26 november 2016
kumulacje
kolejna niedziela wypychana za drzwi
stawia opór już w porze obiadu pomiędzy parującym rosołem
a stertą ziemniaków koniecznie w plastrach i z koprem
najgorsze przychodzi później
tuż po szesnastej noc spada na dach
rygluje drzwi usta wtedy zaczynam się dusić
wyciągać zza szaf bezgłowe lalki i misie
z rozprutych szwów sypie pierwszy śnieg albo popiół
więc schylam głowę choć żadnej modlitwy
nie pamiętam niczego co mogło przesunąć horyzont
o tych kilka słów za daleko
dlatego wygrzebuję wyblakłe listy i róże
szeleszczące sreberka zmieniają się w korony
spadające z głów przy byle podmuchu
przymykam oczy i lecę poprzez czas szczeliny
pod powiekami skąd widać już niebo
znów wszystko ma twój głos dłonie
przepuszczają przez palce słońca czasem nawet księżyce
i wtedy zawsze jest pełnia
wsiąka w prześcieradła i ściany podrapane przez gałęzie
wystukują nam rytm zza okna
30 may 2025
wiesiek
29 may 2025
wiesiek
28 may 2025
wiesiek
27 may 2025
wiesiek
25 may 2025
wiesiek
24 may 2025
wiesiek
20 may 2025
wiesiek
13 may 2025
marka
13 may 2025
marka
13 may 2025
wiesiek