10 december 2012

ROZDZIAŁ XII "Konfrontacja z Anielicą"

Stanęła w drzwiach sali. Za jej plecami stał tatuś, jej tatuś. Karłowaty z wąsem a'la Wałęsa i żenującą dżokejką. Ręce jak zwykle założył za plecami i stał z miną strażnika pod Pałacem Buckingham. Czuł się chyba jej ochroniażem, bo psychol może się na nią rzucić, czy jak? Zaatakować, pociąć, a może zarzaić szczykawką. Sam nie wiem jak mnie widzieli i jakie wyszukane teorie rodziły się w tej wspaniałej, inteligenckiej rodzince, z zasadami i wyszukanym moralnym kośccem. Stał i pilnował, spoglądał spod daszku dżokejki. Miałem ochcotę przez chwilę by zrobić jakiś gwałtowny ruch, by zrobić coś nieodpowiedniego. Może wparował by karzeł na salę. Ale nie było mi wtedy do robienia żartów. Przyjechała po podpis na zeznaniu podatkowym. Nie bardzo pamiętam jak wyglądała i o czym mówiliśmy. Jak gromem uderzyło jej stwierdzenie.
- Chcę porozmawiać z Panią Magister o sytuacji. Nie masz nic przeciwko? - uderzenie strachu. Jeśli zdemaskują mnie, oczernią. Anielica nigdy nie uwierzyła w stany depresyjne, w problemy psychiczne. Dla niej byłem alkoholikiem, cudzołożnikiem i nieodpowiedzialnym szczeniakiem. To były w jej oczach wszystkie moje problemy. Bałem się, że jak we dwie baby usiądą to będą jechać po mnie jak po szmacie. Pani Magister zaproponowała by spotkanie odbyło się w formie trójstronnego spotkania. Ja Anielica i Pani Magister. Ręce mi się spociły, na szyi stanęły włoski. Przegrałem zanim wszedłem do gabinetu. Wiedziałem, że Pani Magister już włożyła mnie do szufladki „uzależniony”, Anielica przyklepie wyrok swoimi wspomnieniami. Przegrałem.
Usiadłem i słuchałem. Poznałem moją przeszłość przez pryzmat wybielającej się niewinnej duszy kobiety, która przez lata miała na głowie dwóch synów i duże dziecko. Kobiety trzymającej rękę na pulsie, gdy ja upijałem się i romansowałem.
- Czy pan coś powie – spytała Pani Magister. Co miałem powiedzieć? Już od miesięcy byłem na swojej połowie boiska i cofałem się pod własną bramkę. Mam się bronić? Zajadle atakować? Odcinać się i dementować oskarżenia? Po co? Przecież przegrałem już przed wejściem do gabinetu.
- Nie, nic – odpowiedziałem cicho. Odebrały to jako przyznanie się do winy. Miałem to w dupie, przecież już na pierwszej „terapii grupowej” doszedłem do wniosku, że nic tu po mnie, że nie pasuję, że nikt mnie tu nie zrozumie. Poddałem się. Przegrałem. Anielica wyszła bijąca blaskiem bieli. Niewinna, gdyby jej czystość przełożyła się na wagę – unosiła by się lekko w powietrzu, frunęła. Ja unorany wanienną breją wróciłem do pokoju i w milczeniu zacząłem rysować. Rysowałem zawzięcie przez dobre trzy godziny, jeden rysunek za drugim... przychodzili i pytali jak się czuję.
- Dobrze, chcę sobie parę rzeczy poukładać.
- Pan musi wracać do domu. Ratować to co jeszcze nie stracone. Leczyć się z uzależnienia i odbudować sobie życie. - powiedziała Pani Magister. Tak bardzo było mi żal, tak bardzo chciałem żeby mi ktoś pomógł a w zamian dostałem koleją dawkę ściany niezrozumienia i odrzucenia. Anielica uderzyła kolejny raz i zdemaskowała moje problemy. Zabrała nadzieję. Obiecałem sobie wtedy, że na złość jej wrócę i ułożę sobie szczęśliwe życie bez niej i jej jadu. To prawda – wygrała, ale już ostatni raz. Ostatni raz.




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1