16 czerwca 2010
Nie cyzelując słów
Trudno wyobrazić sobie ambitniejsze przedsięwzięcie poetyckie, niż zagarnięcie/ ogarnięcie wierszem wydarzającego się życia jako takiego, owych następujących po sobie dni i nocy. A tak właśnie ma się rzecz w tomie Piotra Sommera Dni i noce (2009). Swoją drogą ten tytuł od razu sygnalizuje kilka spraw.
Po pierwsze wskazuje na takie podejście do istnienia, w którym liczy się zapisanie możliwie wielu jego przejawów, zarejestrowanie tego wszystkiego, co składa się na kolejność codzienną, na życie w jego zwyczajnych postaciach i przejawach. W tym sensie tytułowe dni i noce to metonimia dziania się świata i egzystencji w świecie.
Po wtóre ten tytuł odsyła, tak czy owak, do symboliki tego, co jasne i ciemne, tego, co jest po stronie: racjonalności, rozsądku, przewidywalności oraz tego, co dotyczy irracjonalności, nieprzewidywalności, niedopowiedzenia. Każdy z nas jest domem dziennym i domem nocnym, wciąż się w nas te wymiary przenikają, choć mogą przybierać różne proporcje.
Po trzecie taki tytuł może sugerować przezroczystość języka; nieufność wobec zabiegów metaforyzowania; konstruowania w języku rzeczywistości alternatywnej wobec świata chwytanego sensualnie i empirycznie. Zapis ma tu być nade wszystko rejestracją i relacją możliwie wiernie przylegającymi do rzeczy. Świat dany nam jest oczywiście w języku, ale idzie o to – zdaje się podkreślać Sommer – by pochwycić wiele jego rejestrów, odcieni, nastrojeń, barw, bo tylko wówczas mamy szansę zbliżyć się do rzeczywistości jako takiej, do świata w jego wielości i mnogości.
Wiersz Piotra Sommera jest zarazem relacją/ opisem i komentarzem, językiem i metajęzykiem. Przeżywana sytuacja, zasłyszany strzęp wypowiedzi, wspomnienia, skojarzenia, rozmowa z bliską osobą, … na dobrą sprawę wszystko może stanowić materię wiersza. Wszystko da się zapisać, najlepiej tak, jak się wydarza i zjawia, bez zaokrąglania, polerowania kantów i chropawości, słowem… bez estetyzowania.
Ale z drugiej strony całe to dzianie się rzeczywistości daje do myślenia, doprasza się komentarza, dlatego komentarz stanowi integralny element Sommerowego wiersza. U tego poety rzeczywistość i jej język nie są chwytane w wierszu jako SIĘ( tak jest np. u Białoszewskiego), ale zostają przepuszczone przez filtr podmiotowości; podmiotowość staje się tu de facto zasadą porządkującą i komentującą świat. Podmiotowy ogląd to nic innego jak kod dostępu do semantyki świata, więcej, to organizowanie magmy świata przez tak a nie inaczej nastrojony i uposażony podmiot.
Inną z metod Sommera jest patrzenie na świat z perspektywy powierzchni:
To niepoważne bez ustanku mówić, mówić,
nie mając w gruncie rzeczy nic do powiedzenia
a co najwyżej na powierzchni, do zobaczenia.
Wiersz przymiotnikowy
W owym „nic do powiedzenia” pobrzmiewa przekonanie, że poeta nie ma nic do odkrycia, że wypowiada rzeczy powszechnie znane, że sfera istotności nie znajduje się w jakiejś tajemniczej głębi, pod powierzchnią zjawisk, lecz leży właśnie na powierzchni, pod ręką. Binarny podział na powierzchnię i głębię to cecha tych wyobrażeń świata i paradygmatów poznawczych, które należą do przeszłości. Człowiek postmetafizyczny, postreligijny, człowiek rzeczywistości odczarowanej i technologicznie formatowanej przeżywa swe istnienie na powierzchni; powierzchnia jest jego jedyną rzeczywistością, całą rzeczywistością.
W Dniach i nocach znalazło się sporo wierszy, podejmujących kwestię kondycji języka oraz zależności pomiędzy słowem a rzeczą:
No więc czy najpierw fakty
czy mówienie o nich,
i czy naprawdę nic innego
w grę nie wchodzi.
Też coś
Czy mówi się po to, żeby coś powiedzieć
Czy też usłyszeć własny głos.
Bo jeśli człowiek słyszy siebie
to chyba jest, bez względu na to, jak
mu się istnieje, i później po tym głosie
nawet rozpoznaje siebie?
Bo tylko zważmy
Wszystko jest „mylne” i
jakoś mówi się cały czas
nie to, a jednak
słyszy co trzeba.
Kwiatki na mokradłach
Piotr Sommer należy do poetów, którzy są szczególnie wyczuleni na epistemologiczny wymiar słowa. Nic więc dziwnego, że autor Czynnika lirycznego nieustannie sprawdza artykulacyjną skuteczność/ wydolność języka w rozmaitych sytuacjach. Raz interesuje go zależność pomiędzy faktem a słowem; na ile i jak to, co się wydarza, zapośredniczone jest w języku, na ile język profiluje i matrycuje fakty podług swych reguł. Innym razem skupia się na samej artykulacji jako akcie poświadczającym nasze istnienie. Jeszcze innym razem tropi przejęzyczenia, pomyłki, kiksy brzmieniowe i znaczeniowe jako przejawy językowej inwencji, ale też momenty, w których język wymyka się sobie; wykracza poza utrwalone reguły, schematy, uzusy. W takich momentach język dziwi się sobie, wytwarzając efekt poetyckości.
Dla Sommera efekt poetyckości nie jest czymś zaplanowanym, nie polega też na konstruowaniu języka sztucznego, a więc diametralnie różniącego się od mowy codziennej. Tu idzie raczej o szczęśliwy traf, o takie przekierowania brzmień i znaczeń, które budzą język z drzemki, wytrącają go z kolein leksykalnych i składniowych, pozwalając tworzyć nowe brzmienia, znaczenia, oglądy. By jednak do tego doszło trzeba się rozkręcić, rozgadać, rozsłowić, trzeba pozwolić, by słowa „prowadziły się same”, by się „pasły samopas”. Przypadek Sommera dowodzi, że nawet poeta o tak głębokiej (samo)świadomości i dyscyplinie artykulacyjnej musi zdać się na inwencyjność języka, musi ograniczyć niekiedy swą rolę do podsłuchiwania żywej mowy, by przekraczać to, co poetycko: sztuczne, zużyte, martwe.
Ale na poezję Piotra Sommera da się spojrzeć od innej jeszcze strony. Otóż można ją czytać jako wciąż ponawiany wysiłek poszukiwania/ wykrywania istotności w drobnych zdarzeniach. Tę jakość w podejściu do świata widać choćby w takich wierszach jak: Ulubione kawałki czy Niebo w Nebrasce. Pierwszy z nich jest pochwałą sztuki opowiadania. Okazuje się, że przekaz istotny, sens głęboki a zarazem uniwersalny zależą nie tyle od charakteru zdarzenia, lecz bardziej od sposobu opowiedzenia o nim. Idzie o to, że:
jakieś naprawdę drobne zdarzenie
z przeszłości (…)
(…)ni stąd ni zowąd
rośnie w piersiach do czegoś najważniejszego
na świecie. Przez chwilę
to coś przeszkadza nam w gardle, a my
nie wiemy, co to takiego, i z trudem
przełykamy zaskakująco suchą łzę.
Dzieje się tak jednak tylko wtedy, gdy opowiadający potrafi nam to zdarzenie otworzyć, gdy stawia go nam przed oczy w taki sposób, że opowieść nas zagarnia, że stajemy się jej częścią, że przeżywamy ją dogłębnie. Tak opowiedziane zdarzenie ma szansę zamieszkać w nas na zawsze i powracać we wspomnieniu.
Z kolei Niebo w Nebrasce można interpretować jako przygodę/ grę z dyskursem metafizycznym. Konkretny fakt leżenia i wpatrywania się w niebo zostaje od razu wpisany w wieloznaczność słowa „niebo”. W dzieciństwie niebo było bliżej, było, chciałoby się rzec, na wyciągnięcie… baśni. Z czasem, gdy dojrzewała w podmiocie świadomość krytyczna, niebo coraz bardziej się oddalało, aż wreszcie osiągnęło postać „nieprzezroczystego nic”. Jakie są konsekwencje wpatrywania się w „nieprzezroczyste nic”?
Zielone korony drzew
czernieją pod powieką,
gaśnie śpiew ptaków,
pękają sfery,
wali się na mnie liść.
No cóż, apokalipsa raczej mało spektakularna, ale, podobno, innego końca świata nie będzie. Wiersz Sommera tak został pomyślany, by drobne zdarzenie w realności ujawniło znacznie poważniejsze konsekwencje w sferze mentalnej. Niby mało znaczący epizod obudził w podmiocie dotkliwe poczucie istnienia pod obcym, milczącym, niezrozumiałym niebem.
W Dniach i nocach Piotr Sommer, poeta bądź co bądź po sześćdziesiątce, przemyca dyskretnie swą życiową mądrość. Nie żeby sporządzał jakieś całościowe bilanse dla potomnych, raczej, na marginesie, dygresyjnie, wplata w wiersz nić uogólnienia. Chodzi tu z grubsza o coś, co można by nazwać przyglądaniem się swej twarzy w czasie:
Jeszcze się rozpoznaję
- patrzę do lustra –
to jednak ja!
Nawet nieogolony
( się rozpoznaję gorzej).
Autowykrzyknik
Kiedyś czułem że jestem w porządku
choć wcale nie myślałem nad tym
i chyba wydawało mi się że nie jestem
Dziś imam się sztuczek
Skwery, parki, ulice
Bohater Dni i nocy to człowiek uważny wobec rozmaitych wcieleń i postaci świata, ale zarazem osoba, która sumiennie śledzi i wypowiada przemiany swej twarzy. Czyni to językiem wielomownym, w którym przeglądają się rozmaite odmiany współczesnej polszczyzny, ale też językiem stawiającym wysokie wymagania swej artykulacyjnej wiarygodności i poznawczej rzetelności. Poezja Sommera mówi rzeczy istotne o naszym świecie, bo potrafi oglądać go od wielu stron i słuchać na rozmaitych częstotliwościach.
Grzegorz Kociuba
Piotr Sommer, Dni i noce, Biuro Literackie, Wrocław 2009, s. 92.
22 listopada 2024
Liście drzew w czerwonychEva T.
22 listopada 2024
Potrzeba zanikuBelamonte/Senograsta
21 listopada 2024
Drżenia niewidzialnych membranArsis
21 listopada 2024
21.11wiesiek
21 listopada 2024
Światełka listopadaJaga
21 listopada 2024
4. KONTAKT Z RZECZYWISTOŚCIĄBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
FIANÇAILLES D'AUTOMNEsam53
20 listopada 2024
2011wiesiek
20 listopada 2024
3. Uogólniłbym pojęcieBelamonte/Senograsta
20 listopada 2024
Mówią o nich - anachronizmMarek Gajowniczek