek sekundy, z pomocą kilku ruchów,
Moje ręce unieruchomione zostały.
Stalowe kajdanki moim wysiłkom sprostały.
Szybko łzy zaczęły mi się cisnąć do oczu.
Poczułem również miękkie rozluźnienie w kroczu.
Przyprowadzono mnie do drewnianego słupa.
Nie miała w całości wyjść z tego moja pupa,
Albo plecy, bowiem ściągnięto mi koszulę.
Nikt mi nie pomógł, choć widziano jak się kulę.
„Początkowo planowaliśmy ci wlać pasem,
Acz skoro jesteś już rosły i mówisz basem,
Lepiej będzie, jak oberwiesz skórzanym batem.
Sześćdziesiąt i po krzyku. Stolarz będzie katem.
Poleje się, co prawda, z ciebie krew, co nie lada,
Lecz dziecku mogła się stać znacznie większa krzywda.”
Osiłek wziął pejcz, nim zdążyłem się odezwać.
Zacząłem rozpaczliwie krzyczeć oraz wierzgać.
Nikt jednak nie zważał na moje przerażenie.
Stolarz popisowo zaczął batem trzaskanie,
Aż w końcu z wielką siłą w plecy mi wymierzył.
Ból był niewiarygodny, jak tylko uderzył.
Szybko brakło mi tchu i cierpiałem w milczeniu.
Można było się przysłuchać tylko kwiczeniu.
Głośny świst towarzyszył każdemu ciosowi.
Nie ma opcji, by sprostać takiemu bólowi.
Mięśnie mych rąk i nóg w spazmach podrygiwały
W czasie, gdy sznury skórę pleców przecinały.
Matka chorej córki patrzyła z satysfakcją.
Sama córka zaskoczyła jednak swą akcją:
Choć na początku patrzyła z zaciekawieniem,
W końcu z płaczem nie wahała się przed bronieniem.
Bardziej jednak liczył się tłum wiwatujący
I nie zamierzał przestawać kat chłostający.
Moi rodzice to wszystko aprobowali
I ucięli pogawędkę z dygnitarzami.
Pobłogosławił mnie ksiądz z grupą ministrantów.
Pijany tłum zaintonował któryś z szantów.
Czułem się jak niewolnik na białych okręcie,
Który nawalił pracując przy jakimś sprzęcie.
W końcu, gdy już prawie że straciłem przytomność,
Chemik ocucił mnie octem. Przywrócił godność.
Przez mgłę ujrzałem sprzątaczkę z gotowym mopem.
Musiałem zabrudzić kostkę silnym krwotokiem.
Baba ścierała na bruku krew rozmazaną.
W przypływie fantazji ujrzałem ją chłostaną.
Było już dawno po wszystkim, byłem już w domu.
Czy to na pewno koniec? Czy coś wiszę komu?
Położono mnie na ganku na prześcieradle.
Związano nogi i ręce, choby dziwadle
I przemywano starannie rany nalewką.
Darłem się głośno, choć naturę miałem krewką.
Zamiast sześćdziesiąt, dostałem ze sto dwadzieścia,
Bo nieomal doprowadziłem do nieszczęścia.
Przez miesiąc cierpiałem i leżałem na brzuchu.
Zrobiły mi się odleżyny od bezruchu.
Pod siebie na prześcieradło się załatwiałem.
Że aż tak źle to się skończy nie przypuszczałem.
Brat i ojciec trzymali mnie przy jego zmianie.
Cały mój organizm odczuł to ciężkie lanie.
Każdy ruch wiązał się z przeszywającym bólem.
Mogłem nie słuchać kumpli. Byłem nędznym tchórzem.
Kompani ani razu mnie nie odwiedzili.
W końcu i tak wszyscy do więzienia trafili.
Ciężka chłosta ocaliła mnie przed więzieniem.
Dzięki chłoście po czasie na ludzi wyszedłem.
Do końca życia zostały mi blizny grube,
A próbując je zliczyć straciłbym rachubę.
 
Nowy Rok – nowy zwyczaj: łamię czwartą ścianę.
Zwracam się do Was i liczę na lepszą zmianę:
Podzielcie się w komentarzach swymi błędami.
Nie muszą wcale być krwawymi historiami.
Wiem dobrze: napiszecie, że błędem była lektura
Tego wiersza słabego, niczym jak tektura…


number of comments: 6 | rating: 1 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 27 june 2015

Chluśniem bo uśniem

Miałem w młodości okazję posiadać rodzeństwo.
Starszy brat pomagał naprawić każde ustrojstwo.
Znałem też dość dobrze kilku jego znajomych.
Pracowali już – pełnili funkcje przewoźnych.
Poznałem ich na wiejskiej parafiadzie.
Do końca życia zapamiętam to spotkanie.
 
Antek, kumpel brata, obchodził urodziny
I pomimo tego, że dzień był dosyć zimny
Zaprosił nas do lasu obchodzić swe święto.
W miejscu gdzie ostatnio jelenia zarżnięto
Rozsiedlimy się i wyjęli różne fanty –
- Browar nie browar, szlugi nie szlugi i blanty!
Gorzołka miała jednak największy kaliber.
Dziadek Antka pędził najlepszy we wsi bimber.
Poza winem nie piłem jeszcze alkoholu.
Dziesięc lat temu siedziałem jeszcze w przedszkolu!
Z grzeczności wypiłem zdrowie solenizanta.
Na pół z moim bratem zapaliłem też blanta.
Późno się zrobiło, poczułem się zmęczony.
Przestałem być na ich pogawędkach skupiony.
Zamykały mi się oczy. Chciało mi się spać.
„Chluśniem bo uśniem! Nie śpij! Do gardła czas coś wlać!”
Zaczęli mi polewać coraz więcej wódki.
Nie przypuszczałem jakie będą tego skutki.
Po krótkim śnie nagle znalazłem się w pokoju.
Czułem się jakbym wyczyścił stodołę z gnoju.
Nigdy jeszcze tak strasznie nie chciało mi się pić.
Głowa bolała jakbym miał przestać zaraz żyć.
Uświadomiłem sobie, co się ze mną stało,
Choć żadne zdarzenie mi się nie przypomniało.
Co na to wszystko powiedzą moi rodzice?!
Oby tylko nie czekało mnie za to bicie…
Bałem się wstać z łóżka, ale kiedyś musiałem.
Bardzo powolnym krokiem do drzwi się zbliżałem.
Nacisnąłem na klamkę, coś na niej wisiało.
Właśnie to, czego się bałem, się potwierdziło.
Po drugiej stronie klamki wisiał pas skórzany,
Którym bardzo dawno temu mój brat był lany.
Zawołano mnie wnet do dużego pokoju.
Teraz przez najbliższe dni nie zaznam spokoju…
Kiedy wszedłem ogarnęło mnie przerażenie.
Coś takiego widziałem chyba kiedyś w kinie…
Na środku stał taboret, wokół akcesoria.
Nie czekała mnie jednak radosna euforia.
Największe zdziwienie wzbudziła jednak flaszka.
Nie przypuszczałem, że powstanie z tego fraszka.
Rozebrano mnie do naga i położono,
A następnie, boleśnie tyłek oćwiczono.
W tym czasie matka siłą wlewała mi wódkę.
Prawie że bym obrzygał tą przyszłą rozwódkę.
 
Po dzień dzisiejszy alkoholu już nie tknąłem,
Acz to nie ja największą karę otrzymałem.
Mój brat za kradzież bimbru został wychłostany
W czasie gdy ja głęboko spałem najebany.
Na zdrowie wyszła nam ta lekcja zaściankowa.
Nie zastała nas choroba alkoholowa.
Dzieci nasze wiedzą co zawiśnie na klamce,
Jeśli zakrapiane będą ich nocne harce…


number of comments: 5 | rating: 1 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 13 february 2018

Wyższy X: Globus

Zawsze znalazł się obok jakiś wyższy chłopak,
Przez którego zachowywałem się na opak.
Ku przypomnieniu: pierwszy znieważył mnie w szatni
I wygrał starcie w płomiennej rywalizacji.
Poniosłem wtedy za pożar odpowiedzialność
I miesiącami odczuwałem własną marność.
Zemściłem się dopiero na kuligu szkolnym:
Gdy Wyższy złamał nogi, poczułem się wolnym.
Trafiłem do szkoły, gdzie był oddział specjalny.
Tam, wielokrotnie przez kolegów podpuszczany,
Zbiłem sznurem innego chłopaka wyższego
I na moją nie korzyść upośledzonego.
Trafiłem z powrotem do mej szkoły pierwotnej
I zacząłem od nędznej przygody sromotnej:
Inny wyższy kondony w łazience rozwiesił,
Jakiś gówniarz mnie jako kapusia polecił,
Pobity i srogo znieważony zostałem
Oraz zemścić się natychmiast postanowiłem.
Uderzyłem więc Wyższego cegłą prosto w łeb
I do poprawczaka wysłał mnie kurator-zjeb.
Tam dopiero wydarzyła się rzecz straszliwa:
Popchnąłem dziewczynę, wciągnęła ją maszyna.
Oskalpowana cała jej głowa została.
Odkaziłem metanolem. Oślepła cała.
Podjęto decyzję, by do wojska mnie wysłać.
Tamże, moim głównym zadaniem było sprzątać.
Raz nie dopilnowałem od filtra pokrywy.
Dupą przyssany zginął kapral nieszczęśliwy.
Po wszystkim kazano mnie natychmiast rozstrzelać.
Ocknąłem się na lekcji, by mnie opierdzielać.
Wszystko od kuligu okazało się mym snem.
Musiałem jednak wciąż mierzyć się z Wyższego złem.
Pobiłem się z nim podczas obozu szkolnego
I wepchnąłem go do ogniska gorącego.
Musiałem zacząć na jego rentę zarabiać
Nie chciałem jednakże ze szkoły rezygnować.
Pracowałem więc na kolei jako strażnik,
Zachowałem się jednak gorzej niż bezbożnik.
Pewien chuligan miał zmywać napis zrobiony,
Przywiązałem go. Potem ruszyły wagony.
Gość został kaleką, a mnie wylali z pracy.
Musiałem coś znaleźć, bym nie był jak żebracy.
Uznano, że skoro lubię tak majsterkować,
Powinienem pracy w magazynie spróbować.
Niestety, przepisy BHP zaniechałem
I ponownie do wypadku doprowadziłem.
Wózek widłowy spadł na mojego kompana
I czekała mnie znowu sytuacji zmiana.
 
Póki co jednakże do szkoły powróciłem
Ochoczo nowy semestr realizowałem.
Pojawił się nowy belfer od geografii
I momentalnie zgotował nam rządy mafii.
Profesor pochodził ze Związku Radzieckiego.
Lecz kimże był Radziecki i dorobek jego?
Trzeba było poznać kontynenty i państwa
Obowiązkowo dla szkolnego społeczeństwa.
Każdy miał wypożyczyć zabytkowy globus.
Nauczyć się i przynieść. Tak kazał szajbus.
Każdy uczeń musiał uklęknąć przed globusem
I właściwe miejsca wskazywać szybkim ruchem.
Tym którzy się nauczyli dawał lemoniadę,
A tym którzy niezbyt, fundował kijem lanie.
Zadając pytania różne triki stosował:
Trzeba było wskazać Alpy, kiedy jodłował,
Związek Radziecki, kiedy wódki se polewał,
Niemcy lub Polskę z przyszłości, kiedy hajlował,
Natomiast Tajlandię, kiedy się masturbował.
Czyżby nasz pan profesor był obieżyświatem?
Może uciekał w podróż przed kobiety brakiem?
Takoż przynajmniej starsze roczniki mówiły.
Że globus jest bardzo cenny, głosy chodziły.
Krok po kroku więc do domu globus taszczyłem.
Los jednak sprawił, że go w końcu upuściłem.
Przecznicę od domu Wyższy zza winkla wyrósł.
Nie chciał, bym globus w całości do domu doniósł.
Podstawił mi nogę. Poleciałem jak długi.
Dostrzegłem, że z globusa zrobił się wnet drugi.
Naprawdę jednak, rozbił się na dwie połowy.
Wymiar uszkodzeń był bardzo nietuzinkowy.
Spomiędzy półkul sterczała lampa i kable.
Pomyślałem o Wyższym. Niech on idzie w diable!
W domu obkleiłem globus taśmą klejącą
I sprawdziłem trzy razy żarówkę świecącą.
 
Minął tydzień i przyszedł czas na mą odpowiedź.
Profesor ujrzał szkody nim zacząłem spowiedź.
Miałem nadzieję sytuację uratować
I spróbowałem wtyczkę z gniazdkiem skontaktować,
Lecz globus nie zaświecił się. Ciemny dym buchnął.
Belfer zaskrzeczał i kilka razy chuchnął.
Następnie zaczął gryźć swoje przydługie palce
Wrzeszczał, że w tym wszystkim palce maczały malce.
Potem opuścił klasę ciężko oddychając
I trafił do szpitala podejrzenia mając.
Dyrekcja zarzuciła mi zniszczenie mienia.
Miałem też zarzut uszczerbków spowodowania.
 
Wieczorem byłem w pracy dość rozkojarzony.
Muszą powstać kolejne tej historii tomy.
Pomagałem dziewczynie obok prasowalni.
Poganiali mnie czym prędzej majstrzy nachalni.
Nieopatrznie wcisnąłem przycisk „Start” za wcześnie
I skończyło się to dla dziewczyny boleśnie.
Maszyna, wraz z płótnem, wciągnęła jejże rękę.
Za plecami usłyszałem głośną udrękę.
Prasowalnia dziewczynie rękę połykała
Oraz na przemian miażdżyła i gotowała.
Wybiegłem przerażony, wciskając przycisk „Stop”.
Odruchowo wziąłem do ręki ścierkę i mop.
Już uwolniona stała z postrzępioną ręką.
Mimo bąbli z pary, minę miała zawziętą.
 
Otrzymałem wiadomość w najbliższe święto.
Że na jakichś czas od pracy mnie odsunięto.


number of comments: 4 | rating: 3 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 7 december 2015

Drakońska wymiana

Na drugim roku studiów stypendium otrzymałem.
Na czwarty semestr na wymianę pojechałem.
Celem mojej podróży była Azja Wschodnia - 
Bezpieczniejsze miejsce niż islamska zachodnia.
Singapur był czystym i nowoczesnym państwem,
Gdzie żaden student nie był źle widzianym chwastem.
Bardzo mile nas bez wyjątków powitano
I po całym campusie zakwaterowano.
Zamieszkałem w przeogromnym akademiku,
Gdzie zdolnych, młodych studentek było bez liku.

Już na pierwszej imprezie dość pobalowałem
I wielu ludzi z innych krajów poznałem.
Nad ranem nie chciało mi się dopijać piwa.
Zostawiłem je na murku. Minęła chwila.
Zostałem z pokoju przez głośnik wywołany.
Byłem wtedy jeszcze dosyć mocno nachlany.
Okazało się, że policja na mnie czeka!
Zamęt wywołała zostawiona butelka.
No trudno. Stało się. Zapłacę zaraz mandat.
Zupełnie jak w Warszawie w okolicach Kabat.
Sięgnąłem po portfel. Spytałem, ile płacę,
Lecz chciano mnie przesłuchać na komisariacie…
Zaniepokojonego zawieźli mnie więc tam.
Miałem złe przeczucia - na policji całkiem sam.
Powiedziałem wszystko. Przyznałem się do winy.
Zamiast Singapuru winienem wybrać Chiny…
Wyciągnąłem portfel. Znów spytałem o koszty
I usłyszałem, że czeka mnie kara chłosty!
Że co, proszę?! W dwutysięcznym piętnastym roku?!
Gdy można latem szusować na krytym stoku?!
Tam gdzie ponad chmury wyrosły szklane domy?!
Gdzie czyste środowisko spełnia wszelkie normy?!
Myślałem, że to może jakiś senny koszmar,
Który spowodował będący w brzuchu browar,
Ale chłód stalowych kajdanek był prawdziwy,
A smród w nocy w więzieniu jeszcze bardziej silny.
Nigdy jeszcze nie byłem aż tak przerażony,
Przez brudasów skośnookich tam osaczony.
Nie potrafili oni mówić po angielsku,
Co dodatkowo sprzyjało memu nieszczęściu.
Nie zmrużyłem oka przez całą noc w tym miejscu.
W końcu rano, gruby strażnik stanął przy wejściu.
Zabrano nas na plac, ustawiono w kolejce.
Mi przypadło otrzymać jedenaste miejsce,
A zgodnie z wyrokiem miałem dostać razów sześć.
Rozebrano nas do naga. Nie dano nic jeść.
Każdy otrzymał przepaskę zasłaniającą przód.
Przynajmniej nikt nie patrzy tutaj na cudzy fiut.
Wkładano też ochraniacz z dziurą na pośladki
I szło się od razu na plac, bez zbędnej gadki.
Skazaniec opierał się o jakby stojaki,
A razy wymierzał mu kijem mistrz sztuk walki.
Zahipnotyzowany na chłostę patrzyłem
I wraz z innymi po chińsku razy liczyłem.
Cios powtarzano, gdy kat trafił w osłonkę.
Po pięciu, tyłek przypominał mielonkę.
Wielu z nich krzyczało przeraźliwie po razach;
Robiło pod siebie jak przy najgorszych karach.
Po chłoście delikwentem lekarz się zajmował - 
Pocięte pośladki odkażał i smarował.
Za chwilę i mnie miała czekać ta sekwencja.
Ze strachu moja duma stała się dziewczęca.
Przede mną jeszcze tylko trzech mężczyzn zostało.
Paru tych wcześniejszych samodzielnie nie wstało.
Z rozkwaszonymi rzyćmi leżeli na pryczach.
Nie zapomną nigdy o sztywnych, mokrych biczach.
Już tylko jeden przede mną niedolę dzieli.
Przypominało to kolejkę do spowiedzi,
Acz kara była jawna i drastyczna w skutkach.
Czy będę mógł w ogóle siedzieć na półdupkach?
Ponoć głębokie rany długo się ślimaczą;
Powstałe blizny nawet chirurgów zniesmaczą.
Odmówiłem modlitwę do Boga samego,
By mnie ratował z tego kraju szatańskiego.
Nic się lecz nie stało i przyszła moja kolej.
Gdy podszedłem, w kroczu zrobiło mi się luźniej.
Posikałem się jak dziecko na widok bicza,
Prężącego się w dłoniach lokalnego mistrza.
Ociekał zwilżony wodą i krwią chłostanych,
Zupełnie jak po moich nogach posikanych.
Gdy zostałem zamocowany do stojaków,
A do pracy szykował się już jeden z katów,
Pół godziny przerwy zostało zarządzone!
Chyba oni wszyscy mają nasrane w głowie!
Musiałem przez ten czas świecić tyłkiem na słońcu!
Wolałbym już dostać, niż czekać w tym gorącu.
Nad swym życiem się za ten czas zastanawiałem
I nad czekającym mnie za lada koszmarem.
Myślałem jak mam znieść ten straszny ból palący.
Czy mogłem się odwołać choćby do starosty?
Dłużyło się okrutnie to oczekiwanie.
Przez własną głupotę skończyłem tu tak marnie.
Gdy myślałem, że wreszcie nadszedł czas mej kaźni,
Na plac weszli ładnie ubrani ludzie ważni.
Rzucili okiem na mój tyłek jeszcze gładki
I wyciągli z dokumentami jakieś teczki.
Gdy zapoznał się z nimi na spokojnie nadzorca,
Oznajmił że odwołana została chłosta.
Samorząd studencki w porę interweniował
I wpłacił kaucję. Nikt mojej sprawy nie olał.
Ponoć o wszystkim prezydent się też dowiedział
I na Twitterze w mym imieniu apelował.
Wyprowadzali mnie już w pełni ubranego.
Ujrzałem smutną twarz każdego skazanego.
Trzaski i jęki usłyszałem już po wyjściu.
O własnych siłach bym nie szedł po ciężkim biciu.
Po wszystkich formalnościach do siebie wróciłem
I od razu lot do Polski zabookowałem.
Przynajmniej zostałem gwiazdą akademika.
Spośród miejscowych, nikt w sprawę mocno nie wnikał.
Myśleli, że dostałem. Chcieli widzieć rany!
Ale na szczęście nie zostałem przecież zlany.
Nie był to jednak koniec moich wschodnich przygód.
Miałem dopiero doświadczyć tutejszych wygód…
Na jednej z ostatnich imprez znów się upiłem
I z miejscowym studentem mocno pobiłem
Nie umiałem powiedzieć czegoś po angielsku,
A on mnie wyśmiał, klepiąc ręką po pysku.
Szarpając z nim, wybiłem szybę na portierni.
Wtedy na policję zadzwonili odźwierni.
Znowu wylądowałem na komisariacie.
Usłyszałem wyrok. Puściły mi zwieracze.
Skazano mnie znowu na sześć uderzeń kijem!
Zmierzając do celi krzyczałem i się wiłem.
Miałem dostać chłostę w ciągu trzech następnych dni.
Kiedy dokładnie oberwę nie rzeczono mi.
Głową w mur tłukłem przeklinając swą głupotę,
A patrzyły na mnie w celi osoby żółte.
Strażnicy dawali mi ryż i brudną wodę.
W trzeci dzień wywołano z celi mą osobę.
W kolejce do chłosty stało mężczyzn dwudziestu.
Wyrok był prawomocny. Nikt nie wniósł protestu.
Tym razem w mej sprawie nikt nie interweniował.
Patrzyłem jak kolejno każdy z mężczyzn bolał.
Po godzinie trzasków i jęków przyszedł mój czas.
Nie byłem ostatni – za mną czekał ludzi las.
Jak mogłem doprowadzić do powrotu tutaj?!
Jeżeli jesteś wrażliwy, dalej nie czytaj…
Przykuto mnie znowu do specjalnych stojaków.
Do pracy przygotowało się dwoje katów.
Nadzorca zawołał „Ji!”, co znaczyło „Jeden!”.
I pomyśleć, że sądziłem ten kraj za eden…
W pierwszej chwili poczułem samo uderzenie.
Po sekundzie ból rozlał się po całym ciele.
Był tak silny, jakby pośladki podpalono.
Wciąż narastał, gdy drugi raz mnie uderzono.
W tym momencie puściły mi wszystkie zwieracze.
Nie miałem tchu, żeby krzyczeć po każdym bacie.
Czułem, że mógłbym wspiąć się po pionowej ścianie,
Gdyby wtedy mogło ominąć mnie to lanie.
Nadzorca wypluł „Sy!”, co znaczyło „Cztery!”
Drugi kat wziął kij i przejął tym samym stery.
Ponoć „cztery” brzmiało jak „śmierć” w języku chińskim.
Czułem się zarzynany jak gatunek świński.
Jedynie we włosach nie czułem wtedy bólu.
Wrzeszczałem rozpaczliwie jak zamknięty w ulu.
Nie spostrzegłem, gdy chłosta dobiegła końca.
Zabrano mnie z promieni gorącego słońca.
Trafiłem do jakiejś brudnej sali medycznej.
Pozostawiałem za sobą krople krwi liczne.
W lustrze obejrzałem zmasakrowaną pupę.
Krew zmieszana z gównem przypominała zupę.
Lekarz oczyścił ją szczotką z mięsnych kawałków
I polał ją spirytusem wśród moich wrzasków.
Potem posmarował ją jakąś żółtą maścią.
Omdlały chwiałem się stojąc jak nad przepaścią.
Później leżałem kilka godzin w dużej sali
Z innymi więźniami, którzy często stękali.
Wieczorem wypuścili mnie z tyłkiem w bandażach
Oraz dokumentami o grzywnach i marżach.
Miałem ochotę podrzeć te wszystkie papiery,
Ale za to groziły ekstra razy cztery.
Dotarłem obolały do akademika.
Czy prowadzona tutaj chłosty polityka,
Gwarantuje porządek oraz nowoczesność?
Zapewne tak też jest oraz zasadom wierność.
Inni studenci stali się dość przestraszeni.
Wracali do domów mą historią spłoszeni.
Ja także wróciłem, choć nie wiem jakim cudem.
Siedziałem na przemian raz jednym raz drugim udem.
Nie mogłem normalnie wysiedzieć w samolocie.
Rany mi pękały, zostawiłem plam krocie.
Męczarnią też były wizyty w toalecie.
A zwłaszcza po solidnym i tłustym kotlecie.
Starałem się nie jeść, by rzadko robić kupę,
Ale musiałem czasem zjeść chociażby zupę.
Pokrwawioną deskę wtedy pozostawiałem.
Cudem zakażenia wszelkiego uniknąłem.
Nigdy więcej już na wschód nie podróżowałem.
A na studiach celująco finiszowałem.
Blizny mojej pupy nigdy nie opuściły.
U każdej partnerki zapytania budziły.
Wszystko to przestało być jednakże zabawne,
A sprawy stały się jeszcze bardziej koszmarne.
Pewien student z akademika wypadł pijany,
A jego kumpel niesłusznie był oskarżany.
Niewinny otrzymał razów dwadzieścia cztery
I wykrwawił się na środku więziennej sfery.
Program wymian do Singapuru zakończono.
I przez długie lata w ONZ się sądzono.
Jaki więc będzie morał tejże opowieści?
Nie śmieć i się nie bij, jeżeli nie chcesz cierpieć.


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 14 june 2015

Peron

Poszedłem pobawić się z kolegami na torach.
Prócz pociągów było tam dużo węgla w worach.
Za biedy, kradli tam węgiel moi rodzice.
Teraz czekałoby mnie za to ciężkie bicie.
Ciekawiły nas bardzo te wszystkie wagony.
Czy mogłyby je unieść ogromne balony?
 
Dziś zaczęliśmy wspinać się na wagon z węglem.
Dokonaliśmy tego razem jednym cięgiem.
Na górze pokłóciliśmy się kto był pierwszy.
Romek oczywiście, jak zwykle chciał być lepszy.
Pobiliśmy się i zrzuciłem go do siana.
Gdy wstawał, jego postać na stogu się zachwiała.
Sturlał się z niego prosto pod wagon masywny
I o pomoc zawołał nasz kolega silny.
Zeskoczyłem szybko, by udzielić pomocy -
- Byłem rozsądny w przeciwieństwie do hołoty,
Lecz gdy tylko w stogu siana wylądowałem,
Zgrzyt stali i przeraźliwy krzyk usłyszałem.
Odwracając się odkryłem, że pociąg ruszył.
Niewiele się przesunął – mało węgla zużył,
Acz wystarczająco by przeciąć łydkę Romka.
Zerwaliśmy się wszyscy do naszego ziomka.
Kumple, nie bacząc, odciągnęli go od torów.
Wtedy na kikut zleciał jeden z węgielnych worów.
Zaczęli wlec dalej po żwirze kuternogę,
Który wrzaskami rozrywał struny głosowe.
Podnieśliśmy go, ruszyliśmy ku osiedlu.
Momentalnie pojawiło się gapiów wielu.
Musieliśmy się spieszyć. Każdy krok był żwawy.
Przypadło mi trzymać Romka za kikut krwawy.
Pobrudziłem sobie koszulę i galoty.
Zupełnie jak rzeźnik pozbawiający cnoty.
Właściwie to, gdzie go zanieść nie wiedzieliśmy.
Na osiedle kuternogę zaciągnęliśmy.
Wezwano pomoc, przybiegli sanitariusze
I załadowali szybko Romka na nosze.
 
Nie mogłem zasnąć po tych wszystkich wydarzeniach.
Nazajutrz zawitali mężczyźni w mundurach.
Zadali różne pytania, przesłuchali mnie.
Do zepchnięcia Romka w siano nie przyznałem się,
Aczkolwiek „przyjaciele” o tym powiedzieli
I przez to odpowiedzialności uniknęli.
Szybko wyszła na jaw cała ukryta prawda,
A mnie spotkała za to nieprzyjemna frajda.
Takiego lania jeszcze w życiu nie dostałem,
A kuternodze haracz zapłacić musiałem.
 
Jaki morał będzie z tej krótkiej opowieści?
Bez pośpiechu, w wagonie każdy się zmieści…


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 10 august 2016

Deklaracja pracowitości

Panie inżynierze, me ciało daję w darze
Dla dobra budowy, poddaję je karze.
Pracy nie boję się ciężkiej
Dla dobra projektu, by wszystkim było lepiej.
Mą duszę Bogu i prezesowi oddaję,
Każdą cegiełkę majstrowi podaję.
Mieszam tynku, wnoszę belki,
Tylko nie tknij mej Anielki.


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 25 july 2019

I tak dobrze, że nie mieszkałem w Norwegii

Wydarzyło się to, kiedy byłem w gimnazjum.
Będąc sam w domu, wykorzystałem okazjum.
Nie wiedzieć czemu, gdym popęd zaczął odczuwać,
Bicie również zaczęło mnie interesować.
Rodzice nigdy nie ukarali mnie laniem.
Bardzo często myślałem o tym przed spaniem.
Raz, kiedy rodzice pojechali na działkę,
Poszedłem do Decathlonu kupić skakankę.
Skórzany model ponad stówę mnie kosztował.
Nikt nie wiedział do jakiego celu się przydał.
 
Przed swojej własnej skóry hardym wychłostaniem,
Przeglądałem zdjęcia dziewcząt na Instagramie.
Następnie w dużym pokoju zdjąłem odzienie.
Wyobraziłem se, iż działam na skinienie.
Wziąłem w dłoń rękojeść skakanki zakupionej
Oraz zabrałem się do chłosty wymarzonej.
Po krótkim wahaniu smagnąłem się lejcami.
Poczułem piekący ból między łopatkami.
Nieco odważniej, uderzyłem się raz drugi.
W sam kręgosłup trafił skórzany rzemień długi.
Mimo bólu, coraz to mocniej się chlastałem.
Mówiąc do siebie, uderzenia odliczałem.
Niczym w transie mijały kamienie milowe:
Dziesięć, dwadzieścia… Prawie smagnąłem się w głowę!
Nogi zaczęły mi drżeć, niemal się zachwiałem,
Jednak wciąż, idąc w zaparte, plecy chłostałem.
Licząc razy, słyszałem nie swój głos, lecz kata.
Myślałem, co umocować do końca bata.
Że jestem niewolnikiem, se wyobrażałem
Oraz że swoją dzienną pracę zaniedbałem.
 
Ostatni tuzin aplikowałem w pośladki.
Nie przypuszczałem do jakiej to dojdzie wpadki.
Wyjęczałem „Sto!” Bat rzuciłem na podłogę.
Obejrzałem się w lustrze i poczułem trwogę.
Nie myślałem, że plecy będą w tak złym stanie.
Rozległe obrażenia sprawiło to lanie:
W całości sine, spuchnięte do krwi miejscami.
Nie mógłbym się przebrać przed WF-u lekcjami.
Szczęście, że miałem jeszcze ważne zwolnienie.
Zagoić mi się musiało kostki skręcenie.
Co robiłem później, tego Wam nie opiszę.
Ja i tak w Waszych oczach już od dawna wiszę.
Wychłostane plecy paliły ogniem żywym.
Marzyłem lecz wciąż, by dostać batem prawdziwym.
 
Na drugi dzień pod bluzką i swetrem je skryłem
I żwawym krokiem do mojej szkoły ruszyłem.
Plecom jeszcze daleko było, by wydobrzeć
I nie mogłem się o konstrukcję krzesła oprzeć.
Po historii wszyscy na WF się udali.
Inni niećwiczący wraz ze mną się ostali.
Gdy przejrzałem już koleżanek Instagramy,
Przyszła wiadomość: do higienistki iść mamy!
Zmartwiłem się, zwłaszcza gdy sobie przypomniałem,
Że po dziś dzień na badania się nie udałem.
Liczyłem, że każą nam ściągnąć tylko spodnie
Przed ważeniem, a nie również odzienie górne.
 
Zapadał na mnie coraz to większy strach blady.
Jak wytłumaczyć przyczyny pleców makabry?
Pomimo, że byłem jeszcze ciągle ubrany,
Przywarłem jak najbliżej plecami do ściany.
Rozpaczliwie myślałem nad jakąś wymówką.
Czy tłumaczyć się rozwolnieniem, czy wysypką?
Koledzy w samych batkach wchodzili na wagę.
Okropnym było czuć sytuacji powagę.
„Czy mogę zostać w koszulce? Chłodno tu.” – rzekłem.
„Trzeba się hartować, chłopcze.” – wtedy uległem.
Zdjąłem koszulkę, na wagę wbiegłem czym prędzej.
Odwróciłem się tyłem. Skończyło się nędzniej.
„Gdzie ci się tak śpieszy? Do przerwy jest daleko.”
Ktoś z kumpli rzucił: „Boisz się ważyć, kaleko?”
Wtedy, po ukończeniu ważenia usługi,
Schodząc potknąłem się, wyłożyłem jak długi.
W stronę każdego plecami się wypinałem.
Usłyszałem komentarze, jakich się bałem.
„Jezu Chryste! Co tobie się stało z plecami?!”
„O kurwa…” – wyrwało się między chłopakami.
Łamiącym głosem rzekłem, iż mam łóżko twarde.
Nie wiedziałem, czy wzbudzam podziw, czy pogardę.
 
W ten sam dzień do domu zawitała policja.
Traumę sprawiła mi mych działań ekshibicja.
Nie chciano mi uwierzyć w samobiczowanie.
Twierdzono, że chciałbym ukryć przemoc w rodzinie.
Znalazłem się na obserwacji psychiatrycznej.
Trafiłem do poradni seksuologicznej
I tam dowiedziałem się, czy jestem normalny.
Z listy chorób ten fetysz został wypisany,
A przynajmniej w niektórych europejskich krajach.
Myślałem później o tych liberalnych rajach.
Całe szczęście lecz, że nie mieszkałem w Norwegii.
Rodzice od razu byliby oskarżeni.
Wśród fiordów siedzieliby w celi razem z Breivikiem.
Następny bat zakupię gotówką – nie BLIK-iem.
Jaki więc będzie tejże opowieści morał?
Pamiętaj, byś swój fetysz przezorniej ukrywał…


number of comments: 2 | rating: 1 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 24 november 2018

Braciszek

Jaką powierzyć odpowiedzialność i komu?
Większość poważnych wypadków zdarza się w domu.
Moi rodzice musieli wyjść na imprezę,
A wcześniej mój ojciec śmiałą postawił tezę:
Jestem już odpowiedzialny wystarczająco,
By opiekę nad bratem pełnić śpiewająco.
Można było zaoszczędzić na starej niani.
Uśpię brata nim rodzice wrócą pijani.
Mama przykazała mi rosołu pilnować.
Niedzielny obiad nie mógł się przecież zmarnować.
 
Rodzice wyszli. Usiadłem przed komputerem.
Zamknąłem drzwi i bieliznę z siebie ściągnąłem.
Rozpocząłem swój godzinny seans rozkoszy.
Nagie kobiety obdarowały me oczy.
Kiedy skończyłem, poszedłem zajrzeć do brata.
Bawił się klockami, jak zostawił go tata.
Rosół na kuchence wrzał. Zdławiłem więc płomień.
Wróciłem przed monitor, by poczuć znów ogień,
Lecz wcześniej braciszek upomniał się o picie.
Mój późny powrót do kuchni zmienił mu życie.
Wszedłem do kuchni, by obmyć ręce plugawe,
Gdy spostrzegłem, że brat urządził se zabawę.
Sięgnął rękoma gotującego się garu.
 Nie mogłem zapobiec straszliwemu koszmaru.
Wrzący rosół wylał mu się na szyję i brzuch.
Od jego krzyku można było wręcz stracić słuch.
Zamarłem przerażony niczym słupek soli,
A braciszek poparzony krzyczał, że boli.
W końcu zaciągnąłem braciszka do łazienki.
Jego krzyk przeszedł stopniowo w płacz oraz jęki.
Zamierzałem schłodzić go woda na początek.
Przez nieuwagę z prysznica poleciał wrzątek.
Brat rozdarł się, a ja zerwałem mu ubranie
Wraz ze skórą. Wiedziałem, że czeka mnie lanie.
 Próbowałem odkazić rany spirytusem,
Lecz braciszek odskoczył z wrzaskiem jednym susem.
Zostawiłem płaczącego brata w łazience.
Zadzwoniłem do mamy zamiast po karetkę.
Wydusiłem, że brat w rosole się okąpał.
Najgorsze było, żech po cienkim lodzie stąpał.
Rodzice krzyczeli, żebym wezwał karetkę.
Byłem pewien, że dostanę od ojca rżniętkę.
 
Sanitariusze zastali mnie w przedpokoju.
 Mieszkanie wyglądało jak po ciężkim boju.
 Położono braciszka ostrożnie na noszach.
Odetchnąłem na chwilę przy sanitariuszach.
Potem zjawili się rodzice i policja.
 Ojciec olał, że za kółkiem jest prohibicja.
Mama pojechała z braciszkiem do szpitala.
Policja ojcu prawo jazdy odebrała.
Ojciec wiedział, gdzie szukać powodów mej winy.
Sprawdził historię w zależności od godziny.
Próbowałem go powstrzymać, lecz zdzielił mnie w twarz.
Trudna sytuację sprawił mu ojcowski staż.
Potem milczał przez pół godziny w przedpokoju.
Wiedziałem, lecz że nie zostawi mnie w spokoju.
W końcu poszedł do kuchni i grzebał w narzędziach.
Czy powinienem był już wtedy odczuwać strach?
Usłyszałem wielokrotne tłuczenie młotkiem.
Rozluźniłem zwieracze. Zapachniało smrodkiem.
Ojciec wyszedł trzymając deskę do krojenia,
Która w postaci gwoździ miała ozdobienia.
Zamiast uciekać, niemal stanąłem jak wryty.
Ojciec z deską podszedł i chwycił mnie za szmaty.
Potem błyskawicznie rzucił mnie na komodę.
Jednym ruchem zerwał ze mnie spodnie dresowe
I zaczął walić mój tyłek deską z gwoździami.
Darłem się jeszcze głośniej niż poparzony brat.
Mimo to nie ustawał w biciu mój ojciec-kat.
Oprócz uderzeń deski czułem kłucie gwoździ,
Gdy kaleczyły pośladki w bólu powodzi.
Nie zmniejszyło to furii, gdy ojciec przestał bić.
Podniósł mnie, a ja zacząłem się jak węgorz wić.
Wszedł ze mną do kuchni. Jak w makabrycznej scence
Chciał mnie posadzić na rozpalonej kuchence.
Niemalże udało mu się tego dokonać.
Jak po wylaniu barszczu musiała wyglądać.
Wyrwałem się i przez pokój krwią zachlapany
Zwiałem do łazienki i wskoczyłem do wanny.
Chciałem opłukać pośladki perforowane.
Zapaskudziłem krwią niemalże całą wannę.
Dostrzegłem ma kafelkach skórę mego brata.
Tymczasem w zamknięte drzwi deską walił tata.
 
Nie mogłem zapomnieć o ojcowskim kazaniu.
W nocy spuściłem się obficie śniąc o laniu.
Miesiąc goiły się pośladki zharatane
Deską z gwoździami, przez tatusia wcześniej lane.
Mój braciszek spędził w szpitalu trzy miesiące.
Póki ojciec nie zgnije w więzieniu nie spocznę.


number of comments: 2 | rating: 0 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 22 september 2015

Młody

Raz latem zawitał cyrk na osiedle moje.
Ciekawi byli wszyscy chłopcy i dziewoje.
Dostałem całe pięć złotych od rodziców
I stanąłem w kolejce wśród innych kibiców.
Towarzyszyli mi także koledzy z klasy.
Obce nam były takie jak cyrk rarytasy.
Lata osiemdziesiąte nie rozpieszczały nas,
Ale kiedyś w końcu musiał przyjść rozrywki czas.
Było bardzo upalnie, a kolejka długa.
Mogłaby choć na moment przyjść jakaś szaruga.
 
Nudy minęły jednak nieoczekiwanie,
Kiedy pewien chłopiec zaczął patrzeć się na mnie.
Spojrzałem w bok i poczułem szturchnięcie na brzuchu.
Wyleciałem z kolejki i upadłem w ruchu.
Tym kto mnie popchnął okazał się ten synalek!
W jego wieku to ja miałem dom dla lalek!
Spojrzałem pytająco i wtem się zaczęło.
Dziesięciolatka – na oko mocno pogięło.
Zaczął na mnie krzyczeć i wyzywać wulgarnie.
Gdybym sam się tak odzywał skończyłbym marnie.
Moi kumple tak jak ja stanęli jak wryci,
A Młodego wspierali debile niemyci.
Wyraźnie bawiło ich jego zachowanie.
Przyklaskiwali mu na każde zawołanie.
Nie wiedziałem właściwie jak się mam zachować.
Czy powinienem na to jakoś reagować?
Rozsądek radził mi zachować święty spokój.
Acz jak to zrobić gdy wyzywają cię wokół?
Normalnie zlekceważyłbym tego gówniarza,
Jednakże urosła we mnie gorączka biała.
W szkole podstawowej bardzo mi dokuczano.
Teraz właśnie to wszystko mi się przypomniało.
Moi oprawcy wstąpili w tego bandytę.
Gdzie w ogóle podziali się jego rodzice?
Moja duma czuła się jakby wychłostana.
Urosła nagle we mnie wściekłość niesłychana.
Sfrustrowany w końcu trzasnąłem małolata!
Nie należała mi się za to piwa krata…
Ja miałem lat szesnaście – on około dziesięć.
Nie wytrzymałem nerwowo ni w pięć ni w dziewięć…
Młody poleciał na słup i upadł na ziemię.
Usłyszałem wręcz oklaski, będąc wciąż w tremie.
Myślałem, że ten gówniarz zacznie mnie okładać,
Lecz wyglądał tak jakby nie zamierzał wstawać.
Głęboka cisza zapadła teraz w kolejce.
Skrzypiało tylko łączenie przy jakiejś sklejce.
Jakaś kobieta oraz mężczyzna podeszli,
Dziesięciolatka obrócili i podnieśli.
Oddychał, ale był niestety nieprzytomny.
Duże obrażenia sprawił mój cios niezłomny.
 
Przyjechała milicja i sanitariusze.
Trafiłem do radiowozu, a on na nosze.
Czekałem kilka godzin. Nikt mnie nie przesłuchał.
Miałem stawić się nazajutrz. Świat mnie oszukał!
Gdy wróciłem, rodzice o wszystkim wiedzieli.
Nie zapomnę pewnie nigdy o tej niedzieli.
Po krótkiej rozmowie i próbach wyjaśniania
Ojciec przeszedł do konkretów – ciężkiego lania.
Na pół złożył swój skórzany pasek wojskowy. 
Pięć minut później mój tyłek był kolorowy.
Było to moje pierwsze i ostatnie lanie,
Po którym to czekało mnie jeszcze kazanie.
Na drugi dzień stawiłem się na posterunku,
Gdzie znano już efekty mego porachunku.
Młody już zdrów, lecz przeżył w nocy operację:
Musiano przeprowadzić mu krwiaka kasację.
W sali sądowej poznałem jego rodziców.
Spodziewałem się jakichś to alkoholików
I ogólnie osoby lekkich obyczajów
Niestroniący od przekleństw i innych zwyczajów.
Tymczasem: ojciec to biznesmen elegancki;
Matka w drogiej sukni w kolor ekstrawagancki.
Nieprzyjemne były te bogate osoby.
Bronili swego syna na wszystkie sposoby.
Przynieśli świadectwo z zachowaniem wzorowym,
Odpowiednio zapewne przez nich opłaconym.
Uznano mnie winnym i grzywną ukarano.
Na pięć lat kuratora mi też przydzielono.
Indywidualny tok nauczania miałem
I rozstać się z kolegami w szkole musiałem.
Sześć tysięcy złotych dałem za operację,
By Młody kontynuował ekstrawagacje.
 
Kilka lat później sterroryzował osiedle.
Gdy go złapano otrzymał zarzutów wiele.
Trafił do więzienia, gdy ja kończyłem studia.
Objęty amnestią, gdy Polska była wolna.
Po takim czasie nie poznałbym go na żywo,
Ale spotkać go i tak nie byłoby miło.
Urósł ten młodociany gangster niesłychanie
I strach jakby znów zaczął patrzeć się na mnie…


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Pavlokox

Pavlokox, 12 august 2021

Morskie Oko

Historia ta wydarzyła się przed tygodniem,
Kiedy byłem z rodzicami nad Morskim Okiem.
Na dzień przed podróżą, ojciec jazdy odmówił.
Krzycząc pijany, matkę o nierząd pomówił.

Wyjechaliśmy o dziewiątej przed południem,
W sam raz, by dojechać o dziewiątej wieczorem.
Mama mówiła o wspinaczce w Smoczej Jamce,
Ojciec strzelił piwko w korku na Zakopiance.

Ojciec parkingu nie umiał zarezerwować,
Zatem w ciemno autem zaczęliśmy drałować.
Policja zawracała na Łysej Polanie,
Tak więc na dziko odbyło się parkowanie.

Godzinę później do granic parku doszliśmy
Oraz w długiej kolejce się ustawiliśmy.
Nie kupiliśmy też wejściówek w Internecie,
A to bardzo popularne miejsce na świecie.

Gdy zerkałem, jakże daleko droga wiedzie,
Ojciec straszył, że autobus po mnie przejedzie.
Potem wypił piwo, a godziny mijały.
Kolejne fasiągi z grubasami jechały.
Była szesnasta. Fiakrzy trzaskali batami.
Konie, ledwo zipiąc, stukały kopytami.
Gdy jeden padł, ojciec chciał złożyć reklamację,
Choć i tak nie zdążylibyśmy na kolację.
Nie przypuszczał jeszcze, jak będzie zszokowany,
Gdy ujrzy, że passat został odholowany…
Matka zakryła podkładem podbite oko.
Taka to była wycieczka nad Morskie Oko…


number of comments: 2 | rating: 2 | detail


10 - 30 - 100  



Other poems: Cudownych rodziców mam..., Fala, 25 batów za nic, Morskie Oko, W Polsce jedyny prawdziwy, Adrian, Geneza, Mój ojciec: Pewnego jesiennego wieczoru..., Muszę wam coś o sobie powiedzieć..., Przebudzenie wiosny, Ojczymie, Komórka z kamerą, Maleńki stosik, Mumia, Mój ojciec: Dzień Dziecka, Niedziela handlowa, Księżniczka plantacji II: Ostatni ucałunek, Księżniczka plantacji, I tak dobrze, że nie mieszkałem w Norwegii. Dekadę później, I tak dobrze, że nie mieszkałem w Norwegii, Ga-Pa, Hulejnoga, Nie powiedziałem więcej nikomu, Głupi wiek, Matka i automobil, Akumulator, Dziadek mróz, Łoj! Babina wpadła do ogniska!, Plantacje, Działka, Ojczym na materacu, Braciszek, Święty Mikołaj, François Ravaillac, Brunatne szambo zalało syreny, Góral, Uroczysty Dzień Komunii, Prawicowiec, Achtung!, Liczniki, Wychodek, Kulig, Awaria dźwigu, Wyższy X: Globus, Błędy młodości, Wyższy IX: Niższy, Wyższy VIII: Jedzie pociąg z daleka, Latarnik (na podstawie noweli Henryka Sienkiewicza "Latarnik"), Chłost Anna, Wyższy VII: Biwak Zapałowicza, Ojczym, Średniowiecze. Epizod II, Średniowiecze. Epizod I, Wyższy VI: Finał, Świniobicie po ciężkiej nocy, Wyższa, Cegiełka, Deklaracja pracowitości, Jutro zaczyna się dziś, Grzałka, Polityczny diss - na Marka G., W szatni, Kulig, Chłopiec z zapalniczką, Drakońska wymiana, Drakońska wymiana, Młody, Kamienna twarz wielebnego, Awantura o Basię, Porachunki za wschodnią granicą, Chluśniem bo uśniem, Peron, Oko za oko. Barszcz za barszcz, Wszyscy jesteśmy Chrystusami, Wyższy (na podstawie powieści Hanny Ożogowskiej "Złota kula"), Rozalka (na podstawie noweli Bolesława Prusa "Antek"), Anielski barszcz, Bieszczadzki barszcz, Słowo o antysemityzmie, Gdy przeglądam czasami podręcznik z historii,

Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1