17 lutego 2025

Utkany z przypadku cz.4

Uwaga, treść 18+



– Nie chciałem – mówię to bez przekonania, raczej na odczepnego. Co ona sobie wyobraża, że może tak po prostu o to zapytać? Głowa mi pęka, alkohol daje o sobie znać. To w końcu dawka, która zabiłaby pluton wojska. Swoją drogą, nie na darmo wstrzykiwali we mnie wszystko co tylko wymyślili. Niektóre szczepionki nie były testowane nawet na szczurach. Śmieszyły mnie ostrzeżenia, które musiałem podpisywać. I te miny, gdy udawałem wahanie.
– Chciałeś – wstaje i podchodzi do mnie. Zbyt blisko jednak. Pod szlafrokiem wyczuwam żywe ciało, krew, która wypełnia tętnice, naprężone sutki i ten grząski teren w podbrzuszu, cipa nakręcona fizjologią, bezrozumna meduza, nasiąknięta mądrością przyrody, złowionych krabów, owadów i motyli. Kobieta to samo zło, które smakuje najsłodziej, gdy prosi o łaskę. – Widziałam jak patrzysz, chłodno rozważasz sposób w jaki mam zginąć, pewnie nie wiedziałeś, że czytam ci z oczu. Jesteśmy z tego samego pnia, można powiedzieć jestem twoim odbiciem. Nieudanym. Może dlatego miałeś mnie zabić.
– Chodź tu – przyciągam ją do siebie, wie, że jest za późno na unik, wie, że obudziła coś czego nie zamierzała. Odpycha mnie, ale nie wierzy w to co robi. Wsuwam dłoń pod szlafrok i ściskam pośladek. Jest twardy jak skała, Jezu, to ona, teraz czas nie ma znaczenia, już nie.
– Śmierdzisz – syczy mi prosto w ucho i wygrywa. – Nie czujesz jak cuchniesz?
Puszczam ją tak gwałtownie, że pchnięta niewidzialną siłą ląduje na kanapie naprzeciwko. Zdezorientowana próbuje się pozbierać, widzę jej nagą cipę i małe cycki, które równie dobrze mogłyby należeć do faceta.
Nie wiem jak, ale zgasło wszystko co mnie pobudziło, poczułem niechęć do siebie, że dałem się wmanewrować w sytuację taką jak ta. Kurwa. Co za kurwa!
– Masz rację – wstaję z trudem, jak się zaraz nie odleję to zaszczam tu wszystko. – Idę do kibla.
Trzymam się ściany, pochylony ze spuszczonymi gaciami leję, nie widać końca. Morze wódki wylewa się ze mnie jak wodospad. Zaraz się zrzygam. Co ja tu robię?
Próbuję zapiąć rozporek, gdy ona wchodzi do łazienki jak gdyby nigdy nic, siada na krawędzi wanny i odkręca krany. Widzę jak dłonią sprawdza temperaturę i wsypuje do wody jakieś kolorowe sole.
– Nie bój się, to tylko sól – patrzy, jakby widziała niesforne dziecko. Głupia pinda. – I się nie wstydź. Jesteś wrakiem i ja to wiem. Ale nie musisz cuchnąć.


Wanna, słowo klucz ludzkości – czystość jest tak umowna jak brud, a jednak dwunożne istoty, zwane dumnie homo sapiens, upodobały ją sobie jako wyróżnienie w świecie zwierząt, coś co wynosi na piedestał, naznacza władzą, daje poczucie wartości. Samiec nie czuje już zapachu napalonej cipy, bo ona pachnie tylko mydłem. Samica nie czuje zapachu spoconego faceta, którego jedyną myślą po zwycięskiej walce z wrogiem jest wielkie rżniecie, a wymytego lalusia, który podnieca się samym sobą. Odwrócenie piramidy dobrego jebania zamazuje cel, przyczynę, dla jakiej dostaliśmy zdolność odczuwania chuci, podniecenie sprowadzono do tabletki na migrenę. Nawet wódka smakuje jakoś inaczej. Gówniany jest ten świat.
– I jak? – Stoi naga w drzwiach łazienki i patrzy, jakby wiedziała co myślę. – Te sole pozwolą ci się zrelaksować. Spokojnie. Nie ma tu żadnej pułapki. Jesteś u mnie. Ja nie zabijam gości.
– Pieprzysz. – Jedyne co mi przychodzi do głowy to pytanie; czy dobrze, że tu jestem czy nie. Jest cholernie chuda. – Co ty, kurwa, masz anoreksję?
Wybucha śmiechem i to mnie uspokaja. Kiedyś tak właśnie robiła moja matka. Biegałem po łące, nagi, mały skrzat, a ona rzucała we mnie kwiatami i się śmiała. Jakby świat oszalał! Rozwierała ramiona na wiatr i krzyczała, że kiedyś to wszystko będzie moje… tylko moje.
– Nie podobam ci się? – W jej oczach czai się strach. Nie wiem dlaczego, ale odczuwam niesmak do siebie. Niepotrzebnie to powiedziałem. Zaczynam gubić się w tej grze, jutro na pewno mnie tu nie będzie. Niech pieprzy się sama w tym kurewskim mieszkanku.
– Posłuchaj uważnie – ze zdziwieniem zauważam, jak mój kutas budzi się do życia, cały w mydlinach wygląda śmiesznie, peryskop na oceanie lodowatym byłby dużo bardziej wiarygodny. – Jestem tu, bo chwilowo nie mam gdzie iść. Zaprosiłaś mnie, choć nie wiedziałem o twoim istnieniu. I nigdy bym się nie dowiedział, gdybyś nie przylazła. Mówisz, że cuchnę. OK. Może masz rację, nie powinienem w takim stanie włóczyć się po okolicy. Nic do ciebie nie mam. Umyję się i prześpię na kanapie. Rano mnie już nie będzie. Dlatego nie zawracaj sobie dupy tym, czy mi się podobasz, czy nie. To nie ma znaczenia. A swoja drogą, dlaczego kurwa jesteś taka chuda?
Bez słowa podchodzi bliżej, coraz bliżej, i już wiem co zamierza. Patrzy z drwiną na czubek mojego kutasa i wchodzi do wanny. Widzę jej płaski brzuch, napięte uda, oczy bez cienia strachu. Jest nade mną, rozkraczona jak wszechświat, kurewski i ciemny, jej podbrzusze niebezpiecznie blisko mojej twarzy i dłonie w moich włosach. Przyciąga mnie do siebie, a ja nie chcę się bronić przed czymś, co i tak nastąpi. To nie ma sensu.
– Dalej to cię podnieca? – Słyszę jak zmienia barwę głosu. Czuję jak paznokcie orają mi skórę głowy, powodują, że niczego już bardziej nie pragnę, niż jej.

– Nie patrz tak! – Krzyczy i puszcza moją głowę, która jak napięta jak struna gwałtownie odchyla się w tył.
Rzucony ręcznik zakrywa mi twarz. Ciemność.
Czuję ciepły strumień na piersiach, ramionach, brzuchu.. Tak! To lubię. Budzi się zwierzę, eksploduje wściekłym podnieceniem, żądzą krwi. Zamorduję, suko!
Zrywam ręcznik i rzucam w kąt. Widzę jej triumfujący uśmiech. Wie co robi, droczy się, bawi z bestią wiedząc, że ta chwila należy do niej. Nakierowuje prysznic i czuję, jak woda omywa mi całe ciało. Tego jest za wiele. Przywieram do niej ustami, językiem smakuję morskich alg, specyficznego koktajlu z piekła rodem, który wylewa się z wnętrza ziemi, lawa utopiona w bagnie ma lepkość meduzy. Uwielbiam to. Moje życie zaczęło się i skończy na tym smaku i zapachu. Skąd ona to wie? Sto lat temu znalezione majtki, mojej przedszkolanki, wprawiły mnie w osłupienie, które trwa do dziś. Później było tylko gorzej. Zdziwienie w oczach dawało dodatkowa podnietę. – Naprawdę byś to zrobił – słyszałem zbyt często. Głupie pizdy. Tak bardzo chciały, ale niczego nie rozumiały. Nie urodziłem się, by je zaspokajać, ale po to, by zapłodnić cały świat, te wszystkie pustki w głowach znudzonych dam wkurwiały mnie na maksa, gdzie są te inteligentne, świadome swojej kobiecości suki. Na parkiecie świata królowały lalki z metra cięte, brunetki opalone w solariach, miały w sobie moc pieców krematoryjnych, pachniały popiołem dawnych czasów. Rzygałem na samo wspomnienie. Obcinałem głowy i rzucałem psom na pożarcie.
– Lubisz to – słyszę i rozkraczona wielka kurtyna unosi skrzydła, orkiestra tusz, oklaski, a ja znowu zapominam roli.



___________________
mam nadzieję, że ktoś kiedyś zamieni te wulgaryzmy na coś bardziej strawnego...




Regulamin | Polityka prywatności | Kontakt

Copyright © 2010 truml.com, korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu.


kontakt z redakcją






Zgłoś nadużycie

W pierwszej kolejności proszę rozważyć możliwość zablokowania konkretnego użytkownika za pomocą ikony ,
szczególnie w przypadku subiektywnej oceny sytuacji. Blokada dotyczyć będzie jedynie komentarzy pod własnymi pracami.
Globalne zgłoszenie uwzględniane będzie jedynie w przypadku oczywistego naruszenia regulaminu lub prawa,
o czym będzie decydowała administracja, bez konieczności informowania o swojej decyzji.

Opcja dostępna tylko dla użytkowników zalogowanych. zarejestruj się

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1