
Sztelak Marcin, 13 june 2017
Świt.
Umęczone dziwki wracają do domów.
Co niektóre jeszcze marzą
o księciu z bajki. Większość
o śniadaniu.
Tymczasem pomyleńcy wróżą z kształtów
wyrzuconych szmat.
Wierząć w los wciąż plują na wiatr.
Czasami wznoszą modły o gorzki chleb
i ostatni w życiu dotyk
czułych rąk.
Później jest noc.
Zapach wydzielin przenika
na wskroś.
Kamienie stygną,
potępieni prorocy wygrzebują resztki
drobnych.
Większość śpiących szczęśliwie
dobrnie do końca.
Świt.
Sztelak Marcin, 12 june 2017
Z braku duszy nieśmiertelnej
zadowalam się ogryzkiem jabłka.
Przeżuwam dokładnie, jedyny posiłek
straceńca.
Pod szubienicą zasadzę pestki, wyrośnie,
tworząc cienistą aleje.
I stosy gnijących owoców.
Chyba że ktoś napędzi wina,
będziemy się nim raczyć,
aż do upodlenia.
Wtedy upadnę, bełkocząc wiersze
bez związku.
W końcu nad głową zaszumią
nogi wisielców, dojrzałych na czas.
A później już tylko zgliszcza i przesiewanie
popiołu w poszukiwaniu fragmentów
świętych ksiąg.
Lecz wszędzie będą tylko świeże tropy
czterech jeźdźców. Wypalone na skórze
martwych miast.
Satish Verma, 12 june 2017
Talking to bougainvilleas,
one day I will cut my tongue.
Why the beautiful bracts were
protecting the trivial seeds?
The flowers started clicking
to deliver a white god to a black
temple. Human shield was to
avenge the enemy beyond the infinity.
Below the ashes what were you
trying to find out in dark?
The cancer? It was eating away
the vitals of an orphaned fruit.
The predator had become the
prey, drawing the sheet of
blood on the moon. The birds
were leaving the tree.
Sztelak Marcin, 11 june 2017
Wlane kontrasty palą żywym
srebrem, przekornie milczę,
mimo ciśnień.
Śródczaszkowych, pomiędzy oczodołami
a ciemieniem, niegdyś miękkim.
W zapomnianych czasach wyjścia.
Na ląd, zbyt rozległy
jak na pierwszy niepewny
krok.
Chociaż pomiędzy nim a następnym
przyszłość. Chrzęści wciąż
mielona na papkę słów.
Kontrast spływa, kolejny oddech.
Satish Verma, 11 june 2017
You go for a daily ritual
to water a passion tree;
for greasy palms of petals of
lewd figures.
Always had a goddess
in young days,
now you are trying to find an
erogenous zone in searing heat.
It ia not raining. The impact of
instant romanticism. The past
throws the virtue in vain. Terror
had been benevolent.
The beasts and flowers, endless
friendship of strippers. The holes
are widening in the sky asking
for the blasts to go for ever.
Sztelak Marcin, 10 june 2017
Dziecko tkwi we mnie ostrym
wspomnieniem. Składam ofiarę
na ściernisku.
Plamki czerwieni znaczą gasnące
tropy żeńców. Przeszli
przez horyzont, milcząc.
Tylko sierp
księżyca lśni na ustach,
półotwartych do modlitwy.
Nie będzie wysłuchana w czas
rozwiązań. Ostatecznych.
Dziecko rozwiera
dłonie.
Płaczemy już razem,
nad plonem tej ziemi. Zamarzniętej
na proch.
Łapczywie chłonie
przekleństwo.
Aż po kość.
Satish Verma, 10 june 2017
A hundred pounds bite.
It was a matter of faith
with copperhead.
A maddening silence
dodging the window,
where the moon sits.
The peril will always stay
reneging, of the big space
for next victim.
Quaint feeling persists.
Of shearing the clouds
to knit a bright Venus.
The eventual escape.
To be the name
on a bloodied sword.
Sztelak Marcin, 10 june 2017
Przed podróżą zawijam kanapki
w łatwopalne rękopisy.
Z już nieistniejącego indeksu
filozofów, niepewnych bytu.
Walizki zjedzone przez myszy — rzeszoto,
rzeczy upycham w reklamówki,
które się nie rozłożą. W możliwym
do przyjęcia czasie.
Czekam na pociąg, spóźniony
o całe stulecie. Z nudów spożywając
alkohol — publicznie,
z nieżyjącym zawiadowcą.
Ten jednak nie chce odgwizdać początku.
Upodlony zasypiam w poczekalni,
ze mną inni podróżni. Też martwi.
Rano śniadanie, ale chleb przesiąknięty
mądrością. Oczywiście umiłowaną.
Więc toasty — za szczęśliwą, rychłą.
Ale nic z tego, ostatni skład odszedł,
na złomowisko.
Pora wracać, na szczęście dojrzałe
jabłka znów kuszą.
Satish Verma, 9 june 2017
Listening to a gleaming
word whole life
and finding its meaning at
the fag end.
And you are in thrall
to a sinful pleasure.
The yearnings
of a small Pteris,
which drinks arsenic daily
to rescue a withering smile.
A poem sings to me
under a lantern, when a
storm was raging to roil
the blue birds of imploring peaks.
It looks into your eyes
to find the answer
of complete shutdown
of cotton feel.
Sztelak Marcin, 8 june 2017
Zamykam obwód, porażenia dobrze wpływają
na strukturę rzeczy.
Widzialnych.
Chociaż dookoła tyle zjawisk
pogodowych, że zaczyna brakować
pojemników do przechowywania
cudów.
Takich jak przejście na drugą stronę
okna. Zasnutego pajęczyną
nieprzepuszczającą odbitego światła.
Jednak pod skórą wciąż pulsuje,
na nic codzienne wypalenia.
Chociaż ból zasklepia nienasycone
poranki.
I wieczory zagęszczające siatkę
prądów. Błądzących
w zapomnianych słowach, niespełnionych.
Terms of use | Privacy policy | Contact
Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.
30 december 2025
wiesiek
30 december 2025
Jaga
29 december 2025
wiesiek
28 december 2025
wiesiek
27 december 2025
marka
27 december 2025
marka
27 december 2025
marka
27 december 2025
marka
27 december 2025
marka
27 december 2025
wiesiek