Poezja

Pavlokox
PROFIL O autorze Poezja (80)


Pavlokox

Pavlokox, 5 sierpnia 2017

Ojczym

Sny me znikają.
Drzwi otwierają.
Ojczym stoi w drzwiach.
W ręku trzyma pas.
Ściąga wpierw kołdrę.
Następnie spodnie.
Uderza mnie raz.
Rozlega się wrzask.
Pas spada długi.
To już jest drugi.
Pas spada trzeci.
Mą skórę pleci.
Pas spada czwarty.
To nie są żarty.
Pas spada piąty.
Nie chcę tej chłosty.
Pas spada szósty.
Trzymam się chusty.
Pas spada siódmy.
Ten ból jest trudny.
Pas spada ósmy.
Ojczym okrutny.
Pas już dziewiąty.
Musiał mieć wąty.
Pas już dziesiąty.
Trafia gdzieś w kąty.
Pas jedenasty.
Ostatnie chlasty.
Pasek dwunasty.
Trza użyć pasty.
Pasek trzynasty.
Wyrywa chwasty.
Pas już ostatni.
Wraca do szatni.
Naciągam spodnie.
Następnie kołdrę.
Tyłek zawodzi.
Ojczym wychodzi.
Drzwi zamykają.
Sny powracają.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 19 czerwca 2017

Średniowiecze. Epizod II

Ohma wraz z rodziną już szła na owy rynek.
Niestety nie słyszeli tych dziada nowinek.
Gdy przyszli na rynek, nie wyglądał jak zawsze.
 
(chłosta biczowanie ciekawe co ciekawsze)
 
Wszędzie tam roiło się aż od zakonników.
 
(i biczowników biczowników biczowników)
 
Poustawiane też były różniste sprzęty.
A nieopodal każdego z nich stał kat krępy.
W oknie ratusza stał brat Zewediach – wielebny.
Ludzie oczekiwali na czyn wręcz chwalebny.
„Tutajta będziemy wołać alfabetycznie!” –
Zawołał brat Zewediach zupełnie logicznie.
Jednakże najpierw cały rynek ogarnięto.
Lud zbiegł z całego sioła jakby było święto.
Wzrok Ohmy przykuwały stanowiska katów.
Dziad wołał: „W Pręgierzankach nie szczędzono batów.”
 
 
„Abramowski!!!” – rozległo się wokół na rynku.
„Niech bólem zapłaci za grzech złego uczynku!” –
Rzekł wielebny i chwycono chłopa na środku.
„Pięćdziesiąt!  Niech ryczy jak krowa na postronku!”
I ryczał bowiem, a rodzina Ohmy bała.
Matka płakała a babina była biała.
Po karze odepchnięto chłopa, opatrzono.
„Ohmo! Ja nie chcę by i mnie tak oćwiczono!”
I na szczęście nie każdego wywoływano,
Ale i tak sporo Chłoszczowian ukarano.
 
 
„Konopniccy!!!" – zawołał wielebny o zmroku.
Kaci w oczekiwaniu stanęli w rozkroku.
Nikt się nie zgłaszał więc sprawdzono zaraz adres.
 
(tak czy siak teraz w widły inkwizycji wpadłeś)
 
Owa rodzina mieszkała obok ratusza.
 
(nieskończonych męczarni doświadczy twa dusza)
 
Wyważono drzwi i wszyscy to zobaczyli.
W sieni wszyscy ogromnie się z czegoś cieszyli.
Leżał tam związany chłop i czarna dziewczyna.
Dawała męki, rozkosze na oczach syna.
„Dzieci, wy takie młodziutkie, nie patrzcie na nich!”
„Na stos z nią! A temu chłopu sto batów! Brać ich!
Wpierw kaci pochwycili tę czarną dziewczynę.
„Nie palcie jej żywcem przy tym małym chłopczynie!” –
Krzyczała jakaś wielce przejęta kobieta.
A katów czekała jeszcze większa uciecha.
Ku ich wielkiej radości dziewczyna ryczała.
Każdy bowiem czuł swąd jej palonego ciała.
 
 
Późnym wieczorem kaci zmęczyli się pracą. 
Nie byli usatysfakcjonowani płacą.
Majster zakonny przygotował smagownicę.
 
(teraz niech ona obsługuje biczownice)
 
Najtwardszy z katów chwycił korbę aby karać.
Wirującymi rzemieniami łatwiej smagać.
Wszyscy na rynku byli już bardzo zmęczeni.
Od godzin niczego do spożycia nie mieli.
„Wasza Wielebność! My chcemy inaczej karać!
Bo Wielebność każe jeno smagać i smagać…” –
Żalil się Zewediachowi jeden z tych katów.
W ręku miał jeden ze zużytych już dość batów.
„No. Dobrze. Używajcie całego osprzętu.
Lecz jeno niekiedy rozżarzonego prętu.”
„I tak to Wielebność decyduje o karze…”
 
 
 
(c)2009
ciąg dalszy o walce Ohmy z Inkwizycją może kiedyś nastąpi


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 19 czerwca 2017

Średniowiecze. Epizod I

Dziwne rzeczy działy się wiele wieków temu.
Czyniono zło oddając to niby cześć Jemu.
Świat był przepełniony grozą również w Chłoszczowie
(Skromna mieścina obok Wdy) – każdy Ci powie.
A rządzona była przez księcia Joachima.
Łaskawy on – kogo kto tak nie sądzi ni ma.
Kiedyś Joachima opluł pewien stary dziad.
Książe na to rzekł do katów: „Tylko jeden bat!”
 
 
Raz wczesną wiosną, książe oświadczył nowinę:
„Inkwizycja przybędzie tu już za godzinę!
Na czas wizyty rządzić będzie brat Zewediach.
Pamiętajta! Surowy łon - przed nim głowy w piach!”
„A cóż to za Inkwizycja?” – pytały baby.
 
(tak zrewidowany będziesz człowieku słaby)
 
Ależ szybko niepokój ogarnął Chłoszczowo.
Mieszkańcy wszyscy sprzątali izby nerwowo.
O zmierzchu przybył długi korowód w kapturach.
Chłoszczowianie niepewnie stanęli przy murach.
Książe ukłonił się przed bratem Zewediachem,
A on natomiast, wraz ze swym błyszczącym pasem,
Bladą dłonią ujął dłoń księcia Joachima.
Żaden człowiek tutejszy nie pił dzisiaj wina.
Wszyscy trzeźwo przeczuwali przyszły ból i strach.
Mniej niż Inkwizycja straszy dzisiaj giełdy krach.
Korowód w kapturach udał się do katedry.
Zwisające baty przypominały zebry.
Rzecznik księcia odesłał mieszkańców do domów.
Inkwizycja wysoka – odwrotnością gnomów.
 
 
Noc spokojnie minęła mieszkańcom Chłoszczowa.
Gdy przygotowywana była księcia mowa,
Jeden sługa ujrzał pręgi na plecach jego.
Joachim skłamał, że to od łóżka twardego.
„Będziecie mieli gości.” – rzekł książe do ludu.
„Zadali se, podróżując tu, wiele trudu.
Ugośćcie zakonnika wraz z animatorem.
Pamiętajcie lecz: Inkwizycja jest nad tronem.”
 
 
Po obiedzie mieszkańcy już oczekiwali.
 
(przy tej inkwizycji jesteście tacy mali)
 
Puk! Puk! „Kto tam?” „Inkwizycja, młoda dziewico!”
 
(pamiętasz jak strasznie ostatnio dziadka bito) – 
 
- Taka myśl natychmiast przeszła przez Ohmy głowę.
Jej maleńki braciszek schował się pod kołdrę.
„Już otwieram!” – zawołała Ohma niepewnie.
Spodziewała się, że od razu będzie gniewnie.
Otworzyła. Wkroczyły dwie mroczne postacie.
Jeden brat rzekł: „Przytulnie tu jak w wiejskiej chacie!”
Po chwili z piętra zeszli inni domownicy:
Matka, babka, ojciec, dziad – byli wojownicy.
Na łożu przy piecu spała chora babina,
Zasłużona wielce u księcia Joachima.
„Cóż nam powiecie dzieci drogie o swym życiu?”
Na szczęście na razie nie było nic o biciu.
„No cóż…, pracujemy i zbieramy pieniążki.”
„Czyżby to, waćpan, na czyjeś ślubne obrączki?”
„Syn mój będzie kupował jak wróci z wędrówki.
Ohma też poszukuje swej drugiej połówki.”
Cały czas ojciec gadał z bratem z Inkwizycji.
Cisza. „Mój braciszek waży już sporo uncji!”
„Powiadasz? To będzie niczym brat Zewediach zdrów!”
 
 
Wkrótce brat rzekł: „Módlmy się o dobro naszych dusz!”
I klękli wszyscy z wyjątkiem starej babiny.
Niestety nie znano wtedy jeszcze morfiny.
„A dlaczego nie klęczy jeszcze stara dama?
Oby na jej plecach nie zagościła szrama!”
„Nasza babcia jest bardzo chora, ma gorączkę.”
„Lepiej mieć wysoką gorączkę niż bolączkę!
A poza tym modlitwa babinę uzdrowi…”
Po tym głosu nie zabrakło tylko dziadowi.
„Bóg jest miłosierny, więc uzdrowi ją i tak.”
„A tyś jest bluźniercą i dostaniesz za to bat!”
Wszyscy pomodlili się jednak bez kobity.
 
 
Nikt najbliższej nocy nie został jednak zbity.
Co najwyżej z karczmy wyszedł człowiek podpity. 
Nazajutrz był piątek, a był to Wielki Piątek.
Joachim wyszedł do ludzi, spojrzał na świątek.
„Dzisiaj wszyscy mieszkańcy pójdą do spowiedzi.
Nakazano udzielać szczerych odpowiedzi.”
 
Podczas, gdy Chłoszczowianie byli spowiadani.
Inkwizytorzy wszystko wnikle notowali.
Do trzeciej Chłoszczowianów już wyspowiadano.
 
(dawno w chłoszczowie pospólstwa nie biczowano)
 
„Już po spowiedzi? Chodźmy, bo przemoczysz buty!”
„Dobrze. W ogóle nie dostałem ni pokuty!”
Książe Joachim rzekł: „Dziś o szóstej jest apel.
Każdy z mieszkańców musi stawić się na apel.”
Pod wieczór zaś babina nagle wyzdrowiała
I już nie była ani trochę osowiała.
 
(będzie chłosta i chłosta i chłosta i chłosta)
 
„A cóż ty jesteś, babino, taka radosna?”
„A bo i tera choroba ze mnie wylazła.
Spowiadała się i pokuty nie dostała!”
„Pućmy już póki świateł nie pali karbowy.”
 
(zakujemy was wszystkich w żelazne okowy)
 
 
Na rynku, tuż przed szóstą, wszyscy się zbierali.
„Nie!!! Oni w Pręgierzankach wszystkich biczowali!
Nie idźcie tam! Uciekajta!!!” – ryczał jakiś dziad.
Nie wszyscy zrozumieli, a już złapał go kat…
 
 
 
(c)2008
ciąg dalszy nastąpił


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 16 czerwca 2017

Wyższy VI: Finał

Zawsze znalazł się obok jakiś wyższy chłopak,
Przez którego zachowywałem się na opak.
Ku przypomnieniu: pierwszy znieważył mnie w szatni
I wygrał starcie w płomiennej rywalizacji.
Poniosłem wtedy za pożar odpowiedzialność
I miesiącami odczuwałem własną marność.
Zemściłem się dopiero na kuligu szkolnym:
Gdy Wyższy złamał nogi, poczułem się wolnym.
Trafiłem do szkoły, gdzie był oddział specjalny.
Tam, wielokrotnie przez kolegów podpuszczany,
Zbiłem sznurem innego chłopaka wyższego
I na moją nie korzyść upośledzonego.
Trafiłem z powrotem do mej szkoły pierwotnej
I zacząłem od nędznej przygody sromotnej:
Inny wyższy kondony w łazience rozwiesił,
Jakiś gówniarz mnie jako kapusia polecił,
Pobity i srogo znieważony zostałem
Oraz zemścić się natychmiast postanowiłem.
Uderzyłem więc Wyższego cegłą prosto w łeb
I do poprawczaka wysłał mnie kurator-zjeb.
Tam dopiero wydarzyła się rzecz straszliwa:
Popchnąłem dziewczynę, wciągnęła ją maszyna.
Oskalpowana cała jej głowa została.
Odkaziłem metanolem. Oślepła cała.
 
Po tym wcielono mnie do jednostki wojskowej.
Nie mogłem lecz sam dotykać broni gotowej.
Musiałem za to ciągle sprzątać i gotować.
Absolutnie nic nie mogło się tam marnować.
Uczestniczyłem także w ćwiczeniach na basenie,
Gdzie niezwykle ważne było filtrów czyszczenie.
Nocne pływanie kapral sobie upodobał.
Wysoki mężczyzna wspaniale też nurkował.
 
Pewnego dnia sprzątałem tam prosto z przepustki.
Na umycie filtrów zużyłem wszystkie chustki.
Rozkojarzony zapomniałem o osłonce,
Co niestety miało tragiczne konsekwencje.
Kapral wieczorem przyszedł jak zwykle popływać.
W tym czasie ja zaczynałem naczynia zmywać.
Nagle cała jednostka usłyszała wrzaski.
Upadły mi talerze, każdy słyszał trzaski.
Czym prędzej szeregowi na basen pobiegli,
A widok, który ich czekał każdego zemdli.
Nasz kapral został tyłkiem do filtra przyssany.
Woda wokół niego przybrała kolor rdzawy.
Jeden żołnierz pobiegł na dół wyłączyć pompę,
A dwóch innych bohatersko skoczyło w wodę.
Wyciągnięto kaprala, gdy pompa zwolniła.
Nie zapomnę jak za nim smuga krwi się wiła.
 
Kapral doznał poważnych obrażeń wewnętrznych.
Takich rzeczy nie było w horrorach najcięższych.
Jelita chłopa zostały niemal wyssane.
Całą noc starano się je zszyć popękane,
Jednak kapral zmarł niestety o wschodzie słońca.
Mało kto by życzył komuś takiego końca.
Nie była dobrym zabiegiem ta lewatywa.
Winny byłem ja oraz od filtra pokrywa.
Sprawę przeciw mnie prowadził prezes Jan Mitek –
Sędzia, którego obchodził jedynie przybytek.
Ku rozpaczy rodziców na śmierć mnie skazano
I w trybie natychmiastowym mnie rozstrzelano.
Zamknąłem oczy, a pociski wystrzeliły
I błyskawicznie me ciało przepołowiły.
Ogarnął mnie mrok. Ujrzałem światło w tunelu.
Myślałem, że będą tam kobiety w burdelu,
Acz ku mej rozpaczy był tam on: Wyższy Chłopak,
Przez którego zachowywałem się na opak.
Toż to od niego wszystko, co złe, się zaczęło,
A teraz moje marne życie się skończyło.
Wyższy z uśmiechem wchłonął mnie do swego świata.
Ujrzałem, że każdy w tym uniwersum lata.
To musiał być jeden z piekielnych kręgów,
A Wyższy sam w sobie musiał być jednym z diabłów.
Pokazał mi obrazy: jak w szatni mnie strącił,
Jak spaliłem piwnicę, jak mi w klasie mącił.
Zobaczyłem też moje późniejsze ofiary:
Dziewczynę bez włosów i inne nocne mary.
Był tam też kapral ze zwisającym jelitem,
Ten z rozbitą głową i ten, którego biłem.
Wszyscy mnie chwycili. Zacząłem krzyczeć głośno.
Wtem nagle poczułem jak ktoś mnie szturcha mocno.
Znalazłem się w klasie tuż obok Franka.
Więc przyśniła mi się ta cała rymowanka
Oraz cztery poprzednie! Cóż za dziwna sprawa!
Za mą postawę nie należały się brawa.
Spanie na lekcji odnotowano w dzienniku
I za karę nie mogłem więcej chodzić siku.
Od Wyższego trzymałem się z bardzo daleka.
Nie wiadomo było z kogo z nas będzie kaleka…


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 20 marca 2017

Świniobicie po ciężkiej nocy

Kilka lat minęło od śmierci mej kuzynki,
Gdy zabrały jej życie barszczowe roślinki.
Nie dopilnowałem wtedy małej Anielki
I poparzył ją barszcz mantegazziego wielki.
Zmarła ślepa okaleczona przez znachorkę,
Opłakiwana miesiącami przez mą ciotkę.
Wuj natomiast całkowicie zmysły postradał.
Zamknięto go w zakładzie, bo na barszcze szczekał.
Ciotka sprzedała rzeczy z jego gabinetu
I uciekła z pieniędzmi z dala od zaścianku.
Normalnie nie obchodziła nas ta rodzina.
Pojawił się lecz problem, to nie nasza wina.
Ciotka ostała bez opieki starą matkę,
Która chorowała w sąsiednim gospodarstwie.
Rodzice wysłali mnie tam bym jej doglądał.
Nie było możliwości bym tą sprawę olał.
 
Pierwszy tydzień wszystko przebiegało spokojnie,
Ale dom staruszki wyglądał jak po wojnie.
Pod jednym dachem były też zwierzęta rolne –
W sąsiedniej izbie biegały zupełnie wolne.
Co dzień posiłki szykowałem i sprzątałem.
Czasem także myć oraz przebierać musiałem.
Nocowałem w byłym domu mego wujostwa,
Gdzie po śmierci Anielki spotkała mnie chłosta.
Tak jak wtedy miał się odbyć ubaw i pląsy.
Wyciągnął mnie Zbyszek, który zapuścił wąsy.
Spędziłem noc na parkiecie. Bardzo się schlałem,
A nad ranem miejscową Jagnę posuwałem.
Nie wiem czemu, myślałem o tym, jak lał mnie wuj…
Po wszystkim polazłem spać pijany. Bolał chuj.
 
Ocknąłem się po dziewiątej. Chciało mi się pić.
Ależ ta Jagna musiała się pode mną wić!
Ogarnąłem się i ruszyłem do staruszki.
Nie myślałem jak wielkie otrzymam nauczki…
Zaniepokoił mnie brak świni w izbie zwierząt.
Czyżby jak ja tej nocy uprawiała nierząd?
Z mych ust rozległ się dźwięk w formie krzyku wielkiego.
Mym oczom ukazał się obraz jak z Dantego.
Cytując klasyka: To było łoże w kolorze czerwonym
(a pościel płakała zakrwawiona).
Stara baba życia została pozbawiona.
Knur mamlał w pysku to, co z jej kończyn zostało,
A na mój widok zwierzę groźnie zachrumkało.
Knur rzucił się w mą stronę wciąż krwi ludzkiej głodny.
Będąc w szoku by ruszyć się nie byłem zdolny,
Acz w ostatniej chwili wybiegłem w stronę domu.
Wpierw chciałem uciec i nie mówić nic nikomu.
Postanowiłem lecz wziąć sprawy w ręce swoje.
Mój wujek trzymał w gabinecie różne bronie.
Jak się okazało nie wywiozła ich ciotka.
W oczy rzuciła mi się stara dubeltówka.
Równie szybko znalazłem w podłodze naboje
I ruszyłem przeciwko knurowi na wojnę.
Wciąż był w izbie tuż obok babcinego łóżka,
A z pyska spływała mu niejedna krwi strużka.
Wycelowałem więc w łeb różowo-czerwony.
Huknęło i rozbryznął się na wszystkie strony.
Jak się okazało, niestety, acz chybiłem.
Będąc wciąż pijany, w głowę babci trafiłem.
Knur przestraszył się hałasu i próbował zwiać.
Ledwo co trafiłem go następnym strzałem w zad.
Cała wieś pierwszy wystrzał musiała usłyszeć,
Bo gromady ludzi zdążyły z domów wybiec.
Usiadłem na ganku i ukryłem twarz w dłoniach.
Ciepły dym z lufy opływał po moich skroniach.
Tak mnie zastał sołtys oraz reszta wieśniaków.
Po oględzinach usłyszałem brzdęk kajdanków.
Nikt nie wierzył, że świnia z dupą odstrzeloną
Zeżarła żywcem nieszczęsną babinę chorą.
Umieszczono mnie w zakładzie dla obłąkanych,
Gdzie czekałem na wyniki procesów karnych.
Zarzut morderstwa z okrucieństwem usłyszałem
Podobno też gwałtu na Jagnie dokonałem!
Szczęście w nieszczęściu zostałem uniewinniony,
Lecz za zaniedbania zostałem oćwiczony.
W gabinecie wuja znalazł się pejcz skórzany.
W piątek przed kościołem zostałem rozebrany.
Sołtys osobiście wymierzył mi sto batów,
Choć nie tak ciężkich jak dostałbym od katów.
 
Nigdy więcej nie wybrałem się już w te góry.
Szkoda było Anielki, babci i mej skóry,
A wszystko zaczęło się od słynnego barszczu,
Który przywita nas o wiosennym poranku…


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 4 listopada 2016

Wyższa

Spełniły się więc moje najgorsze obawy.
Nie będę mógł już więcej wypić szkolnej kawy.
Trafiłem do poprawczaka nie z własnej winy.
Nie przypuszczałbym, że to się stanie za chiny,
Ale zawsze znalazł się jakiś wyższy chłopak,
Przez którego zachowywałem się na opak.
 
Ku przypomnieniu: pierwszy znieważył mnie w szatni
I wygrał starcie w płomiennej rywalizacji.
Poniosłem wtedy za pożar odpowiedzialność
I miesiącami odczuwałem własną marność.
Zemściłem się dopiero na kuligu szkolnym:
Gdy Wyższy złamał nogi, poczułem się wolnym.
Trafiłem do szkoły, gdzie był oddział specjalny.
Tam, wielokrotnie przez kolegów podpuszczany,
Zbiłem sznurem innego chłopaka wyższego
I na moją nie korzyść upośledzonego.
Trafiłem z powrotem do mej szkoły pierwotnej
I zacząłem od nędznej przygody sromotnej:
Inny wyższy kondony w łazience rozwiesił,
Jakiś gówniarz mnie jako kapusia polecił,
Pobity i srogo znieważony zostałem
Oraz zemścić się natychmiast postanowiłem.
Uderzyłem więc Wyższego cegłą prosto w łeb
I do poprawczaka wysłał mnie kurator-zjeb.
 
Tak znalazłem się w poprawczaku zaniedbanym
Z bandą chuliganów oraz księdzem nachalnym.
Z początku nie było wśród nas żadnej dziewczyny,
Ale jedynie kwestią czasu były zmiany.
Trafiła do nas długowłosa białogłowa.
Była z trudnego domu – jej matka to wdowa.
Ciekawe jak bardzo musiała narozrabiać –
By tu trafić trzeba się naprawdę postarać.
Od razu większość chłopaków się zakochało,
Drzwi z toalet starannie zamykać zaczęło.
Towarzyszka chamska się jednak okazała
Oraz pracować za bardzo z nami nie chciała.
 
Minął miesiąc i ogłoszono czyn społeczny.
Kopać rowy musiał każdy młokos niegrzeczny.
Prace przedłużyły się nam aż do wieczora:
Przy sztucznym świetle pracowała nasza sfora,
Zasilanym z dość dużego generatora.
Pilnujący poszedł zapalić papierosa,
A nam od razu znudziła się więc robota.
Odwróciłem się trochę rozmyślać nad życiem
I nad tym, co będę znów robił pod prysznicem…
Nieopodal generatora sobie stałem,
Kiedy silne odepchnięcie nagle poczułem.
Odruchowo również tego kogoś popchnąłem,
Nim że to wyższa dziewczyna się zorientowałem.
Facetka na generator tyłem wleciała
I na domiar złego włosy w silnik wkręciła.
Usłyszałem okropny dźwięk jak darcie pasów,
Zagłuszony zaraz przez gamę różnych wrzasków.
Maszyna za włosy towarzyszkę wciągała,
A banda moich kolegów ją ratowała.
W końcu wyszarpnęliśmy ją ze szpon stalowych.
Nie znaleźliśmy nigdzie jej włosów skrwawionych.
Jej głowa była jedną pulsującą raną
Z zapłakaną, pośrodku, przerażoną twarzą.
Jej zsikane spodnie widziałem mimo mroku.
Pamiętałem pod prysznicem o tym widoku…
Natychmiast pomoc zdecydowałem udzielić.
Wiedziałem, że ranę trzeba szybko odkazić,
Więc flaszkę z napisem: „alkohol etylowy”
Wylałem prosto na jej krwisty czubek głowy.
Koledzy ledwo dawali radę ją trzymać,
Bowiem zaczęła przeraźliwie pokrzykiwać.
Widowisko przerwał dopiero pilnujący
Zaraz po tym jak potłukłem flaszkę niechcący.
 
Ze względu na to, że skalpu nie znaleziono,
Głowę dziewczyny na zawsze okaleczono.
Podczas rozprawy nie liczyła się łaskawość.
W sumie wszyscy stracili do mnie cierpliwość.
Lania jakie dostałem nie sposób opisać:
Po miesiącu mogłem jeszcze strupy zdrapywać.
Zostałem umieszczony w zakładzie zamkniętym,
Gdzie rozmyślałem nad własnym życiem poczętym.
Jak to jest, że mogę mieć pecha tak strasznego,
Że też wszędzie, gdzie jestem, stanie się coś złego?!
Podjęto decyzję, by mnie wysłać do wojska -
Surowe zasady, a atmosfera swojska.
Jaki więc będzie morał tejże opowieści?
W pędzącej maszynie niemal wszystko się zmieści…


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 14 października 2016

Cegiełka

Niczym nowym są dla mnie ciągłe zmiany szkoły.
Te same zawsze klasy i te same stoły.
I zawsze też znajdzie się jakiś wyższy chłopak,
Przez którego to zachowuję się na opak.
 
Ku przypomnieniu: pierwszy znieważył mnie w szkolnej szatni
I wygrał starcie w płomiennej rywalizacji.
Poniosłem wtedy za pożar odpowiedzialność
I miesiącami odczuwałem własną marność.
Zemściłem się dopiero na kuligu szkolnym.
Gdy Wyższy złamał nogi, poczułem się wolnym.
Trafiłem do szkoły, gdzie był oddział specjalny.
Tam, wielokrotnie przez kolegów podpuszczany
Zbiłem sznurem innego chłopaka wyższego
I na moją niekorzyść – upośledzonego.
 
Trafiłem z powrotem do mej szkoły pierwotnej,
Gdzie zacząłem od pierwszej przygody sromotnej.
Nie było tam już mego wyższego rywala
I z początku myślałem, że to dobra zmiana.
Pojawił się nowy – Amadeusz imieniem,
Który zwykł utożsamiać każdą szkołę z chlewem.
Na szczęście znalazł się on w innej niż ja klasie.
Byłem bezpieczny otoczon w kolegów masie.
Niemniej jednak kwestią czasu zaledwie było,
By coś złego z moim udziałem się zdarzyło.
Ktoś rozwiesił w kiblu nadmuchane kondony.
Nie wiedziałem właściwie czemu służyć miały.
Szybko ktoś jednak doniósł na Amadeusza
I na jego tyłku spoczęła rózga sucha.
Myślałem, że oto prawo i sprawiedliwość,
Co też spowodowało we mnie wielką radość,
Ale sprawy innym torem się potoczyły,
A problemy bardzo szybko się pojawiły.
Amadeusz rozpoczął szukać konfidenta,
A potrzebna była mu do tego przynęta.
Raz podczas przerwy Amadeusza ujrzałem,
Gdy spokojnie z grupą kolegów rozmawiałem.
On za to słuchał uważnie jakiegoś synka,
Który pierdolił trzy po trzy jak katarynka.
Ku memu zdziwieniu wskazał wnet palcem na mnie…
Amadeusz zaczął się zbliżać patrząc groźnie
I nim zdołałem jakkolwiek zareagować
Silny cios zdołał na mej twarzy wylądować.
Po chwili usłyszałem, że jestem kapusiem,
Konfidentem oraz tchórzliwym jak chuj strusiem,
A mój ojciec jest pijakiem oraz złodziejem.
Z początku myślałem, że zaraz stamtąd zwieję,
Lecz słowa Amadeusza w końcu dotarły
Oraz mój honor niemal na wylot przeżarły.
Prawdą to, że mój ojciec gorzołę uwielbiał,
Acz nigdy nie zdarzyło się, by coś rozkradał!
To oszczerstwo spotkać się z reakcją musiało.
Kilku kolegów natychmiast mnie podpuściło,
Żebym oddał Amadeuszowi z nawiązką
I to nie jakąś tam pierwszą lepszą gałązką.
Trwał remont szkoły i kilka cegieł leżało,
A w takim wieku za mądrze się nie myślało.
Zaszedłem zatem od tyłu Amadeusza
I zdzieliłem go w łeb cegłą tuż obok ucha.
Osunął się więc nieprzytomny na boisko.
Kumple klaskali i nucili „San Francisco”.
Nie trwała jednak długo radość i balanga.
Dość poważna była mojego czynu ranga.
Przybiegł wychowawca, a ja wciąż z cegłą w ręce
Zaklinałem się i tłumaczyłem zawzięcie.
Amadeusz krwawił na ziemi z tyłu głowy.
Po chwili cucił go już ratownik ostrożny.
Przyjechał radiowóz. Do dyrekcji trafiłem
I tam dopiero pierwszy raz się rozpłakałem.
Czy mój rywal przeżyje nie wiadomo było.
Co takiego do cholery we mnie wstąpiło?!
 
Zamknięto mnie w więzieniu na dwa dni i noce.
Ciągle marzłem przez dziurawe i brudne koce.
Milicjant nie pytał - tylko bił, przesłuchując.
Siedziałem dwie doby oskarżeń wysłuchując,
Lecz w końcu ze szpitala dobre wieści przyszły,
Gdzie pękniętą czaszkę leczył mój rywal wyższy.
Nie pamiętał nic z dnia, w którym doszło do bójki
I miał problem z erekcją – nie miał rano stójki.
Rodzice uznali, że lanie to za mało.
Myśleli nad czymś, co by mnie bardziej bolało.
Zabronili mi pół roku wychodzić z domu.
Trzymali mnie w schowku, nie mówiąc nic nikomu.
Ponadto, lali mnie rano oraz wieczorem.
Nie spotkałem się nigdy wcześniej z takim bólem,
Gdy ciężki, skórzany i złożony na pół pas
Trafiał w to samo miejsce już ponad setny raz.
Spełnił się mój koszmar zgodnie z wyrokiem sądu.
W mym poprawczaku brakowało nawet prądu.
Był za to nadmiar najgroźniejszych ciemnych typów.
Aby tam przeżyć trzeba było wielu chwytów.
To jednak materiał na następną opowieść.
Muszę kończyć i bryzgane kartofle dojeść.


liczba komentarzy: 0 | punkty: 0 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 10 sierpnia 2016

Deklaracja pracowitości

Panie inżynierze, me ciało daję w darze
Dla dobra budowy, poddaję je karze.
Pracy nie boję się ciężkiej
Dla dobra projektu, by wszystkim było lepiej.
Mą duszę Bogu i prezesowi oddaję,
Każdą cegiełkę majstrowi podaję.
Mieszam tynku, wnoszę belki,
Tylko nie tknij mej Anielki.


liczba komentarzy: 3 | punkty: 2 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 11 lipca 2016

Jutro zaczyna się dziś

Kolejny rok kaczyzmu, kolejna demonstracja.
Flagę biorę z domu. Czy czeka mnie kolacja?
Już na rynku czekają znajomi z "koryta".
Koledzy i szefostwo gorąco mnie wita. 
Koledzy z dawnych lat zostają zawsze w domu. 
Nie bawi ich to, nie mówią nic nikomu,
A niektórzy z nich stanęli przeciw mnie. 
Nie zamierzam jednak poddawać się, 
Choć oni stoją już na przeciw nas w kominiarkach
Z kijami budzącymi strach w niedowiarkach.
Oni już krzyczą i plują w naszą stronę. 
Milicja bierna, choć obiecała nam ochronę. 
Rozwijamy transparenty, zaczynamy skandować,
A pierwsze kamienie zaczynają lądować. 
Chowam głowę pośród kolegów wyższych. 
Spada zaraz grad butelek jeszcze szybszych.
Koleżanki ze straży pocięte szkłem zostają, 
A tłumy w kapturach patriotami się stają. 
Milicja rozpyla na nas gaz i zimną wodę, 
Choć styczniowy mróz zapewnia już ochłodę.
Dostrzegam wśród kiboli znajome twarze:
Byli ze mną w klasie, chodzili na garaże.
Teraz śmieją mi się w zakrwawioną twarz,
Choć nasza znajomość przeszła długi staż. 
Kolejne są kule - wciąż tylko gumowe
Na starych siniakach pojawią się nowe. 
A wieczorem w dzienniku prezes towarzysz powie:
Że najgorszej kategorii ludzie
Zaatakowali katolicką dziatwę stadionową
Broniącą suweren i konstytucję nową.
A my o tej porze już będziemy za kratami. 
Ostatki inteligencji staną się więźniami.
Więźniami "dobrej zmiany" ku chwale Putina,
A to wszystko to i tak "Tuska wina".


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły

Pavlokox

Pavlokox, 20 maja 2016

Grzałka

Starość nie radość – tak mówi przysłowie.
Niestety większość z nas o tym kiedyś się dowie.
Mając dziesięć lat, przy babci asystowałem.
Jak wygląda umieranie się przekonałem.
Babcia miała dziewięćdziesiąt lat ukończone
Oraz wszystkie kończyny sparaliżowane.
Na co dzień pielęgniarka się nią zajmowała,
Acz absencją rodzinę zmobilizowała.
 
Spędziłem kilka godzin w domu staroświeckim
Zbudowanym dawno temu w stylu niemieckim.
Był ze mną ojciec; za to matka była w pracy.
Babcia coś ględziła o pieniądzach na tacy.
W końcu zażyczyła, by podać jej herbatę.
Zwykle nie musiałbym prosić o pomoc tatę,
Ale okazało się, że czajnik nie działa.
„Pilnuj cały czas by woda nie kipiała”
Rzekł ojciec i starą, prostą grzałkę mi wręczył;
Wyszedł po czajnik, by nikt się później nie męczył.
Nalałem wody do babcinego garnuszka,
Wsadziłem grzałkę i włączyłem obok łóżka.
Nic się nie działo, wtem do drzwi ktoś zadzwonił.
Na korytarzu ojciec z pasem dziecko gonił.
Poruszyła mnie ta scena, alkohol wyczułem
Oraz natychmiast w obronie dziecka stanąłem.
Przez kilka minut uspokajałem pijaka.
Nie myślałem, że dopiero czeka mnie draka.
Przypomniałem sobie wtem o nieszczęsnej grzałce.
Ze strachu zdrętwiały mi nagle wszystkie palce.
Czym prędzej popędziłem do babci mieszkania.
Zza drzwi usłyszałem rozpaczliwe wołania.
Gryzący dym uderzył mnie w oczy i w gardło.
Podmuch spowodował, że mleko z okna spadło.
Na babcinym łóżku kołdra się zapaliła,
A biedna staruszka charczała i się wiła.
Postanowiłem zacząć tłumić ogień kocem.
Nie dało się w ogóle wygrać z tym gorącem.
Wtem, grzałka gdzieś na podłodze eksplodowała.
Rozgrzana spirala na babci lądowała.
W panice, z krzykiem wybiegłem z tego pokoju,
A na klatce upadłem na jakimś wyboju.
Wtedy na szczęście wrócił mój ojciec z czajnikiem.
Gdy wyczuł pożar, rzucił z zakupem koszykiem
I popędził ratować nieszczęsną babinę.
Szybko dostrzeżono moją poważną winę.
Ojciec wyniósł starą kobietę pod pachy,
A mi zapowiedział, że czekają mnie pasy.
Prosto do ambulansu ją zapakowano
I z piskiem opon na sygnale odjechano.
 
Gdy mieszkanie już przewietrzyła straż pożarna,
A babcia w szpitalu była operowana,
Nawiedził mnie własny ojciec z kablem od grzałki.
Cała okolica słyszała moje wrzaski.
Kazał mi sobie przemyśleć odpowiedzialność.
Bez kolacji zasnąłem odczuwając marność.
Śniła mi się babcia w czarnej masce i stroju,
Tnąca ognistym mieczem wielkie kupy gnoju.
Dobre wieści przyszły ze szpitala już rano.
Jeszcze z wielu urodzin babci się cieszono.
Musiała jednak leżeć w specjalnym gorsecie.
Dałem jej później „Gwiezdne Wojny” na kasecie.
Tak mi się po prostu z tym filmem skojarzyła.
O dziwo też bardzo chętnie go obejrzała.
Jaki więc będzie morał tejże opowieści?
Bądź ostrożny, bo Cię prąd lub ogień popieści. 


liczba komentarzy: 0 | punkty: 1 | szczegóły


  10 - 30 - 100  



Pozostałe wiersze: Cudownych rodziców mam..., Fala, 25 batów za nic, Morskie Oko, W Polsce jedyny prawdziwy, Adrian, Geneza, Mój ojciec: Pewnego jesiennego wieczoru..., Muszę wam coś o sobie powiedzieć..., Przebudzenie wiosny, Ojczymie, Komórka z kamerą, Maleńki stosik, Mumia, Mój ojciec: Dzień Dziecka, Niedziela handlowa, Księżniczka plantacji II: Ostatni ucałunek, Księżniczka plantacji, I tak dobrze, że nie mieszkałem w Norwegii. Dekadę później, I tak dobrze, że nie mieszkałem w Norwegii, Ga-Pa, Hulejnoga, Nie powiedziałem więcej nikomu, Głupi wiek, Matka i automobil, Akumulator, Dziadek mróz, Łoj! Babina wpadła do ogniska!, Plantacje, Działka, Ojczym na materacu, Braciszek, Święty Mikołaj, François Ravaillac, Brunatne szambo zalało syreny, Góral, Uroczysty Dzień Komunii, Prawicowiec, Achtung!, Liczniki, Wychodek, Kulig, Awaria dźwigu, Wyższy X: Globus, Błędy młodości, Wyższy IX: Niższy, Wyższy VIII: Jedzie pociąg z daleka, Latarnik (na podstawie noweli Henryka Sienkiewicza "Latarnik"), Chłost Anna, Wyższy VII: Biwak Zapałowicza, Ojczym, Średniowiecze. Epizod II, Średniowiecze. Epizod I, Wyższy VI: Finał, Świniobicie po ciężkiej nocy, Wyższa, Cegiełka, Deklaracja pracowitości, Jutro zaczyna się dziś, Grzałka, Polityczny diss - na Marka G., W szatni, Kulig, Chłopiec z zapalniczką, Drakońska wymiana, Drakońska wymiana, Młody, Kamienna twarz wielebnego, Awantura o Basię, Porachunki za wschodnią granicą, Chluśniem bo uśniem, Peron, Oko za oko. Barszcz za barszcz, Wszyscy jesteśmy Chrystusami, Wyższy (na podstawie powieści Hanny Ożogowskiej "Złota kula"), Rozalka (na podstawie noweli Bolesława Prusa "Antek"), Anielski barszcz, Bieszczadzki barszcz, Słowo o antysemityzmie, Gdy przeglądam czasami podręcznik z historii,

Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1