M.W. Bonk, 23 july 2010
Oniemiałem z wrażenia i ocipiałem z zachwytu
Oto dorodny wielokształtny meteoryt zaczyna cumować do Ziemi
Oto długo zapowiadany koniec ery dobrobytu
Ostanie się jedna jedyna osoba na tym padole a będzie nią
pewna nauczycielka chemii
Zanim jednak padnie imię z prędkością światła rzucanego
przez świeczkę
Zbliżę się do okna by powitać szopa pracza udającego że robi
wiosenne porządki
Zezowatymi ślepiami uśpię zwierza który przypuszczalnie ma
cieczkę
Zasada głosi by w takich chwilach najlepiej podlewać grządki
Ale co zrobić gdy woda obróciła się w popiół z którego
rzekomo powstać miała
A krety usiłujące nie spać pod powierzchnią wychylają
stroskane łby jak peryskopy
Albo po wichurze i gradzie meteorów moja zasłużona konewka
się roztrzaskała
Ah oh i tym podobne zawsze zwykły przynosić na pęczki
kłopoty
Razu pewnego kiedy słońce było żółte a nie rozpalone jak
paczka fajek
Roznosiłem ulotki o nieuniknionej katastrofie wywróżonej
przez uczonych
Rozbawieni wszyscy święci i ladacznice spod kolumbryny
odrzuciwszy już okres bajek
Rozwalili mój rower błyskawiczny oraz obdarzyli zdrowym
tytoniowym śmiechem
Astronomom wierzono gdy złorzeczyli i koniec wieścili jak
triumf w pokera
Alfonsom zawierzano nawet jeśli z majtek wystawał nie
pasujący do układanki element
Ale dlaczego moje wyśnione proroctwa wzięła w garść cholera
Anty życiowa prawda na kwadrans przed Armagedonem sprzedawana
jako zbędny suplement
Za wszystkich którzy nie wierzyli w ulotki rozpowszechnione dzięki
sieci kiosków ruch
Za niedowiarków rzucających błotem i plujących kwasem na
zasady
Zanim nastąpił wybuch
Zrobiłem sporą kupę lecz bez przesady.
M.W. Bonk, 19 july 2010
To nie prawda co mówią gdy cię nie ma
Nawet anioły nie są wieczne
Gdy odchodzisz nic się nie zmienia
Gdy odchodzisz zostają słowa wdzięczne
Bo z tego co wiem to w niebie włada przestrzeń
Obojętna nawet na ciała niebieskie
Tam cisza i spokój w pierwszym rzędzie
Już za tobą to co sielskie
Uczono mnie jak mam żyć
Wiecznie pytano dokąd chcę iść
Tu gdzie jestem nie mam wątpliwości
Zostają po nas gołe kości.
M.W. Bonk, 26 july 2010
Już od godziny albo i dwóch
Zbiera się na mocz
I jak pędzący pług
Wybiegnę i ukarzę swój krocz
U podstawy gęstej mgły
Wylewa się złoty strumień
W dobrobycie toną muchy
Aż w końcu runę
Wkomponowany w zieleni gryzę piach
Zaskoczony trawą w zębach
Krzyczę niah bleh ciah fuu niah
Zrazu przypomniała mi się kolęda
Której słów nie pamiętam
O jutrzence na kolanach modlitwa
Oooo godzina przeklęta
Kieliszek za kieliszkiem to gonitwa
Opustoszała przeźroczysta butla z tlenem
Runąłem w zieleń
Tu, pod gołym niebem
Jak upolowany jeleń.
M.W. Bonk, 26 july 2010
Postrzępione nerwy
W pośpiechu kołacze serce
Spacer na krawędzi to już nie to
Jasne błyski w szarą noc
Boski gniew
Płacz, nie krew
Na rogu ulicy śmierć
Dziecko w szacie łotra
Bezkarny grzech
Uwięziony w jeden gest
Opluwany przez zgiełk
Z nocą we dnie
Łata na sklepieniu kolana
Zakamuflowana twarz anioła
Bezimienny w kolejce po chleb
Zatarte poczucie godności
Wstyd wyryty w podświadomości
Ugodzona niewinność
Poślubiony swemu cieniowi
Z głową na poduszce
Pusty dom
Wąż sączący jad
Owoc narodzinami zła
Ojciec i matka wyzbyci z praw
M.W. Bonk, 27 august 2010
Ojcze drogi
Oto ja, Twój syn ubogi
Podziel się majątkiem, nie bądź sknera
Przecież wiesz, każdy zaczyna od zera
Tyś na początku sam jak palec we wszechświecie
Teraz jam samotnie jak kostka w klozecie
Jeśliś dobrym ojcem to obdarzysz mnie krociami
Jeśli nie, to zobaczysz jak kolejny Twój syn się marnotrawi
Nie, to nie groźba stary pierniku
Nie mniej jednak ostrzegam,
Mam już głowę w piekarniku.
M.W. Bonk, 25 august 2012
Jesteśmy parą tańczącą na tafli gorącej kawy
Rozgrzani do czarności zahartowani białym chłodem
Przepełnieni tą urokliwą goryczą czasem mieszamy ją szczyptą słodyczy
Wmieszani w wir szukamy równowagi
Poimy się nią wzajemnie – łyk po łyku
Przepełnieni ciepłem już w drodze do przełyku
Lecz krótka jest ta droga od zachwytu do skowytu
Tak łatwo oparzyć się z niecierpliwości
Uleganie emocjom powoduje wewnętrzne obrażenia
Nie śpiesz się! Poczekaj aż fusy usną na dnie filiżanki
Ciemność łagodnie je kołysze mrucząc kołysanki
Aż z mlecznej poświaty nie wynurzy się przynęta
Ta cisza, ten spokój – to największa zachęta
Nie wzburzeni falami powoli kończymy nasz taniec
Rozmywamy się i nikniemy
Jak kamienie rzucone na szaniec.
M.W. Bonk, 27 july 2010
Gdzieś na szczycie ziemi, u
podnóża nieba
Tłoczą się nasze myśli jak dym z
kominów
Nieczystość zabrudza błękit,
szara mgła niespełnienia
I jak zamknięty w klatce ptak,
bezszelestnie
Zbieram się na płacz
Zamknięci w przestrzeni bez słów,
krajobraz bez widoków
To nieurodzajna ziemia naszych
gestów
Gdzie każdy człowiek to swój
własny pług
Marzenia to bezcen w sejfie,
życia szyfr
Czekam na cud
Gdzieś pomiędzy ziemią a niebem, z
tłumu snów
Wyłoni się ten, co przyjdzie na
świat
Wznieci nadzieję, uśmierzy czas
I jak zamknięty w klatce ptak,
uwolni się,
Poczuję wiatr.
M.W. Bonk, 4 november 2011
Już mnie nie piecze, gdy się cieszę
Zapominam, że gdzieś w tle było źle
Jak po przebytej chorobie, wyszedłem ze snu
Z tej pościeli w grobie
Za kotarą wspomnień gdzie konferansjer zawsze jest pijany
Przyodziewam kostium, kładę make-up, staję się rozpoznawany
Jeszcze chwila i wyjdę na scenę
Cień nareszcie oderwie się od ściany
Przygotujcie gromkie oklaski
Jeśli nie, cóż, obejdzie się bez łaski
Nazajutrz będzie głośniej od bomb
Wieści rozchodzą się szybciej niż tanie buty
Już widzę jak mnie krzyżują bez możliwości pokuty
Krzyczą i skandują jaki z niego głąb
Szydzony, oskarżony, uznany za winnego bóg wie czego
A niewiarygodnie mi lekko i nie żywię urazy
Nie ma tego dobrego bez pomocy złego
Niech napawają się smakiem odrazy
To prawda co mówią -
Życie maluje przedziwne obrazy
Czasem pragniesz wyskoczyć z płótna i trochę się rozmazać
Bo bez wiatru nie ma ekstazy
M.W. Bonk, 9 december 2015
Nie lubię gdy trawi mnie tłum
Połknięty zawinięty zwój
Podpisany w piwnicy zamknięty w słój
Jedna suma wszystkich sum
W korytarzu myśli sen mi się przyśnił
Białe światło czy czarna dziura
I tak skończysz jako konfitura
I boli głowa od natłoku myśli
Myślę słowo więc jestem
Słowem mówię w mej głowie
Więcej widzę w milczeniu niż w mowie
Każdy głupiec to powie
Nie słowem a gestem
Mówią że byłem i jestem to i będę
A ja patrzę i widzę i nie chcę
Jak przecinek w zdaniu o szturmie na twierdzę
Choćbym myślał i mówił i chciał to i tak nie zdobędę
Sam sobie samemu wchodzę w ten system
Tysiące takich samych sobie roi się w głowach
W jednym rzędzie różnych istnień
Sami sobie w okowach westchnień
M.W. Bonk, 14 february 2015
To ja, to ja
Zaspałem na świat
Moje opóźnione przyjście
Zostawiło mi tylko jedno wyjście
Od dzieciństwa wychowany w nienawiści nauczono mnie liczyć tylko korzyści
Bez trosk i skrupułów przedzieram się przez rzesze tłumów
Przez okno patrzę jak inni ludzie toną w tego świata brudzie
Od małego byłem nieznośnie spokojny
Jednak w szkole nabawiłem się poważnych obrażeń głowy
Teraz mówią o mnie w mieście, że „chyba musiał wrócić z wojny”
Jeśli masz z tym problem to zapraszam do zabawy, jestem gotowy!
W mojej męskiej torebce na przybory niezbędne trzymam gaz pieprzowy
To ja, to ja
Zaspałem na świat
Mój pierwszy grzech to ociąganie
Ale ja tak bardzo kocham spanie
By nadrobić owe dni stracone w matki łonie
Żyj ę w dwóch miejscach jednocześnie
W jednym woda zamarza, w drugim ogień płonie
Oh, gdybym tylko zbudził się wcześniej!
Każdego dnia tuż przed południem wznawiam systemy życiowe
Zaspokajam potrzeby i przenoszę się w życie cyfrowe
Chroniony tajemnicą haseł jestem silniejszy niż w realnym czasie
Za pomocą siły perswazji jestem w stanie uciec się do każdej fantazji
Zamknijcie wszystkie okna i schowajcie się po kątach
Krzyż w prawym górnym rogu pokoju wszędzie przypomina o nieuchronnych końcach
Oto ja, to ja
Spóźniony na świat
Może gdyby nie zmieniony znak zodiaku
Miałbym ograniczony dostęp do obydwu światów
Teraz świat goni do przodu, a ja z nim na piątym biegu
Łokciami zataczam coraz szersze kręgi
Zrobię wszystko byle z dala od nędzy
To ja, to ja
Zgubiłem dzień, dwa lub pięć
Zrobię wszystko by nadrobić ten czas
Zrobię wszystko by oszukać śmierć.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
15 may 2024
Studying LifeSatish Verma
14 may 2024
1405wiesiek
14 may 2024
NonethelessSatish Verma
13 may 2024
1305wiesiek
13 may 2024
I Write With Red InkSatish Verma
11 may 2024
Everything Is BlackSatish Verma
10 may 2024
Wielki wypasJaga
10 may 2024
Tangerines SingSatish Verma
9 may 2024
0905wiesiek
8 may 2024
0805wiesiek