25 june 2010

ROZDZIAŁ III "Sachursky niepokorny"

Stachursky
- Dzień dobry, przepraszam czy mogę się przedstawić? Mam na imię Roman, ale wszyscy mi mówią że jestem podobny do Stachurskiego. Ale nie przeszkadzam? “Ja typ
niepokornyyyy...”- człowiek o ramionach jak szafa dwudrzwiowa. Pod koszulką mięśnie prężą się jak u atlety. Tuli się i sam z siebie czyni malutkiego, przestraszonego chłopczyka.
- Ja nie chcę nikogo obrażać ani nie jestem agresywny. Kiedyś byłem. Tu mi pomagają, dostaję leki i umiem być spokojny. Przepraszam, ale nie chcę przeszkadzać.- zaczyna
drażnić swoim uładzonym sposobem bycia. Zacząłem rozgryzać. Opowiedział o tym, że brał narkotyki, że był prawie przestępcą i że coś w nim pękło i teraz chce być dobry. Opowiadał o drogich samochodach, o
tym, że miał atrakcyjne kobiety, palił drogie papierosy i że pewnego dnia ktoś się z nim pokłócił. Pobił go. Miał we krwi same narkotyki i zabrali go. Coś pękło. Teraz jest na oddziale i chce stać się
dobry i spokojny. I chce żyć lepiej.
Pewnego wieczora, po kolacji i lekach kiedy oglądałem telewizję w świetlicy usłyszałem, że coś dzieje się w jego pokoju. Poszedłem tam. Otworzyłem drzwi. Jego szafka
z ciuchami była zupełnie pusta, jego ubrania rozrzucone po pokoju. Łóżko leżało wywrócone. Gruby trzymał Romana od tyłu za ręce, a Łysy wpychał mu herbatę w usta i krzyczał
- Masz demona w sobie! Pomogę Ci go wypędzić – policzkował go.
- Tak! Chcę, wypędź demona ze mnie – Roman mówił plując herbatą.
- Zgiń, przepadnij ! Odejdź demonie – wykrzykiwali na przemian Gruby i Łysy.
Postanowiłem się nie mieszać. Zrobiło mi się go żal. Wyszedłem. Spokojnie udałem się do gabinetu pielęgniarek. Oznajmiłem, że jest jakaś awantura w pokoju 17. Dwaj
pielęgniarze spokojnym krokiem powędrowali przez korytarz. Uff, dadzą mu spokój. Pewnie chłopina odetchnie z ulgą. Nic bardziej mylnego. Pielęgniarze wpadli do 17. Po chwili wyprowadzili... Romana i zabrali go
na obserwacyjny. Roman idąc z nimi korytarzem tłumaczył.
- Nie! To ja! Ja zsikałem się w łóżko. Oni mi tylko pomogli, oni mi powiedzieli. Przepraszam, to moja wina. Oni mi pomogli. Będę spokojny. Chcę wypędzić demona-
zamurowało mnie. O co tu chodzi? Dwóch gówniarzy robi sobie jaja z faceta, który nawet bronił się nie będzie, a pielęgniarze jego zawijają do obserwacyjnej?
Kiedy Roman trafił już na swoje miejsce postanowiłem pogadać z pielęgniarzem.
- Słuchaj, ja tam byłem, to oni go poniżali, to oni mu zrobili kipisz w pokoju. - tak na luzie z lekką nutką wesołości opowiadałem.
- Oni są niegroźni. Ty wiesz co ten gość robił tu na początku – mówił nie patrząc na mnie – Jak go przywieźli, to miał takiego agresora, że we czterech
go tu prowadzili. Zanim go zapięli w pasy, to złamał rękę pielęgniarzowi. Nie wiadomo czy mu znów nie odbije. W takich sytuacjach lepiej dla bezpieczeństwa tych szczylów to jego odizolować. - znów
zrozumiałem, że podstawowe prawa logiki nie mają tu miejsca. Nie ważne kto i czemu jest winny. Ważne jest kto i komu może cos zrobić. Znów odpuściłem. Muszę się więcej nauczyć.
Roman wyszedł z obserwacyjnej na drugi dzień. Łysy i Gruby przez cały czas opowiadali jak to są zajebiści. Jak demona wypędzali. Zauważyłem, że Gruby wierzył w to,
że to naprawdę demon. Łysy traktował to jak jakąś zabawę, naigrywanie się, czy wygłupy. Siedzieliśmy w palarni, wszedł Roman, ukłonił się i od progu spytał czy może wejść. Chłopcy grzecznie mu zezwolili.
Roman podziękował i powiedział, że chce się pozbyć demona. Oni dobrodusznie obiecali mu, że pomogą. Kilka sesji i demon odejdzie. Zrozumiałem, że ja tego świata nie pojmę... a może to lepiej, znaczy jestem normalny...
właśnie, jestem?
Roman zawsze wchodząc do palarni prosił o to aby zostawić mu “pojarkę” albo poczęstować papierosem. Jak miałem, częstowałem. Usiadł raz ze mną i powiedział, że
jak mama mu prześle paczkę (mówił to co dzień, zacząłem wątpić czy ta paczka w ogóle kiedyś przyjdzie) to odda. Powiedział mi, że „na wolności” palił Marlboro. Miał w głosie coś w rodzaju
tęsknoty. Kiedy rodzina przywiozła mi trochę więcej kasy, mogłem kupić sobie trochę “dobrobytu”. A że było tych pieniędzy trochę więcej – kupiłem też paczkę Marlboro. Ceremonialnie i z dumą dałem ją
Romanowi.
- Romek, teraz masz swoje papierosy, nie musisz już prosić. - powiedziałem. Spojrzał na mnie z wdzięcznością. Miał taki serdeczny uśmiech. Jakąś godzinę później
siedziałem w palarni. Wszedł. Usiadł i wyciągnął paczkę. W środku były dwa papierosy. Wyjął jeden a drugi skierował w moją stronę.
- Chcesz fajkę ? - spytał – Weź, kupiłem sobie. - zdębiałem. Chciałem zareagować, ale czy on mnie zrozumie? Czy pamięta skąd ją ma. Czy to ma sens. Zresztą i tak
w godzinę rozdał, pewnie jak popadnie, wszystkie papierosy. Odpuściłem.
Taki był Roman.


number of comments: 2 | rating: 3 |  more 

Wanda Szczypiorska,  

Dzięki Panu można wejść do tego tajemniczego przybytku, jakim jest szpital psychiatryczny. To ciekawe.

report |

ZGODLIWY,  

Dziękuję za te kilka słów... zapraszam głębiej w ten świat... dziękuję, że jeszcze Pani czyta... bo mam wrażenie, że tylko dla Pani to tu zamieszczam.

report |




Terms of use | Privacy policy | Contact

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


contact with us






Report this item

You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1