3 marca 2023
3 marca 2023, piątek ( Neuzeit 3 )
***
Jesteś tym, czym się wypełniasz. Dlatego być może sztuka interpretacji nie powinna być oddzielana od sztuki afirmacji. Różne ćwiczenia poszukują możliwości zniesienia granicy pomiędzy podmiotem a przedmiotem.
W pismach Tillicha znajduje się taka interpretacja grzechu pierworodnego, wedle którego jest on alienacją podmiotu od transcendentnej rzeczywistości. Ale zdaje się, że można pojąć to tylko na podstawie kontemplacji.
Komórka i przepływ - energii, informacji. Musi być zachowana jakaś równowaga. Nadmierne otwarcie na środowisko, jak i zupełne zatrzaśnięcie - skutkują autodestrukcją, albo przynajmniej chwilowym kryzysem.
Bóg - wszechobecny Duch. Więc w jakiś sposób musi być obecny nawet w moich rojeniach? Ktoś napisał, że Bóg jest obecny przez cały czas, to tylko umysł lub dusza są nieobecne. Czym innym jeszcze jest milczenie - w istocie jest ono mową.
Atomy Whiteheada. Opisał bodajże 50 sposobów, na które informacja i energia krążą pomiędzy podmiotami. Według Levinasa najwięcej o transcendencji wiedzą portreciści. Bergson głosi że życie i psychiczność to jedno i to samo. Piękno świata.
Nagardżuna - Nirvana i samsara są tym samym. Ale dopóki pomiędzy nimi rozróżniasz, jesteś w samsarze. I rzeczywiście. Jak to ujął bodajże Rilke - Bóg jest szczytem na który wznosi się świat. Wznosi się stąd, z tej chwili, z tego układu elementów.
(Czym jest kontemplacja? Najwięcej wiedzą o niej wędkarze. - dopisano)
***
Jaki jest sesns sztuki? Chyba afirmacja. Najpierw pojawia się coś, co ma wymiar negatywny. Następnie przychodzi człowiek, który podniesie to do rangi boskości. Wgląd w rzeczywistość empiryczną jest być może drugorzędny.
Z resztą. Jeśli poprzestaje się na rzeczywistości empirycznej, to, jak sądzę, dopiero zaczyn sztuki. Choć to może być pomocne. To może mieć sens. Natomiast koniecznie jeszcze musi pojawić się ktoś, kto ten wgląd podniesie do rzeczywistości boskiej, choćby częściowo.
Jakimś rodzajem podnoszenia tego czy czegoś innego do rangi boskości jest komunikacja, pod warunkiem, że nosi znamiona autentyczności, a w ścisłym sensie - głębi. Niewykluczone, że w określonych okolicznościach to może dziać się nawet pomiędzy
Obcymi sobie przechodniami. Pewna jakość relacji, na którą składa się między innymi dyskrecja, a więc przeniesienie czegoś na poziom wewnętrznej ciszy, w której rzeczywistość zewnętrzna dojrzewa i zyskuje właściwych sobie, żywotnych barw
Jest sposobem na uświęcenie właściwie wszystkiego co istnieje. Poniekąd, to w tym wyczerpuje się sens hermeneutyki, a może i całej kultury i historii, rytuałów, świąt, kanonów, wiedzy, architektury, etc. etc.
***
Jeśli istotą życia jest psychiczność, to nie powinniśmy chyba zabiegać o ścisłość dotyczącą tego, na ile słuszna jest taka czy inna interpretacja. Z resztą, na ile możliwe jest wyrażenie własnych motywacji i najgłębszych myśli, własnego doświadczania świata?
Być może bardziej istotna jest umiejętność przebywania w obecności, kiedy nie używa się wielu słów, albo milczy, albo nawet rozmawia o rzeczach małej wagi. Organizmy wówczas dostrajają się do siebie i następuje szczególny rodzaj wymiany informacji, intymność.
Rzeczy najistotniejsze zachowywane są w intymności, o ile ktoś nie ma skłonności ekshibicjonisty, co i tak skutkuje krzykiem w pustkę. Taki też jest sens wspólnot, do których dopuszcza się pod rygorami, które strzegą tajemnicy głębokich więzów miłości.
Dla dzisiejszego człowieka to wydaje się toksyczne, np. relacje panujące we wspólnotach Amiszów. Ruch jednego elementu, z racji ścisłego połączenia, skutkuje zmianą właściwie w całym systemie. Widać to we wszystkich rodzinach.
Być może tylko godząc się na uczestnictwo we wspólnotach patriarchalnych możemy zrozumieć co oznacza biblijne sformułowanie Bóg Ojciec, bez czego nie powstałby nigdy obraz Rembrandta pod tytułem Syn Marnotrawny.
Pozostali będą odkrywać Boga w naturze, kosmosie, pięknie, ale nie w relacji rodzinnej i nie w Starym Testamencie. Dopóki nie zgodzą się na karcenie, cierpienie, a może nawet śmierć, która dla żadnego transcendentalisty nie powinna być ostatecznością,
Nie poznają Bożej czułości i zażyłości. Być może z resztą ten rodzaj religijności w skali światowej odchodzi powoli w przeszłość. Co o tym myśleć? Nie wiem. Starożytni z pewnością byli bardziej sadomasochistyczni niż my,
Ale już Freud stwierdził że w tym, co popularnie rozumie się jako patologię, zawarta jest jakaś prawda o człowieku. Prócz tego trudno powiedzieć, jeśli już poruszyliśmy kwestię teologiczną, na ile w ogóle możemy poznać Boga i na ile poznali Go starożytni.
***
A więc szczelnie okrąża mnie ciemność. Zdaje się, że ona również jest czymś, co domaga się dyskrecji, intymności. Nie mogę, nie powinienem - zbyt wiele o niej mówic. A jeśli, to tylko w odpowiedni sposób. Zdaje się, że jeśli chodzi o ciemność,
To przykład możemy brać tylko ze świętych. Kontemplatyk, nim stanie się nadczłowiekiem wg. terminologi Sołowiowa, przechodzi przez coś w rodzaju choroby szamańskiej. Ponoć trwa to tak długo, aż jest w nim negacja.
Następnie wszystko staje się jasne i zrozumiałe. Dobro zwycięża, jak w kinie o bohaterach. Nie ma rzeczy, która nie głosiłaby świętości. Olśnienie, pokój, oświecenie, samadhi. Demony mają naturę Buddy. Ponadkosmiczna wspólnota Miłości.
***
Wiara. Szukam Boga odkąd pamiętam, i odkąd pamiętam - znajduję Go. Odkąd też pamiętam - wątpię. Ponoć każdego dnia i każdej godziny trzeba mierzyć się z wyzwaniem niewiary, jak głosi Karl Barth.
"Czyż serce nie pałało w nas?" - to chyba jedyny możliwy wskaźnik, jedyny możliwy punkt orientacyjny, jedyny możliwy argument. Wiara przyciąga mnie z dwu powodów, które łączą się ze sobą. Po pierwsze daje poczucie oszałamiających możliwości które tkwią w życiu.
A po drugie, jest rzeczą najbardziej intymną, co oznacza, że te możliwości są bezpośrednio moimi, najgłębiej i najściślej zjednoczonymi z moją istotą. W tym sensie również nuda i rozpacz niosą swoje potencjały, jeśli zostają przetrawione przez wewnętrzne światło.
Wiara jest raczej ogniem, nie wiem, czym prócz tego. Wiruje w niej zarówno rzeczywistość empiryczna jak i wewnętrzne obrazy. Medytacja nad prawdami wiary polega, jak sądzę, na przyswojeniu takich treści, przez które następnie mamy postrzegać siebie i świat.
Księga Objawienia i Księga Natury. W tym sensie również medytacja nad otaczającym nas światem jest tym, co dla nas korzystne. Ale być może nawróceniu potrzebne jest raczej podsycanie wewnętrznego żaru i wstąpienie w jego rzeczywistość, niż argumenty.
Wówczas staję się mikrokosmosem i w kwestii posiadania nie ma wielkiej różnicy pomiędzy mną a kimś napotkanym na ulicy albo twardą realnością przedmiotów, gdzieś zapodziewa się nawet skala powierzchni i głębi, wszystko jest dostatecznie nasycone.
21 grudnia 2024
2112wiesiek
21 grudnia 2024
Wesołych ŚwiątJaga
21 grudnia 2024
Rośliny z nasieniem i bezdobrosław77
21 grudnia 2024
NEOMisiek
21 grudnia 2024
Mgła pojmowaniaBelamonte/Senograsta
20 grudnia 2024
Na świętavioletta
20 grudnia 2024
Zamiast ibupromudoremi
20 grudnia 2024
jeszcze jeszczesam53
20 grudnia 2024
2012wiesiek
20 grudnia 2024
Pastorałka trochę kulawajeśli tylko