Poetry

sylwester jasiński
PROFILE About me Friends (1) Poetry (38)


sylwester jasiński

sylwester jasiński, 23 september 2010

Wiosna


Jesień chłodem nas przytłacza,
dni szarością swą okrywa.
Czasem błyśnie resztką lata,
lecz je szybko deszczem zmywa.
 
Zima lodem wszystko skuwa,
mrozem szyby dekoruje.
Dzień za krótki, noc za długa,
każdy wiosny oczekuje.
 
Z wiosną budzi się nadzieja.
Z wiosną budzi się uczucie.
Zieleń przyobleka drzewa
i wiosenną śle nam nutę.
 
Już pierwiosnek ją usłyszał,
zarumienił się kwitnąco.
Zziębłe krzewy rozkołysał,
wita rozbudzone słonko.
 
Ptaki trelem nutę niosą,
przekazując wieść dokoła.
Trawa wita wiosnę rosą,
jakby łzami, lecz wesoła.
 
Bo w tej pieśni ciepło drzemie,
bo z tą pieśnią miłość wschodzi.
Któż z nas o tym jednak nie wie?
Z wiosną wciąż jesteśmy młodzi.
 
Bukiet życia się rozwija.
Bukiet życia promienieje.
Wiosna szczęściu zawsze sprzyja.
Wiosna rodzi wciąż nadzieję!


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 21 september 2010

Zagubiona wyspa


Wróć do mnie nad jeziora,
gdzie trzcinom ukłon śle wiatr.
Tam gdzie grzesznych uczuć sfora
nie pozwala, żeby ci ktoś skradł
wstęgę rozpasanej miłości,
która zdobywania się nie lęka
i choć wiele uczuć gości
jest jak pożądania wnęka,
bo przedsionek to chciwości.
 
Upleciemy czółno z marzeń i nadziei
i mknąc po świetlistej tafli jeziora,
którą księżyc srebrem rozweselił
przemilczymy niepotrzebne słowa.
 
Wystarczą nam spojrzenia
zatopione niczym wiosło w mrocznej wód otchłani,
niosąc z głębin uniesienia
są jak dotyk ugłaskanej fali.
 
Lepiąc z warkoczy gwiazd kule ogniste,
rzućmy je przed siebie i odnajdźmy wyspę,
na której uczta miłosna spowalnia zegary,
a pieśń kochanków nuci kurant stary.
 
Wróć zatem do mnie nad jezior tęsknotę,
odszukamy wyspę ukrytą przed wzrokiem,
bo tak naprawdę ona zawsze istniała,
tylko przez błędy młodości, gdzieś się zapodziała.


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 17 september 2010

Dzieciństwo


Jakże często powracasz do tamtych dni,
kiedy wszystko było tak proste.
Spijałeś nocą niewinne sny,
a w sercu zawsze nosiłeś wiosnę.
 
Przytulny hałas rozbawionych dzieci.
Zabawy w "berka", w "podchody",
w  "chowanego".
Na buziach zero kłamstwa i szczere uśmiechy,
nie wstydzę się gdy mówię, jak mi brak jest tego.
 
Podrapanych kolan , wspinaczek na drzewa,
bójek w piaskownicy o piaskową  "babkę".
Wspominasz zerwane jabłko, które dopiero dojrzewa
i za brudne odzienie krzyczącą dobrotliwie Matkę.
 
Cięgi zebrane za złe stopnie w szkole.
Pogubione klucze co mieszkań chroniły.
Jazda wokół placu na jednym tylko kole,
dzwonki do sąsiada, ot tak dla głupiej zmyły.
 
Pomysłów tysiące i powietrze świeże,
spóźnionym wracałeś często na wieczerzę.
Po dobranocce szybko zasypiałeś,
zgadując we śnie miejsca, które za dnia odwiedzałeś.
 
Dzieciństwo, to jest coś, co posiadamy
i choć różnie bywało, to jednak wracamy
do tych dni beztroskich, sami dobrze wiecie,
że od dzieciństwa nie ma nic lepszego na świecie!
 


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 16 september 2010

Perełka


Półmrok truchtem przywędrował,
siedzę, nie zapalam światła.
Księżyc blask przez okno podał,
lecz w mej duszy cisza martwa.
 
Niebo iskrzy się gwiazdami
niczym salwa sztucznych ogni.
Zakochani mkną parami,
są szczęśliwi i pogodni.
 
Siedzę, myślę tylko o niej,
miłość mi podarowała.
Serce krwawi oraz płonie,
pewnie tęskni też gdzieś sama.
 
Czas już ruszyć się do spania,
noc chce sen mi podarować.
Pościel z łóżkiem mi się kłania,
lecz mi nie chce się żartować.
 
Bo gdzież ona? ma Perełka,
co mnie do snu ma utulić?
Gdzież jest ma kochana mgiełka?
Którą ja chcę się otulić.
 
Proszę sny o ukojenie,
lecz mi myśli spać nie dają.
Czekam przeto z utęsknieniem,
aż Perełkę mą pokażą.
 
Z łzami żalu i pragnienia
wreszcie oczy swe zmrużyłem.
W sennych moich urojeniach,
coś pięknego zobaczyłem.
 
Łąka trawą obłożona,
ubarwiona różnym kwieciem,
a na łące, tak to ona,
z kwiatów wianki dla mnie plecie.
 
Jakaż piękna ma Perełka,
tańcem wabi mnie do siebie,
jak poranna lekka mgiełka,
pod błękitnym cudnym niebem.
 
Rękę do niej wyciągnąłem,
chcę dogonić i nie mogę.
Pocałować zapragnąłem,
daj mi złapać ją mój boże!
 
Lecz nie dane mi to było,
by jej dotknąć i przytulić.
Słońce mgiełkę roztopiło
i musiałem się obudzić.
 
Znów przede mną szare życie,
dzień myślami wypełniony.
Znowu będę tęsknił skrycie,
za Perełką, jak szalony!


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 15 september 2010

Słoneczne uzależnienie


Odnajdywałem rozkosz w słowach,
które kiedyś pląsały po wargach
podkreślając czerwień ich namiętności.
 
Teraz czarną szminką ubarwione
szykują mi stypę, której chyba nie podołam.
 
Odwiedzę jeszcze jedno okno w mym domu,
do którego zagląda czasami nadzieja
i pozwala ukraść garstkę ciepła
oddalającego się za horyzontem słońca.
 
Wędrować będę przez noc, jak księżyc,
który świeci tylko dlatego,
ponieważ słońce mu na to pozwala.


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 12 september 2010

Wyścig


Chodźcie wszyscy, tu siadajcie,
opowieści posłuchajcie.
O rolniku co się "zowie",
choć niewiele miał on w głowie,
ale serce wciąż waleczne
i w oborze krowy mleczne.
Dnia pewnego, przy chałupie,
na ogłoszeniowym słupie
ukazała się wiadomość,
podpisane - wójt jegomość.
Pies w oddali zaskowytał,
chłop nasz na głos to przeczytał:
"Wszem i wobec się ogłasza,
tutaj stoi wola nasza.
Wielki wyścig się odbędzie,
ksiądz dobrodziej w jury będzie.
Chodzi mianowicie o to
by nie ścigać się piechotą.
Dosiąść każdy może wszystko,
od źrebaka, po słonisko.
Przy kościele start was czeka,
potem mostek, pod nim rzeka,
w tył na lewo zawrócicie,
rzekę brodem przekroczycie,
obok sklepu za remizą,
niech was nasze oczy widzą,
czy tam który drań zepsuty,
nie chce przemknąć gdzieś na skróty.
Od remizy do ratusza,
potem poczta, kino "Grusza",
dalej prosto, każdy trafi,
tam już okna są parafii
i to wszystko, bez urazy,
powtórzycie ze trzy razy!
Meta będzie przy kościele,
macie czasu - dwie niedziele"
Przeczytawszy o nowinie,
opowiedzieć chce rodzinie.
Pobiegł zatem do chałupy,
wchłonął najpierw talerz zupy,
zwołał wszystkich tak jak leci,
matkę, ojca, żonę, dzieci,
wszystkim z nimi się podzielił
i zwierzęta im rozdzielił !
Żona z dziećmi świnię weźmie.
Ojciec na kogucie siędzie.
Matka w ojca jest drużynie,
ma na zapęd dać ptaszynie.
Nasz bohater, co się "zowie",
wyścig wygrać ma na krowie.
Czasu jeszcze dwa tygodnie,
więc by stanąć w szranki godnie,
trzeba zacząć już trenować
by ze wstydu się nie chować.
Świnia trening ma biegowy,
kogut musi mieć siłowy.
Rolnik z krową też uparcie,
wskoczyć na nią ma na starcie.
Rozpęd nabrał już w chałupie,
skoczył - zniknął w krowiej dupie.
Ta z uwięzi się zerwała,
z jeźdźcem w dupie poleciała,
lecz nie zmartwił się tym wcale,
wyszedł stamtąd, ćwiczył dalej.
Tak minęły dwa tygodnie,
został tylko jeden problem,
co w nagrodę planowano?
O tym wkrótce napisano.
Pierwszy dostać miał śrutówkę,
konia, byka i jałówkę.
Drugi - wieprzka, trzy koguty
i na zimę nowe buty.
Trzeci wygrać miał zegarek
i w kopercie groszy pare.
Nadszedł dzień wyścigu wreszcie,
gwarno było w całym mieście.
Przybywali zawodnicy,
zjazd to z całej okolicy.
Wszyscy pięknie przyodziani,
kolorowi, słońcem zlani.
Część na koniach, część na bykach,
część na kotach, psach, indykach.
Były inne też zwierzęta,
jakie jeszcze? Kto spamięta?
Przybył także nasz chłopina,
za nim żona, zuch dziewczyna.
Dzieci przy niej roześmiane
do świniaka przywiązane.
Obok ojciec gna koguta,
w rękach szabla i szpicruta.
Matka też z nim paraduje,
na ptaszynę wymachuje.
Każdy uśmiech ma witalny,
Każdy strój oryginalny.
Rolnik, buty z ostrogami,
kolt, kapelusz z balonami.
Żona - śliczna krakowianka.
Dzieci - Zorro i barmanka.
Ojciec – ułan, matka - wdowa
do żeniaczki znów gotowa.
Tak zjawili się na starcie,
przepychając się zażarcie,
żeby stanąć w pierwszym rzędzie,
tu zwycięstwo pewne będzie.
Zanim jednak to nastąpi
z krótką mową wójt wystąpi.
Parę słów na przywitanie,
jedno, drugie, trzecie zdanie...
Z tekstem szybko się uwinął
i do startu znak już daje(koń tam komuś dęba staje!)
W koło się zakotłowało,
tabun kurzu wywołało.
Każdy ruszył wnet z kopyta,
linia startu całkiem zryta.
Straszny chaos, zamieszanie,
trwa do przodu przepychanie.
Rolnik- batem, w prawo, w lewo,
jaki świetny kowboy z niego.
Żona z dziećmi na świniaku,
krzyczą głośno - "pędź warchlaku".
Ojciec - wierzchem na kogucie,
matka za nim w jednym bucie,
bo gdzieś drugi zapodziała,
jak koguta poganiała.
Widać mostek niedaleko,
pędzi nasz chłopina przeto.
Pierwszym musi być bez zwłoki,
gdyż most niezbyt jest szeroki.
Sztuka mu się ta udała,
krowa głośno zaryczała(muu!).
Reszta walczy ramię w ramię,
świniak wypchnął z trasy łanię.
Kogut także się przedziera,
z tyłu matka mu doskwiera.
Wpadli razem na most wąski,
górą przeleciały gąski,
lecz zostały wyrzucone,
bo latanie zabronione.
Z brodem też nie było łatwo,
rolnik przemknął całkiem gładko,
ale inni z tą przeszkodą,
mieli kłopot, jak to z wodą.
Świnia ostro hamowała,
żona przez bród przeleciała.
Dzieci były przywiązane,
więc na jazdę wciąż skazane.
Świniakowi tyłek zlały,
brodem rzeczkę pokonały.
Matkę swoją pozbierały
i przed siebie znów pognały.
Kogut zderzył się z sarenką
powożoną przez płeć piękną,
lecz on od niej był silniejszy,
był na brzegu przed nią pierwszy.
Opowiadać dalej mało
ilu jeźdźców się skąpało,
ale był tam jeden - wiecie?
Co na końskim jechał grzbiecie.
Bród pokonał - wcale, wcale,
jak nasz rolnik, doskonale.
Konia batem atakuje,
za rolnikiem galopuje.
Dalej sklepik i remiza
i w oddali ratusz widać.
Potem poczta, w herbie trąbka,
tu listonosz zsiadł z gołąbka,
a za pocztą, kino właśnie,
kaczor został na seansie.
Tak to kończą okrążenie,
podsumujmy prowadzenie.
I już widać, kto jest z przodu:
krowa, konik, świnia, kogut.
Z tyłu reszta ciut odstaje,
pędzą kupą, co sił staje.
Druga runda jakby z górki,
pod dyktando pierwszej czwórki.
Tylko szewc na kocie w butach,
został w sklepie na zakupach.
No i w drugiej tej odsłonie,
zdublowano wszystkie słonie.
W taki sposób to pomału,
dochodzimy do finału!
Publika się przekrzykuje,
każdy swego dopinguje.
Trzecia runda się zaczyna,
wciąż prowadzi nasz chłopina.
Koń nie daje za wygraną,
i dogania krowę zgrzaną.
Widząc rolnik zagrożenie,
szybki ruch, jak oka mgnienie,
róg naciska, to nie kpiny,
lecą z pod ogona miny.
Koń cwałuje w lewo w prawo,
przeskakuje miny żwawo,
lecz tych min jest coraz więcej
i przed brodem na zakręcie
koń okrutnie się pośliznął,
razem z jeźdźcem, w drzewo gwizdnął.
Tak też konia się pozbyto,
co za szybkie miał kopyto.
Teraz świniak drugi w szyku,
kogut trzeci - "kuku-ryku”
W takiej oto kolejności,
w wielkiej glorii i radości
przekroczyli linię mety,
kogut martwy padł niestety.
Nikt się jednak nie przejmuje,
matka rosół ugotuje.
Pora już na dekorację,
słychać gwizdy i owacje.
Niech się tylko wyszykują,
brudne buty wypucują.
Podium czeka, wójt już woła,
tłumy ludzi wzdłuż kościoła.
Rolnik krowie podziękował
i na podium wskoczył gibko,
pierwsze miejsce zajął szybko.
Żona dzieci odwiązała,
weszła bez nich, stoi sama.
Miejsce trzecie, całkiem gładko,
zdobył ojciec razem z matką.
Zewsząd ciągną delegacje
i składają gratulacje,
bo już dawno tak nie było,
by rodzinie się zdarzyło
zdobyć wszystkie trzy nagrody!
Zapraszają do gospody!
Uczta będzie tam do rana,
to rodzinna jest wygrana.
Na tej uczcie też ja byłem,
wino, wódkę z nimi piłem,
a na uczcie co widziałem?
Jeszcze wam nie opisałem.
Kto jest jednak ciut ciekawszy
musi czekać na ciąg dalszy!
 


number of comments: 0 | rating: 2 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 11 september 2010

Podróż w nieznane

Wykupiłem bilet na pociąg,
który chyba nigdzie nie odjedzie.
Przedziały wypełnione są marzeniami,
a każda stacja jest nadzieją.
 
Nie będę się żalił,
ale wysłucham po raz ostatni
burzy, co we mnie wzbiera
oczekując na błękitne niebo.
 
Nie powtarzam już szeptów,
bo nie chcę krzyku rozmnożyć,
gdyż staje się on nieujarzmionym wołaniem
o chleb powszedni dla tych,
którzy obfitości w życiu jeszcze nie zaznali….


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 10 september 2010

Nocne gór wspomnienie


Spójrz na góry zmierzchem bladym,
jak szykują się do snu.
Białe szczyty tam w oddali
są jak strażnik nocnych wrót.
 
Słońce azyl w nich znalazło,
by ustąpić miejsca nocy.
Zostawiło niebo gwiazdom,
na piedestał księżyc kroczy.
 
Srebrnym blaskiem tuli zbocza,
wieczną kołysankę nuci:
"Niech na sen przyjdzie ochota,
z świtem znowu słońce wróci".
 
Drzewa w lekkim są pokłonie,
wiatr im duszę rozkołysał.
Śnieg na szczytach bielą płonie,
górski strumyk w ciszy słychać,
który na dół mknie z wysoka,
srebrny blask ze sobą niesie.
Przez kamienie w nut podskokach,
szuka drogi w gęstym lesie.
 
Do jeziora głębokiego,
by mu owy blask przekazać
i uczynić lustro z niego,
by mógł księżyc się przechadzać.
 
Przeglądając się zarazem,
móc podziwiać swą poświatę,
lecz pamiętać także o tym,
że jest słońce jego bratem
i gdy znowu świt nastanie,
on przez wrota uciec musi,
kończąc nocne panowanie,
górom słońca blask przywrócić.


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 9 september 2010

Łąka


Z rana rosą okraszona,
otulona gęstą mgiełką,
budzi łąka się zielona
słońcem połechtana lekko.
 
Właśnie słońce to sprawiło
złotym blaskiem promieniejąc.
Łąkę ze snu przebudziło,
ciepłem dookoła dzieląc.
 
Świtem malarz się przechadzał,
znaleźć motyw chciał w plenerze.
Ujrzał łąkę - stelaż stawia,
wiesza na nim płótno świeże.
 
Wiatr już całkiem mgłę przegonił,
niesie świeży zapach łąki,
przed artystą cud odsłonił,
trzeba tu mistrzowskiej ręki,
by to cudo namalować
i nie tracąc ani chwili
pędzle farbą poczęstować,
już maluje to, co widzi.
 
Trawa chwastem przerzedzona
swą zielenią oczy pieści.
Kwieciem różnym ozdobiona
barw paletę w sobie mieści.
 
Kwiaty w słońce zapatrzone
wolno płatki rozchylają
i owady wciąż spragnione
na swój nektar zapraszają.
 
Trudno wszystkie je wyliczyć:
Pszczoły, trzmiele i motyle,
każde chce nektaru wypić,
każde czeka na tę chwilę.
 
Nieopodal przysiadł zając,
za nim lasek jest sosnowy.
Na artystę spoglądając
do ucieczki wciąż gotowy.
 
Pięknie w okół, kolorowo,
błękit nieba to podkreśla.
Białe chmurki tuż nad głową,
obraz pozostanie w sercach.
 
Łąka pachnie, łąka żyje,
łąka kwitnie i dojrzewa.
Wiele rzeczy jeszcze kryje,
namalować ich się nie da!


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

sylwester jasiński

sylwester jasiński, 9 september 2010

Przed koncertem

W filharmonii rzecz się działa,
miał być koncert,  wielka gala.
 
W sali półmrok, oddech ciszy,
instrumentów nikt nie słyszy.
 
Leżą grzecznie i czekają,
już niedługo coś zagrają.
 
Lecz jak długo można czekać?
Trąba się zaczyna wściekać
i odzywa się w te słowa:
Jam do grania jest gotowa,
tylko nie, jak zeszłym razem,
kiedy puzon był pod gazem
i nadmuchał mnie odorem,
pomyliłam c-dur z molem.
 
Puzon wściekł się nie na żarty
i odkrywa swoje karty:
Och ty trąbo wydmuchana,
przez muzyka na kolanach,
on to przecież ciebie dmuchał,
obelgami przy tym rzucał,
"toż to jakiś blaszak stary,
kupię chyba dwie gitary".
 
Tak od słowa do słóweczka,
narastała wielka sprzeczka.
 
Bo też kocioł się dołączył,
brzuchem wielki, w nogach wątły
i odezwał się w te słowa:
Wydmuchane sprzęty oba
niech przestaną wnet rozrabiać,
bo to ja mam rytm podawać.
 
Na to skrzypce w brzmieniu chóru:
Chcesz wyrosnąć tu na guru?
Jak cię pałki nie uderzą,
to i rytmu ci nie zmierzą,
także nie bądź taki cwaniak,
bo do kuchni wziął jak znalazł.
 
Kocioł na to: Wy piszczałki,
nieraz wytrzeszczycie gałki,
jak do rytmu tu przywalę,
nie pomylę nuty wcale.
 
Wszyscy zgodnie to przyznali,
niech tam kocioł dalej wali.
 
Mus winnego dalej szukać,
co symfonię chciał oszukać.
 
Klarnet teraz w podejrzeniu,
coś brakuje w uzbrojeniu.
 
Usiadł bokiem, gdzieś przy słupie
i pomyślał  „mam to w d..e”.
Niech be ze mnie dzisiaj grają,
nie chcę mieszać się z tą zgrają.
 
Szybko jednak go znaleźli,
na ambicje zaraz wleźli:
Komuś czegoś tu brakuje,
kto symfonię oszukuje?
Kto przychodzi na golasa?
Bo brakuje mu dmuchasa?
 
Klarnet na to: Jak wy śmiecie?
Oni na to: Milcz klarnecie,
zapomniałeś już partaczu,
jak ci ustnik zginął w sraczu?
 
Klarnet rzecze: To nie ja,
bez ustnika żadna gra,
lecz mój muzyk o tym nie wie
i go trzyma wciąż dla siebie.
Musiał wypaść mu w klozecie,
jam  nie winien tutaj przecie.
 
Harfa chce go tutaj bronić:
Nikt nie ztrzyma takiej woni,
on naprawdę nie sfałszował .
Wtem fortepian słowo dodał:
 
Po cóż kłótnia moi drodzy?
Ja mam nerwy wciąż na wodzy
i powiedzieć muszę szczerze,
w wasze fałsze ja nie wierzę.
 
Każdy koncert jest nagrany,
to dyrygent był pijany,
także wszystko jest w porządku,
trzeba trzymać się rozsądku.
 
Koncert dzisiaj się odbędzie,
niech to zabrzmi jak orędzie.
Kto ze szczęścia jest pijany,
winy jego wybaczamy!


number of comments: 0 | rating: 1 | detail


  10 - 30 - 100  




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1