5 november 2018

Myśli wniesione przypadkiem




 
Jesteś ciało za słabe, żeby pójść ze mną dalej. Ubrane czy nie, reagujesz na podmuchy i pomówienia. We wszystkich zgięciach i pomarszczeniach wnosisz do domu pyłki obcych ludzi i światów. Wymiatanie ich za drzwi trwa wszystkie możliwe jesienie. Czyjeś myśli przyklejają się do podłogi i trzeba je po kolanach zbierać, by nie raniły stóp. To odbywa się, jak wydobywanie głosu, dźwięk po dźwięku, aż po pełne zdania. Gdybyś pozwoliła, im zagnieździć się w przedpokoju, w dołkach na policzku i zmarszczkach wokół oczu, najpierw powodowałyby nagłe łaskotanie, jak piórkiem, czy pędzelkiem. Nagłe łaskotanie przeradza się w ciągłe aż do ucisku w klatce piersiowej i okrutnego bólu. Nie ma już miejsca na twoje myślenie ani moje argumentowanie – są wizje innych i obrastają w siłę.
Siedzę przy stole, za oknem deszcz zmył kolory z ławek i drzew, wszystko jest w identycznej szarości, niezależnie od światła. Miałaś spać spokojnie cokolwiek to znaczy, bo przecież nie mam wpływu na twoje senne wędrowanie. Nie powstrzymam lawiny kamieni, nie przegonię rozwścieczonych wilków… Zamykają się drzwi do łazienki, ciszej aniżeli na ciszę dwuosobowego domu przystało. Wymiotujesz. Postanowiłaś pogłębić pustkę. Co tak dużo waży? Sumienie? Inni? Dziecinność matki? Grzecznościowe ciastko z galaretką?
Świat przygotowuje się na wojnę. Dzieci idą rok wcześniej do szkoły, piosenkarka ma raka krtani… Na górze zamykają się drzwi. Jak myślisz, po jaką cholerę ja tutaj siedzę? Za chwilę pójdę, podniosę cię z podłogi i z powrotem zaniosę do twojego świata. W tym czasie mój obrośnie w osty i zaciskający bluszcz. To ma swoje zalety. Kiedy tak pada, liście zachodzą na siebie pod właściwym kątem, by woda spływała a nie wdzierała się do wnętrza. Jednak, kiedy jest tak szczelnie, trudno chwycić mnie za serce i zmusić do słuchania.
Nie chcę cię ponaglać, więc czekam, czy wystarczy pustki, a może jeszcze zdecydujesz się pogłębić ciemność i wziąć w siebie chłód.
Czasem mam ochotę burzyć światy. Skrępować twoje ręce i wyrwać nienawiść do samej siebie. Nie mam jeszcze właściwego podejścia. Nie chodzi o lawirowanie z tacą pomiędzy krzesłami, na sali pełnej gości. Nie chodzi także o nowego chłopca córki, której nie mamy. Nie mam właściwego podejścia do twojego milczenia i przeobrażania się w cień. Jestem zazdrosny.

Niosę ciało do ciemnego pokoju. Zasłony do ziemi, Florent Pagny wykonuje Caruso. Widowni brak, światło nocnej lampy zamarło, ale to się nie liczy. Jest tylko po to, by znaleźć pluszowe kapcie. Nie lubisz deszczu. Nic nie sprawia ci przyjemności. W sumie zastanawiam się, co zrobiłaś z uczuciami? Ćwiczysz cztery godziny dziennie i nie widzę, żebyś odczuwała zmęczenie. Ciało wygląda, jak rozciągnięte na wszystkie możliwe strony jednocześnie, ale ty zaczynasz od nowa i nowa…. Pada deszcz…

Dlaczego moje ręce mnie nie słuchają? Muszę wstać, pozbyć się tego z siebie.
- Czego, powiedz czego?!
- Chcę, żebyś mnie pożądał.
- Chcesz, tylko żebym ci powiedział, że schudłaś.
- Jestem aż tak przewidywalna.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1